Sebastian, jak oceniasz sytuację z meczu z Jagiellonią, kiedy w konsekwencji drugiej żółtej kartki pokazano ci czerwony kartonik?
- Ewidentne wymuszenie rzutu karnego.
Trener Kaczmarek nie miał o to pretensji?
- Nie, chyba zrozumiał mnie. Nie szło nam z przodu, nie potrafiliśmy dojść do czystej sytuacji strzeleckiej. Myślałem, że uda mi się wymusić ten karny. Chciałem to zrobić w dobrej wierze i chyba trener tak to właśnie odebrał.
Myślisz, że mimo tej wpadki zagrasz w meczu z Podbeskidziem?
- Nie wiem. To zależy tylko i wyłącznie od trenera, a nie ode mnie.
Wydaje się, że obrona jest na dzień dzisiejszy najsilniejszą formacją Lechii. Zgadzasz się z takim poglądem?
- Myślę, że wszystkie formacje mamy dosyć wyrównane. Najmniej zgrania jest jeszcze w ataku. Jakub Gronowski trenuje z nami od niedawna i jeszcze nie rozumie się do końca z Krzyśkiem Rusinkiem, ale z biegiem czasu na pewno jakoś się doszlifują. Silna też jest linia pomocy, gdzie gra zdecydowany lider Sławek Wojciechowski. Jeśli chodzi o defensywę, to po stronie strat mamy już jedną bramkę.
Dość przypadkową, należy dodać.
- Niemniej jednak obciążającą nasze konto. Postaramy się więcej bramek nie tracić, zwłaszcza w tak głupi sposób.
Jaki obstawiasz wynik w Bielsku-Białej?
- Nie chcę obstawiać wyniku. Mamy wyjść na boisko i walczyć na całego. A co z tego wyjdzie - zobaczymy.
Przede wszystkim chciałem zapytać o twoją kontuzję. Co się konkretnie stało, że musiałeś zejść z boiska? I jakie są szanse, że wyzdrowiejesz do meczu z Widzewem?
- Trochę się "rozjechałem" na tej śliskiej nawierzchni. W ostatnim momencie chciałem podać do Maćka Kalkowskiego i noga mi uciekła. Naderwałem włókienka mięśniowe. Na razie lekarze mówią, że będę musiał pauzować dziesięć dni.
Otrzymałeś też już trzecią w tym sezonie żółtą kartkę. Nie za dużo jak na dwa mecze? Jak na razie jesteś największym "brutalem" w zespole.
- Na pewno za dużo. To jednak wynika z walki na boisku, pełnego zaangażowania, a nie ze złośliwości, celowego kopania rywali. Po prostu nie odpuszczamy nikomu w walce o piłkę i nie odkładamy nogi. Efektem tego są kartki. Było ich dużo w meczu z Jagiellonią, podobnie z Podbeskidziem. Ale powtarzam - to wynika z zaangażowania.
A jak oceniasz na chłodno wynik 1:1? Bardziej cieszysz się z wywalczenia punktu w samej końcówce, czy jednak czujesz niedosyt, że nie wygraliście, choć byliście w przekroju całego spotkania lepsi?
- Kiedy długo utrzymywał się wynik bezbramkowy, to zaczęliśmy czuć niedosyt, że nie możemy udokumentować bramką swojej przewagi na boisku. Ale jak już straciliśmy gola, to myśleliśmy, by chociaż wyrównać. To też dla nas się liczyło, by nie przegrać tego spotkania. Dobrze, że chociaż to się udało.