To właśnie w środku pola Lechia ma największe indywidualności w osobach Wojciechowskiego oraz Biskupa. Dodatkowo na pozycjach rozgrywających panowała w zespole największa konkurencja, pozwalająca trenerowi Kaczmarkowi na pewną swobodę w ustalaniu składu, z czym w pozycjach przednich oraz tylnich bywał wielki kłopot. Stąd najwyższe noty spośród zawodników wchodzących z ławki otrzymali Dzienis oraz Mysiak. Patrząc w przyszłość, środek pola wiosną powinien w Gdańsku wyglądać jeszcze bardziej okazale. Wszakże do zespołu już dołączyli Łukasz Kubik oraz Jacek Manuszewski, potencjalnie szanse na przywdzianie biało-zielonego trykotu ma Pękala junior, a do zdrowia być może dojdzie wreszcie Marcin Szulik.
Zdecydowanie największą gwiazdą zespołu i jedną z większych w całej drugiej lidze był bezsprzecznie Wojciechowski. Już samą swoją obecnością na placu gry budził respekt wśród rywali. Po świetnym występie w Sosnowcu, trener gospodarzy widział go nawet w reprezentacji. Gdyby nie kłopoty zdrowotne, Mateusz Bąk miałby prawdopodobnie niewielkie szanse włączenia się do - jak się okazało skutecznej - walki o tytuł zawodnika jesieni.
Kroku próbował dotrzymać mu Biskup. Jeden z największych talentów w zespole mógł spodziewać się jesienią negatywnego odbioru przez resztę kolegów z szatni po tym, jak w przerwie między sezonami za wszelką cenę starał się znaleźć sobie pracodawcę na wyższym szczeblu rozgrywkowym. Finalnie nie zdołał przekonać do siebie włodarzy GKS-u Bełchatów, z pożytkiem dla Lechii, a koledzy puścili mu szybko w niepamięć letnie zawirowania.
Za wymienioną dwójką w naszym notowaniu uplasowali się Szczepiński oraz Kalkowski. Pierwszy z nich to jedno z największych zaskoczeń rundy in plus. Jeszcze w III lidze pojawiały się głosy krytyczne wobec ściągnięcia do Gdańska zawodnika już wiekowego (obecnie 28 lat), praktycznie bez większego doświadczenia. Po awansie szczebel wyżej, głosy te nasiliły się i wydawało się pewne, że Szczepiński ugrzęźnie na dłużej na ławce rezerwowych. Tymczasem obdarzony dużym zaufaniem przez trenera odpłacił mu się bardzo solidną i przede wszystkim równą grą przez całą rundę. Kolejny zaś powrót do drugiej ligi kapitana zespołu, czyli Kalki, nie przebiegał tak łatwo i gładko jak poprzednie. Początek rundy miał wręcz fatalny. Zawodził na całej linii, nie potrafił oddać dobrego strzału ani celnie dograć, przeciwnicy odbierali mu piłkę w prostych sytuacjach. W trakcie sezonu potrafił się jednak rozkręcić i starał się wypełnić lukę jaka powstała po kontuzji "Wojciecha". Jeśli kontuzje będą go omijały w okresie przygotowawczym, wiosna powinna należeć do niego.
Kolejną umowną grupę tworzą Mysiak z Dzienisem. Obaj w mniejszym lub większym stopniu zawiedli, choć na wiosnę otrzymają kolejną szansę przekonania nas do swoich umiejętności. Dzienis przy dyspozycji prezentowanej w minionej rundzie z pewnością nie zdołałby przebić się do pierwszego składu Jagiellonii, co udało mu się w Gdańsku. Oczekiwania wobec niego były większe, zaś pokazał trochę za mało, by ocenić jego przyjście do Lechii za transfer, który wypalił. Zaprezentował się przez jesień jako solidny drugoligowiec i nic ponadto. Brak przy tym podstaw by oczekiwać, że zdoła w przyszłości wykrzesać z siebie więcej. Podobnie Mysiak zawiódł jesienią pokładane w nim oczekiwania, będąc jednym z najsłabszych ogniw zespołu. Jego postawa nie przystawała zwłaszcza do jeszcze niedawnego zawodnika szerokiego składu Mistrza Polski. Stąd nie mógł być pewien miejsca w Lechii na wiosnę. Kolejną szansę jednak otrzymał i czeka go teraz ciężka zima, by przekonać trenera, że nie popełnił błędu pozostawiając go w Gdańsku. Szansy zaś takiej nie doczekał Giermasiński, który po zakończeniu rundy pożegnał się z zespołem.
Jakub BISKUP (22 lata, 1-10: 7,0)
Świetny miał zwłaszcza początek, czego efektem wybór jego osoby przez "PN" na odkrycie sierpnia. Imponował zwłaszcza przebojowością, był mocnym punktem ofensywy i motorem napędowym większości akcji. Kibicom zapewne na długo zapadł w pamięci jego zwycięski gol z meczu z Widzewem. Jakub nie jest jednak jeszcze piłkarzem ukształtowanym, w jego grze można wskazać wiele mankamentów. Przede wszystkim pokazał w minionej rundzie duże wahania formy. Duża w tym "zasługa" - poza wciąż młodym wiekiem - pozycji, jaką sobie wywalczył w zespole. Jesienią miał świadomość, iż nawet mimo słabszego jednego czy drugiego spotkania, w następnym z braku konkurencji znów wybiegnie w podstawowym składzie. Biskup prezentował też niestety fatalną skuteczność, marnując najlepsze sytuacje bramkowe. Poza ciągiem na bramkę cechuje go często samolubność w grze i próby wejścia z piłką do bramki. Z drugiej strony można by na jego obronę stwierdzić z przekąsem, że w minionej rundzie nie miał za bardzo komu dogrywać piłek.
Mariusz DZIENIS (25 lat, 1-10: 6,5)
Przed sezonem pojawiały się głosy, że właśnie ten zawodnik może okazać się odkryciem rundy. Początkowo jednak wszystko wskazywało na to, że zmienił ławkę rezerwowych Jagiellonii na ławkę Lechii. Dopiero od meczu 9. kolejki z Radomiakiem zaczął grywać regularnie. W tym czasie strzelił m.in. ważną bramkę na 1:0 w Polkowicach. Na boisku wkładał w grę wiele serca, ostro szarpał, było go wszędzie pełno. Pokazał więc cechy, o które u zawodnika wypożyczonego, mającego świadomość, iż Lechia może być dla niego jedynie epizodem, nie zawsze łatwo. Pełnią zaangażowania w grę zapewne chciał pokazać działaczom z Białegostoku, że popełnili błąd, oddając go do Gdańska. Przy swojej przebojowości na murawie był jednak często niczym jeździec bez głowy, z jego akcji nie wynikało za wiele. Po części jest to wynikiem braków w technice, które próbował niwelować ambicją. Podsumowując, wiele wskazuje na to, że wiosną, przy wzmocnieniach kadry, będzie miał duże problemy z regularnymi występami.
Łukasz GIERMASIŃSKI (23 lata, 1-10: 5,0)
Niewiele ciepłych słów można o nim napisać, bo i niewiele przez minione pół roku w Gdańsku pokazał. Stąd wiosną w biało-zielonych barwach już go nie zobaczymy. Miał okazję pokazać się w praktycznie trzech tylko meczach, pozostałe bowiem występy sprowadzały się do minutowych epizodów. Najlepszą zmianę dał w 7. kolejce w Czermnie, pozytywnie wyróżniając się na tle miernych tego dnia partnerów z zespołu. Prawdziwym testem był dla niego mecz z Piastem, gdzie wobec kontuzji Wojciechowskiego, wybiegł w pierwszym składzie. Test ten jednak fatalnie oblał, nie potrafiąc wziąć na siebie ciężaru gry. Wyraźnie przerosła go rola zmiennika popularnego "Misia". Po rozwiązaniu kontraktu wyrażał żal, że tak mało miał okazji do przekonania do siebie kibiców jak i trenera. Jednakże po tak doświadczonym zawodniku można było spodziewać się znacznie więcej niż tylko szarości i przeciętności czy zagubienia na boisku.
Maciej KALKOWSKI (1-10: 6,5)
W początkach rundy brakowało mu nawet kondycji i wydawało się, że zostanie rozczarowaniem rundy. Zresztą sam, zdając sobie sprawę z dyspozycji, krytycznie wypowiadał się w prasie na temat swojej gry. Kolejnym z minusów, odnoszącym się już do całej rundy, była mizerna skuteczność. Strzelił zaledwie jednego gola (Bytom), a występował też przecież w ataku. Po fatalnym starcie przyszły jednak lepsze występy i w końcówce sezonu był jednym z wyróżniających się zawodników, czym zrehabilitował się i zamazał niekorzystny obraz swojej osoby z pierwszych spotkań. Znów zaczął imponować dynamicznymi rajdami na swojej flance, groźnie bił także stałe fragmenty gry. To po jego dośrodkowaniach padły dwie bramki samobójcze na korzyść Lechii. Ponadto po jego zagraniu w meczu z ŁKS-em Lechia otrzymała jedenastkę. Zaznaczyć również trzeba, że nawet w najgorszym piłkarsko dla niego okresie nie brakowało mu ambicji, waleczności i zaangażowania. Wydaje się, że "Kalka" nigdzie lepiej niż w Lechii już nie zagra, z czego zapewne po ostatnich zagranicznych wojażach zdał już sobie sprawę.
Maciej MYSIAK (21 lat, 1-10: 6,0)
Przychodził do Gdańska z krakowskiej Wisły z opinią zawodnika bardziej utalentowanego niż Fechner, stąd oczekiwania co do jego osoby były spore. Na boisku rywalizował o pozycję defensywnego pomocnika ze Szczepińskim, od którego co prawda był bardziej przekonywujący w ofensywie, ale nie zdołał wygryźć go z podstawowego składu. Gdyby we wszystkim meczach prezentował dyspozycję choć zbliżoną do tej, jaką pokazał w spotkaniu z Widzewem, miałby szansę zrobić w Gdańsku furorę. Był to jednak wyjątek. Na plus zaliczyć trzeba mu strzeloną bramkę w Radomiu oraz asystę przy golu Kalkowskiego w Bytomiu. Nie bał się uderzyć z dystansu, choć po prawdzie niewiele było z tego korzyści. Do podstawowych mankamentów zaliczyć można masę błędów - po tym, jak fatalnie zawalił bramkę w Jaworznie, wylądował na rezerwie. Często nieodpowiedzialny w grze, nienależycie wywiązywał się zwłaszcza z obowiązków defensywnych. Miał mało przechwytów, słabo asekurował partnerów. Tym samym nie mógł stanowić poważnej konkurencji dla Szczepińskiego.
Michał SZCZEPIŃSKI (28 lat, 1-10: 6,5)
W pełni spełnił się w roli człowieka od czarnej roboty, choć upomniał się również o atak, potrafiąc niekiedy silnie uderzyć z dystansu. Reasumując jego pierwsze kroki w drugiej lidze nie wypadły najgorzej, stąd i wysoka nota - po części na zachętę ku równie intensywnej pracy wiosną. Przechodząc do mankamentów żelaznego defensywnego pomocnika Lechii, zwrócić uwagę należy na jego niedostatki w grze ofensywnej. Wielce przydatny przy rozbijaniu ataków przeciwnika, notujący wiele odbiorów, przy konstruowaniu akcji zaczepnych zwykle całkowicie niewidoczny na boisku. Ponadto chyba powoli dochodzi do kresu swoich umiejętności i dalej rozwijać się już raczej nie będzie, choć oczywiście życzymy mu, by zaskoczył nas swoją postawą po raz kolejny. Choć przez całą rundę ustrzegł się większych błędów, to jednak nie był już tak poprawny jak w III lidze. W oczy zwłaszcza rzucała się momentami zbyt duża ilość strat po jego stronie.
Piotr WILK (25 lat, 1-10: 5,0)
Pewnego rodzaju fenomen. Piłkarz ściągnięty przed sezonem z czwartoligowej Olimpii Sztum zachwycał wszystkich i wszędzie... tylko nie w drugiej lidze. Na treningach dośrodkowywał doskonale, w rezerwach strzelał bramki na miarę Ligi Mistrzów, ale wychodząc na główną arenę zawodził na całej linii. Otrzymał wiele szans, zagrał aż 11 razy, ale nie zdołał przełamać się psychicznie. Niepotrzebnie był czasem wystawiany w obronie, choć ewidentnie ofensywa jest jego najmocniejszą stroną. Wiosną na pewno otrzyma jeszcze szansę, więc wszystko przed nim, ale jeśli nie zacznie jej wykorzystywać, to na lepszą notę i przedłużenie pobytu w Lechii może nie zasłużyć.
Sławomir WOJCIECHOWSKI (32 lata, 1-10: 7,0)
Początek rundy miał rewelacyjny: lokomotywa Lechii, architekt niemal każdego gola. Trzy bramki, trzy asysty - pozwoliło mu to zostać wespół z Krzystofem Brede najskuteczniejszym strzelcem drużyny. Szczególne znaczenie miał jego rzut karny na wagę remisu w Bielsku-Białej. Jego spokój pozwalał mniej doświadczonym lechistom zajmować się swoimi rolami, stwarzając im dodatkowo większą swobodę na boisku, absorbując uwagę zwykle kilku rywali. Od 8. kolejki "Wojciecha" dopadły kłopoty zdrowotne, opuścił cztery całe mecze. Od tego zdarzenia systematycznie obniżał loty, nie potrafiąc powrócić do pełnej dyspozycji. Mając świadomość, jak wiele znaczy dla zespołu sama jego obecność na boisku, przedwcześnie wracał do gry, co kończyło się odnowieniem kontuzji. Ostatni powrót "okupił" zbyt asekuracyjną grą i w zasadzie zajmował tylko miejsce w składzie, bo nawet przy stałych fragmentach gry nic nie pokazywał i finalnie wziął się za to Żuk. Tu wskazać można kolejny mankament Wojciechowskiego minionej rundy: mimo, iż podchodził do praktycznie każdego wolnego, nie był w ich wykonywaniu już tak skuteczny, jak przed laty.