Wybór napastnika często jest pewnego rodzaju pójściem na łatwiznę, tym razem jednak dysproporcja w formie defensywy i ofensywy była duża. W czterech meczach lechiści stracili sporo, bo pięć bramek, ale nadrobili to strzeleniem aż jedenastu. O dwa gole pokusił się Piotr Cetnarowicz, ale nikt inny, chyba nawet sam Piotr Wiśniewski, autor czterech trafień, nie stanowił takiego zagrożenia w polu karnym rywali. Z najbardziej charakterystycznych warto przypomnieć choćby strzał w poprzeczkę w meczu z Kmitą, czy współudział przy golu w Bydgoszczy, gdzie właśnie pod jego naciskiem Piotr Klepczarek wpakował piłkę do własnej bramki.
Ofensywną niemoc Lechii doskonale widać było właśnie w meczu z Zawiszą, gdy zmęczony Cetnarowicz opuścił boisko i do ostatniego gwizdka biało-zieloni nie stworzyli już sobie praktycznie żadnej sytuacji. Bo Cetnar nie tylko strzela, ale również poważnie absorbuje obronę rywali, jako chłop na schwał, którego trzeba pilnować w polu karnym nawet we dwóch, na dodatek zwykle jedyny nominalny napastnik. To pomaga innym piłkarzom włączać się do akcji ofensywnych i przechylać szalę zwycięstwa na korzyść Lechii.
Wypada przeprosić się z napastnikiem, który po rundzie wiosennej wydawał się kolejnym nonsensownym transferem, kasą wyrzuconą w błoto, bo zwykle albo pauzował za kartki, albo leczył kontuzję, a gdy już grał, to wzbudzał głównie rozpacz. Świetnie przepracowane lato uczyniło zeń napadziora, jakiego pozazdrościć Lechii może cała druga liga. A czy ktoś pamięta jeszcze o Grzegorzu Królu?
Nasza redakcja uznała cię piłkarzem października.
Piotr Cetnarowicz: Dziękuję bardzo. Jest to dla mnie motywacja do dalszej pracy i podnoszenia swoich umiejętności. Chciałbym zdobywać kolejne bramki, którymi będę się przyczyniać do następnych sukcesów i zwycięstw Lechii Gdańsk.
Ostatnio prezentujesz się bardzo dobrze pod względem dyspozycji i skuteczności. Z czego to wynika?
- Z dobrego przygotowania fizycznego, na dodatek cały zespół gra dobrze i wszystko się zazębia. Czasami zdarza się słabszy mecz, jak ostatnio z Zawiszą, ale po słabszym przychodzi dużo lepszy. Z Kmitą pokazaliśmy, że mamy charakter, że potrafimy się podnieść po porażce, która była dla nas dotkliwa. Pokazaliśmy, że mamy siły do grania, choć jest końcówka rundy. Pozostały jeszcze dwa mecze i trzeba je wygrać.
Czy ten miesiąc był dla ciebie najlepszy odkąd przyszedłeś do Lechii?
- Od początku tej rundy czuję się dobrze, a bramki wpadają. Odnosimy kolejne zwycięstwa, ja dokładam swoją cegiełkę. Cieszę się, że kibice doceniają moją grę, wypada mi im podziękować.
Poprzednia runda rzeczywiście nie była taka dobra w twoim wykonaniu...
- Na początku pauzowałem za czerwoną kartkę jeszcze z trzeciej ligi. Wróciłem na jeden mecz, doznałem kontuzji i później ciężko było mi złapać formę oraz wejść w rytm meczowy. Na treningach ciężko dojść do formy, którą kształtują mecze ligowe. Mecz jest najlepszym treningiem, nie ma co tu ukrywać, mecz powoduje że człowiek nabiera pewności, tężyzny i kondycji fizycznej.
Czy rywalizujesz z Piotrkiem Wiśniewskim o miano najskuteczniejszego strzelca drużyny?
- Przeciwko Kmicie w kilku sytuacjach piłka mi odskoczyła, gdyby nie to, dystans by się zmniejszył. Na pewno jest nutka rywalizacji, ale myślę, że z korzyścią dla drużyny. Koledzy nam podają, my wykorzystujemy sytuacje i to wszystko się przekłada na punkty. Wszystko idzie ku dobremu, im większa rywalizacja w drużynie, tym lepiej.
Piotrek przechodząc przed chwilą rzucił śmiejąc się, że nie podajesz.
- Hehe, on też nie podaje. (śmiech)
Czy ustawienie, w którym jesteś wysuniętym napastnikiem, mającym po bokach ofensywnych skrzydłowych, odpowiada ci?
- Odpowiada mi bardzo. W każdej chwili skrzydłowi mogą zejść do boku, możemy zamienić się miejscami. Jest to bardzo płynny system i jak do tej pory się sprawdza. Troszeczkę możemy zamieszać, ja schodzę do boku, a Wiśnia do środka. Możemy ich wyciągnąć i później skontrować. Jestem wysokim zawodnikiem, mogę wygrywać długie piłki, oni wchodzą za mnie. Tworzymy akcje oskrzydlające, ja wygrywam głowę i stwarzamy zagrożenie dla przeciwnika. System dobiera się pod ludzi, a tu dobrze został dobrany, bo jak widać są efekty.
Przed wami ciężki mecz z Ruchem, jakie nastawienie przed tym spotkaniem?
- Nie ma się co sugerować wynikiem 0:4 Ruchu w Janikowie. To będzie zupełnie inny mecz, Ruch na swoim boisku gra bardzo dobrze i będzie trudnym przeciwnikiem. Nie ma co prorokować wyników, trzeba wyjść na ten mecz i zagrać z zębem, pokazać charakter i walczyć o całą pulę. Ja się nie uda, to remis też będzie bardzo dobry.
A z ilu bramek na koniec sezonu byłbyś zadowolony?
- Trudno mi powiedzieć, kiedyś też przewidywałem, że chciałbym strzelać w co drugim spotkaniu. Dobrze by było jakbym zawsze strzelał u siebie. Trudno powiedzieć, mecz meczowi nie równy, w jednym strzela ktoś inny, w innym ja. Uzupełniamy się nawzajem, zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądało. Oby jak najwięcej, napastnik się cieszy z każdej strzelonej bramki, a jeśli jest to bramka gwarantująca zwycięstwo, to tym lepiej.