Parę miesięcy wcześniej rozpocząłem prace nad ikoną Matki Bożej, którą w duchu, po cichutku nazywałem Ikoną Matki Boskiej Gdańskiej. Najświętsza Maria Panna w aureolę ma wpisaną gdańską koronę. Dzieciątko Jezus, ubrane w mundurek marynarski, jedną rękę trzyma w charakterystycznym geście błogosławieństwa, a w drugim ręku żaglowiec - kogę gdańską, z widocznym herbem Gdańska na rufie. W aureoli Pana Jezusa i Matki Bożej są osadzone ozdobne bursztyny pochodzące ze złóż znajdujących się w okolicach Gdańska.
Wymienione wyżej atrybuty posiadają symboliczne odniesienie tej ikony do Gdańska, miasta o wiekowych, historycznych związkach z morzem. Tło całej ikony wyłożone jest 23-karatowymi płatkami czystego złota. Liczne elementy tej ikony, w sferze techniki, jak i maniery malarskiej, nawiązują do bogatej tradycji ikonografii malarskiej Bizancjum.
Pomyślałem sobie, że ikonę tę podaruję jednemu z kościołów w Gdańsku. Od samego początku (też po cichu) myślałem o Bazylice Najświętszej Marii Panny, chyba najbardziej gdańskim ze wszystkich gdańskich kościołów. Ktoś może zadać pytanie, a skąd ikony? Skąd to zainteresowanie tym rodzajem artystycznej twórczości? Otóż obecnie ikonografia, czyli malowanie, albo jak ktoś woli "pisanie" ikon stało się moją następną pasją po piłce i architekturze. Pasja ta nie przyszła do mnie nagle, była obecna w moim życiu od czasów studenckich, bo wtedy zacząłem malować. Na studiach malowałem temperą, akwarelą, dużo rysowałem. To było częścią mojej architektonicznej edukacji.
Jak pamiętam, zawsze byłem zafascynowany ikoną. Zacząłem się interesować jej historią już w czasie studiów. Urzekła mnie jej tajemnica, prostota, siła i ponadczasowość, mimo bardzo sztywnej konwencji. Malowanie ikon zmaterializowało się, kiedy udało mi się znaleźć sposób na połączenie moich duchowych poszukiwań ze sztuką malowania ikon. Malowanie, czyli "pisanie" ikon traktuję jako duchowe uzupełnienie mojej osobowości. Ikony przetrwały wiele lat, są z nami od prawie dwóch tysiącleci i ciągle towarzyszą człowiekowi.
Ikona nie jest dominującą częścią polskiej kultury, za wyjątkiem niezwykłej roli, jaką odegrał w naszej historii i kulturze obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, którą jest jedną z najstarszych ikon na świecie. Legenda mówi, że ikonę tę malował św. Łukasz, a Matka Boża pozowała mu osobiście. Malowanie ikon to dla mnie przygoda estetyczna, intelektualna, ale nade wszystko - duchowa. A więc stąd ikony.
Następnie powstał pomysł, żeby zorganizować specjalną Mszę Świętą za Lechię, a przede wszystkim za zmarłych piłkarzy, pracowników, działaczy oraz kibiców. Kiedy patrzę na stare fotografie widzę jak wielu moich kolegów, przyjaciół, z którymi kiedyś dzieliliśmy razem smutki i radości odeszło już do Pana. I tu chcąc, nie chcąc nasuwa się refleksja o przemijaniu, a przecież to było tak niedawno, kiedy byliśmy na ustach naszych kibiców, z których wielu też już nie ma wśród nas. I tu następna filozoficzna refleksja: "wszystko przeminie, czas zabliźni rany i nikt z nas kiedyś nie będzie pamiętał, na puste patrząc po bitwie kołczany, o co te wojnę toczył tak zawziętą?" Chyba nie, myślę, że powinniśmy pamiętać o tych, którzy dostarczali nam tylu niezapomnianych wrażeń. Jesteśmy to przede wszystkim winni Ich pamięci.
Zatelefonowałem do proboszcza bazyliki Najświętszej Marii Panny w Gdańsku, księdza infułata Stanisława Bogdanowicza i po krótkim przedstawieniu się, wyjaśniłem księdzu Infułatowi, o co chodzi. Okazało się, że ksiądz jest także wielkim sympatykiem Lechii. Bardzo Mu się ten pomysł spodobał, a ponieważ ksiądz infułat Bogdanowicz jest człowiekiem czynu, natychmiast zaproponował, aby już ustalić datę tej mszy.
Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że Msza św. za Lechię odbędzie się 25 września 2005 roku. Następnie kontakt z Lechią, na linii Toronto-Gdańsk, telefonicznie albo poprzez internet. I tu dużą pomoc okazali nam Dyrektor Lechii, p. Błażej Jenek oraz p. Zbyszek Zalewski. Msza odbyła się tak, jak planowaliśmy.
Było bardzo uroczyście, z pocztem sztandarowym Lechii włącznie. Ksiądz Bogdanowicz wygłosił piękne, wzruszające kazanie. Po wielu latach spotkałem się z wieloma moimi kolegami z czasów świetności Lechii. Czas przyprószył skronie, twarze poorane zmarszczkami, ale nie da się ukryć - błysk w oczach pozostał. Modliliśmy się przede wszystkim za pamięć Tych, którzy odeszli, a którzy należeli do wielkiej, wspaniałej rodziny "biało-zielonych" - piłkarzy, pracowników, działaczy, kibiców, którzy odeszli do Pana i teraz siedząc na tej Najgłówniejszej Trybunie, przyglądają nam sie z góry, patrząc na nasze zmagania. I wspominają nasze gry "na małe bramki", "w dziada", czy też przez wszystkich ulubioną grę "nasi na wasi".
Siedzieliśmy w Bazylice Najświętszej Marii Panny, pod tymi przepięknymi, wspaniałymi gotyckimi sklepieniami, aby uczcić pamięć Tych, którzy byli naszymi kolegami, przyjaciółmi, synami, braćmi, mężami, czy też ojcami. Podziwiani przez tysiące najwierniejszych kibiców za ich kunszt piłkarski: dryblingi, parady, zwody, strzały, podania, rogale, wrzutki, wejścia, wślizgi, czy też niezapomniane rajdy. Wspominam twarze i nazwiska Tych, z którymi przez kilkanaście lat spotykałem się niemal codziennie: śp. Jerzy Apolewicz, Stanisław Burzyński, Zygmunt Gadecki, Robert Gronowski, Henryk Gronowski, Jerzy Kaleta, Robert Kunikowski, Henryk Kokot, Alfred Kokot, Czesław Lenc, Stanisław Musiał, Piotr Nierychło, Czesław Nowicki, Ryszard Szyndler, Henryk Wieczorkowski, Zbigniew Żemojtel, Michał Jarząbkiewicz, Bronisław Lewandowski, Jan Kukowski, Ryszard Ostrowski, Władysław Mylosz, Antoni Kaptowaniec, Aleksander Czopanowski, Antoni Siemiński, Tadeusz Orzeszek, Wacław Balcerski, Stanisław Rydlewski, Józef Oleszkiewicz, Zygmunt Kapica. Jest tych nazwisk na pewno więcej i może dobrze byłoby ustalić bardziej dokładną listę.
Nasuwa mi się teraz taki optymistyczny pomysł. Dlaczego nie kontynuować tej, uważam, pięknej idei, aby tej Mszy Świętej za Lechię nie wprowadzić na stałe do programu Lechii i nie celebrować jej każdego roku. Niech to stanie się naszą tradycją. Początek został zrobiony, a taka Msza to przecież też kawałek historii naszego ukochanego klubu. Tym bardziej, że Bazylika Mariacka okazała się tak bardzo przychylna Lechii. Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz powiedział, że Matka Boska Gdańska zamieszka w przepięknej Kaplicy Królewskiej. To będzie Jej stała rezydencja. Jestem teraz w trakcie przygotowywania krzyża do Kaplicy Królewskiej, który mam nadzieje będzie gotowy na jej otwarcie.
Była to już ostatnia część wspomnień Janusza Charczuka. Miejmy nadzieję, że te wspomnienia przybliżyły młodszym kibicom czasy, kiedy stadion Lechii odwiedzali ich ojcowie bądź dziadkowie.