Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 13 (13/2005)

28 czerwca 2005

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

BYŁ SOBIE BENEFIS BOGUSŁAWA KACZMARKA...

Siedem godzin na Traugutta

Co by nie mówić - działo się. Już dawno obiekt Lechii nie gościł tylu znanych osobistości. Piłkarzy, trenerów, działaczy, ludzi mediów, nawet aktorów. Wszyscy zmuszeni byli rozdać tysiące autografów, a najwięcej - Jerzy Dudek. Wszyscy przyjechali głównie dla jednego człowieka - obchodzącego 25-lecie pracy trenerskiej Bogusława Kaczmarka.

MICHAŁ JERZYK
Gdańsk

13:25. Cicho wszędzie, głucho wszędzie.
Upał daje się we znaki. 30 stopni Celsjusza w cieniu. Pod klub zajechał właśnie spiker Marcin Gałek. Kasy są pozamykane, wszystkie bramy otwarte na oścież, ale i tak na stadionie jest jeszcze prawie pusto, w sumie może ze trzydzieści osób. Na murawie rozgrzewa się trzech rezerwowych, od strony zegara trwa jeszcze zawieszanie siatek na bramkach.

13:35. Pierwsi aktorzy na scenie.
Na zalaną gorącym powietrzem murawę wybiegają juniorzy, najpierw przyodziana w zielone stroje Lechia, parę minut później biało-czerwona Polonia Warszawa. W głębi ducha rośnie współczucie dla nastolatków, w tym słońcu nawet usiedzieć nie sposób. Z drugiej strony, to przecież tylko sparing. Wszystko rozstrzygnęło się w Warszawie, gdzie lechiści przegrali 1:8.

14:35. Lepszej okazji nie będzie.
Mecz trwa już od dobrej pół godziny, ale oto wreszcie znakomita szansa na bramkę. Paweł Piotrowski uderza z rzutu karnego i... trafia tylko w słupek. Tymczasem na ogólnie jeszcze dostępnej trybunie honorowej coraz większa krzątanina. Jest już Henryk Klocek w niebieskiej koszuli, skupiony na meczu Marcin Kaczmarek w czarnych okularach, także skaczący po schodkach jak młodzieniaszek Roman Korynt. Zaraz pojawi się i jubilat.

15:20. Radość Czarnych Koszul.
Czyżby Lechia miała przegrać i rewanż? Łukasz Iwanowicz strzela bramkę na 1:0. Na szczęście kilka minut przed końcem wyrówna Jakub Kawa. Z trybun zmaganiom przygląda się trener Tadeusz Małolepszy, a także Paweł Staruszkiewicz i Bartosz Berlik, którzy pięć lat temu zdobyli brąz mistrzostw Polski. Tym razem się nie uda.

15:55. Jednym awans, drugim nagrody.
Dziwny widok, bo Polonia wywalczyła awans, a na trybunie krytej puchary i medale odbierają lechiści. To uhonorowanie zdobytego przez nich mistrzostwa Pomorza. Miny mają jednak smętne. Poloniści tymczasem truchtają po murawie i oklaskują biało-zielonych. Po powrocie do domu wypomną w Internecie własnemu związkowi, że ich mistrzostwo nie zostało docenione choćby złożeniem gratulacji.

16:05. DVD dla młodych artystów.
Trwa nagradzanie maluchów, którzy wzięli udział w konkursie "Lechia w oczach dziecka". W rączkach dzieci lądują to discmany, to DVD. Prezenty rozdane, ale prac prawie nikt nie widział. A może by tak publikacja w Internecie? Na stadionie powoli zbiera się coraz więcej ludzi, na płocie wisi coraz okazalsze oflagowanie.

16:15. Bez zaproszeń? Żegnamy!
Wszyscy bez specjalnych zaproszeń usuwani są z trybuny honorowej i jej okolic. Pustoszeje prawie całkowicie, zostaje bodaj z pięć osób. Szczególnie zbulwersowana tym wyproszeniem jest jedna młoda pani, ciskająca gromy na traktujących ją z subtelną drwiną pracowników ochrony.

16:40. Samochody na boisku.
Powoli zaczynają się zjeżdżać znane osobistości, parkując swoje auta na placu za trybuną. Ciekawe, ilu z zaproszonych przemknęło przez myśl, że od lat i na co dzień ten niby parking pełni rolę placu treningowego dla praktycznie wszystkich drużyn Lechii, z seniorami włącznie. Pod szatniami Andrzej Kubica wręcza jubilatowi bukiet kwiatów, gratulacje składa Sławomir Nazaruk, za chwilę przewinie się delegacja w składzie: Dariusz Szpakowski, Wojciech Łazarek, Andrzej Strejlau.

16:50. Obiekt pożądania i niepożądania.
Wreszcie zjawia się ON, Jerzy Dudek, triumfator Ligi Mistrzów i bożyszcze tłumów. Do szatni udaje mu się jeszcze dotrzeć w miarę spokojnie, jakby górę wzięło jeszcze zaskoczenie i niedowierzanie, ale później zaczyna się już histeria. Kto może, ten korzysta. Ochroniarz bierze autograf na plecach swojej eleganckiej białej koszuli, kierownik Piotr Żuk pozuje do pamiątkowego zdjęcia, podsuwanym pod nos szalikom, koszulkom, zdjęciom i zwykłym kartkom nie ma końca. Przeciwieństwem jest Grzegorz Król, chodzący jakby w czapce niewidce.

17:00. Różna dola różnych gwiazd.
Nawet srebrna sportowa Toyota Andrzeja Niedzielana nie wygląda imponująco przy wielkim czarnym Hummerze, ponoć Tomasza Iwana. Ale i tak grającego w Holandii napastnika od razu dopada tłumek łowców autografów. Tymczasem na trybunach napotkać można spacerujących w spokoju Zdzisława Puszkarza, Józefa Gładysza czy Andrzeja Głownię. Ciekawe, czy wzdychają za popularnością, czy też cieszą się, że całe to wariactwo zupełnie ich nie dotyczy...

17:15. Zadeptana tablica.
Odsłonięcie tablicy Bogusława Kaczmarka w Alei Gwiazd było bodaj największym zgrzytem organizacyjnym. Tłum ani myślał słuchać okolicznościowych przemówień, za to postanowił wykorzystać ten jedyny moment, w którym parę znanych twarzy znalazło się na trybunie odkrytej. Goście stali prawie jeden na drugim. Spiker wracając na stanowisko aż paruje ze złości.

17:20. Rozbierajcie się, powolutku.
Tak Marcin Kaczmarek mówi do kolegów z drużyny "czerwonych", ale wielu wciąż jeszcze dojeżdża. Ekipa Canal+ wesoło molestuje Bogusława Kaczmarka, który nie rozstaje się z wnuczkiem. Zjawia się Jacek Milewski, szef Arki, trochę aż nienaturalnie mocno uśmiechnięty. Jak gdyby właśnie się dowiedział, że PZPN zabronił kibicom Legii przyjazdu do Gdyni. Godzinę później publika solidnie go wygwiżdże, gdy przyjdzie składać gratulacje jubilatowi.

17:40. Przegrywać też trzeba umieć.
Chmury szczelnie zakryły już słońce, zrobiło się znacznie przyjemniej. Momentami nawet lekko kropi deszcz. Na amfiteatrze coraz więcej ludzi, a na trybunie krytej ogłaszane są wyniki historycznych plebiscytów. Dekadę temu piłkarzem 50-lecia został Roman Korynt, stąd niespodzianką jest zdetronizowanie słynnego obrońcy przez Romana Rogocza. Szczęśliwiec triumfuje, zbiera kwiaty, nagrody, prezenty oraz oklaski. Mina rozczarowanego Korynta ginie w tłumie.

17:50. Dziwny ten wiceprezes.
Wszyscy główni bohaterowie wychodzą wreszcie na boisko. No, prawie wszyscy, bo oblężony przez dziennikarzy i fotoreporterów Dudek oczywiście nie ma szans na rozgrzewkę. Chwilę wcześniej daje się zauważyć Dariusz Krawczyk. Poproszony przy wejściu na trybunę o okazanie zaproszenia, zamiast swojsko ryknąć: "Czy pan wie, kim ja jestem?", bez najmniejszego gestu zniecierpliwienia pokazuje wejściówkę i siada z boku, poza trybuną honorową. Chyba nikt dookoła nie wie, że bez jego zaangażowania można byłoby tylko pomarzyć o Lechii w drugiej lidze.

18:05. Raz zielony, raz czerwony.
Piłkarze obu zespołów po krótkiej rozgrzewce schodzą do tunelu i za chwilę kolejno wybiegają, wyczytywani publiczności. Na murawie stoi już "Bobo" i wita się z każdym po kolei, od każdego odbiera gratulacje. Z największym entuzjazmem widowni spotyka się Marcin Kaczmarek, największego pecha ma Radosław Bartoszewicz, jedyny aktualny arkowiec w gronie zaproszonych - wygwizdany i wybuczany.

18:20. Kwadrans dla Boba.
Na środku murawy drużyny pozują fotoreporterom, jubilat ściska się z Łazarkiem. Zaraz odbierze gratulacje i upominki od całej kolejki ludzi sportu i mediów. Są przedstawiciele Gdańska, Lechii Gdańsk, Górnika Łęczna, Dyskobolii Grodzisk, Arki Gdynia, jest także Materna, Hurkowski, Szpakowski, Gochniewski, Staszkiewicz, Zarzeczny czy Płażyński. Uzbierał się pokaźny stos prezentów. Ubrany w żółte polo Bogusław Kaczmarek podnosi do góry biało-zielony pasiak. Stadion huczy od oklasków.

18:35. Sędziowski eksperyment.
Piłkarze zaczęli mecz. Ciekawostką jest dwóch sędziów głównych, operujących na oddzielnych połowach. W tej roli Jacek Granat oraz zdegradowany właśnie z pierwszej ligi gdańszczanin Tomasz Cwalina. Na liniach Nadolska z Wierzbowskim. Ale mimo obecności wielu znakomitych łowców bramek, gole nie chcą padać. Obrona czerwonych chciała jakby jeszcze bardziej rozjaśnić gwiazdę Dudka, dopuszczając rywali pod jego bramkę i dając mu okazje do wielu niezłych interwencji.

19:20. Dziesięć baniek za strzał.
Aż tysiąc złotych trzeba było zapłacić za możliwość strzelania rzutu karnego Dudkowi, ale pieniądze idą na cel charytatywny. Znalazło się ośmiu śmiałków, trafił tylko pierwszy. Rob Witschge został wygwizdany, gdy po pierwszym pudle uparł się na powtórkę, ale być może dopłacił. Śmiesznie było za to przy strzale Andrzeja Parafiniuka, przenoszącego się właśnie do Pomezanii prezesa Olimpii Sztum, który przed uderzeniem zdjął swoje ekstrawaganckie białe buty, na co Dudek odpowiedział tym samym.

19:30. Siedem bramek bez Dudka.
Rusza druga połowa i już w pierwszej minucie Kucharski strzela bramkę. Później padnie ich jeszcze sześć. Dudek już nie gra, jego zejście do szatni trwa kilkanaście minut, bo po drodze musi jeszcze rozdać dziesiątki lub może i setki podpisów.

19:45. Bączek też chce do mistrza.
Trwa mecz, pada gol za golem, ale w przeciwieństwie do trybuny odkrytej, gdzie niektórzy powoli zbierają się już do domów, pod szatnią, w której skrył się Dudek, gromadzi się coraz więcej ludzi. Za żółtymi barierkami jest między innymi bramkarz Lechii, Mateusz Bąk, który uzbrojony w aparat kombinuje, jak tu dostać się do najlepszego polskiego kolegi po fachu.

20:05. Tradycyjna rozbiórka.
Start meczu nieco się opóźnił, więc sędziowie trochę przedwcześnie odgwizdują koniec. Na boisko momentalnie wpada kilkadziesiąt osób, próbując rozebrać uczestników gry. Ostatnio stało się to na Lechii taką tradycją, że aż strach, czy na inaugurację drugiej ligi też nie będziemy oglądać podobnych obrazków.

20:15. Rzut monetą.
Stadion już prawie kompletnie opustoszał, zostało parędziesiąt osób i mnóstwo śmieci. Za to pod szatniami tętni życie. W odsunięty za barierkami tłumek niektórzy piłkarze rzucają koszulki. Jedną łapie dwóch. Głosujcie! Bijcie się! Ja ją wezmę! - padają życzliwe uwagi od pozostałych. W końcu staje na rzucie monetą. Przegrany godzi się ze swoim losem.

20:30. Gotowce też mają wzięcie.
Z szatni wychodzą kolejni zawodnicy, wypisują autografy. Nową jakość wprowadza Bartosz Jurkowski - zamiast się męczyć, wynosi plik własnych zdjęć i rozdaje. Nieliczni trochę się na to krzywią, chętnych jednak nie brakuje. Za chwilę ten sam trick zastosuje Dudek, po czym z trudem, we wrzaskach i piskach nastolatków, przebija się do Hummera i odjeżdża na bankiet do hotelu Posejdon.

20:50. Bobo czarodziej.
Na placu boju zostają już tylko Bogusław i Marcin Kaczmarkowie. Jubilat nie ma serca nie ulec namowom i co chwila wraca się do szatni, po czym niespodziewanie, jak iluzjonista, wyrzuca spod marynarki jakieś nie pierwszej młodości koszulki piłkarskie. Ludzie z kolei tłuką się już i szarpią o każdą tkaninę z coraz większą pasją. Marcin cierpliwie wypisuje kolejne autografy. Po 21:00 Kaczmarkowie również odjeżdżają. Szalony dzień na Traugutta dobiega końca...

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.034