Kadra trzecioligowej Lechii od nowego roku zmieniła swoje oblicze w porównaniu z tym, jak na papierze prezentowała się w rundzie jesiennej. W trakcie przerwy zimowej w zespole Marcina Kaczmarka zaszło kilka roszad, które w istotny sposób zmieniły nie tylko efektowność działania całego organizmu, ale co ważniejsze - jego efektywność. Bo choć aż sześć spośród ośmiu meczów tej wiosny Lechia rozegrała u siebie, gdzie o punkty łatwiej, to jednak nawet w tych okolicznościach, postawę biało-zielonych można ocenić lepiej niż po ośmiu pierwszych kolejkach jesieni.
Zacznijmy od tyłu, czyli od defensywy Lechii. Od pierwszych meczów rundy wiosennej pewne miejsce w bloku obronnym gdańszczan zajmują Robert Sierpiński oraz Sebastian Fechner. "Sierpik" został ściągnięty z Kaszubii w zastępstwie za Sławomira Matuka, który z powodów zdrowotnych musiał zawiesić buty piłkarskie na kołku. I o ile w każdym zagraniu tego ostatniego, za czasów jego występów przy Traugutta było widać stoicki spokój i pewność, to już nasz obecny ostatni obrońca tak dobrego wrażenia nie sprawia. Zresztą przed dokonaniem transferu Sierpińskiego trener Kaczmarek nie ukrywał wątpliwości co do trafności pomysłu o ściągnięciu właśnie jego na pozycję środkowego defensora. Sierpińskiego, mimo zdarzających mu się kiksów, broni jednak bardzo mała liczba bramek straconych przez zespół, do czego niejednokrotnie przyczynił się jednak nasz bramkarz. Nie można natomiast zapomnieć też jego udanych interwencji, bez których lechiści mieliby dziś parę punktów mniej.
Półroczne wypożyczenie do Lechii Fechnera, to z kolei efekt długich i żmudnych negocjacji na linii klub - firma Avance Sport. Gdańszczan w rozmowach reprezentował Sławomir Wojciechowski, piłkarz i członek zarządu Lechii, zaś przedstawicielem szwajcarskiej firmy był Adam Mandziara - de facto prywatny menedżer "Wojciecha". 22-letni były zawodnik krakowskiej Wisły (zaliczył jeden występ w eliminacjach Ligi Mistrzów) jest jednym z najbardziej wyróżniających się graczy biało-zielonych. Twardy, nieustępliwy, bardzo skuteczny w pojedynkach główkowych nie tylko w defensywie, ale i pod bramką rywala. Dzięki tej ostatniej zalecie zdążył zdobyć już trzy gole - wszystkie strzałami głową. Jego mankamentem bywają zbyt częste straty piłek, lecz dzieje się to w dość bezpiecznych rejonach boiska. Nie zmienia to jednak faktu, że chcąc w kolejnych latach przebić się do pierwszego zespołu mistrza Polski, stanowczo musi się tej wady wyzbyć.
Podobnie jak obrona, również i linia pomocy doznała wzmocnień w postaci dwóch nowych graczy. Maciej Kalkowski to w zasadzie nowy-stary lechista. Po półrocznym nieudanym podboju halowej ligi w USA wrócił do Gdańska, by pomóc Lechii w awansie do drugiej ligi, podobnie jak wcześniej pomagał w awansie do trzeciej. Pierwsze gry kontrolne tej zimy nie wskazywały jednak, by był tak pożytecznym dla zespołu graczem jak w IV lidze. Widać było, że półroczny rozbrat z futbolem na pełnowymiarowym boisku dał o sobie znać. Pierwsze udane występy w tym roku przyszły jednak wraz z końcówką okresu przygotowawczego. Wtedy to wreszcie zaczął trafiać do siatki i tym samym dał kibicom nadzieję, iż znów może być silnym punktem drużyny w walce o ligowe punkty. Dowodzić tego zaczął już od pierwszych spotkań rundy wiosennej. Był motorem napędowym zespołu, znów zaczął cieszyć publikę swoimi zwodami "bioderkiem", ostrymi dośrodkowaniami i wreszcie udanymi wykończeniami akcji. Zaliczył też jednak parę bezbarwnych występów. Ale wynikały one chyba bardziej z lekkiego przemęczenia, będącego efektem rozgrywania meczów w cyklu sobota-środa, aniżeli obniżką formy czy lekceważeniem rywala.
Drugim nabytkiem linii pomocy jest pozyskany z tczewskiej Unii Michał Szczepiński. W swojej byłej drużynie był wiodącym zawodnikiem, na co w Lechii musi dopiero solidnie pracować. Na początku swych występów w gdańskim zespole było widać w jego grze ogromną nerwowość. Zjadała go wręcz trema, przez co zaliczał wiele nieudanych zagrań. Przełomowym momentem stała się dla niego kontuzja rywala do walki o miejsce w pierwszym składzie, Marcina Szulika. Od tego momentu Kaczmarek regularnie stawia na "Pająka", ten zaś odwdzięcza się niezłą grą w roli defensywnego pomocnika. Można powiedzieć, że Szczepiński jest swego rodzaju połączeniem dwóch innych graczy Lechii: Sierpińskiego i Fechnera. Pierwszego przypomina posturą i sposobem poruszania się. Wysoki, szczupły, biegnąc robi dalekie susy, sprawiając przy tym wrażenie jakby brakowało mu koordynacji ruchowej. Podobieństwa do Fechnera to skuteczność gry głową w defensywie i ataku (1 gol), nieustępliwość, zadziorność. Z pewnością stanowi niełatwego do wygryzienia ze składu rywala dla Szulika.
Największe nadzieje przed sezonem, spośród nowych zawodników pokładano jednak nie w Fechnerze, "Kalce", Sierpińskim, czy Szczepińskim. Hitem transferowym ogłoszono przejście do Lechii Piotra Wiśniewskiego. A to za sprawą świetnej skuteczności, jaką imponował w rundzie jesiennej w barwach swojego poprzedniego pracodawcy, Kaszubii Kościerzyna. Gdańscy kibice pamiętali również występ "Wiśni" przy Traugutta w barwach kościerskiego zespołu w zeszłym roku. Wówczas co prawda nie zdobył gola, ale kilkakrotnie swoimi dryblingami czy samym ciągiem z piłką na bramkę pokazał, że jest wiele wart. Dwudziestodwulatka w trakcie przygotowań do rundy rewanżowej dopadł niestety spory pech. Doznał on bowiem kontuzji podczas pierwszego sparingowego meczu z Górnikiem Łęczna i zarówno większą część zimy, jak i okres pięciu pierwszych spotkań ligowych spędził w gabinetach lekarskich, a nie na boisku. W miarę obiektywnej oceny jego gry będzie można zatem dokonać prawdopodobnie dopiero po zakończeniu obecnego sezonu, gdy miejmy nadzieję przyczyni się on do awansu do drugiej ligi.
Robert Sierpiński (630 min, 0 G, 0 ŻK)
Sebastan Fechner (630 min, 3 G, 2 ŻK)
Maciej Kalkowski (586 min, 4 G, 1 ŻK)
Michał Szczepiński (464 min, 1 G, 1 ŻK)
Piotr Wiśniewski (49min, 0 G, 0 ŻK)