Podróż na Śląsk to kilkugodzinna męczarnia nocnym pociągiem, ale zespół, który ma walczyć o utrzymanie na zapleczu ekstraklasy, nie narzekał. Rano był czas na odpoczynek i pierwsze treningi. W Gdańsku z powodu kontuzji pozostali Jakub Biskup, Sławomir Wojciechowski, Łukasz Pietroń, Rafał Loda i Krzysztof Brede. Tego pierwszego w ostatniej chwili zastąpił młody Robert Hirsz, który podpisując 3-letni kontrakt z Lechią zapewnił sobie miejsce w drugoligowej kadrze. Już po przyjeździe do Chorzowa okazało się, że do domu powinien wrócić Paweł Pęczak. Obrońca ostatnio odpoczywał po naderwaniu przyczepu mięśnia dwugłowego. Wydawało się, że wróci już do gry, ale badania USG pokazały, że przerwa się przedłuży.
Na śląskie warunki nie można narzekać. Hotel wyremontowano latem ubiegłego roku, więc jest czysto i schludnie. Gdańszczanie mieli okazję tu przebywać przed drugoligowymi spotkaniami na południu kraju. Hotel usytuowany jest w samym środku gigantycznego parku (620 hektarów!). Park stanowi oazę zieleni w trójkącie trzech przemysłowych miast: Katowic, Chorzowa i Siemianowic Śląskich. Stworzono go w latach pięćdziesiątych, według projektu profesora Niemirskiego, by zmęczeni ciężka pracą górnicy mogli korzystać w wolnym czasie z uroków życia. Jest tu ogród zoologiczny, wesołe miasteczko, planetarium, kąpielisko i restauracja. To właśnie na terenie Ośrodka znajdują się słynne hale targowe, z których jedna kilka tygodni temu zawaliła się pod naporem śniegu, grzebiąc 65 ludzi - uczestników międzynarodowej wystawy gołębiarzy. W czasie, gdy biało-zieloni trenują, z oddali słychać warkot ciężkiego sprzętu pracującego przy rozbiórce tego, co pozostało po katastrofie.
Choć całe miasto przykryte jest grubą warstwą ciemnoszarego śniegu, to boisko treningowe zostało dobrze przygotowane. Pokrywa je sztuczna, miękka trawa nowej generacji. Można trenować i rozgrywać mecze. Korzysta z tego kilka śląskich drużyn, bo inne płyty na chorzowskim obiekcie ciągle przykrywa lodowo-śniegowa skorupa.
Na Śląsku znalezienie silnych sparingpartnerów nie stanowiło problemów. Pierwszy mecz gdańszczanie rozegrali z GKS Jastrzębie - czwartą drużyną śląskiej grupy trzeciej ligi. W środę mecz z Odrą, pierwszoligowcem z Wodzisławia, a w sobotę - z drugoligowym Heko Czermno. Zaraz po tym ostatnim spotkaniu gdańszczanie spakują torby i wrócą do Gdańska.
Dni w Chorzowie mijają podobnie. Śniadanie od 8:30 do 9:00. Potem chwila odpoczynku i poranny trening. Z hotelu zawodnicy wychodzą praktycznie na płytę boiska. Trener Marcin Kaczmarek aplikuje ćwiczenia szybkościowe. Zawodnicy ćwiczą rozgrywanie stałych fragmentów gry. Sporo jest też taktyki. Na chorzowskim obiekcie są dwa boiska, nie licząc murawy Stadionu Śląskiego. Ten od lat pozostaje w ciągnącym się większym lub mniejszym tempie remoncie.
Obiad o 13:30. Pół godziny. Dietetycznie. Zupa, kurczak, warzywa. Potem odpoczynek i kolejny trening. Zawodnicy trenują czasami raz, czasami dwa razy dziennie. Więcej luzu mają tylko ci, którzy wrócili na boisko po kontuzjach: Sebastian Fechner, Paweł Żuk i Maciej Mysiak. Oni częściej niż inni korzystają z sali gimnastycznej, biegają, rozciągają się. Potem sauna. Wszyscy czują się coraz lepiej. Fechner w środę będzie już gotowy do gry. Pozostałym powrót do pełnej sprawności zajmie trochę dłużej. O 18:30 kolacja, a potem czas wolny. Piłkarze rozmawiają w pokojach, ogladają Igrzyska Olimpijskie albo filmy. Jest cisza i spokój. Dyscyplina. Profesjonalizm.
Urozmaiceniem treningowych zajęć są sparingi. Na pierwszy rzut gdańszczanie zmierzyli się z teoretycznie najsłabszą. GKS Jastrzębie po rundzie jesiennej zajmuje czwartą pozycję w tabeli za wrocławskim Polarem, Pogonią Świebodzin i Odrą Opole, ale ma jeden mecz zaległy. Drużyna Wojciecha Boreckiego w lidze wyróżniała się bramkostrzelnością, zdobywając 19 goli - najwięcej ze wszystkich drużyn. Na boisku w Chorzowie potwierdziła swoje walory. Lechiści, którym jeszcze przed wyjazdem szkoleniowcy zaaplikowali ciężkie treningi, poruszali się po boisku dużo wolniej. Gdańszczanie czuli też w kościach trud dwunastogodzinnej nocnej podróży. Kilku piłkarzy narzekało, że w kuszetce nie zmrużyło oka.
Jastrzębie zagrało dobry mecz i zwłaszcza w pierwszej połowie było zespołem lepszym. Już w 25 minucie Roland Buchała zdobył prowadzenie dla GKS. Ślązacy przechwycili piłkę po niecelnym zagraniu. Kilkoma podaniami znaleźli się pod bramką Mateusza Bąka i tu blondwłosy napastnik nie miał kłopotu z pokonaniem bramkarza. W drugiej odsłonie w obu drużynach na murawie pojawili się rezerwowi i zaczęła zaznaczać się przewaga Lechii. Trener Marcin Kaczmarek zmienił ustawienie na 4-5-1 z Cetnarowiczem na szpicy i właśnie ten zawodnik na 6 minut przed końcem spotkania wyrównał.
Warto zwrócić uwagę na skład, bo przed wyjazdem szkoleniowcy zapowiadali, że sparingi na Śląsku mają zgrywać poszczególne formacje. W bramce zagrał Mateusz Bąk, ale Dominik Sobański zmienił go po przerwie. Na prawej obronie - Karol Piątek, choć Paweł Pęczak leczy kontuzję. W środku Janus z Sierpińskim muszą się dobrze zgrać. Brede za kartki nie zagra bowiem w Białymstoku z Jagiellonią. Z lewej Kosznik na razie nie ma rywali, zwłaszcza że młody Żuk przechodzi rehabilitację. W pomocy Kubik, Manuszewski i Kalkowski. Na prawej stronie pomocy grał Krzysztof Rusinek i spisał się bardzo dobrze. To właśnie jego trener chwalił najbardziej, choć zwykle unika publicznych indywidualnych cenzurek.
W obwodzie pozostają: Dzienis, Szczepiński i Szulik. To właśnie po strzale z wolnego tego ostatniego jastrzębski bramkarz wybił piłkę pod nogi Cetnarowicza, który wyrównał. Na razie w drugiej linii nie ma zdecydowanego lidera, takiego "Następcy Wojciechowskiego", ale formacja jako całość prezentuje się dość solidnie i jej siłą może być kolektyw.
Niedziela była dla drużyny dniem luzu. Po śniadaniu odnowa biologiczna. Trenerzy zorganizowali także zajęcia taktyczne i trening wyrównawczy dla tych, którzy mniej grali. Poza tym było wolne. Można było przejechać się jedyną w Europie naziemną kolejką łączącą parkowe obiekty. Przejazd trwa godzinę. Można było także pojeździć wąskotorówką. Mokro-deszczowa pogoda nie sprzyjała jednak wychodzeniu z obiektu. Kilkunastu piłkarzy pojechało do Multikina. Poszli na różne filmy, choć najwięcej zwolenników wydawało się mieć "Monachium" Stevena Spielberga.
Od poniedziałku znów treningi. I tak będzie cały tydzień. Potem piłkarze wracaja do domu. Wtedy rozegrają ostatni sparing. A potem już liga. Czasu już bardzo mało i coraz mniej.