Gdańsk: sobota, 20 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 17 (17/2005)

26 lipca 2005

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

WYWIAD Z MARCINEM KACZMARKIEM

Wierzę w tych ludzi

31-letni Marcin Kaczmarek przebył z Lechią drogę od czwartej do drugiej ligi. Teraz stanie przed najtrudniejszym z dotychczasowych wyzwań, w dodatku jako najmłodszy szkoleniowiec na szczeblu centralnym. Na przestraszonego ani stremowanego jednak nie wygląda. Pięć dni przed inauguracją sezonu opiekun lechistów odpowiadał na nasze pytania.

MICHAŁ JERZYK

lechia.gda.pl: Panie Marcinie, w tym tygodniu inauguracja drugiej ligi - jest pan naładowany energią czy raczej zmęczony po okresie przygotowawczym?
MARCIN KACZMAREK: - Gdybym był zmęczony, to lepiej byłoby w ogóle nie przystępować do pracy. Nie, nie - ja dopiero zaczynam się rozkręcać. Jestem pozytywnie nastawiony i trzeba to wszystko przekazać również drużynie, bo tak naprawdę najważniejsze przed nami.

Czy ma pan powody do zadowolenia z przygotowań do sezonu, z tego, jak one przebiegały?
- Było bardzo mało czasu, ale to problem wszystkich klubów. Jest lato i ten okres trochę się zawęża. Ale jestem zadowolony, jak najbardziej. Mieliśmy obóz, na którym udało się zrealizować wszystkie zamierzenia. Rozegraliśmy tyle sparingów, ile miałem w planie. Obyło się bez większych urazów, ciężkich kontuzji i mam nadzieję, że tak pozostanie. Pozostał niecały tydzień czasu. Trzeba jeszcze dokładnie wszystko poskładać i przystąpić do pierwszego meczu.

Zmiany kadrowe również pokryły się z przyjętymi planami i założeniami?
- Zdawałem sobie sprawę, że będziemy się poruszać w określonych ramach finansowych. Myślę, że jak na budżetowe możliwości klubu, to wzmocnienia są optymalne. Oczywiście chciałbym być może jeszcze kilku lepszych zawodników, ale niestety takie są czasy i w takim miejscu jesteśmy w Lechii, że stać nas na razie na to, co jest. Na dany moment jest to jednak dobre.

W zespole jest kilku nowych piłkarzy...
- Potrzebowaliśmy wzmocnień defensywy. Jest więc Marcin Janus, jest Paweł Pęczak - doświadczeni zawodnicy, którzy powinni być bardzo przydatni. Jest Sebastian Fechner, definitywnie wykupiony, z czego się również cieszymy, bo w obronie będzie rywalizacja, co jest ważne. Wzmocniliśmy się również piłkarzami może o mniejszym doświadczeniu, ale głodnymi gry. Mam tutaj na myśli Łukasza Giermasińskiego, młodego chłopaka, który ma epizody nawet w pierwszej lidze jako 17-latek. Znam go od lat, więc troszkę chciałem go odkurzyć. Jest Mariusz Dzienis, który mimo młodego wieku jest zawodnikiem, który rozegrał już kilkadziesiąt meczów w drugiej lidze w Jagiellonii Białystok. Myślę, że to też będzie poważne wzmocnienie. Musimy mieć przede wszystkim silną kadrę, nie każdy będzie grał.

Najmłodszym nabytkiem jest jednak 21-letni Mysiak.
- Maciek Mysiak, to młody chłopak, który tak naprawdę dopiero nabiera doświadczenia, ale uważam, że ma potencjał, ma dobre warunki fizyczne i jest już troszkę ograny. Grał trochę w Katowicach, zatem liznął piłki. Mam nadzieję, że będzie wartościowym uzupełnieniem naszego zespołu. Doszliśmy również do porozumienia z Kubą Biskupem, to też istotne. Tak naprawdę nie odszedł nikt z tych zawodników, którzy grali dla Lechii, którzy byli wyróżniającymi się postaciami. Udało się zatrzymać wszystkich.

Może z wyjątkiem Melaniuka.
- Zgadza się, Janusz Melaniuk, który postanowił tak, a nie inaczej. Starałem się go w jakiś sposób przekonać, ale jest to jego suwerenna decyzja, do której ma prawo jako dorosły człowiek. Szkoda, bo uważam, że miał potencjał do tego, żeby się rozwijać dalej. Postawił na szkołę, ale być może nie jest to jeszcze temat zamknięty. Zobaczymy, jak to się wszystko będzie dalej układać.

Kończąc temat nabytków, jest też dwóch zawodników z niższych lig, z mniejszym doświadczeniem - Ferra i Wilk.
- Tak jak mówię, żeby mieć silną kadrę, musi ona być 20-osobowa. Każdy z nich będzie rywalizował, każdy z nich został ściągnięty tutaj po to, żeby mógł się rozwijać. Na pewno nie są to zawodnicy, którzy wejdą dziś i będą decydować o obliczu zespołu. Ale naszą siłą w III lidze była wyrównana, silna kadra i myślę, że tak będzie również teraz. Nie mamy jakichś wielkich gwiazd i będziemy starali się budować zespół, kolektyw. To jest podstawa do jakiegoś działania: zdrowa rywalizacja, drużyna, kolektyw, dobra atmosfera i przede wszystkim praca. Na dzień dzisiejszy pomału się to tworzy. Zdajemy sobie sprawę, że czeka nas bardzo ciężkie pół roku.

Czy kadra jest już zamknięta?
- Jeżeli miałbym jeszcze szukać wzmocnień w którejś formacji, to na pewno przydałby nam się bramkostrzelny napastnik. Niestety są to najdrożsi zawodnicy na rynku.

Ale prowadzone są jakieś poszukiwania?
- Cały czas rozglądamy się, zastanawiamy się nad pewnymi kandydatami. Ale nie będziemy robić nic na siłę, bo uważam, że mamy na tej pozycji wartościowych zawodników, którzy nie pokazali jeszcze tego, na co ich stać. Mam na myśli Piotrka Wiśniewskiego, który cały czas boryka się z drobnymi urazami i nie może rozwinąć w Lechii skrzydeł. Mam nadzieję, że to się zmieni. Jeżeli mamy zatrudniać zawodników słabszych, porównywalnych czy nawet minimalnie lepszych od tych, których mamy, to uważam, że mija się to z celem. Być może będziemy radzili sobie z tym, co mamy w ataku. Będzie rywalizacja, bo jest Kuba Bławat, Roland Kazubowski, Krzysiek Rusinek, także Maciek Kalkowski może grać w ataku. Jeżeli miałbym wybierać zawodnika do tej formacji, to chciałbym może kogoś z dobrymi warunkami fizycznymi, który umiałby zastawić się, przytrzymać piłkę w ataku, odciążyć zespół, ale na dzień dzisiejszy o takich zawodników jest trudno. Jest Kubica w Łęcznej, ale nie jesteśmy w stanie go zatrudnić (śmiech).

Jak poważny jest uraz Piotra Wiśniewskiego?
- Dzisiaj ma rezonans magnetyczny, także będziemy wiedzieli coś więcej.

A jakie są jego szanse na grę z Jagiellonią?
- Myślę, że niewielkie.

Czy nie ma pan do siebie trochę pretensji w związku ze sprawą Króla? Zawodnik wystawiany był w sparingach w pierwszym składzie, zabierał komuś miejsce, po czym odszedł na tydzień przed sezonem.
- Nie, bo miałem przygotowane dwa warianty. Jeden z Królem, jeden bez. Liczyłem na to, że Grzesiek z nami zostanie. Stało się inaczej, ale on grał w otwarte karty - nie było tak, że nam uciekł. Po prostu dostał lepszą propozycję: przede wszystkim finansową, ale pewnie i sportową, bo to pierwsza liga. Generalnie myślę, że Grzesiek będzie miał w stosunku do nas dług wdzięczności. Zdaję sobie sprawę z tego, że momentami niestety nie stać nas na tych, których chcielibyśmy zatrzymać. Taki moment nastąpił. Nie, nie mam do siebie pretensji, bo jestem przygotowany na wariant bez Króla.

A czy ta sytuacja pomoże lub wymusi podjęcie decyzji o grze jednym napastnikiem?
- Cały czas się nad tym zastanawiam. Mam jeszcze kilka dni czasu na podjęcie decyzji, ale jest to jedna z koncepcji, przynajmniej na mecze w pierwszej fazie. Bo nie oszukujmy się, pierwsze cztery spotkania gramy z drużynami, które nie ukrywają swoich ambicji i aspiracji. Mówią o nich głośno: chcą awansować do pierwszej ligi. Jagiellonia, Widzew, Podbeskidzie czy Sosnowiec, to drużyny, które w ostatniej rundzie mało przegrywały, były w ścisłej czołówce tabeli. Może poza Jagiellonią, która miała za dużą stratę, ale rundę wiosenną miała bardzo dobrą. Może to więc być metoda, pozwalająca nawiązać równorzędną walkę. Nie uważam, żebyśmy się mieli kogoś bać - mamy taki terminarz, a nie inny, ale wariant z jednym napastnikiem może być optymalny. Decyzji w stu procentach jeszcze jednak nie podjąłem. Będzie zależała od dyspozycji dnia niektórych zawodników.

Czyli w tej chwili nie ma pan jeszcze gotowego składu na Jagiellonię.
- Na pewno mam zarys tego składu, ale w przypadku jednej czy dwóch pozycji zawsze decyduje to, jak dany piłkarz prezentuje się w tygodniu. Trzeba zostawić sobie jakiś margines na sprawność fizyczną zawodników, nie daj Boże jakieś kontuzje i tak dalej. Trzeba mieć kilka rozwiązań, ja takie rozwiązania posiadam i mam nadzieję, że będą one optymalne na nasz pierwszy mecz.

Czy przez tych kilka dni piłkarze zdążą nabrać sił i świeżości, bo w sparingach minionego tygodnia widać było, że niektórzy mocno odczuwają trudy okresu przygotowawczego?
- Myślę, że świeżość najlepsza jest w sklepie mięsnym. A tak poważnie - każdy z tych zawodników ma olbrzymią szansę. Jedni, żeby się pokazać w drugiej lidze, żeby zaistnieć w piłce, inni, żeby udowodnić, że za szybko niektórzy ich skreślili czy spisali na straty. Uważam, że nie ma co sobie tutaj zawracać gitary, że ktoś ma ciężkie nogi, po prostu trzeba zabrać się do roboty. Zawodnicy muszą odczuwać trudy, bo ciężko pracowali. Teraz pozostaje kwestia doboru obciążeń treningowych w tym tygodniu, żeby byli optymalnie przygotowani. Wierzę głęboko w to, że wyjdą i będą myśleć wyłącznie o tym, żeby pokonać Jagiellonię i żeby zaprezentować się z jak najlepszej strony. I nie ma tutaj mowy o jakimś marudzeniu, że ktoś jest przemęczony. Jak ktoś może być zmęczony, skoro 17 czy 18 meczów dopiero przed nami? Nie ma takiej możliwości.

Mamy poprawę w infrastrukturze - murawa prezentuje się dobrze, wszyscy w klubie ją chwalą. Zrezygnuje pan z podejmowania tego tematu na pomeczowych konferencjach?
- No tak, my się podniecamy normalnością. Niestety, takie czasy. Powiedziałbym, że murawa jest drugoligowa. To znaczy taka, że można na niej spokojnie rozgrywać mecze. Mam nadzieję, że będzie taka cały czas, bo trzeba o nią dbać. To już nie jest mój problem, jest zatrudniony do tego człowiek. Cieszę się tylko, że w końcu, po wielu tygodniach marudzenia i opowiadania o tym, ktoś zdecydował się, żeby coś z tym zrobić. Teraz nie ma już powodu do narzekania.

Jak układa się współpraca z trenerem Stachurą, który ma nadzorować działania trenera Kaczmarka?
- Przede wszystkim cieszę się, że trener Stachura, którego bardzo cenię, zgodził się pełnić fukcję pewnego rodzaju opiekuna. Na pewno będzie służył mi radą. Nikt nie ma patentu na mądrość i ja zdaję sobie sprawę, że muszę się jeszcze bardzo wiele w tym zawodzie nauczyć. Stanisław Stachura będzie pełnił funkcję doradczą.

Czyli nie będzie to w żadnym razie papierowa funkcja, po to tylko, żeby zaspokoić wymóg PZPN?
- Nawet bym nie chciał, bo nie o to chodzi. Trener Stachura jest bardzo doświadczonym człowiekiem, szkoleniowcem od wielu lat. Pracował w pierwszoligowych klubach i na pewno można się wiele od niego nauczyć. Będziemy odbywać dyskusje, wymieniać uwagi, spotykać się. Cieszę się, że nie ma w tej chwili fikcji, jak kiedyś, gdy jeden trener pracował, a drugi był zatrudniony na kartce i wpisywany do protokołu. Dziś jest czytelnie, jasno, PZPN wyraził zgodę, byłem na komisji licencyjnej i po prostu mam zbyt krótki staż, żeby otrzymać licencję samodzielnie. Ale sprawa jest jasna: pracuję na własny rachunek i własne nazwisko z tym sztabem, jaki jest, a trener Stachura na pewno w jakiś sposób mi pomoże, doradzi. Tylko że decyzje będę podejmował i tak ja.

W swoim inauguracyjnym meczu Arka zremisowała 0:0, czy Lechię taki wynik w meczu z faworyzowaną Jagiellonią będzie satysfakcjonował?
- Czy ja wiem? Mamy taką maksymę, która nie zmienia się od wielu miesięcy, jak tutaj pracuję: do każdego meczu przystępujemy po to, żeby go wygrać. Przynajmniej starać się go wygrać. Na pewno musimy zdać sobie sprawę, że skala trudności będzie o wiele, wiele wyższa, bo w tej chwili są w drugiej lidze lepsze drużyny i musimy liczyć się z tym, że każdego meczu nie wygramy. Ale będziemy się starać. Nie zamierzam kalkulować, że dzisiaj będziemy grać o remis i tak dalej. Taktyka będzie pewnie dopasowana pod każdego przeciwnika, bo będziemy robić obserwacje drużyn przyjezdnych. Ale gdy chce się mecz zremisować, to z reguły się go przegrywa. Na pewno nie będziemy niezadowoleni, jeśli będziemy niektóre mecze w drugiej lidze remisować, bo to jest zawsze punkt, ale nie będziemy się nastawiać przed meczem, że gramy na remis, bo to nie ma sensu.

Zatem czego mogą spodziewać się kibice Lechii w najbliższą sobotę?
- Chciałbym oczywiście, żebyśmy wygrali. Głęboko w to wierzę, bo ja wierzę w tych ludzi. Czasami ja w nich bardziej wierzę, niż oni sami w siebie. Trzeba to jak najszybciej zmienić. Już jest lepiej, ale generalnie przynajmniej niektórzy muszą nabrać poczucia własnej wartości. Żeby wyjść i grać jak równy z równym w drugiej lidze. Chciałbym, żeby przyszło jak najwięcej kibiców, bo to dla nich się gra, żeby była dobra atmosfera na trybunach, żeby ludzie po prostu cieszyli się, że są na meczu, że jest widowisko, że Lechia nie wykopuje tylko piłek do przodu, ale stara się coś konstruować, że widać jakąś myśl w tym graniu. I sam jestem ciekawy, nawet bardzo, jak to wszystko będzie funkcjonować w drugiej lidze. Bo powiem szczerze, że tak naprawdę nie miałem okazji i możliwości zbyt wiele jej ostatnio obserwować. Byłem tylko na kilku meczach Arki, bo czas nie pozwalał na więcej, a telewizja, wiadomo, nie pokazuje. Także jest to dla mnie w tej chwili pewna niewiadoma. Uważam jednak, że nasz zespół, w tym składzie, stać na to, żeby nawiązać równorzędną walkę z ligowymi rywalami. To będzie trudne, bardzo trudne dla nas pół roku, ale jestem przekonany, że wyjdziemy z tego obronną ręką.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.030