Trio wystąpiło obok siebie po raz pierwszy, a występ "Wojciecha" był największym wydarzeniem piłkarskim tego spotkania. Jego pojawienie skomentował później Adam Kompała, żartując, że jedynie ten element zaskoczył jego drużynę. Faktem jest, że po raz ostatni przy Traugutta występ "Wojciecha" można było oglądać w listopadzie 2005.
Grę byłego zawodnika Bayernu Monachium mogła oglądać garstka oficjeli i przedstawicieli mediów na trybunie krytej. Twierdza Traugutta nie zdobyta od meczu KSZO, tym razem została zabezpieczona na tyle, że żaden niepożądany gość (czyt. nie zgłoszony na specjalnej liście) nie dostał się na trybuny. Za to na terenie okalającym stadion z każdą minutą pojawiało się coraz więcej kibiców, którzy przybyli mimo zakazu Polskiego Związku Piłki Nożnej, aby swą obecnością i dopingiem wesprzeć biało-zielonych.
Godzina 15:18. Piłkarze Lechii wychodzą na rozgrzewkę i witają się z najwierniejszymi kibicami, którzy siedzą na skarpie za zegarem oraz na drugim końcu obiektu - od strony ul. Smoluchowskiego. Rozbrzmiewa głośne "Lechia Gdańsk" i oklaski kilkunastu dziennikarzy zasiadających na trybunie prasowej.
15:30. Na płocie, za którym stoją kibice Lechii, rozpoczyna się wywieszanie nielubianej przez PZPN flagi "Polski Bastion Prawicy".
15:40. Największa grupa kibiców, zebrana za flagą, rozpoczyna doping, który przez cały mecz był głośniejszy niż w większości meczów ligowych. To powinno dać do myślenia wielu spośród osób, które zwykle zasiadają w sektorze pod zegarem oraz tym, których przeważnie w nim brakuje. Kibice pozdrowili zgody oraz "pozdrowili" PZPN. Nie zabrakło również znanej, dzięki realiom polskiej piłki piosenki "... z zakazami, Lechijko, jesteśmy z wami".
15:59. Na plac gry wchodzą bohaterowie widowiska witani gromkim "My wierzymy" w wykonaniu kibiców. Wszystko tak, jak w meczu ligowym, tylko przy pustych trybunach...
Z minutowym opóźnieniem rozpoczęło się samo widowisko, które stało na niskim poziomie. Tuż przed pierwszym gwizkiem sędziego golkiper gości krzyknął: - Siadamy na nich od razu, co jednak okazało się tylko pustych frazesem, a nie zapowiedzą piłkarskich emocji.
Lechia rozoczęła od strzału głową Piotra Cetnarowicza w 5. minucie gry. Strzał został jednak sparowany na rzut rożny, po którym Wojciechowski uderzył nad bramką. Było to pierwsze ostrzeżenie dla gliwiczan.
Kolejnego już nie było. 120 sekund po strzale "Centka", ten sam piłkarz otworzył wynik spotkania. Krzyżowe, górne podanie, dotarło niespodziewanie do Karola Piątka, który ograł rywala i dośrodkował w pole karne. Tam futbolówka minęła dwóch obrońców gości oraz Pawła Buzałę, ale przytomność umysłu zachował Cetnarowicz, który z pięciu metrów umieścił piłkę pod poprzeczką. Bramkarz nie miał szans, a strzelec gola oznajmił: - Bramki zdobyte na praktycznie pustą bramkę cieszą mnie najbardziej.
Przez pierwszy kwadrans, może 20 minut, Lechia grała bardzo ambitnie, walcząc o każdą piłkę ciałem bądź wślizgiem. Któryś z obrońców krzyknął: - Tak jest panowie. Wojna jest!
Sytuacji podbramkowych nie było, ale warte podkreślenia były częste próby wrzutek Wojciechowskiego w kierunku Cetnarowicza, który był najlepszym zawodnikiem z zespołu Lechii. Dwukrotnie miał okazję zdobyć gola strzałem nogą z powietrza.
W drugich 20 minutach pierwszej części inicjatywę przejął Piast, który raz po raz robił wiele zamieszania pod bramką Bąka. W 24. minucie dopiero Mateusz Bąk zażegnał niebezpieczeństwo po dwóch rzutach rożnych wykonywanych przez gospodarzy, którzy egzekwowaniem tego elementu gry, siali dużo zagrożenia pod bramką Lechii. Kibice natomiast skupili się na "pozdrowieniach" pod adresem Michała Listkiewicza.
Bardzo groźny w zespole gości był Gamla, który przeprowadził kilka indywidualnych akcji w pierwszej połowie, ale również inni stwarzali zagrożenie dla biało-zielonych. Kilka minut przed końcem pierwszej części "Borek" krzyknął do swoich zawodników: "Źle jest" i był to bardzo trafny komentarz do słabiutkiej gry lechistów, którzy mając bardzo doświadczoną trójkę w środku pola (Manuszewski - Pawlak - Wojciechowski) głównie tam przegrywali piłki. Przez to gra przez większość czasu toczyła się na połowie biało-zielonych. W samej końcówce błędy Fechnera musiał naprawiać Manuszewski, który faulując zarobił żółtą kartkę. Rzut wolny Kompały przeszedł minimalnie obok słupka bramki Bąka.
Po przerwie mecz był jeszcze słabszy. Jedyne warte odnotowania akcje to zagrożenie po rzucie wolnym egzekwowanym przez Wojciechowskiego z ok. 25. metra. Strzał Buzały trafił jednak w obrońcę stojącego na linii bramkowej, a poprawka Kosznika była niecelna. Drugą sytuacją była akcja Buzały, który znalazł się w sytuacji "sam na sam" i został sfaulowany przez obrońcę Piasta. Arbiter jednak nie przerwał gry. Aktywny był wciąż Cetnarowicz, który w ostatnich 10 minutach miał trzy sytuacje. Najpierw jego akcję niesłusznie zatrzymał arbiter liniowy dopatrując się spalonego, potem zabrakło mu metra, aby dojść do piłki prostopadłej, a na koniec będąc sam na sam z bramkarzem przestrzelił z ostrego kąta. Piast miał w tej części spotkania dwie lub trzy okazje, ale nie udało się ich wykończyć celnym strzałem.
Trener w trakcie drugiej części meczu zmienił nieco ustawienie swoje zespołu. Za "Wojciecha" w środku pola grał Paweł Żuk, Pawlak przeszedł na prawą obronę, a wprowadzony Szczepiński grał w środku pola.
Po raz ostatni piłkarze Lechii grali u siebie przy pustych trybunach w 2001 roku. Ówczesna Lechia-Polonia podejmowała Zagłębie Sosnowiec. Lechiści wygrali tamto spotkanie 4:1. Jak widać, obecność kibiców nie zawsze działa mobilizująco. Mało tego, Lechia w minioną sobotę wygrała po raz pierwszy od 5 spotkań - czterech ligowych i jednego pucharowego.
Drużyna Piasta wcześniej nigdy nie wywiozła z Gdańska kompletu punktów. Tradycja została podtrzymana i gliwiczanie wrócili do domu bez zdobyczy punktowej. Piast nie jest już tą rewelacją rozgrywek, którą był w poprzednim sezonie, kiedy to, gdyby nie kara w postaci ujemnych punktów, zapewniliby sobie grę w barażach o ekstraklasę. Nie ma już trenera Zielińskiego, twórcę tego sukcesu. Kilkanaście dni temu jego miejsce zajął Bogusław Pietrzak, znany wcześniej szkoleniowiec ŁKS-u, Pogoni Szczecin, Piotrcovii oraz rezerw Wisły Kraków. Biało-zieloni udanie zrewanżowali się za wiosenną porażkę 1:5 poniesioną w Gliwicach.