Zgodnie z zapowiedzią sprzed tygodnia dziś daniem głównym będą udane batalie biało-zielonych o utrzymanie w II lidze. Oto trzy przepisy, jakie zaserwowali swoim fanom biało-zieloni, pod tytułem: Jak utrzymać się na zapleczu ekstraklasy?
Sezon 1988/89 miał być przełomowy dla zespołów II ligi. Futbolowa centrala zaplanowała prawdziwą "rzeź niewiniątek", gdyż z 32 drużyn, status drugoligowca zachować miało zaledwie 18 zespołów. W każdej z dwóch 16-zespołowych grup awans wywalczyć miał triumfator, zaś pewne swego losu przed kolejnym sezonem miały być jedynie zespoły z miejsc 2-4. Drużyny z miejsc 5-8 czekał baraż ze zwycięzcami poszczególnych grup III ligi. Zajęcie pozycji 9-16 na mecie rozgrywek oznaczało degradację.
Po rundzie jesiennej Lechia plasowała się w środkowej strefie tabeli. Wiosna wypadła jednak fatalnie, w efekcie czego nastąpiła zmiana na stanowisku trenera: Stanisława Stachurę zastąpił Bogusław Karczmarek. Na cztery kolejki przed końcem nasz zespół zajmował 12. lokatę, ze stratą 9 punktów do bezpiecznego miejsca. Za zwycięstwo przyznawano wówczas 2 punkty. Istniał wprawdzie jeszcze przepis o zwycięstwie za 3 punkty za pokonanie rywala różnicą trzech lub więcej goli, ale przy słabej dyspozycji lechistów nikt rozsądny nie wierzył już w utrzymanie.
W ostatnich czterech kolejkach przeciwnikami Lechii byli ligowi słabeusze, jeszcze niżej notowani w tabeli niż biało-zieloni. Podopieczni "Boba" zdobyli się na jeszcze jeden zryw. Jeśli spadać, to z honorem. Trzy zwycięstwa z rzędu wywindowały Lechię na 10. miejsce. W dniu, kiedy rozgrywano przedostatnią kolejkę ligową, w Warszawie odbył się nadzwyczajny zjazd PZPN, w czasie którego... zmieniono zasady spadków z II ligi! Reguły obowiązujące przez 29 kolejek uznano za niebyłe na jeden mecz przed końcem! Zgodnie z postanowieniami związku, ligę bezpośrednio opuścić miały zespoły z lokat 11-16, a drużyny z miejsc 7-10 grać miały baraże ze zwycięzcami rozgrywek III ligi. Lechia, grająca od trzech tygodni w przekonaniu, iż żegna się z drugim frontem, wróciła do gry!
W ostatniej kolejce biało-zieloni zwyciężyli w Krośnie tamtejsze Karpaty 1:0, co pozwoliło zająć ostatecznie 10. miejsce. W wyniku losowania barażowym przeciwnikiem gdańszczan został triumfator IV grupy trzeciej ligi - Włókniarz Pabianice. Pierwszy mecz, w Gdańsku, rozstrzygnął praktycznie losy rywalizacji. Lechia wygrała 4:1, a gole dla gospodarzy zdobyli Mariusz Pawlak, Maciej Kamiński, Jarosław Nowicki i Rafał Kaczmarczyk. W rewanżu Włókniarz wygrał 1:0, a mecz ten z pewnością doskonale pamięta wówczas niespełna 16-letni Sławomir Wojciechowski, debiutujący w seniorskiej Lechii. Po sezonie, na szczęście, zasad już nie zmieniono i Lechia pozostała w II lidze...
Do sezonu 1993/94 seniorzy Lechii przystępowali pod auspicjami dogorywającej spółki FC Lechia. Zgodnie z wypowiedzianymi przed sezonem słowami trenera Zbigniewa Tymińskiego, w Lechii brakowało wszystkiego, poza ambicją i umiejętnościami zawodników. Od początku gdańszczanie zadomowili się w strefie spadkowej doznając kilku kompromitujących porażek. Na siedem kolejek przed końcem ligi, mając na koncie jedynie 4 zwycięstwa, 11 remisów i 12 porażek, tracili do bezpiecznej lokaty, zajmowanej przez GKS Tychy, 3 punkty. W następnych sześciu meczach podopieczni Mariana Geszke odnieśli cztery zwycięstwa, raz zremisowali i raz przegrali. Na kolejkę przed końcem w walce o byt uczestniczyły cztery zespoły, spośród których jeden miał opuścić szeregi II ligi. Tabela wyglądała następująco:
12. Odra Wodzisław - 30 pkt.
13. GKS Tychy - 29 pkt.
14. Arka Gdynia - 29 pkt.
15. LECHIA - 28 pkt.
Jedynie z Arką Lechia miała korzystniejszy bilans bezpośrednich spotkań. We wszystkich innych możliwych konfiguracjach, przy równej liczbie punktów, zawsze zespołem spadającym z ligi byli lechiści.
Wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatniej kolejce, a najważniejsze spotkania rozgrywano na Dolnym Śląsku. Lechia grała w Dzierżoniowie ze swoja imienniczką, Arka nieopodal Wałbrzycha ze zdegradowanym KP, a Tychy gościły w Legnicy, na boisku Miedzi.
W 15 minucie gry Tomasz Unton zdobył bramkę dla gdańszczan. Taki wynik utrzymał się do przerwy. W Wałbrzychu Arka także prowadziła 1:0. W Legnicy, w pierwszych 45 minutach, bramki nie padły. W tym momencie na pechowej 15. pozycji nadal była Lechia. Zimnej krwi nie tracił jednak kierownik gdańskiej druzyny, który oglądał mecz w... Legnicy! Wcale nie pomylił stadionu, ani nie postanowił szukać zatrudnienia w Legnicy bądź Tychach. W przerwie spotkania umotywował on finansowo gospodarzy, którzy mieli wygrać to spotkanie.
W 80 minucie spotkania piłkarze i trenerzy Lechii, a także wspierający ich kibice z Gdańska i Wrocławia oszaleli ze szczęścia. Na stadionie w Dzierżoniowie spiker podał, iż Miedź prowadzi 3:1! Ostatecznie Lechia wygrała 1:0, podobnie Arka, a do III ligi spadli tyszanie. W drodze powrotnej piłkarze obu trójmiejskich jedenastek razem świętowali sukces. W przypadku Lechii był to prawdziwy "rzut na taśmę", gdyż biało-zieloni prawie cały sezon spędzili w strefie spadkowej. Kierownik drużyny to jednak bardzo ważna funkcja! Także dziś...
Sezon 1999/2000 był dla drugoligowców pod wieloma względami rekordowy. Z rekordowo licznej stawki 24 zespołów, aż osiem miało zaznać goryczy degradacji. Zaciętą walkę o 16. miejsce toczyła prowadzona przez Romualda Szukiełowicza Lechia Gdańsk. Biało-zieloni nic sobie nie robili z docierających z różnych stron informacji, iż zawiązano tzw. spółdzielnię, której celem było "spuszczenie" gdańskiej drużyny z ligi. Dowodem na to były "dziwne" wyniki wielu spotkań oraz fakt, iż graczy niektórych klubów zupełnie nie interesowały propozycje finansowego wsparcia ze strony Lechii za urwanie punktów rywalom biało-zielonych w walce o ligowy byt. Tak było na przykład w przypadku drużyny RKS Radomsko, której gracze bez walki oddali mecz przedostatniej kolejki Hutnikowi Kraków. Kibice, oburzeni wydarzeniami na boisku w Radomsku, czując pismo nosem, już około 60 minuty opuścili stadion, lżąc swoich pupili.
Po 45. kolejkach, newralgiczna z gdańskiego punktu widzenia część tabeli wyglądała następująco:
12. KSZO Ostrowiec Św. - 60 pkt.
13. Świt Nowy Dwór Mazowiecki - 60 pkt.
14. KS Myszków - 60 pkt.
15. Hetman Zamość - 60 pkt.
16. LECHIA - 60 pkt.
17. Hutnik Kraków - 57 pkt.
W ostatniej kolejce czekał gdańszczan wyjazd do... Nowej Huty na mecz z Hutnikiem! Jesienią w Gdańsku Lechia pokonała krakowian 2:1. Hutnik to były klub ostoi gdańskiej defensywy, Grzegorza Motyki, oraz trenera biało -zielonych. Przy takim tłoku w tabeli wariantów ostatecznej kolejności było bez liku. Jednak w przypadku porażki w Krakowie, utrzymanie Lechii dawały jedynie porażki Świtu i Myszkowa. W większości innych rozstrzygnięć, przy jednoczesnej przegranej batalii w Krakowie, to Lechia spadłaby z ligi. W Gdańsku doskonale zdawano sobie z tego sprawę.
Jacek Kurski, wówczas Prezes OSP Lechia i wiceprzewodniczący zarządu województwa pomorskiego, wystosował do władz PZPN pismo z prośbą o podjęcie szczególnego nadzoru nad meczem Hutnik-Lechia.
W dniu spotkania, o godzinie 10:00 w siedzibie Związku wylosowano dwie obsady sędziowskie na krakowski mecz. Już na stadionie, pod czujnym okiem Wita Żelazko, odbyła się "dogrywka losowania" pomiędzy sędziami Grzegorzem Kasperkiewiczem i Grzegorzem Gilewskim. Ostatecznie mecz poprowadził ten drugi i w 22 minucie podyktował rzut karny dla gospodarzy po faulu Grzegorza Motyki. 1:0! W 38 minucie, strzałem po ziemi oddanym zza linii pola karnego, wyrównał Tomasz Borkowski.
Jednak to nie on był tego dnia na ustach gdańskich kibiców. Bohaterem meczu został bramkarz Maciej Kozak, który bronił wręcz w nieprawdopodobnych sytuacjach. To, czego dokonał w bramce, przeszło do historii naszego klubu! Miejscowi kibice i piłkarze co chwila łapali się za głowy po udanych i bardzo szczęśliwych interwencjach gdańskiego goalkeepera. Pod koniec meczu bronił "setki" w gradzie kamieni, którymi obrzucali jego pole karne miejscowi kibice! Ostatecznie, po 98 minutach, mecz zakończył się remisem 1:1! "Dziwnym zbiegiem okoliczności" inne mecze ułożyły się tak, iż przy wygranej Hutnika to Lechia opuściłaby II ligę.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener miejscowych, Jerzy Kowalik, nazwał Lechię wiejską drużyną. Szkoleniowiec Lechii nie był dłużny, wprost wytykając gospodarzom wsparcie ze strony innych drużyn. Mecz miał także swój kadrowy epilog. Z drużyny Lechii, w następstwie wydarzeń na boisku w Nowej Hucie, pozbyto się Grzegorza Motyki i Andrzeja Goleckiego. Wiele osób sugerowało, iż niewystarczająco angażowali się w walkę na boisku, ale to już temat na inne opowiadanie. Nic nie zmieni tego, iż na ustach kibiców przez długie letnie tygodnie był Maciej Kozak - tego dnia wyczyniający na boisku "kozackie numery"!
Przed nami finisz rozgrywek ligowych. Wiele wskazuje na to, iż do samego końca emocjonować się będziemy walką lechistów o unikniecie baraży. Trudno przewidzieć, który z wybranych z "Książki piłkarskiej" przepisów będzie tym trafionym w obecnym sezonie. Nie to jest jednak najistotniejsze. Ważnym jest to, aby było nam dane zakosztować słodyczy zwycięstwa, a nie poznawać gorycz porażki. Wszak w tym roku, po ligowym daniu, czeka nas piłkarski deser made in Germany. Aby w pełni smakował, musimy najpierw nacieszyć się główną potrawą. Za jej końcowy smak odpowiedzialni są kucharze, tzn. piłkarze i trenerzy Lechii. Smacznego.