Fantastyczny klimat panował nie tylko na stadionie. Tego dnia wielkie święto opanowało cały Wrocław. Zresztą nie tylko w sobotę, ale również kilka dni przed i po meczu. Część fanów biało-zielonych dobrze bawiło się we Wrocławiu nawet kilka dni po meczu.
Jednak zanim kibice z Gdańska mogli się spotkać z przyjaciółmi ze Śląska musieli odbyć długą, bo trwającą ponad 7 godzin, ale wesołą podróż pociągiem. Szczególnie głośno było w Warsie, którego zyski powiększyły się co najmniej kilkukrotnie. Jednak największe emocje podczas całej drogi wzbudził postój w Poznaniu, kiedy to lechiści chcieli jak najwyraźniej zaznaczyć swoją obecność, oczywiście używając w tym celu strun głosowych.
Po męczącej trasie, gdańszczanie zostali serdecznie przywitani we Wrocławiu. Ogromnej radości i wspólnym śpiewom nie było końca. Niektórzy byli tak "wyczerpani" podróżą, że nie spostrzegli kiedy reszta ekipy ruszyła w miasto. Jednak nawet ci zagubieni mogli liczyć na pomoc i życzliwość fanów Śląska, którzy chętnie opiekowali się gdańszczanami.
Wieczorny mecz piłkarzy Śląska i Lechii nie był jedynym, jaki odbył się w sobotę. Kilka godzin wcześniej swoich sił spróbowali kibice zaprzyjaźnionych drużyn. W tym spotkaniu również nie zabrakło ambicji i woli walki. "Pojedynek" fanów, jeśli wierzyć oficjalnej informacji podanej dla mediów, zakończył się przyjacielskim remisem 6:6.
Widowiska tego nie obejrzała ostatnia grupa lechistów, która dotarła na miejsce około godz. 15. Mecz planowo miał się rozpocząć o 17, więc było trochę czasu na integrację sympatyków z Wrocławia i Gdańska. Oczywiście przy takiej okazji nie mogło zabraknąć także braci z Krakowa. Po powitaniu i wstępnych oględzinach miasta, trzeba było ruszać na Oporowską.
O przyjaźni między kibicami znad morza i Dolnego Śląska nie zapomnieli działacze. Specjalnie z tej okazji kibice gości weszli na stadion za darmo. Kolejna miła niespodzianka czekała gdańszczan przy punkcie gastronomicznym. Tam mogli najeść się ciepłymi kiełbaskami. Oczywiście bez płacenia.
Sam mecz był widowiskiem raczej średnim, lecz w niczym nie przeszkadzało to w wyśmienitej zabawie na trybunach. Panowała tam atmosfera na wskroś przyjacielska, jakże odmienna od "zwykłych" ligowych spotkań. Bez gwizdów, przekleństw, czy bluzgów na drugą drużynę. Praktycznie bez przerwy wyśmienita zabawa.
Pierwszą bramkę zdobyli wrocławianie. Na marginesie: po błędzie defensywy i pechu Mateusza Bąka. Sekundę po tym wydarzeniu dzięki wrocławianom na stadionie rozbrzmiewało gromkie: "Lechia Gdańsk! Lechia Gdańsk!" Rzecz nie do pomyślenia podczas innych spotkań ligowych. Nie mniej radości wzbudziła druga bramka, tym razem dla Lechii.
Na murawie odpuszczania nie było. Obie drużyny walczyły i chciały wygrać. Potwierdza to niemała liczba kartek koloru żółtego, a także czerwień dla Macieja Kalkowskiego. Należy przy tym podkreślić, że były to zagrania wynikające bardziej z ambicji i waleczności niż złośliwości.
Po końcowym gwizdku zawodnicy Śląska i Lechii serdecznie się uścisnęli i podziękowali za grę. Wspólnie podeszli do trybun i przybili piątki z widzami sobotniego widowiska. Pokazali, że przyjaźń gdańsko-wrocławska nie dotyczy tylko i wyłącznie kibiców. Można było to zauważyć również przed meczem, kiedy to bramkarz WKS-u, Radosław Janukiewicz powiesił na siatce szaliki w barwach: biało-zielonych i zielono-biało-czerwonych.
Po meczu rozpoczęło się wielkie świętowanie w całym Wrocławiu. Kibice Śląska zajęli się gdańszczanami jak własną rodziną. Zadbali nawet o tych, którzy nie znaleźli noclegu i wykupili im specjalne karnety w hotelu! Mało tego, we wszystkich sklepach obowiązywał zakaz dokonywania jakichkolwiek zakupów przez lechistów. Oznaki przyjaźni były widoczne na każdym kroku. Nawet policja jakby łaskawszym okiem spoglądała na ludzi spożywających nieco mocniejsze trunki w miejscach publicznych. Jak się okazało, piłkarskimi kibicami są również ochroniarze we wrocławskich klubach, którzy ukradkiem wpuszczali fanów Lechii bez pobierania opłat za wstęp.
Wyjazd na południe Polski należy uznać za bardzo udany. Niepowtarzalny klimat, wyśmienita impreza, piękne miasto... Krótko mówiąc: jedno wielkie kibicowskie święto. Najstarsza zgoda w kraju, mimo upływu lat nadal pozostaje czymś niesamowitym, wręcz niespotykanym na dzisiejszym świecie. Dziękujemy wrocławianom za gościnę i zapraszamy wiosną do Gdańska!