Jeszcze niedawno widok około dziesięciotysięcznej widowni, jaka zasiadła na stadionie przy ul. Traugutta w spotkaniach ze Śląskiem lub Widzewem, należał do rzadkości. Wprowadził w osłupienie sympatyków biało-zielonych przyzwyczajonych do meczów w niższych ligach, na które przychodziło początkowo kilkaset osób. Takie obrazki nie są jednak żadną nowością dla fanów speedwaya. Na potyczkach GKS-u już od kilku dobrych lat pojawiała się regularnie pięciocyfrowa liczba kibiców. Silnym magnesem były zwłaszcza występy czerwono-biało-niebieskich w najwyższej klasie rozgrywkowej, co dawało możliwość oglądania najlepszych żużlowców na świecie. Teraz fanatycy Wybrzeża przeżywają podobne chwile, jak ich koledzy z Lechii przed kilkoma laty, kiedy to czekały na nich mecze w A-klasie.
W 1998 roku zarówno Lechia, jak i GKS przechodziły okres znacznych zmian. Biało-zieloni połączyli się z Polonią Gdańsk, a głównym darczyńcą nowego tworu został Antoni Ptak, dzisiaj szef Pogoni Szczecin. Celem miał być awans do ekstraklasy w przeciągu trzech lat. Do Wybrzeża wkroczył natomiast Henryk Majewski, swego czasu minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego. Objął on tytuł prezydenta klubu, zdołał pozyskać kilku sponsorów i skompletować solidny skład.
W kolejnych latach sytuacja obu drużyn była już jednak zupełnie inna, chociaż skończyła się tym samym - spadkiem. Po pierwsze, Wybrzeże cieszyło się tysiącami wiernych kibiców, regularnie przychodzącymi na stadion przy Długich Ogrodach. Odwrotnie było z Lechią-Polonią. Sztuczny twór powstały bez kompletnego poszanowania historii biało-zielonych nie znalazł pełnej akceptacji w oczach fanów. Kolejną różnicą były wyniki. Piłkarze z Traugutta zawodzili, a wyjątkowa niegospodarność działaczy spowodowała kłopoty finansowe. Ostatecznie po trzech sezonach gry w drugiej lidze zespół - zamiast awansować - z hukiem spadł do trzeciej ligi. Przez ten czas GKS szybko wywalczył promocję do ekstraligi, a już w 1999 roku, z Rafinerią Gdańską jako głównym sponsorem, brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski. W zespole jeździli najlepsi żużlowcy w Polsce i na świecie z wielokrotnym mistrzem świata Tonym Rickardssonem na czele.
W następnym sezonie Wybrzeże obchodziło 55-lecie istnienia. Majewski wzmocnił kadrę i wydawało się, że gdańscy żużlowcy pewnie zmierzają po złoto. Tylko się wydawało. Na skutek różnych zawirowań i kiepskiej atmosfery w drużynie zespół zajął ostatnie, ósme miejsce równoważne ze spadkiem. Odszedł główny dobroczyńca klubu - Grupa Lotos.
2001 rok był dla Lechii czasem wycofania się z fuzji z Polonią i rozpoczęcia wszystkiego od początku. Tak drastyczne posunięcie miało być sposobem na ucieczkę od nieuczciwych ludzi i oczyszczenie atmosfery wokół klubu. Ideę stopniowo zaczynali popierać kibice, coraz liczniej przychodząc na mecze niewyobrażalnie niskiej, szóstej ligi. Tego samego roku Wybrzeże, już z dużo mniejszym budżetem niż w poprzednich latach, zdołało wrócić do ekstraligi. Gdański speedway miał oczywiście swoje problemy, ale w porównaniu z futbolem był to zupełnie inny świat. Podczas gdy medialnie zapomnieni lechiści odwiedzali okoliczne wioski, każdy ruch żużlowców obserwowały tysiące oczu na stadionie i znacznie więcej przed ekranami telewizorów. Miesięczna gaża statystycznego zawodnika Wybrzeża była dużo wyższa niż roczna suma wynagrodzeń wszystkich piłkarzy Lechii razem wziętych!
Jednak sytuacja gdańskiego żużla komplikowała się. Biało-zieloni bili się już w okręgówce, gdy GKS ciężko wywalczył utrzymanie wśród najlepszych. Kłopoty i brak zainteresowania ze strony sponsorów spowodowały rezygnację Majewskiego. Światło dzienne ujrzał kosmiczny, bo sięgający siedmiu milionów złotych dług. Pałeczkę przejął wielki przegrany wyborów prezydenckich - Marek Formela, wcześniej nieoficjalnie przymierzany również do Lechii. Wraz z nim powróciła Rafineria.
W 2003 roku Lechia była już w czwartej lidze. Klub powoli zaczynał stawać na nogi. Odmienne nastroje panowały wśród sympatyków speedway'a. Ich zespół zaliczył kolejny spadek, ale zgodnie ze starym schematem po roku wrócił do elity. Ponieważ Lechia wywalczyła paszport trzecioligowy, jej fani wybiegali już w przyszłość, mając nadzieję na powrót ukochanej drużyny na szczebel centralny. Rozpalono również serca giekaesiaków. Prezes Formela zapowiedział, że 60-lecie Wybrzeża uczci zdobyciem medalu. Z wielkich obietnic nic jednak nie wyszło. Na dodatek z powodu trudności z otrzymaniem licencji na jazdę w ekstralidze sekcja żużlowa opuściła prawdziwe Wybrzeże.
O ile ostatni rok to kontynuacja drogi lechistów w górę, o tyle Wybrzeże znowu walczyło wyłącznie o utrzymanie. Jedynym pozytywem była informacja o oddłużeniu GKS-u, do którego przez wiele lat należała sekcja czarnego sportu. Później wydarzenia zaczęły przyjmować coraz gorszy obrót. Co mamy dzisiaj? Lechia znajduje się na najlepszej drodze prowadzącej do zbudowania silnego, liczącego się w kraju klubu. Inaczej jest z żużlowcami, którzy na skutek afer i złych rządów Formeli muszą zaczynać wszystko od początku.
Przyglądając się ostatnim zwłaszcza dziejom obu klubów nie sposób nie zauważyć wyjątkowego pecha gdańskiego sportu do nieuczciwych i niekompetentnych działaczy. Duże miasto, wielu potencjalnych sponsorów, rzesze kibiców, czyli świetne warunki do odnoszenia sukcesów, nie przynoszą jednak wyników.
Były prezydent Wybrzeża Henryk Majewski zdobył co prawda medal, jednak ogromnym kosztem. Jego rządy doprowadziły do upadku piłki ręcznej i powstania ogromnych długów. Obecnie toczy się przeciwko niemu postępowanie karne o wyprowadzenie z klubu ponad dwóch milionów złotych.
Jego następca Marek Formela miał wyprowadzić zespół na prostą, ale doprowadził jedynie do jego upadku. W opinii kibiców okazał się człowiekiem niegodnym zaufania i nieuczciwym, do tego nie mającym kompletnie pojęcia o żużlu. Podejmowane przez niego decyzje nieraz powodowały u kibiców śmiech przez łzy. Potrafił bardzo ładnie się wypowiadać, przy czym - jak na polityka przystało - w iście mistrzowski sposób nie wywiązywał się z licznych obietnic. Za nic miał tradycje GKS-u. Nie dbał o herb, barwy i nazwę. Zabrał sekcję z Wybrzeża i włączył ją do własnej Korporacji.
Resztkę zaufania Formela stracił po ujawnieniu afery Stella Maris. Jest kolejnym działaczem, którego kariera kończy się przed obliczem wymiaru sprawiedliwości. Obecnie nie potrafi nawet odejść z godnością. Kurczowo trzyma się stołka, jednocześnie wszelkimi sposobami przeszkadza w ratowaniu czarnego sportu w Gdańsku. Podobne prowadzenie klubu na własnej skórze odczuli biało-zieloni. Przecież tylko zaradności i uczciwości byłych działaczy trzeba zawdzięczać konieczność startu od A-klasy.
O ile w Lechii ratowano nie tylko piłkę, ale również klub z jego historią i tradycjami, tak w przypadku żużlowców jedynym rozwiązaniem wydaje się dziś powołanie całkiem nowego podmiotu. Prawdziwe Wybrzeże straciło już zaufanie w oczach sponsorów, zwłaszcza że nadal szerokie wpływy mają tam ludzie, którym jakby mniej zależy na sporcie, a bardziej na własnych sakiewkach.
Ogromną rolę w obu zespołach odgrywają kibice, zresztą niejednokrotnie odwiedzający zarówno piłkarski, jak i żużlowy stadion. To kibice pomogli wystartować Lechii w A-klasie, a teraz dzięki licznym akcjom i pikietom potrafili zainteresować sytuacją czarnego sportu prezydenta Gdańska.
Wbrew pozorom, obecna sytuacja Wybrzeża ma również znaczenie dla Lechii. Żadna firma nie chce być kojarzona z aferami lub upadkiem klubu. Widząc działania ludzi, którzy doprowadzili do upadku GKS-u, a wcześniej Lechii, potencjalni sponsorzy tracą zaufanie do sensu inwestowania w sport. Przecież nie każdy na tyle interesuje się piłką nożną, żeby wiedzieć, że aktualnie Lechia jest czysta jak przysłowiowa łza.
Historia obu gdańskich klubów ma szansę być dobrą przestrogą dla wszystkich. Nie można popełnić błędów z przeszłości i dopuścić do rządów ludzi związanych z polityką, nieznających się na tym, co mają robić, lub z mglistą przeszłością. Każde posunięcie wewnątrz klubu musi być jasne i przejrzyste. Kibice mają prawą wiedzieć co się dzieje z ich ukochaną drużyną i nie mogą dopuścić do zabrania im tego prawa. Im mniej polityki, a więcej prawdziwych kibiców sportu w zarządzie, tym lepiej dla całego sportu.
Sympatycy Wybrzeża przeżywają trudne chwile, ale patrząc na Lechię, nie powinni tracić nadziei. Obecnie najpopularniejszy zespól piłkarski na Pomorzu z roku na rok rośnie w siłę. Udało się oczyścić atmosferę, afery omijają klub szerokim łukiem. Sytuacja finansowa jest stabilna i przejrzysta. Na boisku występują głównie wychowankowie i piłkarze z regionu, a ich grę oglądają tysiące wiernych fanów. Wszystko to rokuje nadzieje, że w niedalekiej przyszłości na Traugutta zawita pierwsza liga. Kibice Wybrzeża mają więc skąd brać otuchę, a przyszli włodarze żużlowców - skąd czerpać wzorce.