Przed meczem Lechii w Jaworznie wszyscy zadawali retoryczne pytanie: "Z kim wygrać, jak nie ze Szczakowianką?". Jak odpowiesz na to pytanie po tym przegranym przez was spotkaniu?
- Z najbliższym przeciwnikiem, z jakim będziemy grać na wyjeździe. Mieliśmy wygrać ze Szczakowianką, niestety nie daliśmy rady. Zrobimy wszystko, żeby wygrać najbliższy mecz wyjazdowy. Tak jak każdy mecz. Myślę, że będzie dobrze.
Ze Szczakowianką graliście jednak w najsilniejszym składzie. Wcześniej po przegranych spotkaniach usprawiedliwialiście się absencjami podstawowych zawodników z powodu kontuzji czy kartek. Dlaczego zatem teraz też przegraliście?
- Trudno powiedzieć, czy graliśmy w najsilniejszym składzie. Na pewno było to najsilniejsze zestawienie według trenera. Ale przecież z ŁKS-em zagraliśmy niby nie w najsilniejszym składzie, a rozegraliśmy dobry mecz i wygraliśmy z bardzo ciężkim przeciwnikiem. Uważam, że nie ma co mówić o "najsilniejszym składzie". Po prostu jeśli ktoś wychodzi na boisko, to znaczy, że jest odpowiednio do meczu przygotowany i wyznaczony do tego, by ten mecz wygrać. Nie przywiązywałbym uwagi do tego, w jakim ustawieniu graliśmy. Po prostu przegraliśmy mecz, nie daliśmy rady i teraz należy wyciągnąć z tego wnioski. I zrobić wszystko, by wygrać następne spotkanie u siebie, potem na wyjeździe i tak dalej.
Ale to był już nie pierwszy mecz, w którym straciliście decydującą o wyniku bramkę w końcówce spotkania. Niedawno podobna sytuacja miała miejsce w Radomiu. W czym tkwi problem? W waszej psychice?
- Trudno powiedzieć, w czym tkwi problem. W meczu z ŁKS-em potrafiliśmy wytrzymać do końca. Dlaczego nie potrafiliśmy tego zrobić w spotkaniu ze Szczakowianką? To jest naprawdę ciężkie pytanie. Sądzę, że trener przeanalizuje dokładnie całe spotkanie i wspólnie dojdziemy to tego, czemu tak się dzieje. Na pewno trener wytnie każdemu jego indywidualne błędy. Ich trzeba uniknąć, bo nie można tracić punktów we frajerski sposób. Z pewnością jest to nasz duży problem. Przeważnie w końcówce zespoły mobilizują się podwójnie czy potrójnie. A my właśnie wtedy tracimy bramki. Już nie można mówić, że ktoś w zespole jest niedoświadczony. Bo jakby tak było, to trener pewnie nie wystawiałby go do meczów na poziomie drugiej ligi. To już nie jest zabawa. Każdy musi więc zrobić osobisty rachunek sumienia.
Jakie były nastroje w szatni po meczu? Milczeliście ze spuszczonymi głowami, czy staraliście doszukać się na gorąco przyczyn porażki i dyskutowaliście na ten temat?
- Wszyscy byliśmy bardzo źli, trener też był jakby w szoku, nie wiedząc, co się stało. Na pewno było nerwowo w szatni, ale jednak na gorąco nie ma co analizować meczów. Trener też zawsze to powtarza, bo można komuś w ten sposób wytknąć błędy, których wcale nie popełnił. Jest specjalnie wyznaczona osoba do nagrywania meczów na video i na drugi dzień zawsze następuje dogłębna analiza spotkania, a później w tygodniu jeszcze o nim dyskutujemy. Więc nie ma co nigdy na gorąco osądzać tych czy innych zawodników, bo te oceny mogą okazać się zupełnie błędne.
A w pierwszej chwili mieliście pretensje do konkretnej formacji, czy osoby o przegranie meczu, czy każdy jednak sam w sobie doszukiwał się winy?
- W ciągu poprzedzającego mecz ze Szczakowianką tygodnia trenowaliśmy właśnie podobne sytuacji, przy której straciliśmy w Jaworznie gola. Na zajęciach każdy krył swojego zawodnika i takie było zadanie na to spotkanie. Mieliśmy zwrócić szczególna uwagę na te stałe fragmenty gry. Niestety w tak ważnym dla nas momencie ktoś z naszego zespołu przysnął i nie pokrył swojego zawodnika. No cóż, wiem, że to powtarza się to już któryś raz. Trzeba coś z tym zrobić.
Czy po tej porażce w Jaworznie zespół nie stracił przypadkiem zaufania do trenera Kaczmarka? Czy nadal ufacie w pełni jego metodom szkoleniowym i temu jak was prowadzi, ustawia? Nie macie jakiegoś zwątpienia w to, co wykonujecie za jego poleceniami?
- Ludzie atakują naszych trenerów ze wszystkich stron, mówiąc, że coś źle robią. Trenerzy wykonują swoją pracę na pewno dobrze. Jak na trenerów są to młodzi ludzie, którzy chcą dla zespołu jak najlepiej. My nadal chcemy robić to, co oni nam każą, ufamy im. Z pewnością każdy w zespole ma jakieś swoje osobiste spostrzeżenia co do naszej gry, ale ufamy trenerom. Tak jak oni nam ufają, stawiając na nas.