lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 94 (6/2007)
6 marca 2007


DOMINIK SOBAŃSKI DLA LECHIA.GDA.PL

Szamo trzymał moją stronę

- Koledzy z zespołu śmieją się z nas mówiąc, że u nas nie ma bramkarzy, bo bramkarze w zespole powinni się nienawidzić. A my z "Bączkiem" jesteśmy dobrymi kolegami - mówi dla lechia.gda.pl Dominik Sobański. Rezerwowy jesienią bramkarz zapowiada walkę o miano pierwszego golkipera biało-zielonych.

MARIUSZ KORDEK, KAROL SZELOŻYŃSKI
Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11618/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Pochodzący z Reska przygodę z piłką zaczął w Sparcie Węgorzyno. Jako bramkarz, nauki pobierał w I-ligowej Amice Wronki. Potem nastąpiła krótka tułaczka po kraju, aż w końcu trafił nad morze. Przed przyjściem do Lechii miał okazję zagrać w meczu ligowym przeciwko biało-zielonym w barwach Odry Chojna. Gdańszczanie wygrali 1:0 po bramce aktualnego trenera gdańszczan Tomasza Borkowskiego

Video: Ostatni gol Tomasza Borkowskiego jako piłkarza. W bramce Chojny - Dominik Sobański. III liga, jesień sezonu 2004/05.

Dominik Sobański w lutym 2006 r. trafił do Gdańska jako zmiennik Mateusza Bąka. Podczas 12 miesięcy pobytu w Lechii rozegrał zaledwie 5 meczów w pierwszym zespole. Te dokonania nie zaspokajają jego ambicji. W meczach kontrolnych przed nadchodzącą rundą wiosenną wystąpił w większości spotkań. Stało się tak na skutek kontuzji dotychczasowego podstawowego bramkarza - Mateusza Bąka. Popularny "Bączek" będzie do dyspozycji trenerów dopiero za kilkanaście dni. Czy odzyska miejsce w składzie? Sobański zrobi wszystko, aby tak się nie stało. Pierwszą okazję do udowodnienia trenerem komu należy się bluza z nr 1. będzie miał już w pierwszym meczu, z Unią Janikowo.

Jesteś jedynym zawodnikiem w talii trenera Borkowskiego, który wie, że na 100% ma miejsce w jedenastce na mecz z Unią Janikowo. Jak się z tym czujesz?

- Wszystkie znaki na niebie wskazują, że to właśnie ja stanę w bramce. "Bączek" dopiero rozpoczął treningi, zostali tylko Dębowski i Leszek. Wydaje mi się, że trenerzy postawią na mnie. Mogliby przecież ściągnąć jakiegoś innego bramkarza, ale zdecydowali się tego nie robić. Teraz wszystko w moich rękach.

Podobna sytuacja miała miejsce przed rozpoczęciem sezonu, kiedy to ty stanąłeś w bramce wskutek kontuzji Mateusza Bąka. Jednak już w następnej kolejce usiadłeś na ławce rezerwowych. Z czego to wynikało?

- Mecz z Janikowem był dla mnie meczem ostatniej szansy. "Bączek" dostał taką szansę w postaci meczu z Jagiellonią. Widocznie zagrał lepiej ode mnie i to on na dłużej został pierwszym bramkarzem. Rozmawialiśmy z trenerem na temat tego meczu, szczególnie przy przedłużaniu kontraktu. Miałem pewne zastrzeżenia, ale wyjaśniliśmy to sobie z trenerami. Szczerze mówiąc, liczyłem jesienią na więcej, bo jeden mecz nie może być wykładnią moich umiejętności. Postanowiłem jednak zostać w Gdańsku i powalczyć o miejsce w bramce.

Tej zimy myślałeś nad zmianą klubu? Podobnie było przed dwoma laty kiedy przechodziłeś do Polkowic i przed rokiem, kiedy zostałeś graczem biało-zielonych

- Tak, było tak, gdyż Lechia była kolejnym klubem, w którym nie broniłem. Nie po to poświęciłem tyle lat na treningi, aby być czyimś zmiennikiem bądź rezerwowym. To nie ma najmniejszego sensu.

- Polkowice to było totalne nieporozumienie. To, co tam zastałem, woła o pomstę do nieba. Zresztą teraz wychodzi w prasie to wszystko, co się tam działo. Wydawało mi się, że przechodząc do Polkowic, zrobię krok do przodu. W tym samym okresie mogłem zostać bramkarzem Polonii Warszawa, za sprawą Siergieja Szypowskiego, u którego trenowałem indywidualnie w Szczecinie. Szypowski miał propozycję, aby zostać trenerem bramkarzy. Wtedy w Warszawie pierwszym golkiperem był Banaszyński, był także Kieszek, więc wolałem przejść do Polkowic, gdyż wydawało mi się, że będę tam grał regularnie. Sądziłem, że regularne występy pozwolą mi na szersze zaistnienie, to było dla mnie światełko w tunelu. Jednak rzeczywistość okazała się brutalna. To, co tam zastałem, jeśli chodzi o organizację, to była katastrofa. Lepsze warunki panowały w III-ligowej Odrze Chojna.

- Jednak w pierwszym wiosennym meczu zagrałem z Radomiakem. Wystąpiło wówczas 6 nowych graczy. Po tym meczu jednak, z nieznanych mi przyczyn, odstawiono 6 piłkarzy, w tym mnie.

Po Polkowicach na nowo postanowiłeś szukać klubu i trafiłeś do Gdańska.

- Tak, postanowiłem szukać szczęścia gdzie indziej. Jednym z argumentów na przyjście do Gdańska była odległość do mojego rodzinnego domu, ok. 300 km. Jest to jeden z bliższych II-ligowych klubów oddalonych od mojego miejsca zamieszkania. Ciężko byłoby mi natomiast załapać się do ekstraklasy, będąc rezerwowym w II lidze. Kiedyś jeden z moich trenerów powiedział mi, że trzeba czasem zrobić jeden krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu. Akurat gdzieś w internecie znalazłem informację, że w Gdańsku poszukują bramkarza, zgłosiłem się do trenera Kaczmarka. Przyjechałem na testy, a po kilkunastu dniach podpisałem kontrakt.

Przychodząc, dano ci do zrozumienia, że będziesz zmiennikiem Bąka. Czy jednak zamierzałeś powalczyć o miano tego pierwszego? Dość szybko wystąpiłeś w meczu z Widzewem, a później z Zagłębiem. Potem jednak wróciłeś do szeregu.

- Sam wiedziałem, że z miejsca nie dostanę pierwszego placu. Postanowiłem sobie, że dam sobie pół roku na aklimatyzację i wkomponowanie w zespół. Mało brakowało, aby ten plan się ziścił, przecież wystąpiłem w pierwszym meczu w Janikowie. Ale potem, jak wspominałem wcześniej, przyszedł "Bączek". Wydaje mi się, że niewiele zabrakło, abym został tym pierwszym.

Jakie są Twoje relacje z "Bączkiem"?

- Koledzy z zespołu śmieją się z nas mówiąc, że u nas nie ma bramkarzy, bo bramkarze w zespole powinni się nienawidzić. A my z Bączkiem jesteśmy dobrymi kolegami. Ja im zawsze opowiadam, że w Legii jest podobnie, że Jan Mucha z Łukaszem Fabiańskim też się przyjaźnią. Można być więc kolegami poza boiskiem, a na treningach rywalizować. Chciałbym jednak jak najwięcej grać i mam nadzieję, że tak będzie w tej rundzie.

Są ku temu jakieś podstawy, dobrze przepracowałeś okres przygotowawczy?

- Przypuszczam, że dostanę swoją szansę w meczu z Janikowem i to będzie dla mnie mecz prawdy. Jeśli się sprawdzę - będę grał dalej, jeśli nie - będą robić wszystko, aby Mateusz wrócił szybko do składu. Już powoli myślę o tym meczu. Zdaję sobie sprawę, że w ostatnich sezonach nie szło nam z tym rywalem. Jestem dobrej myśli, ponieważ personalnie mamy lepszy skład. Dodatkowo gramy u siebie i nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wygrać.

Będziesz chciał komuś coś udowodnić, że to tobie się należy bluza z numerem 1?

- Paradoksalnie w tym meczu wystąpię z numerem 12 na plecach (śmiech). Nie będę chciał na siłę nikomu nic udowadniać. Będę chciał rozegrać po prostu dobry mecz i postawić trenerów przed trudnym wyborem. Nie dać im możliwości zmiany bramkarza.

A myślisz, że jednym meczem jesteś w stanie przekonać trenerów do tego, żeby zostać pierwszym bramkarzem?

- Każdym kolejnym będę chciał przekonywać do siebie, aby dawali mi szansę w następnym.

A dlaczego postanowiłeś przedłużyć kontrakt z Lechią, mimo że u trenerów Kaczmarka i Borkowskiego nie byłeś tym pierwszym golkiperem?

- Żadnego innego klubu nie szukałem. Miałem już dość takiego życia na walizkach, jeżdżenia po Polsce i szukania klubu. Wiem, jak to wygląda. Po rozwiązaniu kontraktu z Amiką przez 4 miesiące szukałem klubu i nie mogłem nigdzie zakotwiczyć, gdyż akurat trwał sezon i musiałem czekać na otwarcie okna transferowego. Z Lechią przedłużyłem umowę do końca czerwca. Wszystko zależy od tego, czy Lechia nadal będzie mnie chciała po zakończeniu sezonu czy nie.

Kto decyduje o tym, kto stanie w bramce meczowej? Trener Borkowski czy trener Gładyś?

- Myślę, że na równi decyduje o tym trójka trenerów, czyli także trener Kafarski. We trzech siadają i każdy przedstawia swoje argumenty i wtedy zapada decyzja.

Przed sezonem trener Borkowski mówił, że ma dwóch równorzędnych bramkarzy. A potem powiedział, że tym pierwszym jest Bąk. Jak myślisz, co skłoniło trenera do takiego stwierdzenia?

- Możliwe, że to było spowodowane moją dyspozycją na treningach. Dopóki wiedziałem, że mam szansę na grę, dawałem na zajęciach z siebie wszystko, maksymalnie. Potem już, gdy Mateusz wszedł do bramki, bronił dobrze i nie było potrzeby zmiany bramkarza, na pewno uszło ze mnie powietrze i ta determinacja nie była taka mocna i to pewnie odbiło się na mojej formie.

Mówi się, że w klubie drugi bramkarz powinien być spokojny, nie psuć atmosfery w zespole. Uważasz, że jesteś dobrym drugim bramkarzem, czyli takim, który nie psuje atmosfery w drużynie?

- Jest taka opinia wśród trenerów i zawodników, że jestem za spokojny. Czasami zbyt spokojny. Wydaje mi się, że jest to mylne złudzenie, gdyż potrafię także pokazać rogi. Nie chciałbym, aby do mnie to przylgnęło, że jestem idealny na rezerwowego. Dlatego zamierzam teraz zrobić wszystko, aby więcej grać.

Mówisz, że jesteś spokojny, a jesienią po jednym z treningów postanowiłeś z Sebastianem Fechnerem wytłumaczyć różnice zdań za pomocą pięści.

- Tak rzeczywiście, tak było. Był to dziwny trening, kiedy od samego początku wisiało coś w powietrzu. Byliśmy na siebie wkurzeni, narastało to wszystko. I gdzieś musiało wybuchnąć i trafiło na nas. To był odosobniony przypadek, tym bardziej dziwny, że ja z Sebą i Bączkiem jesteśmy w dobrych kontaktach. Wszyscy się potem śmiali i dziwili, że akurat ja z Sebą Fechnerem wdaliśmy się w taki konflikt. Jednak już parę minut po treningu wszystko wróciło do normy, gdyż nadajemy na podobnych falach.

W ciągu poprzedniego roku dwukrotnie zagrałeś z Zagłębiem Sosnowiec. Lechia w tych meczach nie przegrała. Trener Borkowski uznał, że masz patent na Sosnowiczan?

- W pierwszym meczu z Sosnowcem wystąpiłem na skutek czerwonej kartki Bąka. Po raz drugi zagrałem w Gdańsku z Zagłębiem po głupio straconej bramce w meczu ze Śląskiem. Widocznie trenerzy uznali, że Mateusz musi odpocząć i może chcieli mu dać czas do przemyśleń. Już w kolejnym jednak meczu pucharowym, to ja zająłem miejsce na ławce, choć przeważnie jest tak, że w takich spotkaniach szkoleniowcy desygnują do gry bramkarza rezerwowego.

Urodziłeś się w Resku, niedaleko Szczecina. Pierwszym poważnym klubem była jednak dla ciebie Amica Wronki.

- Pierwszą moją myślą, po skończeniu szkoły podstawowej, była gra w SMS Wrocław. Potem jednak Amica organizowała nabór. Chciałem wybrać klub, w którym obok treningów mógłbym normalnie chodzić do szkoły.

Czy Amica była twoim pierwszym klubem w karierze?

- Wszędzie podają, że jestem wychowankiem klubu z Wronek. Jednak jest to przekłamanie, które występuje we wszystkich wychodzących skarbach kibica. Pierwszym moim klubem była Sparta Węgorzyno, obecnie klub 5-ligowy. Tam grałem do 14. roku życia.

- Wybrałem Amikę, bo był to klub pierwszoligowy, organizacja na najlepszym wysokim poziomie. Zakwaterowanie w internacie, nauka w liceum. Na początku Amica nie miała tradycji w trenowaniu i wychowaniu młodzieży. Wszystko jednak z czasem szło ku lepszemu i zespoły juniorskie z Wronek zaczęły zdobywać medale MP juniorów. Mój rocznik był pierwszym z naboru, gdzie zaczęli trenować młodzi piłkarze z całej Polski. Jak się potem okazało, był to trafny wybór, choć nie do końca, bo w seniorach nie udało mi się zadebiutować. Ale zdobyłem mnóstwo doświadczeń i mam na koncie tytuł Mistrza Polski juniorów Młodszych. Byłem wtedy drugim bramkarzem, byłem rocznikowo młodszy i zagrałem 1,5 meczu.

- W juniorach trenowałem razem z Burkhardtem, Kikutem, Gregorkiem, Skoniecznym, Dudką. Trener Skorża zrobił taką grupę młodych wyróżniających się piłkarzy, którzy tworzyli rezerwy Amiki i występowaliśmy w III lidze.

Jak wspominasz okres gry we Wronkach? Miałeś okazję trenować m.in. z Grzegorzem Szamotulskim, wychowankiem Lechii.

- Treningi z "Szamo" na pewno dużo mi dały. Był to specyficzny typ człowieka. Jak trzeba, to do rany przyłóż, ale jak się zdenerwuje, to lepiej nie podchodzić do niego blisko. Ale naprawdę dużo skorzystałem na treningach z nim. Zawsze trzymał moją stronę, z resztą bramkarze powinni trzymać się razem. Starał się mnie bronić w różnych dziwnych sytuacjach. Czasem rękawice mi podrzucił albo buty. Wprowadzał mnie do I zespołu, do piłki seniorskiej. Wtedy też dowiedziałem się, że w Lechii jest dobre szkolenie młodzieży, że wielu piłkarzy m.in. Dawidowski, Bieniuk czy Zieńczuk wywodzi się z Gdańska.

Dlaczego rozwiązałeś kontrakt z Amiką? To klub chciał z Ciebie zrezygnować, czy ty sam postanowiłeś spróbować gdzie indziej?

- Na pewno wina była po obu stronach. Na początku było fajnie, ale później zaczęli przychodzić kolejni trenerzy, którzy nie widzieli we mnie talentu czy jakiegoś potencjału. Czułem się tak delikatnie odstawiony. Potem popadłem jeszcze w konflikt z trenerem Szatałowem, który prowadził rezerwy. I od tego zaczęły się moje problemy. Rozegrałem cały sezon w III lidze u trenera Skorży i wydawało mi się, że wypadłem naprawdę dobrze. Z naszej grupy do II ligi awansowali Błękitni Stargard Szczeciński i trenerem został tam Jerzy Engel jr. Była szansa, że mogłem tam przejść, miałem pojechać na testy, ale Amica się nie zgodziła. Miałem zostać i być trzecim bramkarzem, ale mi się to nie podobało. Nastąpiła różnica zdań. Wtedy też odszedł z klubu trener Skorża. Uważałem, że w Amice przestaję się już rozwijać. I chciałem grać wyżej, aby podnosić swe umiejętności.

- Teraz z perspektywy kilku lat żałuję tej decyzji o rozwiązaniu kontraktu. Mogłem przeczekać 3 miesiące, bo po pewnym czasie trenerem pierwszego zespołu został trener Skorża, u którego w juniorach byłem kapitanem. Przy odrobinie szczęścia dałby mi szansę zaistnieć w pierwszym zespole.

Występując w Chojnie miałeś okazję zaprezentować się na Traugutta. Pamiętasz tamto spotkanie? Gol Borkowskiego w 87' (ostatni gol "Borka" w seniorach)?

- Oczywiście, że pamiętam. Wiele razy mi tu w Gdańsku to wypominano (śmiech), nawet przy podpisywaniu umowy. Pokazywano mi tą bramkę nawet na komputerze. Ja sobie żartowałem, że dzięki tej bramce przyczyniłem się do awansu Lechii do II ligi. Dobrze mi się w tym meczu broniło, oprócz tej sytuacji, po której padła bramka. Mogłem wtedy inaczej się zachować.

Co zadecydowało, że zostałeś bramkarzem?

- Zaczynałem grę jako napastnik. A potem, im byłem starszy, to bardziej się cofałem. Aż podczas pewnego meczu zabrakło naszego bramkarza. I uznaliśmy, że ja stanę. Tak mi się spodobało, że na drugi dzień postanowiłem kupić sprzęt bramkarski. Pojechałem do Szczecina, bo tam był sklep przedstawiciela Uhlsportu. Rodzice mnie tam zabrali, zrobili mi prezent urodzinowy. Z resztą jeszcze przed przejściem do Amiki grałem w drużynie szkolnej jako środkowy pomocnik. Jednak na testy do Wronek pojechałem jako bramkarz.

Kto jest twoim wzorem bramkarza?

- Staram się czerpać od każdego, co najlepsze. Ale ogólnie takim najlepszym jest dla mnie Buffon. Staram się na nim wzorować.

U bramkarza ważna jest koncentracja przed meczem i w jego trakcie. Jak to wygląda u ciebie?

- Kiedyś w Amice był psycholog sportowy i on nam podsuwał jakieś ćwiczenia. Potem to zostało zaniedbane. W ostatnich tygodniach miałem okazję spotkać się z p. Markiem Graczykiem, psychologiem sportowym z AWFiS. Dostałem od niego zestaw ćwiczeń na koncentrację i na pozbycie się stresu. Mam nadzieję, że mi to pomoże.

Dużo stresu jest w bramkarzu przed meczem?

- Zależy jak się do tego podejdzie. Jeżeli się myśli, że popełni się jakiś błąd czy nie poradzi sobie, to wtedy tak. Trzeba być zawsze dobrej myśli. W ogóle pozycja bramkarza jest bardzo narażona na stres, bo jest to ostatnia instancja, czuje się dużą odpowiedzialność. Wolę grać przy pełnych trybunach, nawet wtedy, kiedy publiczność jest przeciwko mnie. To mi bardziej pomaga. Tak było wtedy, kiedy z Chojną graliśmy w Gdańsku.

- Lubię grać przy pełnych trybunach, piłka nożna jest dla kibiców. Gdy wychodzę tu w Gdańsku na mecz i słyszę hymn śpiewany przez kibiców, to mówię, że ja nie potrzebuję się w ogóle rozgrzewać, tak to na mnie działa. Przyjechać, przebrać się i grać, rozgrzewka byłaby zbędna. To wyzwala takie emocje, podnosi adrenalinę i dodaje skrzydeł.

Mówiłeś, że chcesz w tej rundzie zrobić wszystko, aby wywalczyć miejsce w bramce. Czy to oznacza, że wcześniej nie robiłeś wszystkiego? Jakich argumentów chcesz użyć, aby być tym pierwszym golkiperem?

- Przychodząc tu wiedziałem, jaką pozycję ma Mateusz. Bronił w Lechii od samego początku, od A-klasy. Ciężko było, abym przychodząc tu od razu zabrał mu miejsce, tym bardziej, że moje doświadczenie też nie było jakieś wielkie, nie miałem jakiegoś głośnego nazwiska. Potrzebuję trochę czasu, aby się zaaklimatyzować. Teraz przyszedł odpowiedni czas, dodatkowo zbiegło się to z kontuzją Mateusza. Ułatwiło mi to sytuację i zrobię wszystko, aby ją wykorzystać. Bramkarz potrzebuje rytmu meczowego. Aby go realnie ocenić, trzeba 3-5 meczów, choć czasami zdarza się, że bramkarz wchodzi na jeden mecz i rozgrywa spotkanie życia.

Jak ocenisz umiejętności młodych bramkarzy, którzy być może w przyszłości będą walczyć o bluzę z nr 1?

- Na razie głównym ich problem może być mentalność. Mecz w II lidze może ich przerosnąć psychicznie. Chociaż kto wie? Może się okazać, że będą mieli okazję zagrać i przytrafi im się mecz życia.

Czy Lechia jest już gotowa, aby walczyć o pierwszą ligę?

- To się okaże po meczu z Janikowem. To jest zawsze wielka niewiadoma. Przed poprzednią rundą w okresie przygotowawczym nie wpuściłem żadnej bramki, przyszedł jednak mecz z Unią i dwa razy zostałem pokonany. Teraz nie było rewelacyjnych wyników w sparingach, ale miejmy nadzieję, że jak przyjdzie liga, to zacznie nam wszystko wychodzić. W sparingach ze Śląskiem czy Zagłębiem wcale nie byliśmy gorsi od tych zespołów. Brakowało nam szczęścia i na przeszkodzie stanęło dużo kontuzji. Każdy mecz był w innym zestawieniu, to też wpływało negatywnie na wyniki. Jak wszyscy będą zdrowi, to trenerzy na pewną będą mieli duży problem w wyborze podstawowej jedenastki. Personalnie jesteśmy naprawdę mocnym zespołem. W tym tygodniu mamy się spotkać z zarządem i wtedy zostaną określone cele na wiosnę. Jednak w każdym meczu będziemy grali o zwycięstwo.

Który z meczów rozegranych w Lechii najbardziej zapadł ci w pamięci?

- Każdy z meczów pamiętam dobrze, z racji tego, że zagrałem jedynie w 5 spotkaniach. Najbardziej zadowolony chyba jestem z tego z Kotwicą w PP, bo wygraliśmy 1:0, a ja zaliczyłem asystę przy bramce Króla (śmiech). No i wygrana z Sosnowcem, bo wygraliśmy 2:0 po dotkliwej porażce na Widzewie.

Jak będzie w niedzielę? Jaki typujesz wynik?

- Mam tylko nadzieję, że wygramy. Nieważne czy to będzie 5:3 czy 2:0. Chociaż wolałbym zachować czyste konto. Najważniejsze jest zwycięstwo zespołu.

Jak ci się podoba w Gdańsku? Zdążyłeś już poznać miasto?

- Oryginalny nie będę, jeśli powiem, że tak. Nie chcę prawić żadnych banałów, ale fajnie się tu mieszka. Dodatkowo Gdańsk odegrał znaczącą rolę w najnowszej historii Polski, wiadomo tu powstała Solidarność. Podoba mi się Stare Miasto, duże wrażenie zrobiło na mnie Westerplatte. Minusem jedynie są korki, co mi doskwiera przy dojeździe do centrum ulicą Kartuską.

Jak spędzasz czas poza treningami?

- W okresie przygotowawczym tego czasu za dużo nie było. Bardzo lubię spędzać czas aktywnie. Na początku pobytu w Gdańsku odkrywałem lasy oliwskie, spacerując z psem. Potem kupiłem rower i w ten sposób relaksowałem się. Lubię pojechać na basen lub nad morze. No i kino, czasem restauracja. Siedząc w domu, spędzam czas przy komputerze, buszując w internecie. Czasami jakaś książka, głównie historyczna.

Kto jest twoim największym kibicem?

- Rodzice. Już zapowiedzieli wizytę w Gdańsku i myślę, że będą na meczu z Janikowem.

Którzy trenerzy mieli największy wpływ na twoją karierę?

- Na każdym etapie mojej przygody z piłką był trener, który mocno zaznaczył się w moim życiu piłkarskim. Tym pierwszym, który miał wpływ na moją karierę piłkarską i stał za moim przejściem do Amiki, był Ryszard Łukasik. Dużo wyniosłem od trenera Michniewicza i trenera Skorży, który ukształtował mnie także jako człowieka. Dużo także zawdzięczam trenerowi Pleśnierowiczowi, mojemu pierwszemu trenerowi w Amice. Nigdy nie byłem konfliktowym zawodnikiem. No i należy wspomnieć trenera Szypowskiego, u którego trenowałem w Szczecinie.

Jaki jest twój cel na najbliższą rundę?

- Jeśli chodzi o drużynę, to chciałbym, aby udało się nam wywalczyć miejsce premiowane awansem. Natomiast cel osobisty, to rozegrać maksymalnie jak najwięcej meczów, bo jeśli tak się stanie, to będzie oznaczało, że jestem w formie. W innym przypadku wyląduję na ławce. Ta runda może być dla mnie przełomowa.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT