Lechia umocniła się na piątym miejscu w tabeli i traci już tylko cztery punkty do zajmującej trzecią pozycję Jagiellonii. W ostatnich dwóch meczach zdobyła komplet punktów, a od czasu porażki 19 sierpnia w Polkowicach pozostaje niepokonana. Wyczyn to tym większy, że trup w drużynie ścielił się ostatnio jakże gęsto. Jak nie kartki, to kontuzje i niespodziewane choroby. Jak nie powołania do młodzieżowej kadry Polski, to nawet pozasportowe ekscesy. Wszystko to musiało przyprawiać sztab szkoleniowy o poważny ból głowy, koniec końców okazało się jednak, że kadra gdańszczan faktycznie jest w stanie w razie kłopotów stanąć na wysokości zadania.
- Z tego właśnie się cieszę, że pokazujemy swój charakter, że mamy szeroką kadrę, a ludziom spoza pierwszej jedenastki wcale nie jest do niej daleko - podkreśla trener Tomasz Borkowski. - Cieszę się, że dają radę, że walczą, że pokazują, iż bez tych podstawowych zawodników też jesteśmy coś warci. Że w tych meczach, gdzie byliśmy skazani na pożarcie, zaprezentowali się dobrze. Posiadanie takiej kadry daje mi satysfakcję. Wszyscy ludzie są przydatni, bo wszyscy przyczynili się do tego, że mamy taki dorobek punktowy. Dla mnie to także pewna wskazówka na okres zimowy, bo wiem już mniej więcej, na kogo mogę liczyć.
Na szczęście najgorszy kryzys kadrowy Lechia wydaje się mieć już za sobą. Najgorszy, czyli masowe absencje, których wyliczanka w każdej relacji meczowej potrafiła zająć jeden opasły akapit. W tym tygodniu do treningów wracają niemal murowani faworyci do gry w pierwszym składzie: Kalkowski, Pęczak, Szulik i Brede. Przy czym pierwsza dwójka na pewno będzie gotowa na sobotę, natomiast pozostali mają nadzieję być w pełni sił na kolejny mecz - z liderem w Bydgoszczy.
- Jestem podbudowany tym zwrotem, bo zaczął trenować Pęki i Kalka, a w najbliższych dniach dołączą do nich Szulo i Heniek - tłumaczy "Borek", opierając się na ksywach poszczególnych zawodników. - Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w czwartek. Jeżeli dla kogoś będzie już późno, a jego zaległości się nałożą, to na pewno na boisko wyjdą ci, którzy więcej trenują. Ale jesteśmy dopiero po pierwszym treningu i jeżeli wszystko będzie wyglądało dobrze, to wracający będą mieli szansę. Kalkowski i Pęczak to są podstawowi zawodnicy, więc myślę, że tak, ktoś będzie musiał wypaść, żeby zrobić im miejsce.
Pytanie, czy tak duża liczba kontuzji to wyłącznie czysty pech, czy może efekt popełnienia jakichś błędów w prowadzeniu drużyny.
- Jestem trenerem i na wszystko patrzymy pod kątem tego, co robimy na treningach, jak mocno trenujemy - wyjaśnia szkoleniowiec. - Nie mogę jednak obwiniać siebie, bo część tych kontuzji to urazy typowo mechaniczne. Pęczak, Kalkowski i Szałęga to efekty jakiegoś starcia. Kalkowski to zresztą mięśnie brzucha, nietypowa kontuzja, która nie wiadomo z czego wyskoczyła. Co do innych, Marcin Szulik i Sławek Wojciechowski wracają po długiej przerwie, więc ich powrót musiał być powolny i stopniowy. Ja się cieszę, że dozowałem u Sławka te minuty.
Odmienne od pozostałych przypadków są okoliczności absencji Grzegorza Króla i Marcina Pietrowskiego. Sytuacja tego pierwszego była już szeroko opisywana i omawiana. Natomiast 18-letni Marcin już 29 września wyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski do lat 19, która pod wodzą trenera Radosława Mroczkowskiego walczy o udział w mistrzostwach kontynentu. Po porażce z Islandią szanse na to ma jednak małe, musiałaby w środę pokonać faworytów grupy, Szwecję, na jej własnym terenie. Dla lechisty na pewno jest to ciekawe doświadczenie, a jego jedyny pech polega na tym, że wyjechał w okresie, w którym konkurencja do gry w środku pomocy Lechii była naprawdę minimalna. Teraz z kolei rośnie z dnia na dzień.
Pozytywną informacją przed sobotnim meczem z Łomżyńskim Klubem Sportowym jest również to, że nikt nie musi pauzować za kartki. Co prawda w Legnicy aż czterech lechistów ukaranych zostało żółtymi kartonikami, ale żaden z nich nie był na liście bezpośrednio "zagrożonych". Topór wisi jednak nad głowami Jacka Manuszewskiego i Mariusza Pawlaka. Jeżeli któryś z tych doświadczonych zawodników narazi się teraz sędziemu, to przyszłotygodniowy szlagier w Bydgoszczy będzie mógł obejrzeć wyłącznie z trybun.
- Cieszę się, że ilościowo wraca to do normy - powiada z ulgą Tomasz Borkowski. - To był już jakiś pech, w pewnym momencie wręcz fatum. Człowiek w piątek się bał, żeby któremuś coś się nie stało, żeby na przykład nie wyszedł i się nie przeziębił. Dlatego cieszę się, że w końcu wracamy do normy. Mam delikatnie mówiąc kłopot, żeby zestawić osiemnastkę. Bo naprawdę mocno naciskają chłopacy z rezerw i to, co widziałem ostatnio, napawa mnie optymizmem. Trochę późno, bo za nami już dwunasta kolejka, ale i tak robi się niezła rywalizacja.
KRZYSZTOF BREDE (szanse gry z ŁKS Łomża: 20%)
Podstawowy defensor wciąż leczy uraz jednego z mięśni łydki, który wykluczył go z ostatniego wyjazdu do Legnicy. Do treningu wróci dopiero w czwartek, a to już może być zbyt późno, żeby wygrać rywalizację z Trzebińskim.
PIOTR CETNAROWICZ (szanse gry z ŁKS Łomża: 95%)
W ostatniej minucie meczu w Legnicy wybijający piłkę Manuszewski przysporzył koledze urazu dłoni. Cetnar pozbył się już jednak stabilizatora i - jak mówi trener - aż rwie się do gry.
MACIEJ KALKOWSKI (szanse gry z ŁKS Łomża: 90%)
Kapitan Lechii nie zagrał w czterech ostatnich meczach ligowych, ale od poniedziałku solidnie trenuje. Po nietypowej kontuzji mięśni brzucha nie ma już śladu, a obecny tydzień powinien wystarczyć na nadrobienie zaległości.
GRZEGORZ KRÓL (szanse gry z ŁKS Łomża: 0%)
Napastnik rozpoczął odbywanie kary w rezerwach od strzelenia dwóch goli. Nieoficjalnie wiadomo, że jeżeli będzie grał dobrze i nie wywinie kolejnego numeru, to jeszcze w tej rundzie dostanie szansę w drugiej lidze.
PAWEŁ PĘCZAK (szanse gry z ŁKS Łomża: 95%)
Koniec dobrych czasów dla Fechnera, gdyż do gry wraca jeden z faworytów trenera. Z powodu skręcenia stawu skokowego "Pęki" nie zagrał w trzech ostatnich spotkaniach, jednak w tym tygodniu trenuje na pełnych obrotach.
MARCIN PIETROWSKI (szanse gry z ŁKS Łomża: 40%)
Opuścił dwa ostatnie mecze z powodu wyjazdu na kadrę U-19, która w środę rozegra w Szwecji ostatni mecz eliminacyjny. Nastolatek zapewne będzie więc potrzebował odpoczynku, ewentualnie wejdzie na końcowe minuty gry.
MARCIN SZAŁĘGA (szanse gry z ŁKS Łomża: 0%)
Uraz kości śródstopia nowego lechisty nazywany jest potocznie zmęczeniowym. W tym roku na boisko już jednak nie wróci. Rehabilitacja została tak zaplanowana, żeby piłkarz wyleczył się solidnie, ale dopiero na wiosnę.
MARCIN SZULIK (szanse gry z ŁKS Łomża: 50%)
Nowożeniec wciąż więcej się leczy, niż gra. W tym sezonie zaliczył tylko jeden pełny występ. Temat mięśnia dwugłowego ma już za sobą, ale jest świeżo po osłabiającej organizm terapii antybiotykowej. Do zajęć wraca od wtorku.