Gdańsk: czwartek, 15 maja 2025

Tygodnik lechia.gda.pl nr 72 (35/2006)

29 sierpnia 2006

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

WSPOMNIENIA JANUSZA CHARCZUKA, CZ. 7

Z ziemii polskiej za ocean

"Nie ma nic gorszego jak dopuścić do sytuacji, kiedy kibice zaczynają gwizdać, kiedy zaczyna coś nie wychodzić. Ci sami kibice, którzy jeszcze nie tak dawno gotowi byli nosić cię na rękach" - tak po latach moment zakończenia przez siebie kariery piłkarskiej wspomina Janusz Charczuk.

JANUSZ CHARCZUK, KOM

Buty na kołek

Po skończeniu Politechniki zdałem sobie sprawę, że czas pożegnania się z moją karierą piłkarską zbliża się nieuchronnie. Wiedziałem, że na pewno nie będę przedłużał mojej kariery piłkarskiej w nieskończoność. Nie chciałem popełnić błędu, który czasami popełniają sportowcy wyczynowi - przedłużać to za wszelką cenę. Takie przypadki zdarzały się też u nas, w naszej drużynie. Myślę, że nie ma nic gorszego jak dopuścić do sytuacji, kiedy kibice zaczynają gwizdać, kiedy zaczyna coś nie wychodzić. Ci sami kibice, którzy jeszcze nie tak dawno gotowi byli nosić cię na rękach. Tylko, dlatego że to już nie ten sprint, nie ta szybkość, nie ten strzał, nie to podanie, nie ta parada, nie ten oddech. Łaska kibica jest niewymierna i często ulotna.

Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem. Tych, którzy szukają dogłębnej analizy tego zjawiska kieruję do dziedzin takich jak psychologia czy socjologia. Na to nie ma mądrych. Podejrzewam, że niektórzy z nas robili to z bojaźni przed niewiadomą. Do tej pory na ustach Gdańska czy całego Trójmiasta i nagle to ma się skończyć? To znaczy, że od tego momentu ludzie już będą coraz mniej oglądać się za mną, kiedy wsiadam do kolejki czy do tramwaju? Bojaźń przed niewiadomą. Myślę, że to normalny, ludzki odruch.

Nigdy nie widziałem siebie w roli trenera piłkarskiego. Nie marzyłem, by całkowicie poświęcić się temu zawodowi, żeby to miał być mój chleb powszedni. Jak wiemy, wielu z moich kolegów wybrało zawód szkoleniowca i osiągnęli wiele sukcesów i satysfakcji w tej profesji. Pracować społecznie z młodzieżą - dlaczego nie. Robiłem to później z dużym powodzeniem, będąc już na emigracji w Stanach Zjednoczonych czy w Kanadzie.

Mam piękny zawód, jestem architektem, chcę spełnić się na tym polu. Oprócz tego uważałem, że byłem winny tego moim profesorom, którzy zrobili wszystko, aby przekazać całą wiedzę o architekturze. Czasami nie było to łatwe. Nie dlatego, że byłem odporny na wiedzę, ale było wtedy przecież tyle pokus. Byłem to również winny moim kolegom i koleżankom z roku, z naszego Wydziału Architektury, którzy tak wiernie dopingowali mnie przez te wszystkie lata. Przychodzili na nasze mecze, czasami dostawali ode mnie wejściówki, siadali na koronie, na dole, jak najbliżej bieżni. Kiedy znalazłem się w pobliżu bocznej linii boiska, na ich wysokości, darli się wtedy na cały glos: "Janusz, Janusz, Janusz, jeszcze jednego". Byłem przecież jednym z nich.

Wybrałem karierę architekta-projektanta i pracę w Biurze Projektowym. Najdłużej pracowałem w Biurze Projektowym o wdzięcznej, słodkiej nazwie "Cukroprojekt". Tam zrobiłem moje uprawnienia projektowe. Było to dobre biuro, projektowaliśmy dużo ciekawych obiektów i za niezłe pieniądze. Biuro miało swoją siedzibę w rzędzie kamieniczek na Długim Targu, dokładnie na przeciw Dworu Artusa i Fontanny Neptuna. Co za lokalizacja! Wtedy nigdy nie myślałem o tym, że może być inaczej. Człowiek przyjmował to wtedy jako coś, co jest normalne, co mi się należy. A przecież wcale tak nie musiało być. Już później nigdy w życiu nie zdarzyło mi się pracować w lokalizacji choćby zbliżonej do tej, pod względem piękna, uroku i splendoru.

Emigracja

Na początku 1980 roku dostałem list od mojego przyjaciela, architekta, też absolwenta Politechniki Gdańskiej. Napisał mi, czy nie chciałbym przyjechać na parę miesięcy do Stanów Zjednoczonych, żeby odpocząć trochę od ówczesnej polskiej rzeczywistości. Pomyślałem sobie, dlaczego nie. Wziąłem urlop z "Cukroprojektu" i 30 marca 1980 roku wylądowałem na lotnisku O'Hara w Chicago, na parę miesięcy przed strajkiem w Stoczni Gdańskiej i powstaniem "Solidarności".

Następnie Stan Wojenny, groźba interwencji Sowietów. Rodzina, znajomi, zaczęli odradzać mi powrót, przekonywali, żeby przeczekać. Miałem być tu tylko parę miesięcy, a niedawno minęło 26 lat jak jestem poza granicami kraju. Od 1985 roku mieszkam w Kanadzie. W ten sposób zaczęła się moja "paromiesięczna" emigracja, która trwa do dzisiaj. Trochę z przypadku.

Przez cały mój pobyt w Kanadzie pracowałem jako architekt. Politechnika Gdańska jest jedną z wyższych szkół, której dyplomy są uznawane przez rząd kanadyjski. Kiedy przyszło mi robić tłumaczenia mojego dyplomu i indeksu, dostałem zaświadczenie, że mój dyplom jest równorzędny najlepszym, respektowanym uniwersytetom kanadyjskim. Niewiele szkół na świecie może poszczycić się takim uznaniem jak nasza Alma Mater. Tak więc w Kanadzie przyszło mi odnowić moją przygodę z architekturą.

Projektowałem wiele obiektów, niektóre znalazły uznanie i dostały nagrody za projektowanie architektoniczne. Przez cały czas pobytu poza granicami Polski, ciągle utrzymywałem bliski kontakt z moimi kolegami z drużyny i z kolegami architektami. Generalnie jestem nieźle poinformowany, co się dzieje w Polsce, wokół "Lechii", czy wokół moich przyjaciół i kolegów. Z moimi kolegami mam zazwyczaj kontakt telefoniczny. Poprostu wykręcam numer i już sobie rozmawiamy. Niestety większość z nich nie korzysta z nieograniczonych możliwości internetu, a więc pozostaje nam ten konwencjonalny środek komunikacji, czyli telefon. Większość wiadomości z Polski i o Lechii dostaję jednak drogą internetową. Jest to dla mnie najszybsza i najbardziej praktyczna forma łączności z krajem. Chyba, że sam wyjazd do Polski.

Tak było na przykład w ubiegłym roku, kiedy postanowiłem po 15 latach nieobecności odwiedzić kraj. Był to rok jubileuszów. Jubileusz 60-lecia Politechniki Gdańskiej, oraz Jubileusz 60-lecia powstania Lechii Gdańsk. Nie udało mi się być na głównych uroczystościach na Politechnice, ale postanowiłem, że w jakiś specjalny sposób wypadałoby uczcić uroczystości związane z Lechią.

W następnym odcinku: Jak powstała Ikona Gdańska oraz wspomnienie zeszłorocznego pobytu w Gdańsku.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2025. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.037