lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 63 (26/2006)
27 czerwca 2006


PODSUMOWANIE WIOSNY 2006: NAPASTNICY

Daleko do króla

W rundzie wiosennej tylko kilka klubów miało na swoim koncie mniej strzelonych bramek niż Lechia. Aż dziw bierze, że mimo wzmocnień wiosną drużyna zdobyła jeszcze mniej goli. Sami napastnicy wprawdzie poprawili swój dorobek, ale 9 trafień trudno uznać za imponujący wynik. Sam Grażvydas Mikulenas z Ruchu Chorzów zdobył w tej rundzie 14 goli.

MARIUSZ KORDEK + REDAKCJA
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11459/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Jeszcze jesienią wszyscy narzekali na skuteczność biało-zielonych. Lechia z osamotnionym przez większość sezonu napastnikiem Krzysztofem Rusinkiem zdobyła tylko 19 bramek. Główne zadanie, jakie postanowiono zrealizować w przerwie zimowej, to sprowadzenie pełnowartościowych snajperów. Wzmocnienia w postaci Grzegorza Króla, Piotra Cetnarowicza, jak również powrót rekonwalescenta Piotra Wiśniewskiego sprawiały wrażenie, że oto mamy napad, jakiego potrzebowaliśmy.

Kłopoty bogactwa były na tyle duże, że postanowiono z Rusinka zrobić prawego pomocnika. Wiosenny efekt wołał o pomstę do nieba. Zaledwie 14 bramek strzelonych w 8 meczach. W pozostałych 9 spotkaniach piłkarze, a tym samym napastnicy, nie potrafili zmusić bramkarza rywali do kapitulacji. W całym sezonie piłkarze w biało-zielonych strojach zdobyli 33 bramki, ledwie dwie więcej od samego Jerzego Kruszczyńskiego, który w sezonie 1983/84 został królem strzelców II-ligowego frontu. Teraz do króla strzelców, Bartłomieja Grzelaka z Widzewa, najskuteczniejszy lechista (Krzysztof Brede, 6 goli) miał 14 trafień straty.

Napastnicy wiosny 2005/06

Piotr CETNAROWICZ (33 lata, 1-10: 5.5)
Przychodził do Lechii jako wyborowy snajper. Pierwsze trzy mecze jednak miał z głowy z powodu wykluczenia na boiskach III ligi, a po kontuzji w pierwszym spotkaniu znów na kilka tygodni zniknął z protokołu sędziowskiego. Ogółem zaliczył 11 występów, w tym jeden w całości i dwie bramki. Pierwszą i najważniejszą strzelił w meczu z Polonią Bytom, kiedy tuż przed końcem spotkania zapewnił biało-zielonym ważne zwycięstwo. Zawodnik doświadczony i wiekowy zarazem, trochę ociężały i surowy technicznie. Często nieporadnie szukał miejsca na boisku. Brakowało mu także predyspozycji do gry kombinacyjnej. Zbyt rzadko wykorzystywał swój wzrost. Miał być wielką nadzieją działaczy i trenerów, a tymczasem kilka razy zastanawiali się, po co tak o niego zabiegali. Gdyby nie gol strzelony bytomianom, to jego występy byłyby w całości kompletnym nieporozumieniem.

Robert HIRSZ (16 lat, 1-10: --)
Grał zbyt mało, żeby można było go ocenić. Jego sukcesem było to, że w kilku meczach był na ławce. Trener Kaczmarek dał mu szansę w dwóch meczach podczas ultimatum, w sumie uzbierał jednak tylko 12 minut. Szkoda, że w meczu o przysłowiową pietruszkę, czyli ostatnim pojedynku z Zawiszą, nie wyszedł na boisko. Piłkarz dzięki swemu menedżerowi często pojawiał się na łamach mediów ogólnopolskich, ale znamienne jest to, że ci, którzy często o nim pisali, często ani razu nie widzieli go na boisku. Hirsz grał zarówno w juniorach starszych, a później także w młodszych, jednak w ligach w rywalizacji z rówieśnikami nie zachwycał. Warto mimo wszystko się zastanowić, czy zamiast sprowadzać zawodnika typu Cetnarowicz, nie dać szansy wychowankowi. Trener Borkowski ma słabość do tego zawodnika, więc jesienią na pewno da mu szansę.

Jakub KAWA (17 lat, 1-10: --)
Jego sukcesem jest już to, że pojechał na mecz do Wrocławia, bo przed rundą nikt nie dawał mu większych szans na takie wyróżnienie. Na boisko nie wszedł, bo debiutu doczekał się wtedy Hirsz, ale polizał drugoligowej atmosfery. W juniorach spisywał się nieźle, walczył o koronę króla strzelców, ale w najważniejszym meczu nabawił się kontuzji, która wykluczyła go z ostatnich spotkań.

Grzegorz KRÓL (28 lat, 1-10: 6.5)
Strzelił 5 bramek w 17 meczach, w których zawsze wychodził jako podstawowy gracz, a jedynie kilka razy został zmieniony. Wracał do Lechii jako marnotrawny syn po prawie dekadzie grania poza Gdańskiem. Już zimą było widać, jak wiele musi czasu minąć, aby Grzegorz wrócił do swej formy. W sparingach rzadko trafiał do bramki, jednak trener miał do niego tak duże zaufanie, że "Królik" zawsze miał pewne miejsce w składzie. Gdyby miał lepiej ustawiony celownik, jego dorobek byłby dwucyfrowy. Partnerów czasem zalewała krew, widząc nieporadność tak doświadczonego snajpera. Często gubił się w dryblingach, miał problemy z wygrywaniem pojedynków "jeden na jeden", dawał się łapać na pułapki ofsajdowe. W ten sposób biało-zielonym uciekło kilka ważnych punktów. Należał do napastników, którzy nie tyko czekają w polu karnym na piłkę, ale wracał do środka boiska i próbują konstruować akcje zespołu. Wiele osób powątpiewało w sens jego sprowadzenia, ale w Gdańsku żadnego numeru nie wywinął. Stać go na więcej.

Piotr WIŚNIEWSKI (23 lata, 1-10: 6.0)
Od samego początku gry w Lechii prześladują go kontuzje. Rundę wiosenną też zaczął i zakończył urazami. Pod nieobecność Cetnarowicza partnerował w ataku Królowi, ale w końcu na własne życzenie stracił miejsce w składzie. Wystąpił w 11 meczach, strzelił dwie bramki. Tę najważniejszą w najlepszym występie przeciwko Jagiellonii, gdzie popisał się także asystą przy bramce Króla. Jak na razie jest na dorobku i jeszcze nie spłacił się biało-zielonym. Okrzyknięty swego czasu wielkim talentem, przez półtora sezonu gry w Gdańsku wciąż tego nie udowodnił. Jest szybki, zwrotny, jednak dużo pożytku z tego nie było. Zamiłowanie do dryblingów oraz częste niezauważanie partnerów, którzy byli ustawieni w lepszej sytuacji, to jego najważniejsze mankamenty. Brak konkurencji w ataku sprawił, że w ostatnim czasie zatrzymał się w rozwoju. Miejmy nadzieję, że po przyjściu trenera Kafarskiego, pod skrzydłami którego znakomicie spisywał się w Kaszubii, "Wiśnia" pokaże wreszcie, na co go stać.

Zastosowana skala ocen




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT