Robert Hirsz, który dopiero w zeszłym miesiącu ukończył 16 lat, już od początku roku z pomocą menedżera Janusza Olędzkiego szuka nowego klubu, czym wyraziście daje do zrozumienia, że obecna rola przy Traugutta zupełnie mu nie odpowiada. Dwukrotnie głośno już było o testach w Glasgow Rangers. Pierwszy raz w styczniu, kiedy to wyjechał do Szkocji bez informowania Lechii, co na tyle wyprowadziło z równowagi klubowych włodarzy, że zawiesili nastolatka i złożyli oficjalny protest przeciwko działalności Olędzkiego. Pomogło o tyle, że chociaż Hirsz z chęci odejścia nie zrezygnował, to przynajmniej zaczął pytać o zgodę na kolejne wyprawy.
Przyzwolenie klubu uzyskał również w zeszłym tygodniu, gdy Olędzki - były dyrektor sportowy Legii - załatwił chłopakowi prezentację pod okiem trenera Dariusza Wdowczyka. Ten zachwycił się jego umiejętnościami i błyskawicznie zapowiedział transfer, choć doświadczenie kazało mu zastrzec z góry, że na razie tylko do trzecioligowych rezerw. Wdowczyk mógł sobie pozwolić na takie oświadczenie bez kontaktowania się z Lechią czy choćby wymienienia jej nazwy, bo tak naprawdę gdański klub nie ma prawie nic do gadania. Zawodnik nie ma podpisanego kontraktu i może odejść niemal w każdej chwili, pod warunkiem, że Legia wyłoży za niego zdefiniowane w przepisach 18.750 złotych.
Hirsz nie podpisał umowy, bo wszystkie negocjacje pomiędzy jego reprezentantami a Lechią kończyły się niepowodzeniem. "Rodzice nie chcą podpisać kontraktu i właśnie dlatego Hirsz nawet nie trenuje z pierwszym zespołem", wyjaśnia dyrektor Błażej Jenek. Lechia nie chce promować zawodnika, który w każdej chwili może odejść praktycznie za darmo. Dość długo z podobną decyzją zwlekał inny piłkarz ze stajni Olędzkiego, Rafał Loda, ale w końcu porozumiał się z macierzystym klubem i po ubiegłorocznym debiucie w trzeciej lidze będzie miał teraz szansę - zobaczymy na ile realną - na debiut w drugiej.
Ponieważ podobne nadzieje ma przed sobą w tym tygodniu również Marcin Pietrowski, można byłoby radośnie wybuchnąć - nareszcie! - gdyby nie otrzeźwiająca świadomość, że największy wpływ na decyzję Marcina Kaczmarka miała niemożność skorzystania z Biskupa, Brede, Kazubowskiego i Wojciechowskiego. Ot, i cała tajemnica otwarcia się na młodzieżowców, dotąd jedynie krytykowanych, okrzykiwanych słabymi i nie ogrywanych nawet w minimalnym zakresie. Z drugiej strony lepsza już taka jaskółka niż żadna. Może przylecą następne.
Rezygnując z wykorzystnia potencjału, którzy znajduje się pod ręką i na którego budowę poświęca się lata ciężkiej pracy, Lechia nie tylko nie działa perspektywicznie, ale momentami wręcz destrukcyjnie. Zgrozą powieje, gdy za chwilę usłyszymy, że któryś młodzian dostał szansę i się nie sprawdził. Byłoby prawdziwie fenomenalne, gdyby ktoś wszedł na boisko i usunął w cień Wojciechowskiego, bądąc na co dzień w stałym potrzasku między słabą ligą juniorów i zerowym doświadczeniem seniorskim.
Młodzi muszą mieć szansę ogrywania się choćby przez kilkanaście minut, prawo płacenia frycowego, nawet przyzwolenie popełniania błędów. Sensownie dawkowana szansa zaprocentuje w przyszłości, jak zaprocentowała w przypadku Sebastiana Mili, który krok po kroku wyrastał powoli na czołową postać biało-zielonych, a w przyszłym roku zagra zapewne na Mistrzostwach Świata. Niektórzy juniorzy już teraz prezentują potencjał w najgorszym razie porównywalny z niektórymi nabytkami. Jak na przykład Pietrowski z Łukaszem Giermasińskim, żeby nie być gołosłownym. Matematycznie ligową szansę otrzymał jednak kilkaset razy mniejszą. Od samych treningów z seniorami, monotonnie uprawianych już od roku czasu, nie rozwiną się lub zwiędną, jak rośliny podlewane, ale trzymane w pozbawionym słońca pomieszczeniu.
O Robercie Hirszu dużo się mówi, a tak naprawdę mało kto widział go w akcji. Łatwość oczarowania Wdowczyka nie dziwi, bo 16-latek oprócz świetnych warunków fizycznych posiada przede wszystkim bogate i efektowne umiejętności techniczne, które szybko wpadają w oko. Gorzej niestety z przełożeniem ich w trakcie meczu na korzyści dla drużyny. Od kiedy z początkiem sezonu bawimy się w wybór juniora tygodnia, Robertowi jeszcze ani razu nie udało się wygrać tej klasyfikacji, znaczy - ani razu nie rzucił na kolana, czego należałoby oczekiwać po zawodniku z wielkimi aspiracjami. Bardzo dobry występ zaliczył tylko raz, w Kwidzynie. W poprzednim sezonie również strzelił coś tu i ówdzie, ale to były tylko przebłyski.
Ogrom pracy przed Hirszem, żeby wyrosnąć na wartościowego piłkarza. Jeśli stać go na solidną harówkę i wyzbycie się wielu fatalnych nawyków, jednym słowem - rozwój, to wszystko przed nim. Ale na razie ma tylko talent, w Legii natomiast już nie tacy przepadali jak kamień w wodę. Dla Lechii ważniejsze jest teraz, żeby nie zwiędli ci, którzy nie chcieli uciekać w świat za wszelką cenę. Podpisali kontrakty, ale chcą wreszcie szansy, a nie tylko gwarantowanych umową paruset złotych.