Gdańszczanie i gliwiczanie są dosłownie o krok od znalezienia się na szczycie drugoligowej tabeli wszech czasów. W tej chwili dwa pierwsze miejsca okupują aktualni czwartoligowcy - Zawisza Bydgoszcz oraz Górnik/Zagłębie Wałbrzych - które występowały na zapleczu ekstraklasy przez 31 sezonów. Tymczasem Piast już teraz ma w dorobku 30 lat gry w drugiej lidze, a Lechia jeden sezon mniej. Wbrew pozorom obie drużyny nie rywalizowały ze sobą tak często, jak można przypuszczać, bo zwykle występowały w osobnych grupach.
Najważniejsza potyczka biało-zielonych z niebiesko-czerwonymi nastąpiła jednak nie w lidze, ale w Pucharze Polski. Był to rok 1983 i słynny finał pucharowych zmagań, sensacyjnie wygrany przez Lechię 2:1. Żal piłkarzy Piasta pogłębił się jeszcze bardziej po informacji, że do Gdańska przyjedzie galaktyczny w owych czasach Juventus Turyn. Gliwiczanom przeszła koło nosa niesłychana gratka, bo mimo że Lechia przegrała w dwumeczu z internacjonałami aż 2:10, to spotkania z Juve zapisały się w jej historii złotymi zgłoskami i po dziś dzień wspominane są z rozrzewnieniem.
Na początku lat dziewięćdziesiątych gliwiczan dotknął ogromny kryzys - klub na kilka lat przestał istnieć. W sezonie 1997/98 został reaktywowany i rozpoczął marsz w górę od klasy B. Po sześciu latach powrócił na łono drugiej ligi, dodając w ten sposób otuchy i nadziei Lechii, która w międzyczasie również znalazła się na piłkarskim dnie. Wskazywano na Piasta oraz Zagłębie Sosnowiec, mówiąc - skoro im się udało, czemu my mielibyśmy tego nie dokonać? Za kilka dni biało-zieloni triumfalnie powrócą na szczebel centralny, ale Piasta może tam już nie być.
Wszystko w efekcie wykrytych i nagłośnionych ostatnio afer korupcyjnych w polskim futbolu. Zatrzymany przez policję został między innymi Marcin Ż. - były prezes Piasta, a w przeszłości również wieloletni obrońca klubu, uczestnik finału PP z 1983 roku i jubileuszowego meczu w Gdańsku przed dwoma laty. Oskarżony został o wręczenie w październiku łapówki sędziom meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Co prawda po wpłaceniu 150 tysięcy złotych kaucji szybko opuścił areszt, ale cała sprawa ma znacznie szerszy wymiar. Dotyczy również sezonu 2003/04, w którym według ustaleń prokuratury Piast zdobywał punkty nie tylko na boisku.
Powołana przez PZPN Komisja Etyki pod krzykliwym dowództwem Jana Tomaszewskiego wniosła o ukaranie gliwiczan degradacją. Na czwartkowe posiedzenie Wydziału Dyscypliny PZPN nie stawił się jednak Zbigniew R., arbiter główny ustawionego rzekomo meczu Piasta ze Świtem, co posłużyło za podstawę do wstrzymania się z ostateczną decyzją. Ta ma zapaść w tym tygodniu, najprawdopodobniej już we wtorek. W świetle przekazywanych mediom informacji, w których podkreśla się, że zebrane dowody winy są bardzo mocne, los gliwickiego klubu wydaje się nie do pozazdroszczenia.
Zarząd Piasta wystosował oświadczenie, w którym sprzeciwił się takiemu stawianiu sprawy. "Ton wielu publikacji kreuje fałszywy wizerunek naszego Klubu w społecznym odbiorze. (...) Starannie pomija się fakt, iż prowadzone postępowania znajdują się na etapie wstępnym, w związku z czym brak pewności, czy stawiane zarzuty okażą się prawdziwe. (...) Obecny Zarząd chce za wszelką cenę współdziałać ze wszelkimi organami na rzecz przywrócenia sportowych reguł rywalizacji i wyeliminowania nieuczciwości z polskiej piłki. Nie możemy jednak zgodzić się na rolę ofiarnego kozła. (...) Nie stoimy ani ponad prawem, ani poza nim. Chcemy tylko sprawiedliwej oceny" - napisano.
Faktem jest, że kilka innych klubów, również objętych podobnego rodzaju zarzutami, spotyka się z większą pobłażliwością, tyle że żaden to argument za łagodniejszym traktowaniem grzechów Piasta. Przy całej sympatii do gliwiczan i żalu, że życie ich nie rozpieszcza (brak awansu do pierwszej ligi, dwa przegrane finały Pucharu Polski, śmierć kliniczna przed dekadą), to jeśli są winni oszustw - powinni pójść na zasłużoną katorgę. Choćby dla ziejącego idealizmem przypomnienia innym klubom, że nieuczciwość rzadko kiedy bywa opłacalna na dłuższą metę.