lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 36 (36/2005)
6 grudnia 2005


ANALIZA: JUNIORZY STARSI 2005/06

Póki można coś zmienić

Gdyby diabeł nie tkwił w szczegółach, wyglądałoby to pięknie. Juniorzy starsi wygrali jesienne rozgrywki i są niemal pewniakiem do zwycięstwa w lidze. Ale w gruncie rzeczy zmierzają donikąd, bo ani do drużyny seniorów, ani do udziału w mistrzostwach Polski. Wypadałoby coś z tym zrobić, póki jest jeszcze czas.

MICHAŁ JERZYK
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11302/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Przede wszystkim runda jesienna w sposób ostateczny potwierdziła, że Lechia jako klub wycofała się z hucznie ogłoszonego w zeszłym roku pomysłu gry w juniorskich ligach młodszymi rocznikami, niż stanowi regulamin. Inicjatywa była warta uwagi po pierwsze z tego powodu, że mogła być pewnym lekarstwem na niski poziom pomorskich rozgrywek, na które skazani są młodzi lechiści. Jednak nie tylko, gdyż i dlatego, że latem zeszłego roku posłużyła za oficjalny pretekst do zwolnienia trenera Tadeusza Małolepszego. Zespół przeszedł pod skrzydła Romana Kaczorka właśnie po to - jak wyjaśniano - aby łatwiej wprowadzić w życie ten długofalowy niby plan. Plan, z którego po roku cicho i bez rozgłosu wycofano się rakiem, za co Święty Mikołaj powinien pod choinką na Traugutta zostawić srogą rózgę.

Za mało fantazji

Liczby nie kłamią. W juniorach starszych regulaminowo w tym sezonie grają roczniki 1987 i 1988 piłkarskiej młodzieży. Zawodnicy młodsi wystąpili w tym sezonie w Lechii symbolicznie, zaledwie dwukrotnie. Zresztą z konieczności. Raz, gdy kontuzji nabawił się bramkarz Krzysztof Leszek i w bramce stanąć musiał Grzegorz Kuczyński. Drugi raz w ostatniej kolejce, gdy głównie wskutek kłopotów kadrowych w składzie pojawił się Wiktor Mazur. To było wszystko, co pozostało po wygłaszanej na łamach prasy teorii, że w Lechii jest tyle zdolnej młodzieży, iż z powodzeniem może ona grać ze starszymi.

Dziwi to zwłaszcza dlatego, że w ostatnich kilku kolejkach Lechia miała artymetyczną pewność, iż planów wejścia do grupy mistrzowskiej nic już nie pokrzyżuje. O ile można jeszcze zrozumieć trenera Tomasza Borkowskiego, który posiada tak liczne grono podopiecznych, że sięgając po rok młodszych zawodników Marka Szutowicza mógłby odrobinę skrzywdzić głębszych rezerwowych ze swojej kadry, o tyle Romana Kaczorka, dysponującego nierzadko mniej niż piętnastką zawodników, momentami nie sposób było rozgryźć. Po to Pomorski ZPN wymyślił zerowanie punktów po rundzie jesiennej, aby nie bać się o każde oczko, eksperymentować, puścić czasem wodze fantazji, wykorzystywać pole manewru i dawać szansę tym, którzy jej dotąd nie otrzymywali lub którzy mogliby się bez żadnego ryzyka sprawdzić w nowych okolicznościach. Tego zabrakło.

Obóz w Grecji

Poziom jest słaby, choć nie pokusimy się, aby popularnie zaśpiewać, iż z roku na rok coraz słabszy. Ale jest kiepsko, a obrazkiem niech będzie historia opowiedziana przez pewnego sędziego. Przed jednym z meczów wszystko zaczynało wskazywać na to, że drużyna gości - jedna z najsłabszych w lidze - nie dojedzie. W tej sytuacji trener gospodarzy zaczął wzdychać, że wielka szkoda, bo ma akurat wyjątkowo silny skład. Przeciwnik w ostatniej chwili jednak przyjechał i już do przerwy osiągnął trzybramkowe prowadzenie. Jeszcze lepiej o poziomie świadczy to, że do grupy mistrzowskiej wszedł Piast Człuchów, który lechiści dosłownie bawiąc się rozbili u siebie 9:1, a powinni nawet wyżej. Jak również, że główny rywal lechistów, Gryf Słupsk, wygrał 2:1 bezpośredni mecz dopiero w końcówce, mimo że gdańszczanie grali bez czterech czołowych asów.

Wniosek jest prosty i dość bezczelny zarazem - tę ligę Lechia już wygrała, więc myślenie o przebiegu rundy wiosennej warte jest funta kłaków. Skupić się trzeba na tym, jak uniknąć wpadki z poprzedniego sezonu, gdy w pierwszym meczu zmagań ogólnopolskich biało-zieloni otrzymali takie baty, że rany nie zagoiły się do dziś. Jak zawojować Polskę? Jeżeli okresu przygotowawczego nie będą cechowały szczególne zmiany, mocne i wyraziste, z rozmachem przynajmniej wzorowanym na planach pogromców z Polonii Warszawa, którzy zamierzają odbyć obóz w greckim ośrodku Panathinaikosu Ateny, to z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem i kolejną dozą czarnowidztwa będzie można stwierdzić, iż kwestia awansu do mistrzostw Polski też jest już przesądzona. Znaczy - szans nie ma żadnych.

Oczywiście można - czy wręcz należałoby - podejść do sprawy inaczej. Mistrzostwa Polski jako miły dodatek, celem zaś - przerabianie juniorów na wartościowych seniorów. Niestety pod tym względem jest już kompletnie źle. Jak już zostało kilkakrotnie napisane, żaden junior Lechii nie wyszedł w tym sezonie na drugoligowe boisko. Dla odmiany sprowadzeni latem Łukasz Giermasiński i Jakub Gronowski grali odpowiednio w siedmiu i ośmiu spotkaniach, choć niczym się nie zasłużyli. Już z nich zrezygnowano, lecz kto powetuje ten zabór miejsca młodym wychowankom, mogącym z powodzeniem pełnić te same role, a którym po prostu nie zaufano? I nie wygląda na to, aby kierunek ten uległ zmianie, skoro już teraz słychać o potrzebie uczynienia składu przede wszystkim bardziej doświadczonym.

Stać na więcej

Czas na bardziej optymistyczne wątki, z klasyfikacją najlepszych strzelców na dobry początek. 12 bramek zdobył Jakub Kawa, a osiągnięcie to przyszło mu z łatwością, bo 9 z nich strzelił już w pierwszych pięciu kolejkach. Później było mniej imponująco, chociaż w dużej mierze z powodu kontuzji, które pozbawiły go udziału w aż pięciu spotkaniach. W ogóle absencje czołowych graczy miały od pewnego momentu charakter istnej plagi. Po cztery spotkania opuścili na przykład Robert Hirsz i Marcin Pietrowski. Gwiazda Marcina nie świeciła może jak za najlepszych czasów, ale nadal jest to piłkarz bardzo wszechstronny, któremu poza tym nieoficjalnie najbliżej było ewentualnej gry w seniorach. Drugoligowego klimatu powąchał jednak tylko raz - gdy wyjechał na wyjazdowy mecz z Polonią Bytom wraz z Rafałem Lodą. Obaj przesiedzieli cały mecz na ławce rezerwowych.

Po 8 goli strzelili wspomniany Hirsz i Łukasz Pietroń, choć obu stać było na dużo więcej. Nie tyle bramek, ile przede wszystkim dużo więcej lepszej gry. Robert żyje już jednak planami wyjazdu do Legii Warszawa, za Łukaszem zaś fatum tej nieudanej rundy będzie się ciągnąć nawet wiosną, bo w ostatnim meczu otrzymał czerwoną kartkę. Generalnie wielu zawodników ma potencjał, by spisywać się znacznie korzystniej, co stanowi budującą informację. Przykładem nabytek z Lubina, Damian Hebda, który początkowo przymierzany był do seniorów, a później nawet w juniorach niezbyt sobie radził. Jego i większości pozostałych zawodników, przy solidnie przepracowanej zimie, stać na robienie postępów.

Pewnymi objawieniami tej rundy byli Gracjan Gacek i Maciej Osłowski. Pierwszy, któremu często przypadała rola rezerwowego, stał się specjalistą od czarnej roboty, bo choć sam strzelił tylko jedną bramkę, to niemal w każdym meczu notował asysty. Po niedawnych seniorskich sparingach na AWFiS zaproszono go nawet do udziału w zajęciach z drugoligowcami. Drugi początkowo ani nie grał, ani nawet nie trenował, ale w drugiej połowie rundy zapracował na miano lidera defensywy. Nie najgorzej spisywał się sprowadzony latem Łukasz Kobylarz, przebłyski potrafili zaprezentować Robert Bladowski i Michał Boszke. W tych ostatnich przypadkach brakowało przede wszystkim stabilizacji formy.

Inna miarka

Już w czwartek drużyna trenera Kaczorka wybiera się do Rewala na "Rewalandię", jeden z lepszych ogólnopolskich turniejów halowych z udziałem juniorów starszych. Przyjechać mają między innymi SMS Łódź, Gwarek Zabrze, Amica Wronki i Zagłębie Lubin. Niewątpliwie może to być dobre doświadczenie, jednak co innego hala, a co innego boisko. Dlatego w okresie przygotowawczym nie powinno zabraknąć sparingów z wymagającymi rywalami - jeśli nie z najmocniejszymi rówieśnikami w kraju, to przynajmniej mocnymi seniorskimi drużynami z regionu. Szkoleniowiec zapowiadał to już latem, więc problemu chyba nie będzie.

Inną miarkę zastosowaliśmy dla juniorów młodszych, surowszą dla starszych. Ale celowo. U Borkowskiego widać perspektywy, kadra jest liczna, a rywalizacja silna. U Kaczorka odwrotnie, a mimo to panuje pewne zamknięcie się na zawodników z zewnątrz. Skoro nie ma starszych piłkarzy, to niech ogrywają się młodsi. Na takiej frekwencji, jaka panuje podczas meczów i treningów (teraz oscyluje wokół dziesięciu osób), nie zajedzie się ani daleko, ani nawet blisko. Jest kilka miesięcy zimy, żeby to koncepcyjnie przemyśleć. Szkoda byłoby przecież zmarnować ten długi okres i nie zmienić nic na lepsze. Ale poważnie i mocno, nie na niby.

Najlepsi strzelcy:
12 - Jakub Kawa
8 - Robert Hirsz
8 - Łukasz Pietroń
4 - Marcin Pietrowski
4 - Robert Bladowski
4 - Rafał Loda




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT