lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 54 (17/2006)
25 kwietnia 2006


CZY SEBASTIAN FECHNER WRÓCI DO KANI GOSTYŃ?

Partner Andrzeja Juskowiaka

Gdy ponad rok temu Sebastian Fechner zjawił się w Lechii, szybko okazał się objawieniem trzecioligowej wiosny i zaskarbił sobie sympatię kibiców. Jesienią zapracował jednak na miano największego rozczarowania. Teraz wrócił do lepszej dyspozycji, na swoją ulubioną pozycję i do łask trenera Marcina Kaczmarka.

MATEUSZ JASZTAL, MARIUSZ KORDEK
Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11405/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Sebastian Fechner to 22-letni wychowanek Kani Gostyń. Jeden z ulubieńców publiczności przechodził ostatnimi czasy pewien regres formy. Wprawdzie po słabym meczu w Łodzi wypadł ze składu, ale szybko wrócił, a Lechia znowu zaczęła zdobywać punkty. Zapowiada, że już niedługo jego nazwisko będzie wymieniane w jednym szeregu z Andrzejem Juskowiakiem. Z Sebastianem rozmawialiśmy po meczu z Heko.

Sebastian, czego zabrakło do zwycięstwa w meczu z Heko?

- Przede wszystkim konsekwencji. W ostatnich momentach zdarzały się minimalne pomyłki. Maciej Mysiak sam się przyznał, że przegrał najważniejszą głowę w meczu. Ogólnie są to małe błędy, których można się ustrzec. Jeżeli będziemy ich popełniać dużo, mogą się przerodzić w coś wielkiego. Cieszymy się przynajmniej z tego remisu.

Był taki moment po strzeleniu bramki, że mogliście pójść za ciosem, ale się cofnęliście. Potem to Heko miało kilka sytuacji...

- Bramkę mogliśmy strzelić już na początku meczu, kiedy Grzegorz Król miał świetną sytuację. Ale wiadomo, nikt nie jest super strzelcem, żeby za każdym razem wszystko wykorzystywać. Piłka jest grą błędów, więc nie mamy pretensji do Grześka. Każdemu mogło się to zdarzyć. Po zdobyciu prowadzenia troszkę się cofnęliśmy. Chcieliśmy wyczekać rywala, zobaczyć, co zrobi, czy rzuci się do ataku. Wtedy moglibyśmy skontrować. Nie udało się. Dostaliśmy gola na 1:1. Niedosyt jest, ale cieszymy się, że nie przegraliśmy. To jest najważniejsze.

A jak murawa?

- Gołym okiem widać, jaka jest murawa. Nie będę się na ten temat wypowiadał. Zostawię tę sprawę działaczom i firmie, która zajmuje się przygotowaniem boiska.

A czy kompromitujący występ z Widzewem śni ci się jeszcze po nocach?

- Nie. Jestem zawodnikiem, który nie ogląda się za siebie. Myślę, że każdemu może się przytrafić taki błąd, jak mi. Przyznam się szczerze, że na początku przestraszyłem się gry przeciwko wielkiemu Widzewowi. Wyszedłem na boisko nieskoncentrowany. Nie mogłem wejść do meczu. Dostaliśmy szybko bramkę, potem jakieś nieporozumienia na boisku i w konsekwencji tak szybka zmiana. Jednak nie oglądamy się za siebie, idziemy do przodu.

Czy można rozumieć, że trener Kaczmarek więcej już nie wystawi cię na środku obrony?

- To jest pytanie do trenera, a nie do mnie.

Na jakiej pozycji lubisz grać najbardziej?

- Na takiej, na jakiej mnie trener wystawi. Jestem obrońcą, jestem przygotowany na grę na lewej, na prawej stronie, także w środku. Chociaż uważam, że moją przeważającą stroną jest prawa. Akurat na tej pozycji numerem jeden dla mnie jest Paweł Pęczak. Staram się go zastąpić, jeżeli tylko dostanę szansę.

Kontuzja kolegi sprawiła, że pojawiła się taka możliwość...

- Taka jest właśnie piłka i po to jesteśmy my, zmiennicy. Jeśli któremuś z podstawowych zawodników coś się stanie, trener nie może mieć żadnych obaw, żeby nas wystawić. Cieszę się z otrzymanej szansy i staram się wykorzystać ją jak najlepiej.

Jak wpłynęło na was postawione przez zarząd ultimatum dla trenera?

- Przyjście nowego trenera wiąże się z nowymi wymogami, nowymi zawodnikami, których sobie ściągnie. Żyjemy tutaj jak rodzina, jesteśmy jedną całością na boisku, poza boiskiem, w szatni, poza szatnią. Jesteśmy zżyci z Marcinem Kaczmarkiem, jak i całym sztabem szkoleniowym. Cieszymy się, że trener został i dalej tworzymy kolektyw. Sądzę, że będzie coraz lepiej.

Jak to się stało, że po porażkach z Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź potrafiliście przywieść cztery punkty z trudnych terenów, jakimi są Wrocław i Białystok?

- Myślę, że to przychodzi samo. Mamy dobrych zawodników. Wcześniej brakowało nam tego ognia w środku, na boisku, żeby czuć, że stać nas na coś więcej. Teraz jesteśmy na dobrej drodze, aby wyniki były coraz lepsze.

Z przekroju całego sezonu, potrafiliście wygrać z Jagiellonią, Widzewem, zremisować we Wrocławiu... ale zdarzały wam się również wpadki.

- Właśnie to jest piękno sportu, jakim jest piłka nożna. Tu nie ma nic pewnego. Nigdy nie da się określić wyniku. Po to też uprawiamy ten sport. Jest nieprzewidywalny.

Był pan w Wiśle. Czego brakuje Lechii do pierwszej ligi?

- Przede wszystkim nasz trener jest bardzo młody. Jeśli będziemy wygrywali, trener nabierze większego doświadczenia i to powinno procentować. Mamy świetna zespół, super zawodników, dobrego szkoleniowca. Brakuje nam jeszcze tego zaplecza. Trener się stara, my to doceniamy, pomagamy mu, dyskutujemy razem.. ale to on jest odpowiedzialny za całość.

W zimie uznaliśmy cię za rozczarowanie rundy jesiennej. Jak skomentujesz ten wybór? Czy zgodzisz się, że jesień nie należała do najlepszych w twoim wykonaniu?

- Oczywiście. Już w drugim meczu doznałem kontuzji, która ciągnie się aż do dzisiaj. Gram z bólem nogi. Nie wszyscy to zauważyli. Często kibice oceniają pochopnie. Ja grałem z kontuzją, starałem się, ale nie wychodziło mi to. Wiem, że grałem słabo. Nie ma się co oszukiwać, byłem słabszy od kolegów z drużyny. Mimo to, przyjmuję ten "zaszczyt" z uśmiechem na twarzy. Teraz będę miał więcej czasu. Powoli dochodzę do zdrowia. Noga coraz mniej boli. Jeszcze odbuduję zaufanie redakcji, jak i fanów.

Przed rokiem należałeś do wyróżniających się piłkarzy. Uznaliśmy cię odkryciem rundy. Czy to oznacza, że w drugiej rundzie gra ci się lepiej?

- Wszyscy mówią, że wiosną rodzi się nowe życie. Wtedy rodzą się nowe siły w każdym zawodniku. Pojawia się jakiś nowy pogląd na przyszłość. Myślę, że nie ma specjalnej różnicy między wiosną a jesienią. Jest dłuższy okres przygotowawczy. Można więcej wypracować. Gra się z większą świeżością. Jesienią wykorzystuje się to, co zostało wypracowane zimą.

A czy ta większa motywacja wiosną ubiegłego roku nie była spowodowana chęcią powrotu do Wisły lub walką o lepszy kontrakt?

- Nie. Nie biorę takich rzeczy pod uwagę. Zawsze gram dla siebie i dla kibiców. Staram się robić to jak najlepiej.

Ile było prawdy w przedsezonowej plotce o przejściu do Arki?

- Zero.

Kania Gostyń, której jesteś wychowankiem, zmierza do II ligi. Czy w przypadku awansu rozważyłbyś propozycję powrotu do macierzystego klubu?

- Nie. Jestem zawodnikiem Lechii. Mam kontrakt do 2008 roku i chcę go wypełnić do końca. Nie biorę pod uwagę powrotu do Gostynia.

Najbardziej znanym wychowankiem Kani cały czas jest Andrzej Juskowiak. Czy kiedyś także obok "Juska" pojawi się nazwisko Fechner?

- Jeżeli zdrowie pozwoli i warunki, to myślę, że tak. Miałem okazję grać z Andrzejem Juskowiakiem. Co roku w Gostyniu organizowane są jego turnieje i już niejednokrotnie występowaliśmy w jednej drużynie. Troszeczkę przygód już z nim miałem.

W Gdańsku mieszkasz już ponad rok. Jak z dzisiejszej perspektywy oceniasz przejście do Lechii?

- Na pewno dużo zyskałem. Nie uważam, żebym się w jakiś sposób cofnął. Nabrałem więcej doświadczenia i rozwagi na boisku. Cały czas się rozwijam. Jestem jeszcze młody. Mamy doświadczonego zawodnika Jacka Manuszewskiego, któremu dużo zawdzięczam. Możemy się wiele od niego nauczyć. Będzie coraz lepiej.

Jak oceniasz kibiców Lechii? Czy przed wyjściem na boisko drżą nogi?

- Oczywiście, za każdym razem. Nie ma co oceniać. Nasza publiczność jest najlepsza w Polsce. Staramy się grać dla nich. Jeżeli słyszymy doping, a nie żadne śmiechy, które zdarzają się często z niektórych stron, działa to na nas pobudzająco. Tak długo jak oni kibicują, tak my będziemy grali.

Kto jest najlepszym kolegą w Lechii?

- Mateusz Bąk. Jest on takim moim starszym bratem. Prócz niego bardzo dobre kontakty utrzymuję ze starym kolegą z Wisły - Maciejem Mysiakiem. Ale z resztą drużyny także nieźle się dogaduję.

Czy Ronald Šiklić jest lubiany przez drużynę?

- Ja mam z nim dobry kontakt. Nie mogę się wypowiadać za resztę drużyny.

Co oprócz treningów i meczów zajmuje panu czas?

- Bardzo dużo spaceruję z moją dziewczyną, Sabiną. Uwielbiam spacery po plaży. Relaksuję się słuchając muzyki, czytam książki. Czasami, gdy mam wolny dzień, a Sabina idzie do szkoły, udaję się do Macieja Mysiaka, z którym gram w Playstation.

A jak się panu podoba w Gdańsku?

- Bardzo, bardzo. Nie chciałbym się na razie wybierać stąd nigdzie. Chcę związać z Gdańskiem swoją najbliższą przyszłość.

Jakie nastroje przed meczem z Drwęcą?

- Bojowe oczywiście. Jedziemy po trzy punkty. Chcemy ten mecz wygrać. Myślę, że publiczność pojedzie z nami i będzie nas wspierać.

Po zwycięstwie w Białymstoku tym razem będziecie faworytem...

- Ciężko pracowaliśmy na taki przydomek. Jednak nie zwracamy na to uwagi. Z każdym przeciwnikiem walczymy o trzy punkty, niezależnie od tego, czy jesteśmy faworytem, czy nie.

Z jakiego miejsce w tabeli będziesz zadowolony?

- Z każdego, byle nie spadkowego. Taki mamy plan założony przez zarząd i zrobimy wszystko, aby go zrealizować.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT