lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 3 (3/2005)
19 kwietnia 2005


5:0 Z UNIĄ TCZEW, 2:0 Z WARTĄ POZNAŃ

Zapach awansu

Z każdą wiosenną kolejką sytuacja Lechii w tabeli wyglądała coraz lepiej, choć dystans do lidera z Torunia nie zmniejszał się choćby o centymetr. Tymczasem w dwóch ostatnich spotkaniach TKP zdołało podwoić liczbę doznanych przez siebie w tym sezonie porażek. Bliżej pierwszego miejsca byliśmy tylko po pierwszej kolejce jesieni.

STANISŁAW ŻEMOJTEL
Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11119/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Środowy mecz z organizacyjnie rozbitą tczewską Unią okazał się świetną okazją do podreperowania bilansu bramkowego, długo nie wskazującego na to, iż mamy w Gdańsku do czynienia z kandydatem do awansu. Oczywiście po wpakowaniu rywalom pięciu goli, który to wyczyn pozwalał popaść w błogi stan przekonania o wielkości naszej drużyny, przez niejedną głowę przemknęła również myśl czy to nie my, a tczewianie odbiegają poziomem od reszty ligi. Choć faktycznie Unia zaprezentowała się przy Traugutta fatalnie, to jednak na wiosnę nikt z nią jeszcze wyżej nie wygrał.

W przerwie zimowej mniejsze lub większe kontrowersje wzbudziło wypożyczenie do naszych środowych rywali Przemka Urbańskiego, potęgowane doniesieniami o jego zwyżkującej formie prezentowanej w sparingach. Jak się okazuje była to jednak słuszna decyzja i duża szansa dla "Dolnego" na odbudowanie formy na III-ligowym froncie, w obecnej dyspozycji bowiem w Lechii nie miałby na to najmniejszych szans. Kolejną słuszną decyzją okazało się zaś zatrzymanie w Gdańsku Jakuba Bławata, również przymierzanego do wypożyczenia do Tczewa. Wydawało się bowiem, że przy tej ilości napastników pozostających do dyspozycji trenera Kaczmarka, nie powącha on nawet ławki. Kontuzje Wiśniewskiego i Rusinka dały mu jednak szansę, której nie zmarnował.

Potrafił bowiem w ciągu 25 minut spędzonych na boisku w meczu z Unią, aż dwukrotnie przypomnieć się gdańskiej publiczności przedniej marki bramkami. Realnie jednak patrząc, by wygryźć ze składu powracających do zdrowia wyżej wymienionych, podobną skutecznością musiałby popisywać się praktycznie co mecz, w innej sytuacji pozostaje mu pogodzić się z rolą jokera w trenerskiej talii.

Prawdziwym testem wartości drużyny była jednak potyczka z poznańską Wartą, który to ku radości z meczu na mecz coraz liczniejszej widowni przeszliśmy obroną ręką. Skład poznaniaków predestynuje ich do walki o najwyższe cele i choć ich strata do czołówki była z początkiem rundy jeszcze większa niż nasza, po cichu ciągle liczyli na włączenie się do walki o awans. Plany te stawały się coraz bardziej realne wraz z seryjnie gromadzonymi punktami, a do złapania wzrokowego kontaktu z czołówką wystarczało im pokonanie jedynej dotrzymującej im kroku wiosną drużyny, czyli Lechii. Mimo jednak najszczerszych chęci deklarującego wygraną trenera przyjezdnych Jarosława Araszkiewicza, na biało-zielonych w Gdańsku nie ma wiosną mocnych. Dość powiedzieć, że Mateusz Bąk nie dał sobie w ciągu czterech kolejnych meczów rozgrywanych przy Traugutta strzelić choćby bramki. Mimo porażki oddać jednak trzeba gościom, że tak dobrze zorganizowanego zespołu przeciwnika jeszcze nie dane nam było w tej rundzie oglądać. Obrona gości kontrastowała chociażby z defensywą zaliczającej się w końcu do czołówki Floty, w którą nasze skrzydła wchodziły jak w masło. Tym większe uznanie należy się naszym, że mając stosunkowo mniej niż zwykle okazji do strzelania bramki skutecznie potrafili wykorzystać nadarzające się szanse.

Po ostatnich spotkaniach można śmiało powiedzieć, że w naszym zespole nastąpiła mentalna zmiana. Jesienią wymęczona z trudnym rywalem bramka, uzyskana w drugiej połowie, byłaby jednoznacznym sygnałem ściągnięcia sił w tyły i kurczowego trzymania się korzystnego wyniku. Jak zgubna była to taktyka przypominać nikomu nie trzeba. Mecze z Flotą oraz Wartą pokazały, że drużyna okrzepła i raz uchwyconego w ręce zwycięstwa łatwo lechiści już nie wypuszczą.

Na dotychczasową postawę Lechii w rozgrywkach znaczący wpływ mieli "nowi". Trzeba bowiem podkreślić, mimo iż ocena to mocno wczesna, że wszystkie zimowe ruchy kadrowe okazały się strzałami w dziesiątkę. Największe obawy wywoływała postawa wiosną bloku defensywnego pozbawionego swego lidera Sławka Matuka. Dyspozycja jednak Sierpińskiego i Fechnera na tyle ją uszczelniła, że Bąkowi pozostało śrubowanie rekordu minut bez wpuszczonej bramki. O walorach "Kalki" nie ma sensu szerzej się rozpisywać, bo w każdym meczu potwierdza znane wszystkim jeszcze z IV ligi zalety. A jako podsumowanie jego gry nasuwa się tylko jedna refleksja: "wszędzie dobrze, ale przy Traugutta najlepiej", co miejmy nadzieje uświadomił sobie i sam zawodnik i po zakończeniu sezonu nie pójdzie znów w świat za chlebem. Z meczu na mecz rozkręca się szykowany do roli zmiennika Michał Szczepiński, który wskoczył do podstawowej jedenastki za kontuzjowanego Marcina Szulika. Od meczu z Unią obserwujemy zupełnie innego zawodnika, który jeszcze w pojedynku z Flotą, mając wyraźnie spętane tremą nogi, nie mógł znaleźć swego miejsca na boisku. Wspominając o wzmocnieniach pamiętać należy, że "najgłośniejsze nazwisko" (Wiśniewski) nie miało okazji jeszcze kopnąć piłki, a przecież właśnie na niego w perspektywie walki o II ligę najmocniej liczyliśmy.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT