Gdańsk: sobota, 20 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 31 (31/2005)

1 listopada 2005

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

DUFO DLA LECHIA.GDA.PL - ROK 2002

Jeszcze będzie dobrze

"Moje marzenie? Mistrzostwo Polski. Tego tytułu Lechia nie miała. No i gra w europejskich pucharach. Nie jest to wcale takie nierealne. Dużo pracy przed działaczami, piłkarzami, kibicami, ale przy dużej determinacji jesteśmy w stanie to wspólnie osiągnąć" - powiedział nam przed trzema laty pożegnany w niedzielę Tadeusz Duffek.

MARIUSZ KORDEK, BŁAŻEJ JENEK, MJ
Gdańsk

Stadion świecił jeszcze pustkami, ale były to czasy, gdy nawet w trakcie meczu zapełniał się jedynie garstką ludzi. Zanim piątoligowa Lechia w obecności pięciuset widzów pokonała Wietcisę Skarszewy, na koronie odkrytej stadionu przy ul. Traugutta, w okolicach rozpoczynającej dopiero swój żywot Alei Gwiazd, Tadeusz Duffek udzielił wywiadu lechia.gda.pl. Kilka miesięcy wcześniej dał się namówić przyjaciołom na powrót do rozkwitającej na nowo Lechii.

W niedzielę Dufo w asyście tłumów odbył swoją ostatnią podróż. W tym kontekście wypowiedziane przez niego przed trzema laty słowa brzmią szczególnie wyjątkowo. Opowiadał o przeszłości, ale i przyszłości. O planach i marzeniach, z których część pozostanie niezrealizowana. Nikt nie powinien tak wcześnie odchodzić. Spoczywaj w pokoju.


12 PAŹDZIERNIKA 2002

Przez pewien czas nie było widać Tadeusza Duffeka na stadionie Lechii. Co cię skłoniło do aktywniejszego powrotu na trybuny przy Traugutta?
- Sercem i duszą cały czas byłem z klubem i jej kibicami. Na Lechii spędziłem najpiękniejsze lata mojej młodości, tu zostawiłem kawałek swojego życia, można nawet powiedzieć, że tu był mój drugi dom. Natomiast w pewnym momencie przestałem chodzić na mecze, to fakt. Chociaż serce i krew mam biało-zieloną, czułem się - jak wielu - oszukany i zmęczony tym wszystkim. Nasz klub stał się prywatnym folwarkiem pseudodziałaczy, którym nie zależało na budowie solidnej drużyny. Nie chciałem swoją osobą popierać tych ludzi i tych nieczystych układów, które panowały i panują w klubie. Do powrotu nakłonił mnie przede wszystkim Kamil, który opowiedział o powracającej atmosferze i tworzących się ciekawych inicjatywach wśród kibiców. Wspólnie, w gronie starszych sympatyków uznaliśmy, że warto wrócić i spróbować zmienić parę spraw.

Po upadku Lechii-Olimpii też była szansa, by kibice mieli większy wpływ na losy klubu, włącznie z przejęciem w nim władzy. Dlaczego wtedy nie wyszło?
- Nie byliśmy przygotowani merytorycznie, brakowało pragmatyzmu. W naszych działaniach panowała pełna spontaniczność. Nie wyszło nam, ale przez ten okres dojrzeliśmy, choćby do tego, że wielu spraw nie należy rozwiązywać siłą. Są lepsze sposoby. To doświadczenie z tamtych lat przyda się nam na pewno teraz, unikniemy przez to wielu błędów.

Byłeś jednym z założycieli Stowarzyszenia Przyjaciół Lechii. Wtedy się nie udało, a teraz w przypadku Stowarzyszenia Biało-Zieloni ma się udać?
- Tak jak już mówiłem, działaliśmy spontanicznie. Chaos w naszych poczynaniach zniweczył całą pracę, mimo szczytnej idei. Z drugiej strony przetarliśmy szlaki. Zrobiliśmy dobrą robotę, która odłożyła się w czasie i dzisiaj się ogromnie przydaje. Na pewno nie poszła na marne.

Uważasz, że jesteś w stanie pociągnąć za sobą tzw. "Starą Gwardię", nakłonić ich do czynnego powrotu na Lechię?
- Sam nie dam rady. Jest nas jednak kilku, docieramy do dużej liczby osób i z czasem powinno pojawiać się na naszym stadionie coraz więcej znanych twarzy z dawnych lat. Musimy zacząć od siebie, od tych, którzy przychodzą teraz. Choćby na Arka-Śląsk, gdzie było około tysiąca kibiców Lechii. To jest nasz potencjał i punkt wyjścia do dalszego działania. Dobrym symptomem jest fakt, że masa osób zaczyna się dopytywać o to, co nowego na Traugutta. Następnym krokiem będzie powrót do przychodzenia na mecze.

Niemal jednomyślnie zostałeś wybrany przez grono kibiców szefem sztabu wyborczego Komitetu "Naprzód Lechio". Warto byłoby abyś przypomniał się, szczególnie młodszemu pokoleniu.
- Przede wszystkim chciałbym podziękować za wybór i wyraz poparcia. Jest to dla mnie duża nobilitacja, a zarazem motywacja do jeszcze większego zaangażowania. Szczególnie dziękuję właśnie młodszemu pokoleniu, które nie zdążyło mnie bliżej poznać, a wie o mnie jedynie z opowiadań starszych kolegów. Jeżeli chodzi o moją osobę, w tym roku kończę 34 lata. Pierwszy raz na Lechii byłem z ojcem w wieku 8 lat, na meczu z Widzewem. 25 tysięcy widzów na trybunach i wielkie zamieszki z dawną milicją. Pamiętam to do dziś. W kolejnych latach wciąż przyprowadzał mnie na stadion ojciec, później już przychodziłem z rówieśnikami z dzielnicy. Wzorem postawy był dla mnie w tamtych latach Zdzisław Puszkarz, oddany biało-zielonym barwom jak nikt inny. Pierwszy wyjazd zaliczyłem w 1981 roku do Koszalina. Później czasy stanu wojennego i niezapomniany klimat. Na Lechii mogłem odreagować codzienne problemy.

No właśnie, często podkreślasz swoje sympatie do obozu postsolidarnościowego...
- Za Solidarność w więzieniu siedział mój ojciec, było nam bardzo ciężko. Naszą rodzinę, gdzie była czwórka rodzeństwa, wspierał w trudnych chwilach ks. Jankowski i za to jestem mu wdzięczny. Z tego wynika moja wielka sympatia i lojalność dla księdza prałata.

Skończył się stan wojenny i wkrótce przyszedł rok 1985...
- No niestety. Zdarzenie, o które pewnie chcecie spytać wywarło duże piętno na moim życiu. Wracaliśmy w kilka osób z meczu Lechii i na gdańskiej Zaspie, mojej dzielnicy, usłyszeliśmy z ust o wiele starszych ludzi okrzyki w stylu "Arka Gdynia, Lechia chuje". Podeszliśmy do nich, no i wiadomo, jak to w takich sytuacjach... Od słowa do słowa, złapaliśmy się za klapy, szarpanina. Za chwilę ci goście zaatakowali nas tzw. "tulipanami". My w tym momencie odskoczyliśmy, wyjąłem nóż... Jeden z nich, chyba najbardziej pijany, skoczył na mnie, nie trafił mnie w głowę, nadział się na ostrze... Niestety tak wyszło, nie chciałem zabić tego człowieka, nigdy nie przyświecał mi taki cel. Nie zrobiłem tego z premedytacją. Wszystko to przez nasze wzburzenie, że ktoś na naszej dzielnicy krzyczy "Arka Gdynia". Poniosło mnie, do tego wpływ alkoholu. Ten człowiek zmarł na stole operacyjnym po dwóch godzinach, przez wykrwawienie. Miał ok. 2,5 promila alkoholu we krwi, co przyczyniło się do szybszego wykrwawienia. Żałuję, że tak się stało, ale myślę, że swoje odpokutowałem i dzisiaj jestem innym człowiekiem.

Mogłeś liczyć na wsparcie kibiców biało-zielonych w tym trudnym okresie?
- Tak, jak najbardziej. Szczególnie Starszy Parasol wiele mi pomógł i nigdy Sławkowi nie zapomnę zaangażowania w moje sprawy w tamtym czasie. Jestem mu naprawdę za to wdzięczny. Także inni o mnie nie zapomnieli, szczególnie ci, z którymi się wtedy przyjaźniłem - Freddy, Mańka, Willy i inni. Na stadionie wisiał nawet transparent z napisem "Uwolnić Duffa". Sympatycznych gestów w moim kierunku nie brakowało, nigdy ich nie zapomnę i z tego powodu mam ogromny szacunek dla całego grona kibiców naszej drużyny.

Wracasz na Lechię nieco odmieniony, dojrzalszy. Jak zatem dziś oceniasz sytuację klubu?
- Myślę, że Lechia i jej kibice są solą gdańskiej ziemi i gdyby nie oni, nie mielibyśmy dla kogo robić tej okręgówki, a za rok IV ligi. Dzisiaj trzeba postawić na doświadczonych menadżerów oraz ludzi skłonnych działać dla idei. Takich ludzi nie brakuje, choćby wy, robiąc tę stronę, jesteście tego najlepszym przykładem.

Jakie jest twoje największe marzenie związane z Lechią?
- Mistrzostwo Polski, mimo wszystko. Tego tytułu Lechia nie miała. No i gra w europejskich pucharach. Zresztą nie jest to wcale takie nierealne. Dużo pracy przed działaczami, piłkarzami, kibicami, ale przy dużej determinacji jesteśmy w stanie to wspólnie osiągnąć.

Jako lider Komitetu Wyborczego "Naprzód Lechio" na jaki liczysz wynik?
- Z satysfakcją przyjmiemy pięć tysięcy głosów. Optymalnie byłoby wprowadzić do rady 2-3 osoby. Już teraz docieramy do mnóstwa osób, do wielu środowisk. Potencjalnych wyborców mamy ok. 50 tysięcy. Myślę, że tylu ludzi w naszym mieście marzy o silnej drużynie piłkarskiej i powrocie takich meczów, jak choćby z Juventusem. Wtedy na trybunach zasiadło 45 tysięcy ludzi, a chętnych było znacznie więcej. Z drugiej strony, jak do Rady Miasta nie wejdzie nikt, też nic się nie stanie. Zwycięstwo w wyborach nie jest żadnym być albo nie być dla Stowarzyszenia Biało-Zieloni i dalszych planów. Zamiarów na przyszłość nie brakuje.

Już sam start wyborczy wydaje się być dużym sukcesem.
- Jak najbardziej. Możemy pokazać zaangażowanie kibiców w sprawy klubu, poinformować o głównych problemach trawiących Lechię. Sam start wyborczy fanów drużyny piłkarskiej jest ewenementem na skalę kraju, a chyba nawet w świecie nie było podobnego wydarzenia. Jesteśmy absolutnymi prekursorami, tak jak w przypadku innych naszych licznych pomysłów.

Dlaczego Komitet nie wystawił kandydata na Prezydenta Gdańska?
- Uznaliśmy, że nie jesteśmy siłą polityczną. Aby rządzić miastem należy mieć koncepcję na mnóstwo spraw. My chcemy wprowadzić kilku radnych i zadbać o restaurację Lechii.

Czy jakiś kandydat w wyborach prezydenckich będzie mógł liczyć na poparcie Komitetu?
- W pierwszej turze nie, natomiast w przypadku drugiej rundy będziemy musieli rozważyć taką możliwość. Na dzisiaj mogę powiedzieć jedynie, że nie będzie to na pewno pan Marek Formela. Jest nam obcy ideowo.

Jaki jest zarys programowy Komitetu?
- Po pierwsze sport. Odbudowa dawnej świetności Lechii. Modernizacja obiektów przy Traugutta. Lepsze zarządzanie innymi obiektami sportowymi. Szersza promocja miasta poprzez drużyny sportowe. Również poprawienie wizerunku Gdańska i ożywienie Starówki. Do tego odpolitycznienie sportu i po części miejskiej administracji.

Co powiesz złośliwym, którzy mówią, że kibice chcą się brać za rządzenie, a nie mają koncepcji na wiele innych zagadnień, choćby dotyczących sytuacji emerytów i rencistów czy podatków.
- Jak już mówiłem, dlatego nie wystawiamy kandydata w wyborach prezydenckich. Uważamy jednak, że nasza obecność w Radzie Miasta pozwoli na przywrócenie dawnej chwały naszej Lechii. Futbol jest nie mniej zaniedbanym tematem w Gdańsku niż sprawy ludzi starszych tudzież warunki dla inwestorów. Nikt przed nami nie miał koncepcji jak radykalnie zmienić sytuację sportu, a my uważamy, że mamy na to pomysł i tym moglibyśmy się zająć. Nie mamy ambicji politycznych, mamy ambicje społeczne i sportowe.

Czy następnym krokiem po starcie wyborczym będzie walka o władzę w klubie?
- Zobaczymy po wyborach, czy będziemy mieli mandat zaufania od mieszkańców Gdańska. Jesteśmy przygotowani merytorycznie. Są wśród nas prawnicy, ekonomiści, marketingowcy.

Kończy się proces sądowej rejestracji Stowarzyszenia Biało-Zieloni. Czy zamierzasz kandydować na stanowisko prezesa?
- Jeżeli zostanę o to poproszony, taka będzie wola większości, to nie odmówię. Z drugiej strony uważam, że przyszedł czas na młodszych, pełnych energii. Powinni mieć możliwość wykazania się.

Co zrobić, aby poprawiła się oprawa meczowa na Traugutta?
- Chcemy się wypromować, jesteśmy na początku długiej drogi. Musimy zacząć od siebie. Organizować następne festyny, realizować kolejne inicjatywy typu "Aleja Gwiazd". Dwa, to należy zadbać o jakość atmosfery na trybunach, która zatrzyma na dłużej odwiedzających stadion.

Nie boisz się, że zatrzymamy się na barierze jaką jest obiekt, który obecnie nie spełnia nawet trzecioligowych wymogów?
- Jesteśmy po rozmowach z prezydentem Adamowiczem i dyrekcją MOSiR-u. Obiecano nam, że wdrażany będzie program modernizacji stadionu - przynajmniej takiej, która pozwoli spełnić minimalne wymogi dla danej klasy rozgrywkowej.

Czy jesteście skłonni rozmawiać z obecnym zarządem OSP Lechia? Taki Leszek Lis, członek dzisiejszych władz klubu, już raz, kilka lat temu, miał być wywieziony na taczce...
- Na razie przyglądamy się tym panom. Szkoda, że nie zechcieli nam zaprezentować biznesplanu czy założeń strategicznych po rozpoczęciu kadencji. Muszą się jednak liczyć z tym, iż będziemy kontrolować ich decyzje i działania.

Jaki mecz Lechii utkwił ci najbardziej w pamięci?
- Poza spotkaniem z Juventusem Turyn, to mecz pieczętujący awans do pierwszej ligi z Zagłębiem Lubin w 1984 roku. Ponad 35 tysięcy ludzi, wielka feta. Po końcowym gwizdku tysiące ludzi na murawie, a trybuny wciąż pełne, jakby nikt nie ubył. Tryumfalny przemarsz przez centrum miasta i huczna zabawa na Starówce. Mam nadzieję, że wspólnie doczekamy jeszcze takich czasów.

Nie uważasz, że po spadku z ekstraklasy czas dla naszego klubu był stracony?
- Nie do końca. Kilka razy byliśmy w czubie drugiej ligi. Życie kibicowskie także toczyło się dalej. Może trochę późno, ale potrafiliśmy się zmobilizować i zorganizować. Jeszcze będzie dobrze.

A może te magiczne czasy już nie wrócą. Teraz są inne realia, nie ma darmowej jazdy pociągami, kontekstu politycznego.
- Z drugiej strony jest internet, gazetki, można się organizować. Kiedyś było chuligaństwo polityczne, a dzisiaj są inne drogi rozwoju, moim zdaniem równie ciekawe.

Co byś powiedział potencjalnym wyborcom?
- W końcu nadszedł czas aby postawić na ludzi młodych, wykształconych, przygotowanych merytorycznie. Chcemy zmienić wiele, a zaczniemy od poprawy sytuacji w Lechii, bo to nas boli najbardziej. Głosujcie na naszych kandydatów, naprawdę warto. "Naprzód Lechio" - Lista nr 19.

A jak oceniasz stronę lechia.gda.pl?
- Super. Mogę mówić tylko w samych superlatywach. Co prawda oceniam subiektywnie, bo jestem sympatykiem Lechii, ale mam wiele głosów z kraju od znajomych, kibiców innych drużyn, którzy chwalą poziom i sposób jej prowadzenia. Mam nadzieję, że nie spuścicie z tonu i dalej będziecie tak dobrze wykonywać swoją pracę.

Dziękujemy za rozmowę.
- Dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców Lechii.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.012