Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 98 (10/2007)

3 kwietnia 2007

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

LECHIA - GÓRNIK 0:0

Dzień głupca

Prima Aprillis (z łac. Pierwszy kwietnia) to dzień żartów, celowego wprowadzenia w błąd. Wielki żart zrobiła sobie Telewizja Polska, która zapowiadała transmisję "live" z Traugutta. Piłkarze Lechii chyba także sobie zażartowali z kibiców, nie strzelając bramki i tracąc punkty. Chcąc walczyć o ekstraklasę trzeba skończyć z żartami i zacząć grać nad wyraz poważnie.

MARIUSZ KORDEK
Gdańsk

Szklana pogoda

Terminy meczów Lechii w rundzie wiosennej w większości były podyktowane tym, aby w przypadku podjęcia przez telewizję decyzji o przeprowadzeniu transmisji z Traugutta, nie trzeba było przekładać terminu meczowego. Dopuszczalna była ewentualnie zmiana godziny rozpoczęcia imprezy. Wszyscy liczyli, że TVP przeprowadzi transmisję meczu sprzed dwóch tygodni, szlagierowego pojedynku między Lechią a Jagiellonią. Niestety wybrano wtedy inny mecz.

Mecz z Górnikiem Polkowice pierwotnie miał się rozpocząć o godz. 16. Jednak telewizja zapowiedziała transmisję tego meczu na żywo i przesunięto go na 14.40, a ostatecznie, jak się potem okazało, mecz nie "poszedł" w paśmie na żywo, a jedynie w retransmisji i to 4 godziny później. Mało tego, pierwszy gwizdek rozległ się kilka minut (bodajże pięć) przed planowaną godziną "0".

Lechia nie ma szczęścia do transmisji telewizyjnych. Od czasu powrotu do II ligi mecze biało-zielonych relacjonowano po raz piąty. I tylko jeden z tych meczów lechiści wygrali. Z Jagiellonią na inaugurację sezonu 2005/06 był remis, kilka tygodni później nastąpiła porażka u siebie ze Śląskiem Wrocław, w końcówce jesieni Lechia ograła... Górnika Polkowice 3-1. W tym sezonie "telewizyjny" mecz z Zawiszą został przegrany, a jak zakończyło się spotkanie z Górnikiem Polkowice, wszyscy wiemy.

Obie drużyny miały przystąpić do meczu bez kluczowych zawodników. W Lechii miało zabraknąć Piotra Cetnarowicza, natomiast w Górniku - Wojciecha Górskiego. Górski, który w poprzednich dwóch meczach z Lechią zdobył 3 bramki, nie wystąpił na skutek przymusowej pauzy za żółte kartki. Natomiast Cetnarowicz, mający problemy z sercem, miał jeszcze w tym meczu pauzować. Jego pojawienie się w składzie było tak zaskakujące, jak pojawienie się 2 tygodnie temu przed meczem z "Jagą" jego problemów zdrowotnych. Zatem, mając do dyspozycji dwóch najskuteczniejszych piłkarzy, kibice i trenerzy mogli oglądać mecz spokojnie.

Stało się jednak inaczej. Akcji bramkowych ze strony Lechii było jak na lekarstwo. Najgroźniejszą sytuację stworzył Mariusz Pawlak, kiedy to po jego główce w I połowie piłka odbiła się od poprzeczki i odbijając się od linii pola bramkowego wyszła w pole karne. Tam dopadł ją Maciej Rogalski, który próbował skierować futbolówkę do siatki rywala efektowną przewrotką, jednak zrobił to nieskutecznie.

Chwilę później, równie doskonałą sytuację miał Cetnarowicz, jednak, wychodząc sam na sam z bramkarze gości, został uprzedzony przez obrońcę Polkowic. Sytuacje Piotra Wiśniewskiego oraz stałe fragmenty gry w wykonaniu Arkadiusza Miklosika także nie mogły zaskoczyć Jakuba Szmatuły, golkipera Górnika.

Goście, mający 2-tygodniową przerwę w grze (przełożone ubiegłotygodniowe spotkanie z Janikowem), przyjechali do Gdańska po remis. Solidnie zabezpieczone tyły oraz dwójka szybkich i ruchliwych napastników miała zagwarantować realizację tego zadania. Kontry w wykonaniu polkowiczan były naprawdę groźne. Kilka razy po profesorsku ogrywali gdańskich defensorów zarówno Andrzej Rybski, jak i Kamil Witkowski. Duet napastników Górnika był bliski zdobycia bramki, jednak w kilku sytuacjach zabrakło im szczęścia i precyzji. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem bezbramkowym.

- Ciężko się dzisiaj gra. Zespół z Polkowic postawił typowo defensywne warunki. Myślę, że po strzeleniu pierwszej bramki całemu zespołowi będzie grało się lepiej. Pierwsza połowa była ciężka, zabrakło nam skuteczności. Myślę, że moi koledzy z drużyny w II połowie pokażą dobre widowisko i pierwsi zdobędą bramkę, która zagwarantuje zwycięstwo i kolejne 3 gole - tak ocenił poczynania kolegów w pierwszych 45 minutach Marcin Szulik, który ze względu na uraz mięśnia dwugłowego musiał zająć miejsce na trybunie.

"Czerwony" Pęki

W II połowie obraz gry niewiele się zmienił. Biało-zieloni długimi okresami przetrzymywali piłkę na połowie przeciwnika. Jednak na wiele się to nie zdało. Natomiast goście coraz śmielej zaczęli kąsać obronę gospodarzy, największe zagrożenie stwarzał Witkowski. Naprawdę niewiele brakowało, aby to Polkowice objęły prowadzenie. Może ten zimny prysznic lepiej by zadziałał na sennych tego dnia piłkarzy w biało-zielonych koszulkach. Jednym z momentów, które na chwilę ożywiły licznie zgromadzoną publiczność było pokazanie czerwonej kartki dla Pawła Pęczaka. Coś nie ma szczęścia "Pęki" do Polkowic, bowiem w rundzie jesiennej także w meczu z Górnikiem obejrzał czerwony kartonik.

Zmiany przeprowadzone przez trenera Borkowskiego, tym razem nie okazały się przełomowe i nie odwróciły losów meczu. Można mieć wątpliwości czy w przypadku remisu zasadne było decydowanie się na wymianę obrońcy Fechnera na Kosznika. Ta zmiana niestety była wymuszona ze względu na kontuzję tego pierwszego. Można było liczyć, że "Kosa" swoimi rajdami będzie dublował pozycję lewoskrzydłowego. Jednak dość wyraźnie brakowało koncepcji i siły byłemu zawodnikowi Kaszubii.

Dość długo na ławce rezerwowych siedział lider gdańskiego zespołu, Sławomir Wojciechowski. Tylko kwadrans jego gry sprawił, że nie zdążył wejść w swój rytm meczowy. Od czasu przyjścia Miklosika, Wojciechowski jest w cieniu tego zawodnika. Szkoda, że tak kreatywny piłkarz nie ma możliwości na dłuższe zaprezentowanie swoich umiejętności.

Mecz zakończył się wynikiem bezbramkowym. Twierdza Gdańsk nadal pozostaje niezdobyta. Szkoda, że po raz pierwszy w tym sezonie biało-zieloni nie zdobyli bramki przy Traugutta. Zawsze to gwarantowało większą dawkę emocji. 10 punktów w 4 meczach, to i tak niezły wyczyn. Rola faworyta, w jakiej od kilku tygodni występuję Lechia, nie do końca jest dla niej dobra. Już za kilka dni mecz z Polonią Warszawa, która tej wiosny zdobyła komplet punktów, i w tym spotkaniu biało-zieloni nie będą tak mocnym faworytem, jak to miało miejsce w Niedzielę Palmową.

- Nie mnie oceniać ten mecz, od tego jest sztab szkoleniowy oraz kibice. Zawód piłkarza jest bardzo trudny, wymagający wielu poświęceń i wyrzeczeń. Przychodzą słabsze dni, zdarzają się kryzysy. Najważniejsze, aby się ich jak najszybciej pozbyć i żeby było ich jak najmniej. Czeka nas naprawdę długa i ciężka walka, jeśli mamy o coś grać. Trzeba jak najszybciej zapomnieć o tym meczu i w sobotę na Konwiktorskiej zagrać przede wszystkim bez straty bramki. Każde spotkanie jest trudne. Każdy zespół, który przyjeżdża na Traugutta stawia wygórowane warunki. Dziś mecz ułożył się inaczej i szkoda straconych punków - podsumował występ kolegów popularny "Szulo".

- Czy zabrakło dziś Marcina Szulika? Nie mnie oceniać, od tego są trenerzy, którzy mają na co dzień Szulika na treningach. Ja żałuję, że nie mogłem wystąpić w tym meczu, czułem się bardzo dobrze i chciałem w tym meczu zagrać. Jednak drobne urazy są wkalkulowane w zawód piłkarza. Wydaje mi się, że moja absencja będzie trwała krócej niż tydzień, gdyż czuję się dobrze i szkoda mi każdego dnia - powiedział były zawodnik Polonii Warszawa i Stomilu Olsztyn.

Piłkarze Lechii w pomeczowych komentarzach dziwnie zachowywali spokój i względną radość z wywalczonego punktu. Wielu podkreślało, jak cenna jest to zdobycz i że należy się cieszyć, a nadto być dumnym, że nie przegraliśmy i nie straciliśmy bramki. Wolne żarty primaaprillisowe. Z takim podejściem II ligi nie podbijemy. Powinno dotrzeć do piłkarzy, że stracili dwa punkty, a nie że wzbogacili się o jeden. Z remisu 0:0 będzie można się cieszyć 9 czerwca, jeśli decydować on będzie o zajęciu premiowanego awansem miejsca w tabeli.

Miejmy nadzieję, że w Wielką Sobotę lechiści zaprezentują na stadionie Polonii wielką grę i sprawią Wielkanocny prezent swoim sympatykom. Będzie o to trudno, gdyż w tym meczu zabraknie dwóch kluczowych defensorów: Pęczaka i Manuszewskiego.

Prima Aprillis na świecie
z łac. 1 kwietnia.

W Polsce pojawienie się pierwszych żartów związanych z Prima Aprilis, zwanym też Dniem Śmiechu, datowane jest na wiek XVI.

Od 1631 roku, pierwszego kwietnia figle płatają sobie podczas Indenaprilschicken ("oszustwo primaaprilisowe") Niemcy. W Anglii obchodzony jest April Fool's Day ("dzień kwietniowego głupca"), podczas którego żarty robione są tylko rano; tradycja mówi, że wieczorem zrobienie komuś psikusa może przynieść pecha. Szkoci bawią się z okazji dnia zwanego tam Hunt the Gowk ("upoluj frajera"), Litwini z kolei - Melagio diena, czyli Dnia kłamcy.

"Ryba kwietniowa", Le poisson d'avril, to nazwa primaaprilisowej tradycji rodem z Francji. Nad Loarą można bezkarnie opowiadać nieprawdziwe historie i żartować do woli, a zwyczaj nakazuje ukradkiem przyklejać sobie wzajemnie do pleców papierowe ryby. W Nowym Jorku już od 25 lat pierwszego kwietnia aleją Five Avenue przechodzi gromadząca tysiące ludzi parada April Fool's Day, podczas której spośród uczestników zabawy wybierany jest "Król Głupców" - najzabawniej przebrany uczestnik parady.

źródło:http://media.imagopr.pl/notatka_54302.html
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.039