Gdańsk: wtorek, 17 września 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 25 (25/2005)

20 września 2005

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

MARCIN KACZMAREK DLA LECHIA.GDA.PL

Wy dziennikarze, ja trener

"Trener Łazarek mógł mieć swoją opinię na temat gry mojego zespołu i ja mu tego nie bronię. Ale to nieuniknione, że będą się nam w tej lidze przydarzały mecze lepsze i gorsze. Na pewno w każdym spotkaniu będziemy walczyć i starać się wykorzystać jak najlepiej swoje umiejętności", mówi trener Lechii, Marcin Kaczmarek.

MICHAŁ KORNIAHO

Porozmawiajmy o dotychczasowych meczach Lechii w drugiej lidze. Po kolei. Początek sezonu i sześć punktów wywalczonych z silnymi rywalami. Do tego styl gry cieszący kibiców i napawający optymizmem na przyszłość. To efekt siły pańskiej drużyny czy może zlekceważenia jej, jako beniaminka, przez przeciwników?
- Z pewnością tych wyników nie można traktować jako miarodajne, obrazujące realny poziom Lechii i jej rolę w lidze. Beniaminkowie z reguły na początku sezonu grają dobrze. Tak było z nami. Pierwsze mecze zagraliśmy na wysokim poziomie i szkoda, że tylko jeden z nich udało się wygrać - z Widzewem. Bo mieliśmy szansę wygrać też choćby z Podbeskidziem. Już nie mówię o Sosnowcu, gdyż tamten remis był sprawiedliwy, ale nasza gra też była bardzo dobra, zwłaszcza w drugiej połowie. Chcąc określić nasze optymalne możliwości na dzień dzisiejszy: mając nieustannie pełny skład ze wszystkimi zdrowymi zawodnikami, moglibyśmy mieć kilka punktów więcej. Choćby nie przegrywając tych kilku spotkań, w których ponieśliśmy porażki. No cóż. Mieliśmy problemy w defensywie, eksperymentowaliśmy trochę z lewym obrońcą. Widać było, jak dużą stratą był dla nas brak Fechnera czy Pęczaka. Ja zawsze mówiłem, że zespół buduje się od obrony, a kiedy graliśmy w optymalnym składzie, to nie popełnialiśmy większych błędów. Później przytrafiły się dwa słabsze mecze. Słaby ze Śląskiem i bardzo słaby z drużyną z Czermna. No cóż. Na pewno w pewnym sensie płacimy w ten sposób frycowe. Ale tak jak mówiłem na początku sezonu - gramy o utrzymanie się w lidze. Z pewnością nie będzie to łatwe, niemniej jednak potencjał drużyny jest wystarczający, by ten cel zrealizować. Wybiegając w przyszłość, uważam że musimy zdobyć jak najwięcej punktów w tej rundzie, a zimą przeprowadzić realne wzmocnienia. Po prostu nie możemy roztrwonić dorobku, na który pracowaliśmy tu kilka lat, awansując rok rocznie z A-klasy do drugiej ligi.

Wspomniał pan, że przed zespołem wiele ciężkich meczów. Tym samym przed panem trochę ciężkich chwil. Już po meczu z Heko powstała plotka, jakoby miał pan zamiar zrezygnować ze stanowiska. Choć do tego nie doszło, to czy nie miał pan podobnych myśli?
- Proszę pana, jakbym chciał rezygnować po trzech meczach, biorąc pod uwagę półtoraroczny dorobek, to byłbym nieuczciwy w stosunku do siebie i w stosunku do ludzi, z którymi pracuję. Uważam, że po tych czterech pierwszych meczach zostały rozbudzone - przez entuzjastyczne relacje prasowe i recenzje - apetyty wśród kibiców. Ja zawsze tonuję nastroje i często bywa, że jestem jedynym, który to robi. Ale ja zawsze będę mówił to, co myślę. I nadal uważam, że w tej chwili Lechię stać na grę w drugiej lidze, ale na nic więcej. A jeśli uważałbym, że Lechię stać na walkę o awans do pierwszej ligi, to bym to powiedział.

Chyba zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że gra Lechii choćby w Bielsku-Białej, gdzie padł remis, była jednak lepsza od gry w ostatnią niedzielę ze słabeuszem z Nowego Miasta Lubawskiego. Obecny na trybunach trener Wojciech Łazarek określił to zwycięstwo jako "smutne", zważywszy na poziom spotkania. Co spowodowało obniżkę formy całego zespołu? Ubytek Pęczaka?
- Na pewno ubytek jednego zawodnika nie mógł wpłynąć na obniżenie poziomu całego zespołu. Co nie zmienia faktu, że Pęczak to zawodnik bardzo nam potrzebny. Uważam, że oceny za styl, to najlepiej przyznawać w łyżwiarstwie figurowym. Trener Łazarek mógł mieć swoją opinię na temat gry mojego zespołu i ja mu tego nie bronię. Ale to nieuniknione, że będą się nam w tej lidze przydarzały mecze lepsze i gorsze. Na pewno w każdym spotkaniu będziemy walczyć i starać się wykorzystać jak najlepiej swoje umiejętności.

Trochę statystyki. Osiem spotkań za nami. W tych meczach w barwach Lechii zdążyło zagrać czterech napastników. W tych ośmiu spotkaniach czterej napastnicy strzelili trzy gole. Pytanie: Czy w kadrze posiada pan napastników spełniających wymagania drugoligowe?
- Zdecydowanie tak. Takim napastnikiem jest z pewnością Krzysiek Rusinek. Wy dziennikarze zawsze czepiacie się statystyk i kto ile strzela bramek, bo to jest najbardziej wymierne. Ale ja przypomnę, że oprócz tego, że strzelił dwie bramki, to dwa razy po faulu na nim podyktowane zostały rzuty karne. Niemniej jednak, jeśli widzielibyśmy na rynku napastników, którzy byliby w stanie zagwarantować nam dziesięć czy dwanaście bramek w rundzie i zgodziliby się na postawione im przez nas warunki, to na pewno byśmy ich zatrudnili. Do tej pory takich zawodników nie było. Na pewno na chwilę obecną mamy problem z drugim napastnikiem. Mamy w kadrze dwóch takich na dorobku, Kazubowskiego i Gronowskiego. Jeszcze sporo czasu upłynie, zanim zagwarantują nam oni równy drugoligowy poziom. Choć z pewnością mają oni wystarczający potencjał i z pewnością kiedyś ten ich talent rozbłyśnie. Niech mi pan wskaże jakiegoś snajpera na rynku, w granicach naszych możliwości finansowych, który gwarantowałby regularne trafianie do siatki. Ja takiego nie widzę.

Chyba dość łatwo pozbył się pan Jakuba Bławata.
- Tak, ja wiem, to wasz faworyt.

Niekoniecznie od razu faworyt. Ale wspominamy o nim nieraz dlatego, że decyzja o jego wypożyczeniu, a wcześniej danie mu jedynie 45 minut szansy gry, była dla nas trochę niezrozumiała.
- Ale wy jesteście dziennikarzami, a ja jestem trenerem. Treneram, który przy całym szacunku dla was, ma większe rozeznanie w tym co się dzieje w zespole. Ja przebywam z zawodnikami przez cały rok czy przez półtora. I jeśli chodzi o tego konkretnie zawodnika, to nic wielkiego do zespołu nie wniósł. Abstrahując od tego, czym się wyróżnił negatywnie. Ale nie chciałbym już do tego wracać. On zreszta dostał swoją szansę. Jak ją wykorzystał, było widać w Sosnowcu. Kto był, to widział.

Owszem, zagrał 45 minut. Czyli w sumie najmniej spośród trzech napastników, którzy byli próbowani jako partnerzy Rusinka w ataku. Wypożyczenie do Cartusii było owiane tajemnicą, nie do końca dla wszystkich zrozumiałe. Niech pan odsłoni kulisy pożegnania Bławata.
- Nie był przydatny do zespołu. I uważałem, że w takiej sytuacji lepiej będzie, jeśli będzie się on ogrywał w trzecioligowej Cartusii. Ze skutkiem mizernym jak na razie. Ja bardzo chciałbym, żeby mu się tam powiodło, bo nikomu nie zamierzam zamykać tutaj drogi. Pomijając to, że on ode mnie dostawał już dużo szans. Połowa zawodników z kadry nie dostała nawet jednej trzeciej szansy, co dostał Kuba Bławat.

Pogdybajmy trochę. Gdyby w tej chwili zakończyła się runda jesienna, wzmocnień na jakich pozycjach szukałby pan przede wszystkim?
- Przede wszystkim szukałbym napastnika. Oczywiście w zimie będę chciał wzmocnić każdą pozycję, żeby zwiększyć konkurencję. Ale atak zdecydowanie najbardziej potrzebuje wzmocnień.

Jak wygląda sprawa z kontuzjowanymi zawodnikami? Co z Wojciechowskim, Szulikiem i Wiśniewskim?
Najszybciej do zdrowia wróci Wojciechowski. Jest diagnoza, że nic groźnego się nie stało, ale będziemy szukali potwierdzenia, stąd Sławek pójdzie jeszcze raz do lekarza. Na dzień dzisiejszy ma przerwę w treningach. Jeśli chodzi o Szulika, to jest po operacji. Jest to przede wszystkim dla niego pozytywna wiadomość, bo od długiego czasu boryka się już z kontuzjami. Na szczęście nie będzie musiał mieć drugiego zabiegu. Już w jednym udało się naprawić wszystko, co było potrzebne. Może już w okresie zimowym wznowi treningi. A Wiśniewski już w poniedziałek był na pierwszym treningu z zespołem, na razie tylko truchtał. Tutaj perspektywy są dość optymistyczne. Ja bym jednak dmuchał na zimne, bo takie sprawy pooperacyjne to nie błahostka i na pewno nie będziemy się spieszyć z jego powrotem. Nie sądzę, żeby zagrał jeszcze w tej rundzie, choć on sam bardzo by chciał. Chciałbym się mylić z tymi przewidywaniami i z chęcią skorzystałbym jeszcze w tym roku z jego osoby.

Ostatnie pytanie, dotyczące najbliższego meczu. Mówi się, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Czy w Radomiu zagra podobna jedenastka co z Drwęcą?
- Ja nie wyznaję takiej zasady. U mnie grają najlepsi na dzień dzisiejszy. Znaczenie ma też przeciwnik, jak podchodzimy do danego meczu. Istotna jest też dyspozycja dnia, postawa na treningu. Mamy jeszcze dziesięć dni do najbliższego meczu, zobaczymy jak będzie z urazami. Jeszcze wcześnie na ustalanie składu, ale sądzę, że jakieś zmiany w porównaniu z ostatnim spotkaniem mogą nastąpić.

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.039