Przed rokiem wiosna dla Lechii rozpoczęła się od srogiego lania, jakiego udzielił biało-zielonym łódzki Widzew. W tym roku baty w podobnym stosunku otrzymała Unia Janikowo. Tak jak gdańszczanie w Łodzi, tak samo janikowianie w Gdańsku mieli zdecydowanie wyższe aspiracje. Rzeczywistość w obu przypadkach okazała się całkiem inna. Może tym razem to lechiści gromiąc rywala na początku rundy pójdą w ślady widzewiaków.
W ostatnim tygodniu przed ligą w obozie Lechii wiele się działo. Czy te wydarzenia miały wpływ na niedzielne zwycięstwo biało-zielonych? W jakiś sposób na pewno. Najpierw działacze Olimpii Elbląg odwołali ostatni z zaplanowanych sparingów przed ligą. Kilka dni później zarząd OSP wybrał nowego prezesa, który na zorganizowanej konferencji oznajmił, że celem drużyny z Traugutta jest walka o ekstraklasę. Te same słowa można było usłyszeć kilka godzin później na gdańskich Szadółkach, gdzie odbyła się tradycyjna prezentacja drużyny.
Tak odważne deklaracje walki o najwyższą klasę rozgrywek ostatni raz padały przez rozpoczęciem sezonu 2000/01, kiedy to pod wodzą trenera Szukiełowicza biało-zieloni mieli wywalczyć awans. Jak się to skończyło? Spadkiem do III ligi, upadkiem spółki oraz nową drogą zapoczątkowaną grą w A-klasie. Jeszcze wcześniejszy taki hurraoptymizm mogliśmy przeżywać po zawiązaniu spółki FC Lechia w 1992 roku. Po jakimś czasie temat awansu do I ligi upadł wraz z powstałą spółką. Czasy te na pewno dobrze pamiętają, będący obecnie w sztabie szkoleniowym, trenerzy Borkowski i Gładyś oraz piłkarze - Maciej Kalkowski, Sławomir Wojciechowski i Mariusz Pawlak.
Teraz ponownie balon został napompowany. Dodatkowo wycofanie się z rozgrywek Zawiszy SA sprawiło, że ubył jakże groźny rywal do walki o czołowe pozycje. Na wycofaniu bydgoskiego klubu skorzystało wiele drużyn, wzmacniając się jego zawodnikami. Uczyniły tak również Lechia i Unia, tyle że w różnym wymiarze. Biało-zielonych wzmocnił jedynie Arkadiusz Miklosik, natomiast Janikowianie w tym meczu wystawili Bekasa, Staniszewskiego i Jacka - zawodników, którzy jesienią przyczynili się do porażki Lechii w Bydgoszczy. Te, a także inne transfery sprawiły, że meczu z Unią można było się obawiać. Smaczku dodawał fakt, że w ostatnich 4 meczach z Janikowem lechiści nie potrafili wygrać, a mecze z Unią zawsze dostarczały emocji, nie tylko tych sportowych.
Mało brakowało, aby napompowany balon pękł już w niedzielne późne popołudnie. A wszystko za sprawą Damiana Staniszewskiego, który po kilkunastu minutach gry, wprawił w zdumienie kilkutysięczną gdańską publiczność, zdobywając prowadzenie dla Unii. Wielu kibiców biało-zielonych nie miało okazji zobaczyć pierwszej wiosennej bramki przy Traugutta, gdyż stali jeszcze w kolejce po bilet wstępu. Delegat PZPN-u nie zgodził się na kilkuminutowe opóźnienie spotkania.
Objęcie prowadzenia przez podopiecznych trenera Bartoszka mogło zwiastować kłopoty dla gdańszczan. Jednak drużyna "Borka" nie po raz pierwszy pokazała, że ma charakter. Dość szybko, za sprawą niezawodnego Piotra Cetnarowicza, objęła prowadzenie, a bramkę do szatni dołożył jeszcze debiutant Maciej Rogalski. Strata doświadczonego środkowego obrońcy, Rafała Szweda, już w początkowej fazie meczu, sprawiła że defensywa janikowian była dziurawa jak szwajcarski ser. Biało-zieloni umiejętnie wypunktowali rywala i tylko źle ustawionym celownikom lechistów Unia może zawdzięczać to, że straciła tylko 5 bramek.
W II połowie przypomniał o sobie najskuteczniejszy jesienią zawodnik Lechii, Piotr Wiśniewski. Najpierw w 73. min znakomity rajd zapoczątkowany w środkowej części boiska zakończył się zatrzymaniem jego strzału ręką przez Tomasza Warczachowskiego. Drużyna gości została ukarana podwójnie - tracąc piłkarza i bramkę z rzutu karnego egzekwowanego tradycyjnie przez Krzysztofa Brede. Kilka minut później pięknym strzałem z woleja "Wiśnia" dokończył miażdżenia przeciwnika, zdobywając swoją 8. bramkę w tym sezonie.
Rywalizacja o miano najskuteczniejszego lechisty nabiera rumieńców, bowiem Cetnarowicz powiększył swój dorobek także do liczby 8, choć mało brakowało, aby pokusił się o tak medialne wydarzenie, jakim jest ustrzelenie hat-tricka. Tym razem się nie udało, ale chyba nikt nie miałby za złe, gdyby tak się stało w kolejnym spotkaniu. Rywalizacja napastników w Lechii może jedynie zwiastować coraz bardziej skuteczną grę biało-zielonych w lidze. Już dziś lechiści mają w swym dorobku najwięcej bramek strzelonych w tym sezonie.
Wysokie zwycięstwo na inaugurację wiosny spowodowało, że balon został napompowany jeszcze bardziej. Koniunktura wokół gdańskiej Lechii jest na dobrej, wznoszącej linii. Widać to było także po zachowaniu nowego prezesa, Macieja Turnowieckiego. Medialna postać (były dziennikarz radiowy, a także rzecznik prasowy) umiejętnie potrafi nakręcać ten napompowany balon. Jego spontaniczne zachowanie na prezentacji kiedy w górę wzniósł olbrzymi czek z wieloma zerami, a także wspólna radość po meczu z piłkarzami na murawie jest skrajnie przeciwna do zachowań jego poprzedników - Jarosława Czarnieckiego i Aleksandra Żubrysa. Tamci mieli w zwyczaju siedzieć z tyłu, patrzeć z boku. Oby takie zachowanie nowego prezesa miało pozytywne przełożenie na wyniki gdańskiej jedenastki, a także na rozwój klubu z Traugutta.
Trenerowi Borkowskiemu obecnie można pozazdrościć silnej kadry. Przecież na ławce rezerwowych posadził Sławomira Wojciechowskiego i Marcina Szulika. Ponadto w protokole meczowym zabrakło kontuzjowanych Karola Piątka, Pawła Pęczaka i Mateusza Bąka. Jednak do końca sezonu jeszcze sporo meczów i tak długa ławka zmienników przyda się w razie kontuzji lub wykluczeń za kartki.
Kolejnym pozytywem jest agresywna gra całego zespołu. Piłkarze po stracie piłki atakują już przeciwnika w okolicach jego bramki. Ten pressing zaczyna już, grający na tzw. szpicy, Cetnarowicz. W wielu przypadkach goście nie umieli celnym podaniem wyprowadzić piłki ze swojej połowy, co owocowało szybkim przejęciem jej przez gdańszczan. Nieźle wkomponowali się w zespół debiutanci: Miklosik i Rogalski. Sprawiali wrażenie jakby w zespole biało-zielonych grali już kilka długich miesięcy. Te transfery mogą okazać kartą przetargową w grze o ekstraklasę.
A tej coraz głośniej i liczniej domaga się rzesza biało-zielonych fanów. Wielokrotne skandowanie słów "I liga, I liga Lechia Gdańsk" to cel, jaki na rundę wiosenną zespołowi wyznaczyli kibice. Dobrze, że jest on zbieżny z zadaniem wskazanym przez zarząd klubu.
Już za tydzień prawdziwy sprawdzian. Zarówno dla piłkarzy, ale także dla działaczy oraz kibiców. Od tego meczu może zależeć naprawdę wiele. Miejmy nadzieję, że wszyscy zainteresowani wytrzymają presję. Fatum Janikowa zostało przełamane, teraz należy wziąć rewanż na Jagiellonii. Najlepiej taki, aby w dwumeczu mieć lepszy bilans. Na koniec sezonu to też może się liczyć.
Chwilę przed pierwszym gwizdkiem, minutą ciszy uczczono pamięć zmarłego 28 lutego br. Adama (Dudi) Dudzińskiego. Kibica gdańskiej Lechii z Kętrzyna.