Czym przekonała Pana Lechia, że zdecydował się Pan na jej ofertę, a nie choćby Zagłębia Sosnowiec?
Maciej Roglaski: Już po raz któryś jestem o to pytany i wszystkim odpowiadam to samo - różne względy. Na pewno samo położenie klubu, kibice, organizacja, o której troszkę się dowiedziałem od menedżera i od innych osób prywatnie, oraz finanse. To wszystko miało jakiś wpływ na mój wybór.
Jeśli chodzi o kwestie finansowe, to chodziło tu tylko o chęć otrzymywania swoich pieniędzy regularnie i na czas, z czym w Ostrowcu zapewne były problemy?
- Powiedzmy, że taka ewentualność też wchodziła w grę.
Wszelkie negocjacje prowadził Pana menedżer, a Pan był jedynie informowany o ich postępach?
- Można tak powiedzieć. Przedstawiłem swoje warunki, a menedżer je wynegocjował.
Jest Pan obecnie najdroższym transferem Lechii. Czy to ma dla Pana jakiekolwiek znaczenie?
- Tego akurat nie wiem. Trudno mi powiedzieć, czy rzeczywiście jestem najdroższym piłkarzem.
Na pewno jednak jakimś zaufaniem Lechia Pana obdarzyła skoro zdecydowała się wydać niemałą kwotę na transfer definitywny. Czy to, że teraz będzie Pan musiał udowadniać, że wart jest wydanych pieniędzy, może być jakimś obciążeniem?
- Na pewno jakieś przełożenie - w mniejszym lub większym stopniu - będzie miało. To, czy wytrzymam presję czy nie, okaże się w praniu. Mam nadzieję, że wszystko będzie pozytywnie i nie będzie z tym problemów.
Czy mógłby się Pan "zareklamować" kibicom Lechii? Jakie są Pana mocne strony jako piłkarza?
- Proszę zadzwonić z takim pytaniem do jakiegoś trenera, bo ja na temat swoich mocnych i słabych stron nie chcę się wypowiadać.
Sam siebie nie lubi Pan oceniać?
- Nie, nie. Coś takiego jest dla mnie bez sensu. Od oceniania są inni ludzie: dziennikarze, trenerzy, działacze, obserwatorzy. Wszyscy oni mają swoje zdanie i często są to różne opinie. Trzeba spytać kogoś z boku, bo ja nie chciałbym oceniać ani swoich słabych, ani mocnych stron.
Jak minęły Panu pierwsze dni w nowym klubie? Podobno w pierwszym dzień musiał Pan używać kaloryfera jako szafki na sprzęt.
- Tego kaloryfera ktoś się uwziął. Raz o tym powiedziałem, bo przyszedłem na swój pierwszy trening, a w dodatku byłem spóźniony. Teraz każdy mi przypina a to kaloryfer, a to gaśnicę. To jest oczywiście wymyślona historia. Po prostu - wtedy się spóźniłem i dlatego tak było. Teraz jest normalnie. Koledzy przyjęli mnie dobrze, nie ma jakichś niuansów ani niesnasek. Wszystko jest na dobrej drodze, aby atmosfera była w miarę dobra, czy nawet fajna.
Czy z którymś z nich już się Pan zapoznał bardziej niż z innymi?
- Można powiedzieć, że z tymi, z którymi najwięcej przebywam, czyli z piłkarzami, którzy są jeszcze w trakcie przekonywania do siebie trenera. Mieszkamy razem i wspólnie spędzamy większość czasu. Na pewno ich bardziej poznałem. Z innymi mam kontakt przed treningiem, w czasie czy po zajęciach. Na razie wszystko się dobrze układa.
Nie boi się Pan, że może nie sprostać wymaganiom gdańskiej publiczności czy trenera, którzy pewnie pamiętają Pana gole strzelone w Gdańsku i liczą, że teraz będzie Pan popisywał się taką skutecznością w meczach Lechii?
- Nie boję się, ale różnie może być. Mam nadzieję, że podołam presji i jakoś to będzie. Chciałbym, aby wszyscy byli zadowoleni i aby nie było później rozmów typu: "A tego po co ściągnęli, dlaczego?" i tak dalej. Życzę sobie, aby jednak kibice, działacze, trenerzy i koledzy mogli powiedzieć: "Tak. Warto było tego zawodnika pozyskać".
Rozmawiał Pan już ze szkoleniowcem na temat swojej roli w zespole?
- Na ten temat nie będę się wypowiadał, bo jeszcze nie jest odpowiedni czas. Na razie pracujemy nad wytrzymałością, także to nie jest etap przygotowań, w którym klaruje się skład.
Czy słyszał Pan, że od czasu porażki z KSZO w listopadzie 2005 roku, Lechia nie przegrała u siebie żadnego ligowego spotkania?
- Tą historię już znam i wiem, że tak było.
Czy taka passa może piłkarzowi przeszkadzać w swobodnej grze czy na boisku nie myśli się, że trzeba jak najbardziej "wywindować" korzystną serię?
- Myślę, że chyba nie. Po prostu: teraz jestem zawodnikiem Lechii i będę chciał, aby passa bez porażki trwała jak najdłużej. Nie jest ważne czy była zakończona w listopadzie 2005 r. czy jeszcze wcześniej. W tym momencie nie ma to już dla mnie znaczenia. Wszyscy piłkarze Lechii są zawodowcami i dla każdego ważne dobro klubu, którego barwy reprezentują.
W rozmowie dla oficjalnej strony KSZO powiedział Pan, że w Gdańsku strzelił trzy gole. Tymczasem w rozmowie z trójmiejskimi mediami przyznał Pan, że były to jedynie dwa trafienia. Która więc wersja jest prawdziwa?
- Prawdziwa wersja to ta, że strzeliłem dwa gole. Przy jednym trafieniu piłkę oddaloną o 20 centymetrów od linii bramkowej dobił Piotr Kosiorowski. Co prawda sama też wpadłaby do bramki, ale uznano, że gola zdobył Piotrek. Sędzia w swoim protokole też chyba zapisał, że to nie ja jestem autorem tego wątpliwego trafienia. Nie ma o co się spierać. W Ostrowcu cały czas uważają, że były to trzy gole, więc czemu mają tak nie twierdzić. (śmiech)
Czy w swojej dotychczasowej karierze zdobył już Pan jakiegoś hat-tricka, co do którego nie było wątpliwości?
- W II lidze na pewno nie. Może w III lidze, ale już nie pamiętam.
KSZO jest klubem, który wymienia się w gronie zamieszanych w korupcję. Czy Pan kiedykolwiek spotkał się w tym klubie, bądź w ogóle w swojej karierze, z tym zjawiskiem?
- Nie spotykałem się i proszę mi czegoś takiego nie insynuować ani nie zadawać tego typu pytań, bo nie będę na nie odpowiadał.
Myślał Pan już, co chce osiągnąć podczas przynajmniej 3-letniej przygody z Lechią?
- Na pewno jak najwięcej. Wiadomo, że nie awansujemy do Ligi Mistrzów, ale chciałbym zdobywać jak najwyższe szczyty. Mam nadzieje, że w ciągu trzech lat, które tu spędzę zmienimy klasę rozgrywkową na wyższą.
Przeczytałem w internecie taką opinię, że nie jest Pan zbyt uprzejmy w kontaktach z kibicami. Ile jest w tym prawdy?
- Nie wiem, ale może to pisał "Wuwu"? (śmiech) To jest taki mój ulubiony kibic w Ostrowcu. Ale wracając do pytania. Może część kibiców tak mnie postrzegała, część inaczej. Jak wyjeżdżałem z Ostrowca i się żegnałem z drużyną, to część fanów była na moim ostatnim treningu i nie czułem żadnych negatywnych reakcji z ich strony. W internecie każdy ma prawo do swojej opinii i czasami zdarzało się, że kibicom coś mogło się nie podobać. To są tylko ludzie, także mają prawo wyrażać swoje zdanie czy niezadowolenie. Nie wiem dlaczego uważają, że ja jestem wobec nich źle nastawiony. Każdy kibic sam wyrobi sobie swoje zdanie na mój temat.