Gdańsk: piątek, 29 września 2023

Tygodnik lechia.gda.pl nr 37 (37/2005)

20 grudnia 2005

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

ŚWIĘTA PIOTRA I PAWŁA ŻUKÓW

Drugoligowe Żuczki

Kto w Lechii nie wie, że są ojcem i synem? Czym zajmuje się kierownik drużyny i po co pali liście czereśni? Jak jeden z najmłodszych piłkarzy w kadrze odnajduje się w II lidze i czemu wkrótce wyjeżdża do Manchesteru? Jak spędzą święta i czy święty Mikołaj osobiście złoży im wizytę? Poznajmy biało-zieloną rodzinę: Piotra i Pawła Żuków.

MICHAŁ JERZYK

- Trochę lat już w piłce działam, ale prawdę mówiąc nie udzielałem jeszcze nigdy wywiadu - zwierzył się Piotr Żuk, kierownik drużyny seniorów Lechii Gdańsk. Nic dziwnego, bo jest zwyczajnie za solidny. Choć co roku musi mierzyć się z nowymi regulaminami i obowiązkami, trudno przypomnieć sobie jakąkolwiek wynikającą z tego tytułu wpadkę. Gdyby tak kiedyś pomylił się w liczeniu kartek czy młodzieżowców, spowodował jakiś walkower, na pewno byłoby o nim głośno. A tak - nudy.

Paweł Żuk ma kłopot innego rodzaju, bo już w trzeciej lidze miał być za słaby na ten poziom rozgrywek. Okazuje się, że umiał sobie poradzić, a dziś jest najmłodszym spośród wychowanków Lechii, którzy odgrywają konkretną rolę na szczeblu drugoligowym. Na dodatek, o zgrozo, wcale nie zamierza na tym poprzestać. Oprócz tego wraz z Markiem Kowalskim prowadzi przy Traugutta drużynę dziewcząt.

A jeszcze trzy lata temu oglądali mecze Lechii z takiej perspektywy:
V liga: Lechia Gdańsk - Polanka Rokocin 3:3

Znaleźliśmy takie zdjęcie. Wrzesień 2002, jeden z piątoligowych meczów Lechii przy Traugutta. Na trybunie odkrytej wśród garstki kibiców siedzi Piotr Żuk, kierownik drużyny juniorów starszych, z synem Pawłem, 17-letnim pomocnikiem tej drużyny. Czy wyobrażaliście sobie wtedy, że tak się to wszystko wkrótce potoczy?

Piotr: Szczerze mówiąc nie wyobrażałem sobie wtedy takiej działalności, jaką obecnie prowadzę w Lechii. Z Pawłem było inaczej - były nadzieje, że może kiedyś, przy odrobinie szczęścia, przebije się do drużyny seniorów.

Bardzo szybko się to potoczyło, prawda? Trochę ponad trzy miesiące później został pan kierownikiem w seniorach, a Paweł wskoczył do kadry Jerzego Jastrzębowskiego.

Piotr: Tak, wszystko potoczyło się naprawdę błyskawicznie. Dostałem propozycję objęcia społecznej funkcji kierownika drużyny od ówczesnego dyrektora klubu, pana Marka Bąka. Zbiegło się to z zatrudnieniem Jerzego Jastrzębowskiego jako nowego trenera Lechii. Zaprosił on kilku juniorów na treningi pierwszego zespołu, a Paweł wykorzystał swoją szansę i wskoczył do kadry. Oczywiście nie było wtedy jeszcze wiadomo, czy będzie grał, czy nie będzie grał. Po prostu miał się pokazać. Wyszło, jak wyszło.

No właśnie, Paweł, to byli juniorzy głównie z twojego rocznika, bo za taki trzeba uznać 1984, z którym jako rok młodszy od zawsze trenowałeś. Dlaczego tak się skończyło, że z tego grona w poważnej piłce zostałeś dziś praktycznie sam?

Paweł: Ja tego naprawdę nie wiem. Największe szanse mieli wtedy moim zdaniem na grę Radek i Mały (Radosław Woszczyna i Mariusz Łukowski - grali w seniorach, obecnie przebywają w Anglii - dop. red.). Ja wykorzystałem swoją szansę, oni chyba nie mieli najlepiej poukładane w głowach. Był jeszcze Kuba Wiszniewski, który nabawił się poważnej kontuzji i od tej pory zniknął z gry.

No i Marek Wasicki.

Paweł: Wasik wyjeżdżając popełnił błąd, takie jest moje zdanie.

Ale wiesz to teraz, czy wiedziałeś już wtedy, gdy wyjeżdżał?

Paweł: Już wtedy.

Wróćmy do roli kierownika, bo tak naprawdę wiele osób nie ma pojęcia, czym się taka osoba w ogóle zajmuje. Skupmy się na początek na samym dniu meczu.

Piotr: W drugiej lidze odpowiadam za przyjęcie obserwatora i sędziów. Oczywiście nie chodzi o przyjęcie pod takim względem, żebym im coś złego proponował. (śmiech) Po prostu przywitanie. Według przepisów drugoligowych muszę być na stadionie dwie i pół godziny przed meczem. Wkrótce przyjeżdżają sędziowie i obserwator. Muszę zadbać o poczęstunek dla nich, catering i tak dalej, bo to wszystko jest na mojej głowie. Muszę przygotować składy drużyn, wbić je w komputerek, żeby mogli wykorzystać dziennikarze. Oczywiście muszę wypisać protokół meczowy. Wcześniej, parę dni przed meczem, muszę przedzwonić do drużyny przyjezdnej i potwierdzić kolory kostiumów, żeby nie było potem nerwowej atmosfery.

A w trakcie meczu?

Piotr: W czasie meczu kierownik drużyny odpowiedzialny jest za ławkę rezerwowych. Wszystkie problemy sędziego technicznego czy zachowania ławki spływają do mnie i ja muszę to rozwiązać. Oprócz pierwszego trenera wszyscy muszą siedzieć, oczywiście nie można też palić tytoniu...

Dla pana, jako palacza, musi to być chyba wielki ból.

Piotr: Nie, to nie jest ból, bo wytłumaczyłem raz sędziemu technicznemu, że nie palę tytoniu, tylko mam... liście czereśni w tym papierosie. Uśmiechnął się, ale mimo wszystko nie pozwolił mi palić. (śmiech)

Ale to chyba nie koniec?

Piotr: W trakcie meczu odpowiadam jeszcze za zmiany. W drugiej lidze nie ma już problemu obowiązkowej gry młodzieżowców w składzie, ale w trzeciej i czwartej trener często pod wpływem emocji nie pamiętał, ilu jest na boisku. Ja musiałem tego pilnować. W każdym razie ilość młodzieżowców zawsze się na boisku zgadzała.

Po meczu też coś należy do zadań kierownika?

Piotr: Tylko i wyłącznie podpisanie sprawozdania meczowego, czyli protokołu. To chyba wszystko.

Paweł: Trzeba jeszcze pożegnać sędziów.

Oj, Paweł, może sędziów się nie żegna?

Piotr: Ale oczywiście, że się żegna. Zresztą muszę być na obiekcie, dopóki są na nim delegat, obserwator i sędziowie. W pewnym sensie też za nich odpowiadam.

Obaj jesteście drugoligowymi debiutantami. Paweł skacze po kolei od piątej ligi, a pierwszy raz grał w seniorach już meczu pucharowym w 2001 roku. Jakie wrażenia z gry na szczeblu centralnym?

Paweł: Na pewno jest różnica między drugą ligą a piątą, choć szczerze mówiąc, w trzeciej lidze parę zespołów prezentowało poziom porównywalny do słabszych klubów drugoligowych. Aż taka wielka przeskocznia z trzeciej do drugiej ligi wcale to więc nie była.

Czyli uważasz, że można sobie poradzić?

Paweł: Można, naprawdę można.

W twoim przypadku już drugi raz z rzędu jest zresztą tak, że zaczynasz sezon na ławce rezerwowych, a później się okazuje, że jednak możesz grać.

Paweł: Trener od początku na mnie nie stawia, ale później się przekonuje, tak w środku rundy. Staram się swoją szansę wykorzystać, gdy tylko się nadarzy.

Chyba jednak nie chcesz uczynić z tego reguły? Nie możesz już latem przekonać trenera, żeby na ciebie postawił?

Paweł: Ale ja się staram, żeby przekonać trenera. Zresztą spróbuję zrobić to już teraz, zimą, bo chciałbym rozpocząć wiosnę od razu w pierwszym składzie.

A na ile dla kierownika Lechii Gdańsk druga liga różni się od trzeciej czy czwartej?

Piotr: Różnica jest tylko w tym, że jest sędzia techniczny i przez niego mają przechodzić wszystkie moje pytania, sugestie, prośby. Oczywiście zmiany też.

Pana praca w klubie, to jednak nie tylko mecze, ale i chociażby przygotowywanie wyjazdów. Niech pan przybliży, jak to się dokładnie odbywa.

Piotr: Tak, cała logistyka wyjazdów jest na mojej głowie. W dobie internetu mam jednak duże ułatwienie, związane z wyszukiwaniem hoteli, postojów po drodze, miejsca na rozruchy. Robię to w taki sposób - wybieram trzy, cztery miejsca ze stron internetowych. Oczywiście ważna jest cena, gdyż mam pewien budżet na takie wyjazdy, którego nie mogę przekroczyć. Potem musi jeszcze nastąpić, jak to nazywam, kontakt głosowy z kierownikami wybranych obiektów, gdzie będziemy nocować. Czasem po głosie można poznać, czy ośrodek faktycznie tak samo wygląda w rzeczywistości, jak na stronach internetowych.

Później zapewne odbywają się negocjacje cenowe?

Piotr: Dokładnie. W trzeciej lidze jeździliśmy głównie na Wielkopolskę, tam już miałem "swoje" ośrodki. Najfajniej było w hotelu na obiekcie Olimpii Poznań. Stworzyłem tam taką bazę, do której zawsze jeździliśmy. Mieliśmy dobre, sprawdzone jedzenie, dobre spanie i wszędzie blisko. Teraz jeździmy często na Śląsk, gdzie naszą bazą został hotel na Stadionie Śląskim, który też odpowiada wszelkim wymaganiom, a cena nie jest wygórowana. Za rok będzie już wiele ułatwień, bo będę miał takie ośrodki w całej Polsce, będzie tam można ciągle jeździć i być może wtedy moja praca będzie trochę łatwiejsza.

A czy dla piłkarza też zaszły jakieś zmiany po awansie do drugiej ligi? Inne natężenie treningów, większy rygor?

Paweł: Jest mniej więcej tak samo, jedziemy podobnym mikrocyklem treningowym. Trochę zmieniła się tylko kadra zespołu, ale trenujemy niemal identycznie, jak w trzeciej lidze.

Sądzisz, że Lechię stać było na to, żeby osiągnąć w tej rundzie lepszy wynik?

Paweł: Na pewno było nas na to stać, bo kilka punktów straciliśmy wyłącznie przez głupotę. Wystarczyło mieć trzy, cztery punkty więcej i byśmy byli w górnej połówce tabeli. Wyglądałoby to o wiele lepiej, kibice również mniej by narzekali.

A ze swojej gry jesteś zadowolony? Początki były słabe, końcówka lepsza.

Paweł: Ogólnie jestem zadowolony. Tak, musiałem nabrać pewności siebie i ogrania, tego mi na początku brakowało. Ale teraz jest już w porządku.

Piotr: Odnośnie swojej roli chciałbym jeszcze uzupełnić, że nie tylko odpowiadam za pierwszy zespół pod względem logistyki, ale również za juniorów starszych i młodszych. Chodzi o planowanie boisk na mecze, organizowanie autobusów, takie rzeczy. Również na mojej głowie jest liczenie kartek, a także sprawy finalne transferów, czyli wszelkie kwestie papierkowe. Od juniora młodszego, aż po drużynę seniorów.

Ale, zdradźmy tutaj, że w dziedzinie transferów nie tylko na papierkach się kończy. Pamiętam, że gdy swego czasu Lechia brała duet zawodników ze Sztumu, mówił pan, że najlepszy jest tam Dudziński. Od pół roku gra on w Kościerzynie, gdzie jest rewelacją - strzelił 9 bramek. Nie powinno się pana częściej pytać o zdanie?

Piotr: Jestem skromnym człowiekiem. Myślę, że słuchają mojego zdania w klubie, ale nie chcę wychodzić przed szereg.

A może teraz wymieni pan jakiś talent, którym warto się zainteresować?

Piotr: Powiem szczerze, że nie przyglądałem się aż tak mocno, żeby wypowiadać się na ten temat. Są ludzie od podejmowania takich decyzji, ja od tego nie jestem.

Zmieńmy temat. Ciekawe, że wciąż jeszcze nie wszyscy wiedzą, iż jesteście rodziną - ojcem i synem.

Paweł: Zdarza się nawet w drużynie. Seba Fechner dopiero po dwóch miesiącach dowiedział się ode mnie, że kierownik jest moim ojcem. Na początku zresztą nie chciał mi uwierzyć. Dopiero jak przepytał resztę zespołu, to się do tego przekonał. Ale zajęło mu to ze trzy, cztery dni.

Piotr: To się stało wtedy, gdy jechaliśmy na trzecioligowy wyjazd do Chojny. Czyli na początku maja, a przecież Sebastian był w Lechii od marca. Nie wiedział.

To potwierdza, że przy Traugutta wasze relacje przestają w pewien sposób być zażyłe. Czy jednak kierownik, drepcząc za linią boiska, nie denerwuje się, jak ten Paweł dzisiaj się spisze, czy nie sfaulują go za mocno, czy strzeli bramkę?

Piotr: Oczywiście, że się denerwuję, choć dreptać nie mogę, bo jest określony przepis. Na pewno jeśli liczyć procentowo, to tak, bardziej zwracam uwagę na Pawła. Ale nigdy nie należałem do KOR-u, czyli Komitetu Oszalałych Rodziców, zawsze starałem się odizolować. Bo zawsze byłem blisko Pawła.

Faktycznie wydaje się pan przyzwyczajony, będąc od zawsze przy drużynach, w których gra syn.

Piotr: Zgadza się, cały czas. Zawsze trenerzy, którzy go prowadzili, podejmowali takie decyzje, że ja byłem blisko danego zespołu. Jako kierownik, czy nawet pomagając w treningach. Byli rodzice - straszni szowiniści. A ja, Paweł potwierdzi albo nie, zawsze staram się stać spokojnie gdzieś z boczku. Wiadomo, że to mój syn, ale nigdy nie był on wywyższany ani faworyzowany.

Ale od czasu do czasu usłyszeć można głosy w rodzaju, że Paweł dostał się do kadry, bo jego ojciec jest kierownikiem, czy na odwrót.

Piotr: Tak, oczywiście, słyszałem nawet takie opinie. Wiedząc, że nigdy nie było możliwości, żebym go w jakiś sposób protegował i promował, to nie brałem nigdy tego do głowy.

Paweł: Ja tak samo.

Nie przysporzyło ci to żadnych przykrości?

Paweł: Nie, nie biorę sobie tego do głowy. Nie zwracam uwagi, mogą sobie mówić, co chcą.

Piotr: W drużynie tego typu sytuacji nie było nigdy. Powtarzają tak tylko ludzie zawistni, z zewnątrz.

Paweł: Potwierdzam. Przecież jakbym był bardzo słaby, to na pewno nie zostałbym wzięty do zespołu drugoligowego. A już na pewno bym nie grał. Przecież to byłoby nieporozumienie, straszne osłabienie drużyny.

Piotr: Trener odpowiada za wynik i przez to zawsze balansuje na cienkiej linie. Wystawiając mojego syna dlatego, że w jakiś sposób miałbym go protegować, kręciłby bat na samego siebie. Trenerzy nie są idiotami.

Powiedzcie jeszcze o tym, że nie jesteście jedynymi przedstawicielami rodziny Żuków w Lechii.

Paweł: No, dokładnie, moja kuzynka zaczęła niedawno trenować piłkę nożną w dziewczęcym zespole, który prowadzę. Nazywa się Paula Żuk. Robi postępy i jestem naprawdę z niej zadowolony, bo widać, że się jej chce.

Musiałeś ją jakoś specjalnie namawiać, żeby wzmocniła kadrę tej niedawno utworzonej drużyny?

Paweł: Przyznam, że ja jej nie namawiałem. To wujek musiał ją do tego przekonać.

Twój tata od początku istnienia rocznika 1984/85 był blisko związany z tą drużyną oficjalną funkcją. Czy były tam również wątki trenerskie?

Piotr: Domyślam się, skąd to pytanie. Istnieje chyba jeszcze strona firmy komputerowej Axel, gdzie jest zdjęcie naszej drużyny juniorów i podpis, że jestem drugim trenerem. Było trochę inaczej. Trener Krzysztof Słabik, z racji wykonywania obowiązków sędziego ligowego i międzynarodowego, dosyć często wyjeżdżał. Dlatego zdarzyło mi się - nie wiem, może ze 20 razy w skali siedmiu lat - poprowadzić treningi. Czyli raz do roku, dwa razy do roku.

Paweł: Czasami mecze.

Piotr: Tak, czasami mecze, gdy Słabika nie było, bo był na wyjeździe. No i podpisując to zdjęcie, Krzysztof Słabik zastanowił się i mówi, że podpiszemy: drugi trener. Krzysiu zawsze mnie zabierał na wszystkie wyjazdy, obozy i tak dalej.

Paweł: Mogę zdradzić, że właśnie tata odkrył talent Wasika w ataku. Wystawił go na tej pozycji, bo Mariusz Łukowski spóźnił się na zbiórkę. Marek w tym debiucie strzelił cztery bramki. Wcześniej grał na lewej pomocy, a od tego momentu został napastnikiem.

Czyli kolejny punkcik dla trenerskiego nosa? Czyżby po karierze kierownika drużyny zapowiadała się kariera trenerska?

Piotr: Nooo, może. Nie wiem. Jakby istniał Uniwersytet Trzeciego Wieku o specjalności AWF, to może bym się zdecydował. (śmiech)

Paweł, tak poważnie, tata sprawdziłby się w takiej roli?

Paweł: Na pewno by się sprawdził, bo jest tyle lat związany z piłką, że wie, na czym to polega. Spokojnie by sobie poradził.

Za parę dni święta i ciekaw jestem, jak wygląda Boże Narodzenie u państwa Żuków?

Piotr: Cóż, jest Wigilia, tradycja... ale zaraz, niech młody opowie!

Paweł: Nie, ty mów, jesteś w końcu głową rodziny.

Piotr: Och. (śmiech) Wigilię spędzamy zawsze u mojej mamy, a Pawła babci, która również mieszka na Orunii. Na pasterkę ja nie idę. Z reguły idzie babcia, Paweł też pewnie się wybierze.

Paweł: Zawsze ze znajomymi.

Jak rozumiem, jest to więc całorodzinna uroczystość?

Piotr: Ale tylko w gronie najbliższej rodziny: Paweł, jego siostra - moja córka, moja żona i ja, babcia z dziadkiem. Czasami brat babci, ale tylko na chwilę, bo musi jeszcze ze trzy Wigilie obskoczyć. W pierwszy dzień świąt jest rewizyta, zawsze w naszym domu. Z kolei następny dzień poświęcamy na odpoczynek. I tak od kilkunastu lat.

Tradycja trzyma się zatem mocno, również w kwestii jakichś specjalnych potraw?

Piotr: To by się trzeba było babci spytać. (śmiech) Są pierogi z kapustą i grzybami, są pierogi ruskie, są śledzie chyba pod dwoma postaciami, jest karpik, ale robiony po grecku, jajeczko jest oczywiście. Zawsze do tych dwunastu potraw babcia dobija.

Paweł: Moją ulubioną potrawą są pierogi.

Paweł, ty musisz się chyba trochę powstrzymywać z obżarstwem, jako dbający o formę i linię piłkarz?

Paweł: Dlatego drugiego dnia i po świętach zawsze idę pobiegać, żeby to wszystko zrzucić.

Ktoś przebiera się za rozdającego prezenty świętego Mikołaja, aby sprawić uciechę dzieciom? Może tata zakłada czerwony strój i dokleja sobie białą brodę?

Piotr: Nie, nie. (śmiech)

Paweł: Nikt się nigdy nie przebierał, z tego, co ja pamiętam.

Czyli Mikołaj niepostrzeżenie podkłada prezenty pod choinkę i znika?

Piotr: Tak. Dzieci przychodzodzą i prezenty nagle są. Nie wiadomo, kiedy się pojawiły. Tak poważnie, to dzieci były wychowane bardziej w tradycji świeckiej i były uświadomione, że Mikołaje są tylko na zdjęciach. Prawda, Paweł?

Paweł: Tak jest.

Paweł jest w tym momencie na urlopie, pan chyba nie za bardzo?

Piotr: Nie, ja nie jestem. Obiecałem dyrektorowi, tak jak rok temu, że zajmę się, wspólnie z Markiem Szutowiczem, organizacją turniejów halowych Złote Lwy Gdańskie. Z drugiej strony - miałbym siedzieć w domu i oglądać telewizję lub grać na komputerze?

34 dni przerwy to dla piłkarzy długi okres, ale nie jest spędzany bezczynnie?

Paweł: Są rozpisane treningi indywidualne. Mamy poruszać się trzy razy w tygodniu, ale z tego względu, że ja to lubię, to czasem nawet cały tydzień coś porobię. Oczywiście nikt tego nie kontroluje, ale wiem, co powinienem robić i robię to.

Chodzą słuchy, że opuszczasz Lechię i lada dzień wyjeżdżasz do Manchesteru, aby wzmocnić tamtejszy United?

Paweł: Pójdę zobaczyć i kto wie, może załapię się do FC United, drużyny kibiców. Ale tak na poważnie, to tylko jadę zobaczyć Old Trafford, jaka jest otoczka meczu, jak się bawią fani. To mój ulubiony zagraniczny klub. Poszczęściło się, dostałem zaproszenie od kolegi i będę miał okazję obejrzeć mecz Manchesteru United z Bolton. Wracam trzy dni przed rozpoczęciem wiosennych przygotowań.

Piotr: Ciekawe, że Paweł będzie witał Nowy Rok godzinę później, kiedy u nas będzie już 1:00.

Pytanie na koniec - czego głowa rodziny będzie życzyć synowi na Nowy Rok?

Piotr: Żeby wywalczył sobie na stałe miejsce w pierwszej jedenastce. Tego będę mu życzył, ale zależy to od wielu czynników - jak przepracuje okres zimowy, w jakiej będzie formie. Czas pokaże, co z tego wyjdzie. I oczywiście zdrowia, bo dla zawodnika zdrowie jest równie ważne, jak gra. Jak jest zdrowie, to można grać, a jak nie ma, to się leczy kontuzję.

A czego będzie życzył Paweł swojemu tacie?

Paweł: Przede wszystkim zdrowia, pieniędzy i żeby cały czas był równie mocno związany z Lechią. Już się do tego przyzwyczaiłem. Zresztą jest to praktycznie jeden z największych kibiców biało-zielonych.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2023. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.033