lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 40 (3/2006)
17 stycznia 2006


GŁOSEM SPIKERA

Syn swojego ojca

Wiele osób z pewnością kojarzy polską komedię z lat sześćdziesiątych: "Mąż swojej żony". Małżeństwo młodego, zdolnego muzyka z gwiazdą lekkoatletycznej reprezentacji Polski. Oboje odnoszą sukcesy w swoich dziedzinach. Jednakże on, mimo nie mniejszych zasług, zawsze pozostaje w cieniu małżonki - sportsmenki.

MARCIN GAŁEK
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11329/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

We wspomnianym filmie nawet w "Dzienniku Telewizyjnym" informację o zdobytej przez muzyka prestiżowej nagrodzie opatrzono komentarzem, iż bohater jest mężem Fołtasiówny, gwiazdy Wunderteamu. Imię i nazwisko zdobywcy muzycznego wyróżnienia nie były już tak istotne.

Jaki to ma związek z Lechią, czy też w ogóle z piłką nożną? Bycie porównywanym z kimś z rodziny, to często spotykana sytuacja. Nieobca jest ona z pewnością obecnemu szkoleniowcowi biało-zielonych, Marcinowi Kaczmarkowi. Już samo określanie Marcina "Małym Bobem" narzuca skojarzenia z jego ojcem Bogusławem "Bobo" Kaczmarkiem. Zresztą na każdym kroku jego trenerskie posunięcia analizowane są przez pryzmat tego, co w danej sytuacji uczyniłby Karczmarek-senior. Rola "syna swojego ojca" musi ciążyć młodemu trenerowi. Być może dlatego, jako szkoleniowiec, robi on tak wiele, aby odróżnić się od swego przodka...

Bogusław i Marcin Kaczmarkowie - ojciec i syn. Warto przyjrzeć się temu, jak bardzo różnią się obaj jako trenerzy...

Start u boku Jastrzębia

Bogusław "Bobo" Kaczmarek Karczmarek w czerwcu 2005 roku obchodził ćwierćwiecze pracy trenerskiej. Jego syn szkoleniem piłkarzy zajmuje się od 2003 roku. Wcześniej jako piłkarze związani byli z Lechią. Marcin jest wychowankiem naszego klubu. Tutaj też obaj zaczynali na poważnie trenerską pracę z młodzieżą. Jest jednak między nimi istotna różnica. Ojciec prowadził przez kilka lat rocznik 1972 juniorów. Ze swymi podopiecznymi dwukrotnie sięgał po medale Mistrzostw Polski: srebrny (1990) i brązowy rok później. W porównaniu z tym, praca z piłkarskim narybkiem i związane z nią osiągnięcia Kaczmarka-juniora stanowią skromny epizod. Składa się na nią kilka miesięcy zajęć prowadzonych z zawodnikami rocznika 1994.

Kolejny etap dla obu panów, to funkcja asystenta trenera pierwszej drużyny Lechii. Rolę tę przejmowali w diametralnie różnych okolicznościach. Ojciec asystował trenerom prowadzącym Lechię w latach osiemdziesiątych, w czasie czterech sezonów gry w ekstraklasie. Syn pomagał pierwszemu trenerowi Lechii zaledwie przez kilka miesięcy, gdy drużyna walczyła zaledwie o IV-ligowe zaszczyty. Co ciekawe, sezony, w których obaj debiutowali w tej roli, rozpoczynał na stanowisku pierwszego trenera ten sam człowiek: Jerzy Jastrzębowski. W sezonie 1984/85 pożegnał się on z pracą w Lechii jesienią, a wiosną Bogusław Kaczmarek wspierał swojego trenerskiego guru: Wojciecha Łazarka. Młody Kaczmarek był natomiast asystentem "Jastrzębia".

W roli pierwszego trenera, obaj bohaterowie niniejszego tekstu zostali od razu rzuceni na "głęboką wodę". Ojciec trenerem pierwszego zespołu został w maju 1989 roku, gdy Lechii groziła degradacja z II ligi. Już po miesiącu Kaczmarek odniósł swój pierwszy sukces, wygrywając baraże o utrzymanie się w tej klasie rozgrywkowej. Młodszy przedstawiciel rodu Kaczmarków, również w maju, tyle że 2004 roku, przejął stery pierwszej drużyny Lechii Gdańsk. Wtedy to pewny, jak wydawało się jeszcze miesiąc wcześniej, awans zespołu do III ligi stał pod olbrzymim znakiem zapytania. Jednak, podobnie jak ojciec, już miesiąc później mógł świętować swój pierwszy sukces w dorosłej piłce: awans na wyższy szczebel rozgrywek.

Ryzykowna gra

Tu jednak rozpoczynają się różnice w sposobie prowadzenia seniorów Lechii przez ojca i syna. Bogusław Kaczmarek opierał skład zespołu na swoich wychowankach. Już na starcie obronili oni drugoligowy byt, co nie udało się w podobnych okolicznościach wychowankom innych specjalistów od pracy z piłkarską młodzieżą: Michała Globisza (1982) i Józefa Gładysza (1997). "Bobo" nie bał się ryzykować, czego dowodem może być chociażby debiut w rewanżowym meczu barażowym niespełna 16-letniego wówczas Sławomira Wojciechowskiego. Drużynę uzupełnili piłkarze, którzy nie porzucili Lechii w wyjątkowo trudnym dla klubu sezonie 1988/89 oraz... Marcin Kaczmarek.

Transfery do Lechii były w tym okresie, z uwagi na skromne możliwości finansowe klubu, rzadkością. Jeśli już miały miejsce, to pozyskiwano zawodników młodych, czego przykładem mogą być: Robert Wilk (21 lat) czy Grzegorz Pawłuszek (20 lat). Drużyna przez trzy sezony występowała w niemal nie zmieniającym się składzie. Dało to efekt w ostatnim sezonie pracy trenera (1991/92), gdy po kilku kolejkach Lechia liderowała tabeli. Klub nie był jednak organizacyjnie przygotowany do awansu i wiosną roztrwoniono wywalczony jesienią kapitał.

Marcin Kaczmarek, w przeciwieństwie do ojca, nie dorobił się jeszcze piłkarzy, o których można by rzec, że są jego wychowankami. Nie tłumaczy to jednak faktu, iż konsekwentnie nie wystawia w walczącym o drugoligowe punkty zespole juniorów. Fakt, że w III lidze, w drużynie grali juniorzy, wymuszony został wymogami regulaminu rozgrywek tego szczebla. Jesień zmieniła tę sytuację. Była pierwszą, od niepamiętnych czasów, rundą rozgrywek, kiedy to w biało-zielonych barwach nie wystąpił, nawet przez minutę, żaden z juniorów. Młodzi piłkarze zaledwie raz zasiedli w gronie rezerwowych.

Również polityka transferowa nie prowadzi do obniżenia średniej wiekowej drużyny. Na celowniku klubu znaleźli się piłkarze nie pierwszej już młodości. Najmłodszy z tego grona Rafał Kosznik (22 lata) nie może przecież być uznanym za jaskółkę czyniącą wiosnę w materii wieku nowych graczy Lechii. Być może nietrafione, w dłuższej perspektywie, transfery młodych Rolada Kazubowskiego, Jakuba Bławata czy Kamila Biecke zniechęciły "Boba"-juniora do budowania siły drużyny na młodzieży?

Wykorzystanie pracy ojca

Ma jednak Marcin w dorobku coś, czego nie doświadczył w pracy trenerskiej z Lechią jego ojciec. Młody "Bob-budowniczy" już dwukrotnie wygrywał ligę. Wywalczył kolejno rok po roku awanse do III i II ligi. To musi budzić szacunek.

To krótkie zestawienie trenerskiego dorobku, w zakresie pracy w Lechii pokazuje, iż nie zawsze syn ślepo naśladuje ojca w swoich poczynaniach. Marcin Kaczmarek z pewnością ma się na kim wzorować. Ma też możliwości korzystania z rad ojca - jednego z najbardziej dziś cenionych trenerów na naszym kraju. Musi tez mieć świadomość, że niezależnie od tego, jak bardzo będzie chciał pokazać swoją wiedzę i trenerski kunszt, zawsze większość kibiców postrzegać go będzie jako syna swojego ojca.

Stąd też, chcąc pokazać swoją indywidualność, pragnąc udowodnić, że jest samodzielnym i suwerennym w swych decyzjach szkoleniowcem, nie może zapominać o tym, iż na jego pracy "myśl trenerska" w Lechii się nie kończy. Może warto, wzorem ojca, podjąć czasami ryzyko zaufania młodym graczom? Koniec końców Bogusław Kaczmarek pozostawił swoim następcom młody perspektywiczny zespół. Z usług jego graczy, po wielu latach, korzystał też jego syn, już jako szkoleniowiec. Czy również Marcin Kaczmarek - trener, pozostawi swemu następcy poukładany zespół? Odpowiedź na to pytanie, to melodia przyszłości... Wypada mu jednak życzyć, aby także jego wspominano po latach z takim sentymentem, jak ojca. Ten schemat jest wskazany do naśladowania!




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT