Trener Borkowski wypowiadał się na łamach prasy, że ostatecznie zdecyduje się na przesunięcie Jacka Manuszewskiego do formacji obronnej. Co to oznacza dla pana? Czy raczej zostanie pan na dłużej zawodnikiem drugiej linii czy stworzy duet obrońców z Jackiem Manuszewskim?
Mariusz Pawlak: Ciężko mi powiedzieć. Myślę, że na to pytanie mógłby odpowiedzieć trener. Natomiast ja w Grodzisku grałem i na stoperze i w drugiej linii przez jakiś okres. Szkoleniowiec będzie wybierał i jego wybór uzależniony jest od dyspozycji piłkarzy. Jednak jako drużyna nie prezentujemy się tak, jak byśmy chcieli. Trener szuka różnych rozwiązań i wariantów, a to czy ja wystąpię w linii obronnej czy w linii pomocy - jest mi bez różnicy. Liczy się dobro drużyny. Każdy z nas pracuje ostro i chce wyjść w podstawowym składzie. Pozycje dobierze już trener.
Na której pozycji woli pan grać? Środkowy obrońca czy środkowy pomocnik?
- Tak, jak mówiłem - grałem na różnych pozycjach. Nawet w ostatnim sezonie u trenera Liczki byłem ustawiany i w obronie i w drugiej linii. Szkoleniowiec nawet wolał, abym grał w drugiej linii, ale było więcej zawodników do środka pola i byłem przesuwany na stopera. Jest mi bez różnicy. Trochę tych meczów mam i jeśli wystąpię w spotkaniu z Polonią to niezależnie od pozycji będę się starał zagrać jak najlepiej.
W porównaniu do minionego sezonu Lechia strzela więcej goli, ale i dużo więcej traci. Nie było jeszcze meczu, w którym zachowaliście czyste konto, a obrona jest personalnie mocniejsza niż w poprzednim sezonie. Z czego wynikają popełniane przez was błędy w tyłach?
- Myślę, że z jakiejś dekoncentracji, bo nie tracimy bramek, gdzie drużyna przeciwna nas w pewnym sensie oszukuje czy coś. Nie zachowujemy czystego konta tylko przez nasze błędy. Jest to na pewno wszystko do wyeliminowania. Jest jakiś mały prognostyk, bo ostatni mecz rozegraliśmy "na zero". Nie była to liga, a puchar, ale chcieliśmy to spotkanie zagrać na przełamanie. Myślę, że powinno być znacznie lepiej. Do meczu pozostały jednak 24 godziny i wtedy wszystko się okaże.
Czy dla pana osobiście między II ligą, a I jest duża różnica? Czy pan musi się uczyć tego, jak gra się na zapleczu ekstraklasy?
- Grałem wcześniej parę sezonów w II lidze zanim przeszedłem do pierwszej. Jakaś różnica jest. Natomiast, kiedy wychodzi się na boisko to o takim czymś się nie myśli. Chcę zagrać jak najlepiej. Z tą formą jest może nie tak, jak bym sobie tego życzył. Nie jest taka, jak kiedy tutaj przychodziłem. To nie jest tylko u mnie, ale u większości drużyny. Jest nam potrzebny jeden naprawdę dobry mecz. Aby każdy z nas uwierzył, że może zagrać to, czego się od nas wymagało przed sezonem. Bo tych założeń nie spełniamy. Nie robimy tego, czego wszyscy by sobie życzyli - trenerzy, kibice, działacze. Myślę, że w niedzielę gramy z bardzo wymagającym przeciwnikiem - Polonią - i wierzę, że od tego meczu będzie tylko lepiej.
Przed sezonem trener Borkowski zapowiadał, że w każdym spotkaniu wszyscy piłkarze będą "gryźć trawę" przez 90 minut. W opinii kibiców - poza krótkimi fragmentami spotkań - tego Lechii brakuje. Biało-zieloni mieli być drużyną z charakterem.
- Zgadza się. Brakuje nam - tak, jak mówiłem - tego jednego, przełomowego meczu. Wychodzimy z wielką nadzieją, wielką wiarą w sukces, a przez nasze gapiostwo, błąd, po prostu wszystko się sypie jak domek z kart. I potem ciężko jest nam wejść w rytm, który sobie zakładamy przed meczem. Mam nadzieję, że najbliższe spotkanie będzie tym, gdzie wszyscy będą przez 90 minut wyglądać normalnie i zaprezentujemy się jak drużyna, a nie tylko w jakichś fragmentach gry.
Grał pan sześć lat w drużynie Polonii Warszawa. Czy wobec tego niedzielne spotkanie ma jakieś szczególne dla pana znaczenie lub podchodzi pan do niego specjalnie zmobilizowany?
- Nie, bo mobilizację mam taką samą podchodząc do każdego meczu. Wiadomo, że te punkty, które mamy to jest zbyt mała ilość. Ja nie będę myślał, czy gram z Polonią czy z jakąś inną drużyną. Grałem tam, znam paru chłopaków z Warszawy i uważam, że jak na drugą ligę, to jest to dosyć mocna drużyna. Także sprawdzian jest jutro ogromny, ale potencjał jest w Lechii taki, że musimy sprzedać to, co umiemy i musi być dobrze.
Polonia zagra w niedzielę wzmocniona Citką, Gołosiem i Olszarem. Jaki wobec tego typuje pan wynik w meczu z Polonią Warszawa?
- W typowanie wyników się nie bawię i ciężko mi tutaj strzelać. My musimy ten mecz wygrać. Tyle włosów już straciliśmy i nerwów oraz cierpliwości jako drużyna. Mieliśmy dużo pretensji może nie do siebie, ale do swojego występu. Obojętnie, jaka drużyna by do nas nie przyjechała to trzy punkty są nam potrzebne i zrobimy wszystko, aby z Polonią wygrać.
Przed meczem z Polonią mówił pan, że potrzeba wam jednego naprawdę dobrego spotkania, aby zacząć zdobywać więcej punktów. Czy to był już ten przełomowy mecz?
- Wierzę w to, że było to spotkanie przełomowe. Wszystkie mecze w naszym wykonaniu powinny tak wyglądać. Nie można się jednak tak bardzo zachwycać konfrontacją z Polonią, bo stać nas na jeszcze lepsze mecze. Natomiast wiadomo, że cała oprawa, publiczność, przeciwnik, wywołują jeszcze większy dreszczyk emocji i adrenaliny. Takie mecze gra się najlepiej. Wiadomo, że wynik pozostaje sprawą otwartą, ale to są takie spotkania, na które się długo, długo czeka. My, jako drużyna, cieszymy się, że udało nam się wygrać dla tej publiczności, która przyszła i nas dopingowała.
Polonia chyba nie okazała się taka straszna, a dodatkowo wy rozegraliście bardzo dobry mecz. W końcu cały zespół grał walecznie przez całe spotkanie, a w środku pola mieliście naprawdę dużą przewagę.
- Tak. Spodziewaliśmy się, że Polonia wyjdzie z Citkiem, Gołosiem i Ekwueme w środku i będą chcieli przed wszystkim tam stworzyć sobie przewagę. Trener ustawił całą drużynę pod to. Wypaliło nam, zagraliśmy to, co mieliśmy grać. Myślę, że takie ustawienie zespołu było dobrym wariantem, posunięciem trenerów. Wykonaliśmy to, co sobie zakładaliśmy, może nie w stu procentach, bo mieliśmy sytuacje, mogliśmy wygrać ten mecz wyżej, ale najważniejsze są punkty. Wiedzieliśmy, że będzie to ciężka przeprawa.
Czy otrzymana przez pana żółta kartka była pokazana słusznie?
- Wydaje mi się, że akurat w tym momencie nie. Bo to ja mam po tym wejściu "stłuczkę", a Markowi Citce się nic nie stało. Myślę jednak, że sędzia prowadził mecz na niezłym, drugoligowym poziomie. Chociaż ciężko mi powiedzieć, czy czerwona kartka dla Huciki była słuszna, bo nie widziałem tej sytuacji bliska. Nie wiem, czy było tam jakieś uderzenie, czy nie. Decyzja arbitra zaskoczyła jednak chyba wszystkich. Jeśli nawet się pomylił to każdy ma jakieś tam prawo do błędów. Co do swojej kartki to nie wydaje mi się, aby akurat tamto wejście zasługiwało na taką karę, ale wiadomo - sędziowie o tym decydują i nikt więcej.
Jak oceni pan swój występ?
- Na pewno poprawnie. Bez żadnej euforii, bo miałem takie - jakby to powiedzieć - swoje chęci, aby uczestniczyć więcej w akcjach ofensywnych. Od trenera otrzymałem jednak dużo zadać defensywnych i sam nie mogłem sobie tego do końca na boisku ułożyć, bo bałem się, że jeśli pójdę do przodu to zabraknie mnie z tyłu. Mam na pewno niedosyt, jeśli chodzi o akcje ofensywne, bo mogłem się jeszcze dwa, trzy razy podłączyć i zrobić przewagę. Natomiast w podświadomości było to, że jednak trzeba zabezpieczyć tyły, bo ostatnie nasze mecze pokazały, że powinniśmy najpierw myśleć o obronie, a dopiero potem o ataku. Jeśli chodzi o moją grę w defensywie to nie było źle. Nie wiem, czy to mój najlepszy mecz tutaj, czy nie. Ciężko to określić, bo nie zrobiliśmy takich "wielbłądów", jakie robiliśmy wcześniej. Także mówię - bez euforii. Te lepsze mecze, które powinniśmy zagrać są jeszcze przed nami.
Trener Liczka miał chyba rację, że wolał wystawiać pana w środku pola, bo Lechia w niedzielę grała lepiej w defensywie. Dodatkowo para środkowych obrońców Brede - Manuszewski to w tej chwili chyba najlepsze ustawienie w tyłach.
- Tak, wczoraj faktycznie dobrze to wyglądało. "Manek" z "Heńkiem" w środku dobrze zabezpieczali tyły. Ja grałem na początku sezonu w obronie, nie wychodziło to nam jak należy. Trenerzy zmienili ustawienie w defensywie i miejmy nadzieję, że to nas zabezpieczy przed utratą jakichś głupich bramek, a dodatkowo pomoże nam spokojnie wyprowadzać kontrataki. Wyglądało to nawet nieźle, ale musimy sobie to jeszcze zobaczyć na video. Zawsze tak robimy, omawiamy i tam tak naprawdę wyjdą błędy, które popełniliśmy. Bo błędy były, mimo, że Polonia nie miała jakichś tam stuprocentowych okazji, ale dwie, trzy sytuacje mieli i one też mogły się skończyć bramkami. Wierzymy w to, że musi być od teraz lepszy okres dla Lechii.
Przy prowadzeniu 2:0 i po czerwonej kartce dla Huciki można było odnieść wrażenie, że graliście już oszczędniej i spokojniej, aby utrzymać wynik i nie forsować niepotrzebnie tempa. Chcieliście zachować więcej sił na mecz z Odrą?
- W pewnym sensie może i tak. Próbowaliśmy zagrać coś takiego, co zagrał z nami niedawno Górnik w Polkowicach. Wtedy po czerwonej kartce Pawła Pęczaka oni próbowali się utrzymać przy piłce, nie szarżowali. Wiadomo, że kiedy jest jednego piłkarza mniej to jego zespół musi tracić więcej sił. My ich trochę w Polkowicach straciliśmy, dlatego chcieliśmy troszeczkę pogonić polonistów, aby i oni odczuli zmęczenie i wiedzieli, że grają w osłabieniu. Chociaż były dwie, trzy sytuacje, kiedy mogliśmy podwyższyć wynik. Chłopacy wychodzili nawet trzech na jednego, ale wtedy była pozycja spalona. Można było jeszcze dobić Polonię, ale nie udało nam się. Szkoda, bo zawsze byłaby jeszcze jedna czy dwie bramki dla tej publiczności, która się w tym dniu wybrała w dużej liczbie na mecz. Kibice mogli zobaczyć więcej bramek, ale cieszymy się z tego, co mamy.
Czy wobec tego w środę będziemy się cieszyć ze zdobyczy punktowej?
- Ja myślę, że tak. W końcu trzeba wygrać na wyjeździe. Co z tego, że byliśmy blisko w Janikowie i Białymstoku, a wróciliśmy bez punktów - tak można powiedzieć. Z Unią byliśmy faworytem, a ugraliśmy tylko punkt, który nam daje mało. W Białymstoku po dobrym spotkaniu, bo graliśmy naprawdę dobrze, przegraliśmy. To nie był zły mecz jak na wyjazd, ale co z tego, skoro wróciliśmy bez punktów? Myślę i wierzę w to, że w Opolu w końcu nie skończy się na słowach, ale na czynach.