Dla 24-letniego Krzysztofa Brede ostatnie dni powinny mieć rangę co najmniej niepospolitych. W zeszłym tygodniu defensywa pod dowództwem jego i Roberta Sierpińskiego nie dała się pokonać w Kościerzynie, a on sam zaprezentował pod koniec stalowe nerwy, w kluczowym momencie celnie strzelając z rzutu karnego. W niedzielę w zastępstwie Tomasza Borkowskiego zadebiutował w roli trenera juniorów młodszych i choć prowadzona przez niego drużyna przegrała, pokazała sporo charakteru. Natomiast w najbliższą środę odbędzie podróż sentymentalną, grając przeciwko rezerwom Lecha Poznań, dla którego opuścił Lechię w okolicach 19. urodzin. Po kilku latach zwiedzania innych klubów, między innymi Arki Gdynia i Warmii Grajewo, przed obecnym sezonem powrócił na Traugutta i jak mówi, chce związać z Lechią swoją przyszłość. Na początku rozmowy bez przerwy też się dopytuje, czy to nie jakiś żart. - "Nie wiem, chłopaki mogą mnie wypuszczać, dobrze znam takie przypadki. Wolę być ostrożny, bo może ktoś po prostu robi sobie jaja" - śmieje się i wspomina, jak swego czasu sam wpuszczał w maliny kolegów. Ależ żartownisie z tych piłkarzy.
Na jakiej zasadzie właśnie Tobie przypadła rola egzekutora jedenastki w meczu w Kościerzynie?
- "Szczerze mówiąc dokładnie nie pamiętam, wyszło to jeszcze w meczach sparingowych. Graliśmy jakieś spotkanie, był rzut karny, strzeliłem - i tak zostało. Od tej pory jestem w Lechii pierwszym wykonawcą jedenastek".
Nie zadrżała noga, bo jednak był to bardzo ważny moment, a atmosfera była już mocno napięta?
- "Nie, nie było żadnego zawahania, nie myślałem o tym wtedy w takich kategoriach. Zresztą nie przesadzajmy, to jednak był mecz trzecioligowy, a nie o wejście do pierwszej ligi, żeby udzielały się aż takie emocje".
Mimo wszystko Lechia drugi raz z rzędu nie zaprezentowała się zbyt okazale i nie są odosobnionymi opinie, że po seriach zwycięstw dopadł was mały kryzys.
- "Nie mówiłbym o kryzysie, bo jeśli wygrywa się tyle spotkań z rzędu i nie traci przy tym bramki, to w końcu każda drużyna wpadnie w jakiś dołek. Zdarza się to zespołom nawet w najlepszych ligach świata - Manchester czy Liverpool też miewają słabsze okresy i też tracą wtedy punkty. Przegraliśmy akurat ważny mecz, ale jak odnosimy tyle zwycięstw, to każdy nastawia się na to, że będziemy już wszystko wygrywać trzema, czterema bramkami. Kogo interesuje, że taka Chelsea wygrała tyle meczów po 1:0, skoro została mistrzem. My też możemy strzelać po jednej bramce w każdym meczu, byle byśmy tylko weszli do drugiej ligi. Reszta jest sprawą drugorzędną".
Faktem jest, że nie zawsze można grać przepięknie.
- "Kibice Lechii oczekują od nas, że będziemy tak grali, iż zespół przeciwny nie odda żadnego strzału. Nie wiem, tak jak byśmy mieli ściąć tę naszą bramkę, żeby w ogóle jej nie było i żeby nikt nie mógł w nią trafić. A my mamy z kolei strzelić dziesięć bramek i wtedy każdy powie - o, wygrali zasłużenie. Wiadomo, że fajnie jak gramy super-ekstra, wszyscy się cieszą, ale najważniejszy jest wynik".
Postawa defensywy w tej rundzie zaskakuje, jak dotąd pozwoliliście się zaskoczyć w zaledwie dwóch spotkaniach.
- "Pamiętajmy, że to zasługa całego zespołu. Gdybyśmy nie grali tak dobrze w obronie począwszy od napastników przez linię pomocy, to w defensywie też nie dalibyśmy rady, bo we czterech nie zdołalibyśmy się obronić. Do tego szczęście i fart w tej rundzie ma Bączek, i to jest najważniejsze. Sądzę, że na poziomie trzecioligowym potrafimy grać i nawet boczni pomocnicy czy napastnicy włączają się do zadań defensywnych. A my, obrońcy, robimy tylko swoje, robimy co do nas należy".
W środę mecz z rezerwami Lecha, dla Ciebie o tyle szczególny, że spędziłeś trochę czasu na Bułgarskiej.
- "Spędziłem, ale pod względem piłkarskim nie ma czego wspominać. Za dużo tam niestety nie pograłem, miałem tylko sporadyczne występy. Na pewno jednak mogłem trochę się poduczyć i podpatrzeć, jak funkcjonuje tak duży klub, z taką historią i tradycjami. Nie była to może z mojej strony najlepsza decyzja, wiązałem z tym wyjazdem inne nadzieje, ale byłem młody i tak widocznie musiało być, tak było mi pisane. Mimo wszystko okres spędzony w Lechu był fajny, sporo się tam nauczyłem".
Jaka zdobycz punktowa zadowoli was w dwóch najbliższych meczach, najpierw z Lechem II, a już w sobotę w Toruniu?
- "Tylko sześć punktów i tyle na pewno zamierzamy zdobyć. Zrobimy wszystko, żeby wygrać oba te spotkania. Myślę, że mecz w Kościerzynie pokazał, że z taką determinacją i walką jesteśmy w stanie zwyciężać. Uważam zresztą, że Kaszubia grała taki bardzo śmieszny futbol, zagroziła nam tylko ze stałego fragmentu gry. Myślę więc, że sześć punktów jest w naszym zasięgu i że te punkty zostaną nam dopisane w tabeli".
Nie zajmujesz się wyłącznie grą, w niedzielę prowadziłeś z ławki trenerskiej juniorów młodszych. Jakie są Twoje plany na przyszłość?
- "Mówiłem nie raz, że chciałbym, aby Lechia awansowała i cały czas się rozwijała, chciałbym zostać tu już naprawdę bardzo, bardzo długo. Mam zamiar wyjechać za granicę za trzy lata, zobaczyć jak jest na zachodzie, a później wrócić i pracować z młodzieżą. Po to idę od października do szkoły, żeby mieć papiery trenerskie i po to też zadeklarowałem się pomagać Tomkowi Borkowskiemu zarówno przy młodszych dzieciach, jak i starszych chłopcach. Chcę związać się z Lechią i dobrą grą dać podstawę do tego, żeby Lechia podpisała ze mną jakiś kontrakt i żebym został tu dłużej. Myślę, że wszystko potoczy się dobrze".