Wychowanek trenera Romana Kaczorka w trakcie dwóch ostatnich lat doczekał się jednej seniorskiej szansy (wiosna 2005), w czasie której nie zdążył nawet dotknąć piłki. W Janikowie zagrał ponad 20 minut, zastępując samego Sławomira Wojciechowskiego. Udanie, chociaż po meczu pretensje miał do niego Paweł Pęczak, którego zdaniem Marcin zawalił bramkę na 2:2. Tę sprawę rozstrzygnie nagranie video, natomiast nie ulega wątpliwości, że nieopierzony drugoligowy debiutant ma tymczasowe prawo do błędów, a jego koledzy powinni zachować wzmożoną czujność. Występ nastolatka mimo wszystko oceniany jest bardzo pozytywnie.
A jeszcze pod koniec ubiegłego sezonu wydawało się, że kariera rozgrywającego mistrzów Polski juniorów młodszych z 2004 roku znalazła się na rozdrożu. Z seniorami trenował, ale nie wynikały z tego nawet powołania na ławkę rezerwowych. Grał w juniorach, gdzie jednak z rundy na rundę tracił swoje walory i wydawał się coraz mniej zmotywowany do walki. Zmiana trenera seniorów okazała się impulsem, który wykorzystał najlepiej ze swoich rówieśników.
Obserwujemy właśnie przełom w twojej karierze?
Marcin Pietrowski: Trudno powiedzieć. Nie wiem, myślę że grając i trenując od półtora roku z seniorami na pewno zrobiłem w tym czasie pewien postęp i złapałem trochę doświadczenia. Z pewnością dużo pomaga mi też trener Borkowski i za to mu dziękuję.
Z czego wynika ten cud? Cały czas słyszeliśmy, że juniorzy są za słabi nawet na ławkę rezerwowych, a tu nagle okazuje się, że mijają dwa miesiące i wszystko staje na głowie. O co tu chodzi?
- Wszystko zaczęło się od sparingowego meczu z Wartą Poznań w Szamotułach. Było powiedziane, że juniorzy nie wejdą i dopiero po tym spotkaniu będą mieli indywidualny trening strzelecki. Kontuzje, między innymi Karola Piątka, sprawiły jednak, że wszedł "Lodzik", a później od razu ja, chyba za "Szalonego". Zrobiliśmy dwie czy trzy akcje, ja zagrałem ze trzy ładne prostopadłe piłki i trener chyba od razu inaczej na nas spojrzał.
Wszyscy juniorzy mieli również motywującą rozmowę ze szkoleniowcami. Co wtedy usłyszeliście?
- Nie pamiętam, czy było to po wspomnianym meczu z Wartą, ale trener powiedział, że zrobiliśmy dobrą robotę, że dla niego wszyscy jesteśmy już w szerokiej kadrze, a nawet w pierwszej osiemnastce. Przekonywał, żebyśmy tego nie zaprzepaścili, żebyśmy dalej tak pracowali, żebyśmy gryźli trawę, zapieprzali na boisku, to będzie dobrze.
I co, już w trakcie sparingów wiedziałeś, że będzie dobrze?
- Ten sparing umotywował mnie, żeby zasuwać dalej. Później, chyba w meczu z Jagiellonią, trener wystawił mnie już w pierwszym składzie. Nie wypadłem najgorzej i myślę, że od tego wszystko się zaczęło, od tej szansy z Jagiellonią. Odtąd trzymał mnie w już w pierwszej jedenastce.
Do tej pory miałeś na koncie zaledwie minutowy epizodzik w trzeciej lidze, teraz zagrałeś dużo, ponad dwadzieścia minut. Jaka różnica?
- Przede wszystkim taka, że przynajmniej miałem jakiś udział w tym meczu. Nie tak jak w trzeciej lidze z Wartą Poznań, kiedy nawet piłki nie dotknąłem.
Czemu jednak Lechii nie udało się wygrać w Janikowie? Przecież jechaliście na mecz z Unią po trzy punkty.
- To jest sport. Jeżeli ma się sytuacje, to powinno się je wykorzystywać. Mieliśmy ich na pewno więcej od Unii, która oddała dwa czy trzy strzały, z czego wpadły dwie bramki. W Lechii ja sam miałem dwie "setki". Trener podliczył później, że drużyna miała 6-7 okazji, z których powinna paść bramka. Ale powtórzę: to jest sport.
Wyliczasz sytuacje, ale na przykład pierwsza połowa była kompletnie przespana. Dwie okazje Królika, ale w bodaj jedynej akcji, jaką udało się stworzyć przez całą pierwszą część gry. Z czego to wynikało?
- Szczerze mówiąc nie wiem. Wydaje mi się, z boiskowego punktu widzenia, że pierwszą połowę graliśmy pod wiatr i to też na pewno miało jakiś wpływ. Na drugą połowę trener umotywował nas w przerwie i wszystko już samo ruszyło.
A co takiego trener powiedział?
- Mnie przy tym nie było, rozgrzewałem się na boisku.
Czyli ciebie jednak nie umotywował.
- Nie. (śmiech) Ja musiałem się umotywować sam.
Druga połowa. Z jednej strony lepsza, ale wydaje się też, że i Janikowo osłabło i zaczęło grać bardziej defensywnie, broniąc wyniku.
- Unia grała cały czas konsekwentnie - piłką do przodu. W ogóle nie rozgrywała piłki z tyłu, a my właśnie wręcz odwrotnie. Ale racja, na pewno się cofnęli.
Wyrównująca bramka. Samobójczy gol, osiem minut przed regulaminowym końcem gry. Myślisz, że gdyby nie to, i tak udałoby się wyrównać?
- Bramka była nawet bardzo szczęśliwa. Ale my już prędzej powinniśmy wyrównać. Ja sam powinienem to zrobić.
Masz do siebie pretensje?
- Nie mogę sobie wybaczyć tej sytuacji... Brak doświadczenia. Powinienem inaczej się zachować. Bardzo szybko wszystko się działo i nie spodziewałem się, że piłka w ogóle do mnie spadnie. Dopiero jak była nade mną, skojarzyłem że jest moja i że mogę strzelić bramkę.
Czy przerwa w grze, która nastąpiła z powodu zajść na trybunach, wybiła was z rytmu, czy może odwrotnie - pomogła zmobilizować się i opracować plan ataku na ostatnie minuty?
- W trakcie tej przerwy wszyscy - Kalka, Pęki, Królik czy Manek - mówiliśmy do siebie: gramy, gramy, jeszcze im strzelimy! Motywowaliśmy siebie nawzajem. Poza tym piłkarze Unii stali i się przyglądali, a nam trener kazał się ruszać. Myślę, że to też miało wpływ, bo oni zastygli, a my byliśmy cały czas w ruchu. Chcieliśmy wygrać ten mecz.
Było tak blisko. Rzut karny, bramka. Ale od razu kontratak i wyrównanie. Niektórzy obwiniają ciebie. Co o tym sądzisz?
- Nie wiem. Chciałbym zobaczyć to we wtorek, gdyż będziemy oglądać cały nagrany mecz. Póki co nie mam zdania.
A bezpośrednio po golu na 2:2 miałeś do siebie pretensje?
- Zdecydowanie nie. Dopiero później zacząłem sobie to analizować. Że może mógłbym to zaasekurować, czy dojść do tego piłkarza. Ale przy nim było, przynajmniej tak mi się wydaje, dwóch naszych zawodników. Trzebik i Kosa. Bliżej niż ja.
Będziecie to jeszcze oglądać, więc wszystko się wyjaśni. Niemniej jednak tę nieszczęsną bramkę strzelił Maciek Mysiak. Już się boję, że w Białymstoku pogromcą zostanie Mariusz Dzienis.
- Czytałem już takie wypowiedzi na forum. Myślę, że to był przypadek, taka zbieżność tego wszystkiego. Nie ma to wpływu na grę i na wynik. Nie jest powiedziane, że skoro Mysiak trafił, to teraz i Mariusz coś strzeli.
Od września będziesz w klasie maturalnej. Jakie masz plany na przyszłość, bo może w ogóle nie związane z piłką?
- Chciałbym zobaczyć, jak ten rok minie w Lechii. Maturę chcę zdać i zobaczę, jak mi się potoczy kariera. Jeżeli w dobrym kierunku, to przystopuję ze studiami i podążę za piłką. A jeżeli tak, jak ostatnio bywało, to postaram się pogodzić i piłkę, i studia.
W szkole radziłeś sobie zawsze dobrze, więc można było się zastanawiać, czy jeśli twoja kariera będzie przebiegała tak, jak w ostatnim sezonie, czyli słabo, to czy nie poświecisz się szkole.
- Jeżeli chodzi o to, czy zrezygnuję z piłki, to oczywiście, że nie. Zastanawiam się tylko nad tym, czy postawić na sto procent na piłkę, czy też zostawić sobie jakieś drzwi.
Pochwal się, że niedawno zrobiłeś prawo jazdy.
- Nawet właśnie przyjechałem autem, mimo że miałem kilkaset metrów. (śmiech) Prawo jazdy odebrałem w tydzień temu, w poniedziałek, a auto dzień później.
Zdałeś za pierwszym razem?
- Tak.
I jak się jeździ świeżo upieczonemu kierowcy?
- Zupełnie inaczej niż w "elce". O wiele łatwiej. Nie ma stresu, że egzaminator pilnuje, żebym dobrze zaparkował czy coś takiego. Jeździ się na luzie i wszystko idzie o wiele łatwiej.
A opłaca się mieć w Gdańsku prawo jazdy i samochód, skoro dookoła same remonty dróg i korki?
- Jak są objazdy, to oczywiście, że tak. Mieszkam tu i trochę wiem, którędy jeździć, a którędy nie. Posiadanie samochodu na pewno pomaga. Mam przynajmniej pół godziny więcej każdego dnia w domu, żeby - nie wiem - pospać, przygotować się, cokolwiek.
Wróćmy do piłki. Twoi koledzy również pukają do drzwi seniorskiej drużyny. W Janikowie na przykład na ławce siedział Rafał Loda. Myślisz, że jest kwestią czasu, kiedy i on zacznie grać w rozsądnym wymiarze czasowym?
- Na pewno trener nie ma takiej praktyki, żeby wpuszczać juniorów na taktyczne zmiany. Myślę, że Rafał dostanie szansę i sobie poradzi. Najbliższe mecze będą dla niego okazją.
Jak Lechia zagra w kolejnych meczach? W Janikowie było przetarcie i teraz będzie już coraz lepiej?
- Ten pierwszy raz chyba zawsze jest najgorszy i teraz może być już tylko lepiej. Mam nadzieję, że tak będzie.
Pierwsza szóstka tabeli - da się zrobić?
- Wszystko się da, trzeba tylko temu pomóc.
Po pierwszym meczu jesteś przekonany, że się uda?
- Wierzę w to.