Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 28 (28/2005)

11 października 2005

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

GŁOSEM SPIKERA

Dr Jekyll, Mr Hyde

Bohater pięknej kariery, Roman Korynt, ma niestety swoją drugą stronę... Wprawdzie stara piłkarska prawda mówi, że wybitnymi piłkarzami nie zostają grzeczni chłopcy, ale ze smutkiem trzeba stwierdzić, że rysa na wizerunku idola staje się coraz bardziej widoczna.

MARCIN GAŁEK

"Doktor Jekyll i pan Hyde" to fascynująca opowieść o dwoistości ludzkiej natury. Tytułowy bohater, doktor Jekyll, będący wybitnym naukowcem, wierzył, iż w każdym człowieku żyją dwa przeciwstawne charaktery objawiające się poprzez jawną prawość i dobroć oraz skrywane zło, agresję.

Trudno stwierdzić, czy jej autor - Robert Louis Stevenson, miał jakąkolwiek styczność z raczkującą w drugiej połowie XIX wieku grą zwaną "football". Z pewnością natomiast nie miał pojęcia o tym, że ponad pół wieku później, w Polsce, powstanie zespół piłkarski gdańskiej Lechii. Siłą rzeczy nie mógł też nic wiedzieć o najbardziej utytułowanym zawodniku tego klubu: Romanie Koryncie.

Wspaniała kariera

Roman Korynt, to dziś 76-letni pan, stały bywalec stadionu przy Traugutta. W biało-zielonych barwach występował w latach 1953-1968. Stanowił ostoję defensywy w czasach, gdy Lechia święciła swoje największe ligowe triumfy. To w dużej mierze dzięki jego skutecznej grze ulubieńcy Gdańska zdobyli trzecie miejsce na mecie sezonu 1956, grali w finale Pucharu Polski (1955), dwukrotnie meldowali się na piątym miejscu na zakończenie rozgrywek ekstraklasy (1955 i 1957). Kierowana przez niego obrona, określana była jako najtrudniejsza do oszukania, a klub z budowlanym rodowodem, jako chlubiący się małą ilością traconych bramek, ochrzczono mianem "murarzy".

Pan Roman pochwalić się może również wspaniałą karierą reprezentanta Polski. 35 razy wystąpił w reprezentacji Polski. Grał, jak równy z równym przeciwko największym gwiazdom ówczesnego futbolu. Nadmienić należy, że był jedną z wiodących postaci narodowej jedenastki naszego kraju. Żaden z piłkarzy Lechii, do dziś, nie zbliżył się nawet do tak imponującego bilansu. Doceniano go także indywidualnie. Triumfował w różnego rodzaju plebiscytach, a za najcenniejsze uznać trzeba dwa zwycięstwa w prestiżowym konkursie katowickiego "Sportu" - "Złote buty" w latach 1959 i 1960. Lechii pozostał wierny do samego końca piłkarskiej kariery. Przeżył z zespołem dwie degradacje: spadając najpierw do II ligi (1963), a potem o szczebel niżej (1967). Karierę zawodnika kończył jako trzecioligowiec, w czerwcu 1968.

Po latach, wciąż wśród kibiców żywa jest pamięć o fenomenalnym obrońcy. Przejawem tego były m.in. zwycięstwo w plebiscycie Głosu Wybrzeża na piłkarza 50-lecia naszego regionu, czy też wmurowanie gwiazdy Romana Korynta w Aleji Sław na stadionie przy Traugutta. W styczniu tego roku ukazała się książka autorstwa Marka Andrzejewskiego "Roman Korynt: legenda gdańskiej Lechii".

Sztuka przegrywania

Bohater tak pięknej kariery ma też niestety swoją drugą stronę... Wprawdzie stara piłkarska prawda mówi, że wybitnymi piłkarzami nie zostają grzeczni chłopcy, ale... co ze smutkiem trzeba stwierdzić, rysa na wizerunku idola staje się coraz bardziej widoczna. Informacje o interesowności Korynta - futbolisty, przekazywane przez piłkarzy i działaczy sprzed lat, układają się w niezbyt ciekawy obraz "zawodnika-szantażysty", warunkującego swoja grę dla Lechii od chociażby otrzymania prawa do prowadzenia sklepu. Wprawdzie nie jest grzechem otrzymywanie wynagrodzenia za bardzo dobrze wykonaną pracę, ale forma jego dochodzenia pozostawia wiele do życzenia.

W czerwcu tego roku Roman Korynt obraził się na kibiców Lechii. Stało się to na skutek... zajęcia drugiego miejsca w plebiscycie Gazety Wyborczej na piłkarza 60-lecia Lechii Gdańsk. Nie krył swego rozczarowania, a zapytany o kilka słów komentarza dla kibiców odparł: "To ich sprawa. Nie mam nic więcej do powiedzenia". Sztuka godnego przegrywania jest podobno jedną z najtrudniejszych. Widać, że wybitny piłkarz niestety jej nie opanował. Ostatnio urażony gwiazdor dał kolejny "popis". W czasie okolicznościowego spotkania piłkarzy Lechii sprzed lat, pokazał jak wobec kolegów zachowywać się nie należy. Niewątpliwie, pod względem piłkarskich osiągnięć, żaden z piłkarzy Lechii równać się z nim nie może, jednak to nie powód do nagannych zachowań, które deprecjonują dokonania byłych zawodników naszego klubu.

Roman Korynt, boiskowy idol sprzed lat. Bez wątpienia jedna z postaci, którymi chlubią się kibice gdańskiej Lechii. Wierzyć należy, że ostatnie "wpadki" nie zeszpecą wizerunku słynnego stopera i jeszcze przez wiele, wiele lat kibice wspominać będą przede wszystkim jego boiskowe, podkreślić należy, że wybitne zasługi. Jeśli miałyby one pójść w zapomnienie, to tylko dlatego, że kolejne pokolenia graczy Lechii Gdańsk osiągną sukcesy, które przyćmią te, których autorem był bohater niniejszego felietonu. Tego życzyłby sobie zapewne także sam pan Roman Korynt!

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.030