Gdańsk: czwartek, 18 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 64 (27/2006)

4 lipca 2006

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

GŁOSEM SPIKERA Z MUNDIALU

Inna bajka

Mundial w Niemczech wszedł w decydującą fazę. Jeszcze w tym tygodniu dowiemy się jaki kraj będzie mógł przez najbliższe cztery lata chwalić się, iż ma najlepszą jedenastkę na świecie. Tegoroczne Mistrzostwa, rozgrywane w Niemczech, są wyjątkową okazją dla kibiców znad Wisły do zobaczenia na żywo najpopularniejszej obok igrzysk olimpijskich imprezy na świecie.

MARCIN GAŁEK
Hanower

Również mnie dane było uczestniczyć w tym wydarzeniu, dzięki czemu mogłem skonfrontować to, jak bardzo różnią się ligowe mecze rozgrywane przy Traugutta od tych z Weltmeisterschaft, a także sprawdzić, czy wiele brakuje Gdańskowi do zorganizowania podobnej imprezy za 6 lat, w ściśle europejskim gronie.

Przed meczem

20 czerwca 2006 roku w Hanowerze zaplanowano rozegranie meczu nr 34 Mistrzostw Świata: Kostaryka - Polska. Już na drogach dojazdowych do miasta widać było, iż ludzie w tej części Europy żyją mundialem. W oczy rzucają się samochody przyozdobione flagami państw uczestników imprezy. Każdy, jak tylko może, podkreśla, skąd przybył lub jakiej drużynie kibicuje. Nie inaczej jest na parkingu koło Centrum Targowego w Hanowerze. Jest jednak jedna różnica - królują tu gadżety w barwach Polski. To oficjalny parking mistrzostw, do którego dojazd jest doskonale oznakowany. Z parkingu na stadion bardzo łatwo dostać się "ubanem". Kupno biletu komunikacji miejskiej nie stanowi problemu - ten przejazd jest wliczony w cenę biletu na mecz. W pociągu widać dziesiątki Polaków. Są też Niemcy, którzy jadą oglądać mecz swojego zespołu z Ekwadorem na telebimie. Nikt nikomu nie skacze do gardła, choć gołym okiem widać, że wielu pasażerów "łyknęło" coś dla rozgrzewki.

Wreszcie docieramy w okolice stadionu. Tłumy ciągną w jednym kierunku, stąd łatwo zorientować się, gdzie znajduje się arena ostatniego meczu Polaków w tych mistrzostwach. Po drodze dziesiątki, a nawet setki barów, knajp, knajpek i knajpeczek... Fani raczą się piwkiem i nikt nie patrzy na to krzywo! Ciekawe, co będzie przy bramie, rozmyślam popijając złoty trunek. Większość Polaków przyjechała prosto z kraju, nie korzystając z miejscowych hoteli. Inaczej wygląda sytuacja Kostarykańczyków, których czasem można "wyłowić" z tłumu Polaków. Ciekawe, czy Gdańsk byłby w stanie zapewnić dach nad głową kilku tysiącom fanów, np. z Portugalii. Mam poważne obawy, iż zmuszeni byliby oni poznać zalety pól namiotowych, ewentualnie zaraz po meczu wracać do kraju. Godzina rozpoczęcia meczu coraz bliżej, tłum gęstnieje. Jest barwnie kolorowo, nikt nie usiłuje zakłócić atmosfery piłkarskiego święta. Czas udać się na stadion...

Wejście na stadion

Wejście na trybuny oddzielają dwa punkty kontrolne. Pierwszy to sprawdzanie, czy kibice nie wnoszą niebezpiecznych przedmiotów. Efekty tej kontroli są dość zabawne, gdyż ochroniarz "Sokole Oko" wypatrzył w moim bagażu plastikową butelkę z wodą mineralną. Zgodnie z jego zaleceniami butelka ląduje w specjalnym koszu. Upojony swoim sukcesem porządkowy odpuszcza dalszą kontrolę, co pozwala mi na wniesienie dwóch szklanych butelek "Kubusia". Podejrzewam, że Niemcy mogliby się wiele nauczyć od naszych chłopaków z "Taurusa", którzy wykonują podobne czynności przy okazji meczów Lechii.

Jestem już u bram stadionu. Jeszcze tylko kontrola biletu w elektronicznym czytniku i... dowiaduję się, iż moja imienna karta wstępu, wylosowana w FIFA, przysłana ze światowej Federacji kurierem, jest nieważna! Gdyby chodziło o PZPN, wcale by mnie to nie zdziwiło, ale FIFA?! Uprzejmi, co trzeba przyznać, Niemcy spokojnie wyjaśnili mi, iż na moje miejsce wydrukowano nowy bilet i... mój jest nieważny. Bardzo to wszystko miłe, jednak poinformowałem moich rozmówców, co myślę na temat ich poziomu intelektu, tudzież flegmatycznej uprzejmości. Naciskani kontrolerzy biletów powiedzieli mi, iż jeśli na 5 minut przed rozpoczęciem meczu okaże się, iż moje miejsce jest wolne, to zostanę warunkowo wpuszczony! W odpowiedzi usłyszeli to, co każdy kibic w podobnej sytuacji by powiedział. Zrobiło się nerwowo. W ostateczności skierowano mnie do "ticket centre", gdzie spotkałem dziesiątki rodaków będących w podobnej sytuacji. Tu, po sprawdzeniu mojego biletu i paszportu otrzymałem... nowy bilet na to samo miejsce, wydrukowany po przekazaniu mi pierwszej wersji biletu. Czemu miało służyć takie działanie organizatorów, trudno dociec. Bilet kupiony legalnie nie powinien budzić żadnych wątpliwości. Co ciekawe, osoby, które nabyły swoje bilety przed meczem "u konika", nie miały takich perypetii. Ot, taka niemiecka dokładność...

Mecz

W końcu jestem na stadionie. Od razu dostrzegam biało-zielone płótno "Stare miasto". Później, w trakcie meczu, widzę kilka kolejnych flag wskazujących, iż lechiści są na trybunach reprezentowani dość licznie. Utwierdzają mnie w tym również spotykane co chwila znane z Traugutta osoby.

Stadion w Hanowerze niczym nie przypomina naszego wrzeszczańskiego obiektu. Przepraszam, są podobne elementy: dwie bramki, boisko i plansze reklamowe rozmieszczone wokół płyty boiska. Wszystko inne jest... bardzo inne. Całość trybun jest zadaszona. Za bramkami, pod dachem, znajdują się dwa telebimy, na których można zobaczyć, co w danej chwili widzą telewidzowie na całym świecie. Oczywiście 100% miejsc siedzących stanowią foteliki. Widoczność znakomita, a słyszalność spikera, na co szczególnie zwróciłem uwagę, nie pozostawia nic do życzenia. Można się oczywiście skrzywić, że nastrój na trybunach jest bardzo "plastikowy" (stewardzi, napoje i fast foody przynoszone do miejsca gdzie się siedzi), ale tak wygląda impreza masowa zorganizowana w rozwiniętym gospodarczo kraju.

Niestety wygląd i funkcjonalność stadionu Lechii w porównaniu z obiektem w Hanowerze, wypada jak konfrontacja leciwej Syrenki 105 z nowym modelem Mercedesa. Mówiąc wprost, reprezentacyjny stadion piłkarski miasta, którego Prezydent - Paweł Adamowicz twierdzi, iż Gdańsk jest metropolią na europejskim poziomie, jest RUINĄ! Nie zmieni tego nawet renowacja murawy, której utrzymywanie w stanie w jakim była wiosną tego roku, plasuje gospodarza obiektu (czytaj: MOSiR) daleko w tyle za fachowcami od dbania o murawę w III-ligowych klubach.

Niewiele za to, od tego co możemy obserwować przy Traugutta, różniła się gra piłkarzy obu reprezentacji. Jak wyglądał mecz, każdy widział. Trudno jest zaprzeczyć tezie, iż mecze na takim poziomie na Lechii to normalka. Nie jest to bynajmniej komplement pod adresem "chłopców Borkowskiego", lecz podkreślenie, iż kopacze Polski i Kostaryki nie wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Ogólne wrażenie z przebiegu spotkania uratowała fantastyczna atmosfera na trybunach. Naprawdę warto było to zobaczyć na żywo i być uczestnikiem takiego widowiska.

Po meczu

Końcowy gwizdek oznaczał zakończenie przygody z Weltmeisterschaft'2006 dla polskiego zespołu. Nie oznaczał jednak końca zabawy dla wielonarodowego tłumu kibiców zgromadzonego na trybunach. 43 tysiące fanów powoli, aczkolwiek dość sprawnie, opuściło trybuny. Towarzyszyły im typowo piłkarskie przeboje, których dźwięki płynęły z głośników. Szczególnie "You'll never walk alone" świetnie pasowało do tego momentu. Wiele osób odwiedziło sklepy z mundialowymi pamiątkami umieszczone na zapleczu trybun. Kolorowy tłum wylał się na miasto, gdzie przez wiele godzin bawiono się hucznie i zawierano nowe, międzynarodowe znajomości. Wszędzie można było wyczuć atmosferę imprezy światowego formatu.

Obecność na mundialu uświadomiła wielu osobom, jak bardzo dużo brakuje naszym obiektom do tego, co w Europie zachodniej jest już standardem. Gdańsk, o czym od dawna jest dość głośno, stara się wraz kilkoma innymi polskimi i ukraińskimi miastami o możliwość przyjęcia uczestników Euro'2012. Po tym, co zobaczyłem w Hanowerze, wiem, iż na dzień dzisiejszy do Euro przygotowani są polscy, w tym gdańscy kibice, oraz w znacznym stopniu sieć gastronomiczna. W zakresie bazy hotelowej oraz komunikacji wiele pozostaje do życzenia, jednak nie jest to sytuacja bez wyjścia. Natomiast infrastruktura piłkarska Hanoweru i Gdańska to dwie różne bajki! W Gdańsku nadal mamy piaszczyste płyty do ćwiczeń dla adeptów futbolu. Reprezentacyjny obiekt grodu nad Motławą posiada dziurawą i nierówną płytę boiska. Juniorzy, aby godnie podjąć przeciwnika, zmuszeni są grać w... Kolbudach. Ten stan mówi sam za siebie. Szkoda, że aby zobaczyć nowoczesny obiekt piłkarski musimy wyjeżdżać za granicę. No, chyba że w Gdańsku powstanie "Baltic Arena". Tylko czy powstanie...?

Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.032