lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 66 (29/2006)
18 lipca 2006


WSPOMNIENIA JANUSZA CHARCZUKA CZ.1

Ziemia odzyskana

Ale w Gdańsku ostro trenuję razem z Romanem Koryntem, który też nie pojechał na mecze kontrolne. Do klubu przychodzi telegram z NRD, że mamy obaj stawić się w hotelu w Zabrzu na mecz z Górnikiem. A jednak. 13 marca 1960, mój debiut w pierwszej lidze - tak opisuje swój debiut Janusz Charczuk. Dziś pierwsza część jego wspomnień.

JANUSZ CHARCZUK, KOM
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11472/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Pierwsza piłka

Urodziłem się 20 lutego 1941 roku w Sokalu k. Lwowa. Przed wojną było to niewielkie powiatowe miasteczko, około 80 km na północ od Lwowa, malowniczo położone (wiem z opowieści rodziców) nad rzeką Bug. W czasie wojny prawostronna część Sokala była okupowana przez Rosjan, a lewobrzeżna część - tzw. Zaburze - przez Niemców. Moi rodzice mieszkali na Zaburzu, tam był nasz dom rodzinny. Okres okupacji spędziłem z rodzicami we Lwowie. W czasie tej wojennej i powojennej wędrówki dotarliśmy na tzw. Ziemie Odzyskane, najpierw do Słupska, a później (marzec 1947 r.) do Ustki. W tym mieście, w 1948 roku zacząłem uczęszczać do szkoły podstawowej (jedynej wtedy). Tam właśnie po raz pierwszy zacząłem kopać piłkę, tzw. "tenisówkę", czyli piłkę, którą grało się w tenisa. Graliśmy na boisku koło szkoły, które służyło do gry w dwa ognie - takie klepisko.

Pamiętam doskonale jak mniej więcej w tym samym czasie rodzice zapisali mnie na lekcje gry na pianinie u miejscowego organisty. Mniej więcej po pół roku "znęcania się" nad tym instrumentem, poszedłem do mojego taty i oznajmiłem, że zamiast grać na pianinie, wolę grać w piłkę. Ojciec bez długiego zastanawiania się powiedział: "dobrze, graj w piłkę". W tym samym również czasie byłem z moją mamą na wakacjach na wsi, w okolicy Bytowa. Przyjechał do nas mój tata i przywiózł mi najprawdziwszą, skórzaną piłkę. Rozmiarem była trochę mniejsza od normalnej piłki, ale z prawdziwą gumową dętką, którą należało najpierw napompować, następnie tzw. "cycek" zawiązać i schować do skórzanego pokrycia piłki i zasznurować skórzaną powłokę piłki. Do dziś pamiętam żółtawo-brązowy kolor tej piłki i ten niepowtarzalny zapach wyprawionej skóry. Nikt już nie wspominał o pianinie.

Hokejówki

W Ustce w tym czasie były dwa kluby: Stal i Korab. Zapisałem się do Stali (klub przy usteckiej stoczni). Pierwsza drużyna piłkarska Stali grała wówczas w C-klasie. Oczywiście żaden klub w Ustce nie posiadał trenera. Trening polegał na strzelaniu na bramkę z granicy pola bramkowego i później gry na dwie bramki. Zacząłem grać w juniorach Stali, a po 2 latach awansowałem do drużyny seniorów. Miałem wtedy niecałe 14 lat. Latem grałem w piłkę, a zimą jeździłem na łyżwach i grałem w tenisa stołowego. W tych ostatnich dyscyplinach również miałem niemałe sukcesy. Na zawodach powiatowych szkół podstawowych w Słupsku zdobyłem pierwsze miejsce i w nagrodę dostałem prawdziwe łyżwy hokejowe z butami. Tylko ja w Ustce mogłem poszczycić się takim sprzętem. W tym czasie byłem też mistrzem Ustki w tenisie stołowym. W Ustce nastąpiło połączenie dwóch klubów w jeden klub pod nazwę Korab. Klub ten występował w B-klasie ówczesnego województwa koszalińskiego. Załapałem się do pierwszego zespołu. Awansowaliśmy do A-klasy. Natomiast ja zostałem powołany do reprezentacji województwa koszalińskiego seniorów, co było moim osobistym sukcesem. W 1957 roku po raz pierwszy z tą reprezentacją wyjechałem za granicę, na Litwę.

Transfer do Czarnych

W tym czasie uczęszczałem już do Liceum Ogólnokształcącego w Słupsku, ponieważ w Ustce nie było szkoły średniej. Pewnego dnia Dyrektor mojego ogólniaka, prof. Wilczewski zawołał mnie do swojego gabinetu i zapytał "czy chcę grać w piłkę?" Odpowiedziałem, że tak. Wtedy postawił mi ultimatum, jeśli chcę grać w piłkę, to tylko w Czarnych Słupsk (ówczesna III liga). Powiedziałem: "ale ja mieszkam w Ustce i codziennie dojeżdżam do Słupska z Ustki pociągiem i po szkole też wracam pociągiem do domu. W tym układzie będzie mi trudno uczestniczyć w treningach z zespołem Czarnych". Pan dyrektor powiedział, że to też przewidział i powiedział mi, że nasza szkoła posiada w Słupsku internat i nie ma problemu, abym w nim zamieszkał. Wiedziałem, że dyrektor jest wielkim kibicem Czarnych i nie ustąpi. Rzeczywiście, jeśli chcę grać w piłkę, to musze grać w Czarnych Słupsk. I tak w dziesiątej i jedenastej klasie (do matury w 1959 r.) byłem zawodnikiem Czarnych.

Angaż do Lechii

W międzyczasie zaczęły się u mnie kształtować poglądy na temat, co chcę robić po zdaniu matury. Jako 18-letni chłopak z Ustki wymarzyłem sobie ni mniej ni więcej, że będę grać w piłkę w I-ligowej drużynie piłkarskiej i w tym samym czasie będę studiował architekturę. Po zakończeniu kariery piłkarskiej chciałem zostać architektem. A więc wziąłem namiary na Gdańsk. Poszedłem do Lechii, ale tam nikt na mnie nie czekał z otwartymi rekami. Był to rok 1959, jesień. Zagrałem parę meczów w rezerwach i na tym sie skończyło. Na architekturę w tym roku też nie zdawałem. Tak więc nie wiele z moich zamiarów zostało zrealizowanych. Postanowiłem, że mimo wszystko będę grał w pierwszej lidze. Zacząłem ostro trenować zimą na hali, w szerokiej kadrze Lechii. Kadrę Lechii w tym czasie stanowili: Heniek Gronowski i Stasiu Uścinowicz (bramkarze), Hubert Kusz, Roman Korynt, Czesiek Lenc, Władek Musiał, Jurek Kaleta, Rysiek Szyndler, Jurek Czubala, Czesiek Nowicki, Roman Rogocz, Heniek Wieczorkowski, Bogdan Adamczyk oraz Jurek Apolewicz.Trenerem pierwszej drużyny był Henryk Serafin.

Pierwszoligowy debiut

Trener Serafin sprowadził do Lechii swoich byłych podopiecznych: Antosa, Dobosza i Krzysiaka (wszyscy z woj. kieleckiego) z którymi wszyscy wiązali duże nadzieje. Lechia sprowadziła też dwóch piłkarzy ze śląska, którzy mieli stanowić "tajną broń". Niestety nazwisk tych dwóch nie pamiętam. Załapałem się z tym towarzystwem na swój pierwszy prawdziwy obóz piłkarski (zimowy) do Polanicy. Była to chyba połowa lutego. Ciężka praca, dwa razy dziennie, często po kolana w śniegu. Bardzo mi się to podobało. Po pierwszym tygodniu, trener miał dwóch pretendentów do gry na pozycji środkowego napastnika: Rogocza i Charczuka. Zazwyczaj w sparingach Roman występował w pierwszej połowie, a ja po przerwie. Wyglądało na to, że byłem w kadrze pierwszego zespołu.

Po obozie Lechia jechała do NRD na parę meczów kontrolnych, a stamtąd na pierwszy mecz ligowy do Zabrza z Górnikiem. Wszystko zaczęło się kształtować po mojej myśli. Aż tu klops. Na kilka dni przed wyjazdem do NRD spóźniam się parę minut na capstrzyk (cisza nocna). Za kare nie jadę do NRD, wracam do Gdańska z tymi którzy nie załapali sie do pierwszego zespołu. Ale w Gdańsku ostro trenuję razem z Romanem Koryntem, który też nie pojechał na mecze kontrolne. Do klubu przychodzi telegram z NRD, że mamy obaj stawić się w hotelu w Zabrzu na mecz z Górnikiem. A jednak. 13 marca 1960, mój debiut w pierwszej lidze.

Rozmowa z Jakubem Smugiem

Dziś (marzec 2006 - przyp.red.) zatelefonowałem do Pana Jakuba Smuga. Złożyłem Dostojnemu Jubilatowi spóźnione, ale najserdeczniejsze życzenia urodzinowe. Dziewięćdziesiąt dwa lata! Najstarszy żyjący piłkarz Lechii. Historia klubu. Rozmowa była dla obu z nas bardzo wzruszająca. Pan Jakub był wyraźnie zaskoczony. Nie spodziewał się telefonu ode mnie, nie spodziewał się telefonu z Kanady. Myślał że dzwonię z Gdańska. Powiedział mi, że doskonale mnie pamięta, moje nazwisko. Wspomniał, że nawet kiedyś rozmawiał na mój temat z pułkownikiem Oleszkiewiczem, ówczesnym Kierownikiem Studium Wojskowego na Politechnice Gdańskiej. Nie pamięta już tylko mojej twarzy. Panie Januszu, to było tak dawno - powiedział. Tak Panie Jakubie, to było dawno. 13 marca minęło 46 lat od mojego debiutu w barwach Lechii. Obiecałem Panu Jakubowi, że być może odwiedzę Go w tym roku w Gdańsku. Projektuję i maluję ikonę krzyża dla Kaplicy Krolewskiej w Gdańsku. Uroczyste otwarcie Kaplicy ma sie odbyć w tym roku, a więc być może i ja przyjadę z krzyżem.

Mieszkanie zamiast akademika

Mój związek z Lechia przypomina mi trochę Pana Smuga. Za przyjście do Lechii, za podpisanie zgłoszenia do klubu nie dostałem ani złotówki. Czarni Słupsk też nie dostali żadnych pieniędzy, ani żadnego sprzętu. Wtedy prawdopodobnie ja sam bym jeszcze dopłacił, abym tylko mógł grać w Lechii, w pierwszoligowej drużynie. A wiem, że nie zawsze tak było. Byli tacy którzy za przyjście do Lechii najpierw dostawali mieszkanie, po to żeby nigdy nie załapać się do pierwszego zespołu. Na początku mieszkałem w akademiku. Na pierwszym roku mieszkało nas pięciu w niewielkim pokoju, w akademiku nr 17., przy ulicy Konrada Leczkowa. Dostałem kawalerkę dopiero kiedy miałem już stałe miejsce w drużynie, kiedy miałem już tzw. "nazwisko". (Lechia dowiedziała się od Zygi Gadeckiego, że Legia Warszawa jest mną zainteresowana). To przyspieszyło decyzję na lokum.

W następnym odcinku: Jak kaszanka pomogła w zwycięstwie nad Legią w Warszawie.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2023. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT