lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 80 (43/2006)
24 października 2006


HANDEL BIAŁO-ZIELONYM TOWAREM

Sklep Kibica na wypowiedzeniu

Nie ma chyba kibica Lechii, który w swojej garderobie nie miałby jednego biało-zielonego gadżetu. Kiedyś robione własnym sumptem i według własnego pomysłu, dziś z możliwością wygodnego zaopatrzenia się w sklepie. Na całym świecie biznes ten stanowi i dodaje kolorytu najpopularniejszej dyscyplinie sportu.

MARIUSZ KORDEK
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11552/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

W bieżącym roku minęło 10 lat od powstania Sklepu Kibica. Dekada ta była mocno burzliwa wśród kibiców Lechii. Czasy I-ligowej Lechii-Olimpii, spadek do III ligi, fuzja z gdańską Polonią i odbudowa klubu od szóstej klasy rozgrywkowej. Wszystko to miało wpływ na ruch kibicowski w Gdańsku. Miało także wydźwięk w handlu pamiątkami z biało-zielonym kolorem.

O genezie handlu pamiątkami Lechii, jego blaskach i cieniach porozmawialiśmy z Krzysztofem Sojką, właścicielem Sklepu Kibica.

- Kibicem Lechii jestem od pamiętnego sukcesu biało-zielonych, czyli od 1983 roku. Temat Lechii rzucił mi kolega z podstawówki, który chodził na Lechię z ojcem, budowlańcem, posiadającym karnet. Mówił mi, że na meczach się śpiewa, szalikami macha, dziwna rzecz. Więc wybrałem się na mecz, aby przekonać się, czy tak rzeczywiście jest. I tak było. Tak zostałem kibicem biało-zielonych. Z czasem także zacząłem chodzić do młyna i jeździć na wyjazdy. Trenowałem także na Lechii, w roczniku 1970 u Michała Globisza. Nie byłem wielkim piłkarzem, byłem rezerwowym rezerwowego. Trenowałem między innymi z Jackiem Frąckiewiczem i Radosławem Błondkiem.

Początek biznesu

- To był tak totalny przypadek, że się w głowie nie mieści. Na przełomie 1995 i 1996 roku mieszkałem na Przymorzu. I miałem zamiar otworzyć jakiś mały biznesik, handel dresami, koszulkami itp. Generalnie odzież związaną ze sportem, ale nie bezpośrednio z piłką nożną. Pewnego dnia na Przymorzu, koło jednego z supersamów spotkałem Gruchę (kibic Lechii - przyp. red.), który zajmował się sprzedawaniem pamiątek Lechii. Zamawiał te pamiątki u producentów i dostarczał je do kilku punktów w Gdańsku. A sam także stał z nimi na stadionie. Wyjawiłem mu wtedy swój plan na temat mojego biznesu, a on zaproponował mi, abym także handlował asortymentem związanym z Lechią. Odpowiedziałem mu, że nie ma problemu.

Dzisiejszy właściciel Sklepu Kibica, przez kilka tygodni szukał odpowiedniego miejsca. W końcu znalazł w lokalnej prasie ogłoszenie o tym, że jest do wynajęcia box na gdańskiej hali. Poszedł, pogadał z właścicielem i mimo, że było kilku kandydatów na ten sklep, to on otrzymał zgodę na dzierżawę lokalu.

- Pierwszą rzeczą jaką sprzedałem w tym sklepie był szalik gdańskiej Lechii. To było 25 stycznia 1996 roku, tę datę pamiętam jak dziś. Było to około godziny 15. Od rana sobie układałem cały towar na półkach. Grucha mnie zaopatrywał gdzieś przez 1-2 lata. Później nastąpił okres kiedy piłkarsko Lechia zaczęła powoli upadać, a tym samym coraz gorzej zaczęły się sprzedawać gadżety. Sklepy, które współpracowały z nim zaczęły odchodzić od tego asortymentu, aż nastąpił moment, kiedy na placu handlowym z tematem Lechii zostałem sam. Grucha także wycofał się z tego biznesu, więc zacząłem sam myśleć, szukać kontaktów i działać w kierunku pozyskiwania asortymentu. I tak się zaczęło.

Początkowo szło mu trochę jak po grudzie, bo pewne kontakty zostały naruszone na skutek tego, że zamawiający towar kibice z gdańska, nie do końca rozliczali się z producentem. Kiedy dzwonił i mówił, że w sprawie szalików Lechii, to kilka razy rzucano mu hasło, aby uregulował obce rachunki. Przez jakiś czas, przez to, że ktoś inny nie był do końca uczciwy, musiał najpierw płacić, aby otrzymać towar. Przez pierwsze lata handlował odzieżą sportową, a temat Lechii był jakby przy okazji.

- Gdy zostałem sam, to mój punkt handlowy, w pewnym stopniu dzięki kibicom, został wykreowany jako Sklep Kibica. Nie było w Gdańsku wtedy drugiego takiego miejsca, gdzie można było kupić lechijny asortyment. Zostałem sam na tym rynku, nie było nikogo, nikt nie był już zainteresowany handlem Lechią, bo towar z nią związany już się nie sprzedawał. Piłkarze dołowali, szybko spadli z II ligi do III. Stadion zamknięty, generalnie to była mina. I tak w ten sposób stałem się sklepem dla kibiców.

Wrzeszcz nie do handlu

Konkurencja się wycofała. Ludzie przychodzili czasem do niego i pytali go czy jest normalny. On też nie powinienem tym handlować, bo w tym czasie sprzedawały się 2-3 szaliki w miesiącu. Dziś jest dużo, dużo lepiej - 3 szale to czasami sprzedają się jednego dnia. Przyszedł czas, że postanowiono zamknąć gdańską halę.

- W pewnym momencie zdecydowano się na remont hali i zaproponowano mi miejsce w takich zastępczych pomieszczeniach. Miałem sprzedawać na końcu, granicząc niemal z toaletami. Nie spodobało mi się to zupełnie, pomyślałem sobie: "Ja i Lechia przy kiblach, o nie, nigdy w życiu!". Odmówiłem. I otworzyłem sklep we Wrzeszczu, w świetnym punkcie, reprezentacyjne miejsce do dziś dnia, na przeciwko Puchatka, w Domu Rzemieślnika. Wygoda, luksus, duży metraż. Jednak długo tam nie pociągnąłem. Splajtowałem. Po 4 miesiącach.

- Nikt nie chciał tam przychodzić, ciężko powiedzieć dlaczego. Może było zbyt wykwintnie, zbyt różowo. Tam było drogo, płaciło się w dolarach, pełen komfort w porównaniu z halą, miejsce ogrzewane. Nie przyjęło się. Asortyment też mi się z czasem zmienił. Miejsce dresów zastąpiły koszulki klubów zagranicznych. I to było motywem przewodnim. Dodatkowo mocno zaistniałem z gadżetami reprezentacji Polski. Wszystko, co się ukazywało na rynku z napisem, bądź godłem Polski, zaraz pojawiało się u mnie w sprzedaży. Asortyment mój wyglądał następująco: kluby zagraniczne, Polska i Lechia.

Jak splajtował, to zaczął szukać innego zajęcia. Jednak traf chciał, że spotkał kolegę w tunelu dworca PKP. On mu poradził, aby wynajął miejsce na sklep w tunelu od kolei.

- I tak zrobiłem, złożyłem podanie i otrzymałem powierzchnię handlową 1,5 m x 1,5 m. To był czerwiec 2000 roku. I w tym miejscu handluję do dziś. Na Manhattan i Madison nie stać ani mnie, ani Lechii, ani nikogo więcej. Aby takie miejsce wynająć i utrzymać taki punkt, to na Lechię musi chodzi ok. 30-40 tys. widzów.

Kiedy powstała Lechia/Polonia, to wbrew pozorom coś się ruszyło w handlu gadżetami. Chociaż pojawiali się kibice z pytaniami, czemu na biało-zielonych szalikach jest tylko Lechia, a nie ma tam drugiego członu nazwy klubu. Podobno ktoś nawet zrobił takie szaliki, gdzieś we Wrzeszczu...

Kreator mody

W pewnym okresie w Polsce było kilka osób, które kreowały modę wśród kibiców. Krzysztof też należał do tej grupy. Niektórzy producenci i hurtownicy bujali się na jego pomysłach i nieźle na tym zarabiali. Do dziś wymyśla różnego rodzaju nowe produkty. A jaki gadżet uznaje za największy hit swego sklepu?

- To nie jest de facto mój pomysł, wyszedł on od kibiców Lechii, bo cały czas słuchałem ich i często realizowałem ich pomysły. Najbardziej udanym pomysłem był szalik pasiak. Chodzili za mną kolesie i mówili mi: "Zrób zwykłego pasiaka, same paski, białe i zielone, nic więcej". I zamówiłem te szaliki. Oprócz tego, zostało mi z poprzednich towarów herby Lechii, takie na termofolii. Zacząłem te herby przyklejać do szalików, potem jednak się okazało, za co wszystkich przepraszam, że po praniu zaczęły odchodzić. Wtedy postanowiłem, że herb na szalikach powinien być haftowany. Pomysł ten się przyjął, pasiaki z haftem są robione dla innych klubów nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Wcześniej z tego co wiem, nigdy wcześniej nie haftowano na szalikach. Oprócz pasiaków, hitem swego czasu były pola, na których też haftowałem herb klubu. Ten pomysł także się przyjął i jeden z zaprzyjaźnionych producentów wprowadził do swej oferty pola podobne do tych, jakie ja robiłem. I to też się przyjęło na skalę ogólnopolską.

Najbardziej pożądanym gadżetem w historii sklepu był jednak tradycyjnie szalik. Oprócz tego najlepiej sprzedającymi się artykułami były: koszulki, pola, czapki zimowe oraz bluzy. Pzez te wszytskie lata w ofercie sklepu było kilkdziesiąt różnego rodzaju produktów.

Po pewnym czasie nawiązał współpracę z klubem. Pierwszym, który go zauważył był Mariusz Popielarz, wtedy kiedy został dyrektorem klubu. Kontakt został nawiązany przez Zbyszka Kołłątaja. Kilku znaczących kibiców Lechii powiedziało mu także, że jego miejsce nie jest na hali, ale na stadionie. I zaczęli go tam ciągnąć.

- I zacząłem handlować na stadionie. Było to w 1997 roku. Przez następne lata na każdym meczu można było mnie spotkać handlującego. Za miejsce handlowe płaciłem odpowiednią kwotę do klubu. Potem nastąpiły czasy Lechii/Polonii, z którą podpisałem oficjalną umowę na handel podczas meczów ligowych. To była jedyna moja profesjonalna umowa z klubem. Potem nastąpiły czasy, kiedy Lechią kierowali Marek Bąk i Piotr Wojdakowski. Oni stwierdzili, że mimo że na mecze przychodzi kilkuset kibiców, to muszę też stać ze swoim asortymentem. Stałem za darmo na stadionie, w zamian w swoim sklepie miałem sprzedawać koszulki meczowe, w jakich występował pierwszy zespół. Od czasów koszulek firmy "Kelme" klub po raz pierwszy wprowadził do obiegu oficjalne koszulki. San klub nie zajmował się sprzedażą, tylko u mnie można było kupić owe koszulki.

Gdy dyrektorem biało-zielonych został Błażej Jenek, współpraca z klubem nabrała innego wymiaru. Krzysztof dostał pewne wytyczne, które dotyczyły wyglądu gadżetów związanych z Lechią. Musiał się do nich dostosować. Herb klubu musiał być taki, jaki był oficjalnie, czyli bez żadnego BKS-u. Druga sprawa to czcionka - oficjalna Lechii - żadna inna. Żadnych napisów wykonanych "gotykiem". Później nastąpiły obostrzenia dotyczące kolorystyki, tu także nastąpiła zmiana i musiał stosować oficjalne kolory wskazane mu przez klub.

- Ta sprawa z kolorami nie była taka prosta, nie udało się tego przeskoczyć do dnia dzisiejszego. Klub chyba sam się zorientował w tym temacie, gdy podpisał kontrakt z firmą "Errea", która także nie dostosowała się w 100% do tych wymogów kolorystycznych. To jest ciężki temat do zrealizowania. Sprzedawałem także gadżety wykonane przez klub. A za miejsce na stadionie musiałem odprowadzać do klubu odpowiednią kwotę, z czym się oczywiście zgadzałem, bo takie są wymogi biznesu. To mi nie przeszkadzało, było to oczywiste, a kwota było realna. Z każdym awansem sportowym była także podwyżka, ale nie miałem do tego żadnych obiekcji. Moje obroty przecież też dzięki kolejnym awansom sportowym wzrastały.

Za namową starszych kibiców, którzy stwierdzili, że Lechię trzeba rozpropagować po całym województwie, zaczął sprzedawać pamiątki także na meczach wyjazdowych. I tak można go było spotkać na meczach w Dzierzgoniu, Starogardzie, Malborku, gdzie miejscowi kibice mogli zaopatrzyć się w gadżety gdańskiej Lechii. Celem tego było pokazanie, że biało-zieloni wracają na salony, że są coraz bardziej zorganizowani. Dzięki temu liczba fanatyków Lechii z terenu systematycznie wzrastała.

Miejsce kultowe

Sklep Kibica w tunelu stał się także miejscem kontaktowym kibiców Lechii. Można było zawsze tam przyjść, dowiedzieć się, kiedy gra Lechia, jak organizowany jest wyjazd. To, czego Krzysztof dowiedział się od jednego z kibiców, jeśli była potrzeba, przekazywał następnym. Był takim punktem informacyjnym.

Z czasem także inni kibice brali się za zamawianie różnego rodzaju lechijnych gadżetów. Jak on się na to zapatrywał?

- Mnie to cieszyło, bo w tej całej zabawie chodziło przecież o promocję naszego klubu. Czasem im pomagałem sprzedać ten towar, jeśli mieli jakieś problemy. Wiadomo przecież, że jak ktoś zainwestuje swoje własne pieniądze na stworzenie jakiejś kolekcji, to chce, aby w miarę szybko je odzyskać. Wielu kibiców ryzykowało w ten sposób własne pieniądze, nie do końca przecież było wiadomo, czy ten gadżet stanie się popularny wśród kibiców.

Oprócz tego, że popularyzował modę na Lechię, to także swego czasu przystąpił do tworzącego się Biznes Parter Klubu, czyli organizacji, która za pomocą składek wpłacanych przez członków finansowała pomoc dla klubu. Jest także aktualnie członkiem OSP Lechia.

Na wypowiedzeniu

Dziś na stadionie Sklepu Kibica trudno dojrzeć. Nie tylko z racji tego, że obiekt przy Traugutta został decyzją PZPN-u zamknięty. Cały czas jednak można dokonać zakupów w tunelu Dworca PKP. Jednak i tam już niedługo nie będzie można zaopatrzyć się w biało-zielony asortyment. Jaka jest przyczyna? Oddajmy głos zainteresowanemu.

- Na stadionie nie ma mnie od początku tej rundy. Będąc na przełomie czerwca i lipca na obiektach Lechii, spotkałem dyrektora Błażeja Jenka. Zapytałem go o handel na stadionie w czasie następnego sezonu, ponieważ chciałem wiedzieć wcześniej na czym stoję, trzeba przecież przygotować odpowiedni asortyment. Z dnia na dzień nikt mi nie wykona odpowiedniej liczby gadżetów. Otrzymałem odpowiedź, że klub podpisał umowę z firmą "Jako", i że oni chcą wyłączności. Ale powiedział, że może coś uda się zrobić i skontaktuje się ze mną w przeciągu dwóch tygodni. Po dwóch tygodniach otrzymałem informację od Błażeja, że "Jako" chce wyłączności, a klub będzie zastrzegał znaki klubowe. Powiedziałem, że mam jeszcze sporo gadżetów Lechii, na co otrzymałem odpowiedź, że po na zasadzie "dżentelmeńskiej" umowy mogę się wysprzedawać do końca roku, czyli do 31 grudnia 2006 roku. Potem już koniec.

- Wydaje mi się jednak, że to, że "Jako" za tym stało, nie było do końca zgodne z prawdą. Zacząłem się interesować tym tematem, obserwując jak ta firma rozwiązuje ten problem w innych klubach w Polsce. I okazało się, że w Katowicach są 3 sklepy: Sklep Kibica, Sklep Stowarzyszenia i sklep firmowy "Jako". Żyją one jednak obok siebie, w symbiozie, nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Uzupełniają się. Firma "Jako" nie jest zainteresowana produkcją gadżetów typowo kibicowskich, oni handlują wyłącznie sprzętem sportowym. I to jest ich rynek. W Katowicach jedynie dodatkowo mają szaliki z napisem "Jako" oraz czapeczki. Nie wydaje mi się, że "Jako" żądało wyłączności.

Krzysztof, jak twierdzi, nie otrzymał od klubu żadnej propozycji alternatywnej. Dlatego mocno zbulwersowało go to, co przeczytał na forum lechia.gda.pl, że jakoby otrzymał jakąś propozycje od klubu, i że ją odrzucił.

- Otóż nie miałem żadnej propozycji od klubu. Nie było żadnej rozmowy na ten temat. Bardzo mnie to zdenerwowało, że osoba nie wiedząc nic o sprawie, wypowiada się na nieznany jej temat.

- Do 31 grudnia mogę wykorzystywać logo Lechii w pamiątkach sprzedawanych przeze mnie. Szkoda, że nie było żadnej propozycji ze strony klubu, przecież mogliśmy się dogadać i ta współpraca mogłaby trwać dalej. Wyjściem z tej sytuacji byłoby wprowadzenie hologramu na wszystkie pamiątki z oficjalnym logiem klubu. Przykładowo zakupiłbym 50 szalików, zaraz potem jadę do klubu i kupuję 50 hologramów, które by stanowiły nieodłączną część sprzedawanego asortymentu. Jednak wydaje mi się, że decyzja przez klub została podjęta definitywnie i nie masz szans, abym otrzymał jakąś propozycję ze strony klubu.

Po pierwszym stycznia Sklep Kibica nadal jednak będzie istniał w tunelu, gdyż właściciel nie zamierza rezygnować z handlu. W końcu to jego chleb. Jeszcze nie podjął decyzji, jaki to będzie asortyment, być może mocniej wejdzie w gadżety związane z Polską, może nawiąże współpracę z Wisłą Kraków i Śląskiem Wrocław. Wszystko się wyklaruje w najbliższych tygodniach.

- Może będzie tak, że w ogóle wycofam się z pamiątek kibicowskich. Na Lechię się nie obraziłem, to nie w mojej naturze. Stało się, jak się stało. Pewien żal na pewno pozostał. Cieszę się, że przez lata, mogłem uczestniczyć w promowaniu gdańskiego klubu. Szkoda, że tak się stało, bo znam wiele przykładów z Polski, gdzie współpraca pomiędzy klubem, oficjalnym sponsorem ubierającym drużynę, a takim sklepem kibica jak mój, przebiega bezproblemowo. Weźmy na przykład sąsiada zza miedzy - Arkę Gdynia. Na stadionie handluje "Lotto", poza stadionem handluje "Lotto" i wszyscy pozostali, którzy mają ochotę sprzedawać pamiątki żółto-niebieskie.

- Na Widzewie jest tak, że jest człowiek, który prowadzi na stadionie sklep kibica. W czasie meczów opuszcza swój punkt, wchodzi w to miejsce oficjalny producent, a po spotkaniu z powrotem sklep kibica wraca na swe miejsce. Na ŁKS-ie jest tak, że handluje prywatny człowiek, stowarzyszenie i oficjalny producent "Umbro". Tam nie ma żadnych rozliczeń z klubem. Działa to na zasadzie promocji barw. Wszyscy w tym kraju są świadomi, że nie każdego stać na oficjalne, oryginalne gadżety klubowe. Podobnie jest na zachodzie, gdzie obok oficjalnych pamiątek klubowych, jest rynek gadżetów nieoficjalnych, o wiele tańszych. Jednak zarówno jedne, jak i drugie mają swoich zwolenników i odbiorców. Tak jest w Krakowie, tak jest na Legii. Tam nie ma problemu.

- Tak się zżyłem ze wszystkimi przez 10 lat, że na pewno po tym 1 stycznia nastąpi jakaś pustka. Nie będzie już przecież takiego punktu informacyjnego jakim był mój sklep, nie będzie można w drodze do szkoły czy pracy przyjść, pogadać, zapytać się i dowiedzieć tego i owego. Trzeba będzie jakoś jednak to przeżyć...

Druga strona medalu

Zwróciliśmy się do OSP Lechia Gdańsk z prośbą o kilka wyjaśnień dotyczacych handlu pamiątkami. W imieniu klubu odpowiedział dyrektor i członek zarządu Błażej Jenek.

O umowie z Jako - Red Box Soccer

- Warunki rozpisanego wiosną bieżącego roku konkursu na dostawcę sprzętu dla Lechii Gdańsk przewidywały m.in. wymóg zorganizowania przez wybraną firmę oficjalnego sklepu Lechii, przy jednoczesnym zapewnieniu przez klub prawa wyłączności sprzedaży dla kibiców tzw. linii I zespołu.

- W związku z utworzeniem Punktu Obsługi Kibica Lechii Gdańsk na stadionie przy ul. Traugutta funkcjonującego przez cały tydzień, w tym również w dniu rozgrywania meczów ligowych, nie ma potrzeby organizowania dodatkowego stoiska na koronie stadionu. Docelowo funkcję tą ma w stu procentach spełniać POK.

- Zgodnie z warunkami umowy firma Jako - Red Box Soccer jest również zobowiązana do prowadzenia hurtowej sprzedaży pamiątek Lechii Gdańsk do innych punktów handlowych, z odpowiednim rabatem gwarantującym posiadanie takich samych cen sprzedaży jak w POK.

O propozycji dla Sklepu Kibica

- W 2005 roku właścicielowi Sklepu Kibica złożona została propozycja organizacji oficjalnego sklepu Lechii. Wiązało się to jednak ze zmianą lokalizacji i zwiększeniem powierzchni. OSP Lechia ze swojej strony gwarantowała dostawy replik i pamiątek z przeznaczeniem na sprzedaż wśród kibiców. Oferta nie spotkała się niestety z zainteresowaniem.

O nowych pamiątkach

- Lechia będzie sukcesywnie rozwijać działalność produkcji wszelkich gadżetów i pamiątek oferowanych w stadionowym POK. Otrzymujemy również prowizję z tytułu wszystkich sprzedawanych na terenie stadionu akcesoriów przez firmę Jako - Red Box Soccer.

- Każdy kto używa herbu bez zgody klubu łamie prawo i musi sobie zdawać sprawę z ewentualnych konsekwencji. Jesteśmy natomiast otwarci na różne propozycje. Za kilka dni w sprzedaży pojawi się nowa odznaka klubowa, według pomysłu jednego z kibiców, który zaangażował się również w organizację samego zamówienia i dokonania rozliczeń.

O zastrzeżonych znakach towarowych

- Nie jest niestety możliwa współpraca z podmiotami, które podrabiają oficjalne produkty Lechii. Na całym świecie budżety klubów piłkarskich w dużym wycinku stanowią przychody z pamiątek. Chcemy żeby tak było również w Gdańsku.

- Trwa proces zastrzeżenia znaku firmowego jakim jest herb klubu. Z uwagi na zawiłość prawną, związaną z funkcjonowaniem w historii kilku klubów o nazwie Lechia, proces ten przedłuża się w czasie, ale powinien być sfinalizowany w niedalekiej przyszłości. OSP Lechia Gdańsk posiada także zgodę Walnego Zgromadzenia K.S. Lechia Gdańsk na używanie herbu.

Wilk syty i owca cała

Na Lechii w ostatnich latach można było zaobserwować szereg zmian. Wraz z awansem sportowym zespołu coraz mocniej i sprawniej jest zarządzany gdański klub. Niektóre decyzje władz OSP Lechia nie spotkały się od razu z aprobatą szerokiej widowni. Tak było gdy wprowadzano podział sektorów na stadionie, tak było gdy wprowadzono podwyżki biletów, tak było z reformą szkoleniową.

Dziś podobnie ma się rzecz w temacie pamiątek klubu. Nie chcemy oceniać czy decyzja w tej sprawie jest do końca słuszna. Wydaje nam się, że obie zainteresowane strony powinny usiąść przy stole i spróbować po męsku wyjaśnić te sprawy. Tak, aby rozstrzygnięcia były z pożytkiem zarówno dla klubu, jak i dla kibiców. Tak, aby wilk był syty i owca cała. Do sprawy pamiątek i gadżetów biało-zielonym kolorze na pewno niedługo powrócimy.

Zapraszamy do dyskusji na forum dyskusyjnym oraz nadsyłania swoich opinii przez e-mail.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT