lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 65 (28/2006)
11 lipca 2006


OBÓZ W SZAMOTUŁACH: CZYM RÓŻNI SIĘ BORKOWSKI OD KACZMARKA?

Teraz taktyka

Od ubiegłego tygodnia piłkarze Lechii przygotowują się w Szamotułach do kolejnego sezonu. W niesamowitych upałach i pod wodzą nowego sztabu szkoleniowego. Ani w samej drużynie, ani w sposobie jej prowadzenia nie zaszły żadne rewolucyjne zmiany, kilka różnic rzuca się jednak w oczy.

MICHAŁ JERZYK
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11471/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Na arenę przygotowań do rundy jesiennej znów wybrano Wielkopolskę. Rok temu były to obiekty Olimpii Poznań, teraz wybrano małe, podpoznańskie Szamotuły. Na warunki nikt jednak specjalnie nie narzeka. Do dyspozycji Lechii są dwie płyty boiska, główne i treningowe. Jest odnowa biologiczna, basen, sauna, dobre jedzenie i miła obsługa. Tylko duże nasłonecznienie pokoi daje się we znaki przy aktualnej pogodzie. - Jest chyba tysiąc stopni, dopiero wieczorem robi się przyjemniej - wzdycha kierownik Piotr Żuk. W dniu publikacji tekstu, według prognoz synoptyków, ma być przynajmniej 30 stopni w cieniu. Czyli jak zwykle.

Ten nieustannie lejący się z nieba żar wpłynął na decyzje trenerów odnośnie harmonogramu codziennych treningów. Trener Tomasz Borkowski nazywa to "ucieczką od słońca". Standardowy dzień zaczyna się bieganiem o godzinie 8.00. Później wszyscy lądują w stołówce na śniadaniu, a około 11.00 odbywają pierwszy boiskowy trening. W godzinach popołudniowych jest obiad, następnie regeneracja i zajęcia teoretyczne. Główne, półtoragodzinne zajęcia treningowe rozpoczynają się zwykle o 20.30.

Plan ten zmienił się jedynie w weekend - zajęcia były krótsze, mniej intensywne. W sobotę piłkarze wyskoczyli więc do pubu obejrzeć mecz Niemców z Portugalią o brązowy medal Mistrzostw Świata, a przy okazji odprężyć się przy muzyce przed powrotem do ośrodka. Niedzielny finał mundialu oglądano już raczej w mniejszych grupkach. Tylko paru lechistów trzymało za ostatecznymi triumfatorami, czyli Włochami - między innymi drugi trener, dobrze zaaklimatyzowany już w drużynie Tomasz Kafarski. "Borek" reprezentował większość, licząc na Trójkolorowych, którzy jednak zawiedli w rzutach karnych.

Mimo tej rozbieżności, znający się nie od dziś trenerzy chwalą sobie współpracę. - Już po pierwszej rozmowie z Tomkiem wiedziałem, że będziemy odbierać na tych samych falach - zaznacza Tomasz Borkowski. - Mamy swoje spostrzeżenia, razem siadamy, razem wszystko konsultujemy. Bardzo mi się przydaje, jestem zadowolony ze współpracy. Każdy trening jest rozłożony na szczegóły, analizujemy mecze, które nagrywa nam kierownik, dzielnie wspinając się na dach. Wyciągamy wnioski, wytykamy błędy.

Póki co, kibiców niepokoi głównie obecny stan kadry. Pożegnano już kilku zawodników, z czego najdotkliwsze wydaje się odejście Jakuba Biskupa, niezadowolonego z przedłożonej mu propozycji finansowej. Zwykle szybko znikają również testowani zawodnicy. Choćby z pierwszego testmeczu kandydatów jeszcze na gdańskiej AWFiS pozostał już tylko Damian Trzebiński, grający ostatnio w trzecioligowej Kaszubii. Z bardziej znanych nazwisk testowani byli: Krzysztof Trela (Heko Czermno) i Kamil Kuzera (Widzew Łódź). I obaj też już odesłani zostali do domu.

- Jeżeli ktoś ma przyjechać po to, żeby pobyć sobie pół roku, to taki gościu mnie nie interesuje - twardo stawia sprawę pierwszy trener. - Mający znane nazwisko Kamil Kuzera nie wykazał żadnej inicjatywy, żeby grać w Lechii, a mnie interesują ludzie głodni walki, bicia się dla tego zespołu. Dlatego zgodnie z własnym sumieniem odpaliłem go. Był temat Treli, ale umawiałem się z nim na telefon, on zwlekał z dnia na dzień, wykłócał się o jakieś pieniądze, więc ten temat również został zamknięty w ciągu kilku godzin.

Bliżej pozostania, oprócz wspomnianego Trzebińskiego, jest natomiast 23-letni Marcin Szałęga, który przyjechał z Wisły razem z Kuzerą, ale w przeciwieństwie do niego został. Występuje jako środkowy lub boczny pomocnik. Nową twarzą jest również 20-letni Paweł Buzała z Lecha Poznań, mający wzmocnić rywalizację w napadzie lub na boku drugiej linii. Pierwsze wrażenie zrobił bardzo dobre, spełniając główny warunek szkoleniowca: wolę walki i chęć pozostania. W poniedziałek z Gdańska przyjechali również dwaj 16-latkowie: Robert Hirsz i Łukasz Kubiński, niejako zastępując kontuzjowanych Mateusza Bąka i Rafała Lodę.

Trenerzy stawiają przede wszystkim na zawodników, którzy byli do dyspozycji już w poprzednim sezonie. Ze wszystkimi przeprowadzono indywidualne rozmowy, w których konkretnie wyartykułowano oczekiwania i zastrzeżenia. Odbyło się również grupowe spotkanie z młodzieżą, które dostarczyło niedocenianym za Marcina Kaczmarka nastolatkom dodatkowej motywacji. Marcin Pietrowski oraz Loda - który akurat nieszczęśliwie zbił piętę i musiał wrócić do Gdańska - należą do najlepszych na obozie i niewykluczone, że jeśli utrzymają formę, to powalczą o coś więcej niż miejsce w drugoligowej osiemnastce.

Co się zmieniło po zatrudnieniu nowego duetu szkoleniowców? - Na pewno treningi są trochę inne, bo jest więcej zajęć z piłkami, a mniej typowego biegania - zwraca uwagę kierownik Żuk. - Bieganie jest tylko rano, przed śniadaniem, a pozostałe treningi to cały czas jest piłeczka. Poza tym trenerzy stwierdzili, że trzeba gruntowanie popracować nad zagadnieniami taktycznymi.

Na edukację taktyczną rzeczywiście położono nacisk szczególny, dostrzegając w tym duże pole do zagospodarowania. Tym bardziej, że Kafarski uchodzi za specjalistę od systemu 4-4-2, a i Borkowski prowadząc w dwóch ostatnich latach juniorów młodszych bardzo się do tych spraw przykładał. Codziennie odbywają się więc zajęcia teoretyczne, podczas których piłkarze oglądają na ekranie materiały szkoleniowe. Później przychodzi czas na ćwiczenia praktyczne. Między innymi takie, w których zawodnicy poszczególnych formacji trzymają się za pomocą specjalnych gumowych lin i w ten oryginalny sposób ćwiczą prawidłowe przesuwanie się na boisku.

- Dużo rozmawiamy, pytamy się, co jest niejasne, co trzeba powtórzyć - opisuje te zajęcia Borkowski. - Potem, zwłaszcza na tym wieczornym treningu, próbujemy realizować to i wdrażać. Powiem szczerze, że powoli w sparingach widać efekty. Chcemy mieć kilka wariantów, jeżeli chodzi o grę, mam tu na myśli przede wszystkim okres, w którym na przykład, nie daj Boże, będziemy przegrywać. Dla mnie istotne jest to, że jeżeli się przegrywa, to trzeba próbować odrobić tę bramkę. Na to poświęcamy dużo czasu, przechodząc nawet do bardzo ofensywnego stylu gry. Mocno skupiamy się też na stałych fragmentach.

Trzecim ważnym elementem jest zmiana podejścia do juniorów Lechii, którzy realnie poczuli, że nie są tylko niechcianym elementem seniorskiej układanki, ale na równych prawach ze starszymi graczami walczą o miejsce w składzie. I - o dziwo - nawet nastolatkowie stawiający w ostatnich miesiącach wyłącznie kolejne kroki wstecz, nagle odyskali nadzieję i przebudzili się. Trener jest za nimi, oni odwdzięczają się ambitną pracą. W najbliższym sparingu Pietrowski ma szansę gry w pierwszym składzie.

Lechia wraca z półtoratygodniowego obozu w najbliższą sobotę. Do tego czasu rozegra jeszcze sparingi z Jagiellonią Białystok, reprezentacją Polski do lat 19 i Amiką Wronki, w zastępstwie Zawiszy, który nieelegancko wycofał się z wcześniejszych ustaleń. Do tej pory grano z Jarotą Jarocin (1:0, Wojciechowski) i Wartą Poznań (3:1, Cetnarowicz, Dziengielewicz, Wiśniewski), ale wyniki nie są miarodajne, bo spotkania rozgrywane były w potwornym upale, rywale nie najmocniejsi, a i same rezultaty mało na tym etapie istotne.

Szanse na kolejne wzmocnienia są raczej niewielkie. - Jeżeli ktoś z nazwiskiem ma jeszcze dołączyć po obozie, to ja się na to godzę i mam nawet taką nadzieję, bo zakładam, że będzie to piłkarz dobrego formatu - uważa pierwszy trener. - Ale jeżeli ma to być chłopak porównywalny do naszego, to mówię: nie. Jesteśmy już za daleko, żeby pozyskiwać uzupełnienia. Chcę postępować fair w stosunku do chłopaków, którzy ciężko pracują na obozie. Dlatego między innymi upadł temat Treli, bo nie mam zamiaru nakłaniać, targować się i prosić, że może dojedzie po obozie, może na koniec obozu, a może na sparing. Tego do siebie nie dopuszczam.

Piotr Żuk przekonuje tymczasem, że współpraca na linii Borkowski-piłkarze układa się bardzo dobrze, mimo iż dotąd obie strony łączyły zupełnie inne, nierzadko zażyłe koleżeńskie stosunki: - Oczywiście, dalej pozostaje ich kolegą. Będąc sam na sam nie mówią "panie trenerze", tylko "Tomek". Ale gdy są w grupach, jest trening, to dla piłkarzy jest wyłącznie szkoleniowcem. Żadnych uśmieszków nie zauważyłem. Spokojnie, dobrze sobie radzi.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT