Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 100 (12/2007)

17 kwietnia 2007

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

PREZES MACIEJ TURNOWIECKI DLA LECHIA.GDA.PL

Boże, tylko nie baraże

"Czuję się gdańszczaninem, kocham moje miasto i pracując przez 4 lata w Urzędzie, a zajmowałem tam stanowiska kierownicze, nigdy nie miałem problemów z oceną sytuacji, zachowaniem dystansu do pewnych spraw i mogę nieskromnie powiedzieć, że po podejmowanych przeze mnie decyzjach w poprzednich firmach, nigdy nie było negatywnych konsekwencji" - mówi dla lechia.gda.pl 31-letni prezes Lechii.

KAROL SZELOŻYŃSKI, MARIUSZ KORDEK
Gdańsk

Maciej Turnowiecki pełni od marca funkcję prezesa gdańskiej Lechii. Wcześniej pracował dla Lechii jako wiceprezes biało-zielonych. Od września 2003 pracował jako rzecznik prasowy prezydenta Pawła Adamowicza. To m.in. jego zaangażowanie sprawiło, że gdański magistrat zaczął życzliwiej spoglądać w stronę Traugutta. I to nie tylko na drużynę piłkarską, ale także na obiekty. Dziś Lechia stoi w historycznym momencie. Być może już za kilkanaście tygodni ekstraklasa tak długa oczekiwana ponownie wróci do Gdańska. Czy Maciej Turnowiecki będzie tym prezesem, który wprowadzi biało-zielonych na wyższy szczebel rozgrywek?

Z Maciejem Turnowieckim spotkaliśmy się na kilka dni przed ogłoszeniem decyzji w sprawie gospodarza EURO 2012. Sam w ten projekt jest mocno zaangażowany jako koordynator przygotowań Gdańska do tej imprezy. Jaka będzie decyzja komitetu wykonawczego UEFA? Wszyscy przekonamy się w 18 kwietnia br. Pozytywna decyzja dla Polski i Ukrainy będzie oznaczać szereg pozytywnych zmian dla Gdańska, a także z pewnością dla Lechii.

Jak ci się wydaje, czy Polska otrzyma organizację EURO 2012?

Maciej Turnowiecki: Chciałbym. To byłby skok jakościowy, można śmiało powiedzieć, że cywilizacyjny w stosunku do tego, co mamy w tej chwili.

Jakie argumenty przemawiają za polsko-ukraińską kandydaturą?

- Potencjał. Polska i Ukraina to 85-90 milionów ludzi, zależy jak kto patrzy. Ogromne poparcie w obydwu państwach. Prowadzone przez profesjonalne pracownie badania opinii publicznej wykazały, że wśród mieszkańców obu państw nasza kandydatura ma 90% poparcia. Węgrzy i Chorwaci mają ten wskaźnik na poziomie około 60%.

Czy poparcie mieszkańców państw będzie miało jakieś znaczenie dla UEFA przy wyborze organizatora mistrzostw Europy?

- Przedstawiciele UEFA, którzy gościli w Polsce we wrześniu, zwracali uwagę, że jest to jeden z elementów, który nie ma decydującego wpływu, ale będzie tworzył całą tę układankę.

- Inne "plusy" naszej kandydatury, to np. kierunek Unii Europejskiej, który ostatnio "zmierza" bardziej na wschód. Czyli idealnie, bo Polska już jest w Unii, a niedługo pewnie wstąpi tam również Ukraina - kraj nie do końca "zbadany", ale na pewno ciekawy. No i Lech Wałęsa, ważna postać dla Gdańska i polskiej kultury.

Wspomniałeś o Lechu Wałęsie jako atucie Gdańska - miasta, w którym miałyby się odbywać mecze mistrzowskie. Jakie jeszcze mocne strony ma nasze miasto?

- Na pierwszą i drugą fazę wyboru kandydatów przygotowaliśmy kilkusetstronicową dokumentację naszej kandydatury, zawierającą różne wymogi - nie tylko stadionowe - od komunikacyjnych, po bazę sportową, hotelarską, turystyczną itd. Weźmy pod uwagę Gdańsk jako organizm od półwyspu helskiego, po Mierzeję Wiślaną z Kaszubami, bo w tym regionie rozlokują się przyjezdni kibice. To są nasze atuty. Były one na tyle mocne, że w fazie wyboru polskich miast organizujących imprezę, wyprzedziliśmy nie tylko Chorzów i Kraków, ale także Wrocław.

- Trudno mi wymienić kilkaset stron różnych kwestii, które poruszyliśmy w dokumentacji naszej kandydatury. Opisaliśmy tam również - trochę na wyrost, bo nie było to konieczne, ale UEFA zwraca na to uwagę - wykorzystywanie wolontariuszy przy rozmaitych imprezach. Wiele czynników wpłynęło na to, że Gdańsk znalazł się w gronie miast, które być może będą organizować EURO 2012.

Wiadomo, że ta impreza to również drogi, hotele i inne rzeczy znajdujące się niejako "dookoła".

- W całej aglomeracji gdańskiej baza hotelowa jest wystarczająca, a do 2012 roku powstaną przynajmniej jeszcze dwa kilkugwiazdkowe hotele na samej Drodze Królewskiej w Gdańsku. Każdą europejską drużynę trzeba zakwaterować w hotelu minimum 4-gwiazdkowym. Te wymogi na pewno będą spełnione.

- Stadiony. W naszym wypadku jest to Baltic Arena. Cały czas będę się powoływał na exposé premiera Marcinkiewicza, a później przemówienie Kaczyńskiego. Zwłaszcza w tym pierwszym padła deklaracja, że kiedy Polsce i Ukrainie zostanie przyznane EURO 2012, to cztery stadiony, na których będą się odbywać mecze, Rząd Polski zbuduje. Wtedy środki z budżetów miast zostaną wydatkowane na to, co jest bardziej "dookoła". W przypadku Gdańska będzie to przebudowa drogi Uczniowskiej i Marynarki Polskiej, która już się odbywa.

- "Oprowadzając" delegację UEFA po Gdańsku we wrześniu zastosowaliśmy ciekawy "manewr", czyli pokazaliśmy nasze miasto helikopterem, z lotu ptaka. Zrobiliśmy tak dlatego, że obawialiśmy się uniknięcia w korku, gdyż Gdańsk jest cały czas przebudowywany. A dodatkowo UEFA podoba się, gdy coś się robi. Więc nie miało to żadnego negatywnego wpływu na ocenę kandydatury. Delegaci zobaczyli ze śmigłowca Lechię i oglądali różne drogi. Podobało im się, że już wykonuje się prace pod kątem organizacji EURO 2012.

Jeśli chodzi o stadiony, to delegacji UEFA przebywającej w Polsce pokazywano jedynie projekty i przebudowywany obiekt w Poznaniu. Czy same plany wystarczą, aby to "nasza" kandydatura wygrała?

- Z tego, co słyszałem do tej pory, to UEFA wolałaby mieć obiekty wybudowane od nowa, o odpowiednim standardzie, niż przebudowywane tych z lat 60. Może w tej chwili tego nie widać, ale uważam, że jest to nasz atut.

- Przypomnę, że kiedy Portugalia w 2000 roku otrzymywała EURO, to był tam jeden gotowy stadion - Benfiki. Całą resztę trzeba było zbudować od nowa, bądź przebudować. I to im się udało.

O Baltic Arenie mówi się od kilkunastu miesięcy. Prace miały wystartować w drugiej połowie 2007 roku, po wybudowaniu hali widowisko-sportowej na granicy Gdańska i Sopotu. Jak wiemy, obiekt jeszcze nie powstał. Czy jest więc szansa, że budowa stadionu w Letnicy ruszy jeszcze w tym roku?

- Na temat hali nie chciałbym się wypowiadać, bo nie mam pełnej wiedzy. Większość rzeczy potrzebnych do wystartowania z budową stadionu, przynajmniej jeśli chodzi o robotę "papierkową", jest przygotowana. Gotowe są dokumentacje, łącznie z wykupami gruntu i umową z Polskim Związkiem Działkowców. Wszystko rozstrzygnie się 18 kwietnia. Jeśli będzie pozytywna decyzja, to prace ruszą pełną parą. Najpierw będą to końcowe techniczne przetargi, ale cały stadion musi być gotowy do 31 maja 2010 roku.

O ile opóźni się budowa Baltic Arena, jeśli nie otrzymamy EURO?

- Półtora do dwóch lat. Taki termin padł z ust prezydenta Adamowicza na konferencji prasowej sztabu EURO z 30 marca. To pozwoli nam pracować na EURO 2016.

Wybierasz się do Cardiff?

- Nie, jedzie tam Paweł Adamowicz.

Gdzie będziesz nasłuchiwał wyników?

- Ci, którzy pracowali nad gdańską kandydaturą, a nie jadą do Cardiff, spotkają się razem w jednym miejscu. Prawdopodobnie będzie to budynek Urzędu Miejskiego. Chcemy by byli tam również obecni piłkarze Lechii, którzy nie pojadą do Bytomia oraz grupa młodszych piłkarzy, tzw. "pokolenie 2012".

Wracając jeszcze do tego, że wrześniowa delegacja UEFA była "oprowadzana" po Gdańsku śmigłowcem. Dlaczego akurat takim sposobem? Wstydziliście się pokazać nasz stadion oficjelom?

- Każde miasto, które gościło delegację, starało się jakoś uatrakcyjnić przedstawicielom pobyt, czymś ich zaskoczyć. Np. w Poznaniu oficjeli powitało 2012 dzieci z poznańskich szkół. My wymyśliliśmy śmigłowiec też ze względu na to, że delegacja przyleciała w poniedziałek po południu i wyleciała we wtorek rano. Nie udałoby się wszystkiego pokazać jeżdżąc samochodem. Natomiast helikopter przeleciał nad stadionem Lechii na tyle nisko, że delegaci widzieli np. to, że nie wszystkie sektory są zapełnione krzesełkami.

- Powiedzieliśmy im, że na Traugutta jest pierwsze centrum treningowe, jak napisaliśmy w dokumentacji dla UEFA. Delegaci byli zachwyceni, że obiekt jest ulokowany w centrum miasta, a dookoła jest tak zielono.

Jesteś koordynatorem gdańskiego sztabu EURO 2012. Jakie wiążą się z tym obowiązki?

- Przede wszystkim udział w pracach sztabu ogólnego. Na początku naszej drogi ubiegania się o organizację imprezy, dostaliśmy do wypełnienia książki, które zawierały wszystkie wymogi od UEFA. Kolejnym etapem było wyłonienie firmy, która stworzy koncepcję stadionu, a czasu było niewiele. Ostatecznie zrobiło to przedsiębiorstwo z Dusseldorfu, co kosztowało kilkaset tysięcy złotych.

- Na początku roku dostaliśmy drugą partię dokumentów do wypełnienia. Były tam m.in. takie rzeczy jak ustalenie ilości osób, które szybka kolej miejska jest w stanie przewieźć w ciągu godziny na stację, która docelowo będzie nazywała się Gdańsk Stadion. Ciężkie do zrealizowania były umowy z hotelarzami, bo UEFA prosiła, aby hotele dawały gwarancje, że ceny, które obowiązują w tej chwili, będą także aktualne pół roku przed i po turnieju.

- Musieliśmy także wypisać ilość i wymiary powierzchni reklamowych na lotnisku, w mieście, musieliśmy policzyć ile na trasie z Gdańska do Sopotu stoi nośników reklamowych, jaka jest ich powierzchnia, ile może być przeznaczone dla UEFA. Myślę że udało się to dobrze przygotować i cieszę się z tego. To zasługa kilkudziesięciu osób, które nas wspierały i dzięki ich pracy udało się doprowadzić wszystko do tego momentu.

Czy czegoś się nie udało zrealizować w przygotowaniach?

- Naszym zdaniem dokumenty były przygotowane bardzo dobrze. Jedynym mankamentem było to, że stadion był na makiecie, wizualizacjach i na papierze, a nie można było po nim fizycznie pochodzić i dotknąć. Tak odbyło się to np. w Poznaniu. Za to na pewno były jakieś ujemne punkty, ale uważam, że wszystko inne zostało bardzo dobrze przygotowane.

Kończąc wątek EURO, jakbyś ocenił szanse polsko-ukraińskiej kandydatury?

- Nigdy nie lubię procentowo oceniać szans. Tak samo odpowiadam, jak ktoś mnie pyta o wynik meczu Lechii. Głosuje 12 osób z 14-osobowego komitetu wykonawczego, bo prawa głosu nie ma Włoch i Ukrainiec. Z przesłuchów wiem, że 4 członków jest za Polską i Ukrainą. By wygrać potrzeba 6, w przypadku, gdyby za Polską głosował Platini, bądź 7, gdyby Platini nie głosował. Czas pokaże. 18 kwietnia około 12:00 okaże się, czy to się potwierdziło.

Skąd pomysł i kto to zaproponował, aby Maciej Turnowiecki został prezesem klubu?

- Na którymś z tegorocznych spotkań zarządu klubu, była dyskusja o tym, że stoimy jako klub w takim miejscu, że sytuacja wymaga większego zaangażowania. Musimy mieć świadomość, że z rozwojem sportowym, musi iść także rozwój organizacyjny, żeby klub funkcjonował personalnie. Miejmy nadzieję, że od lipca już w strukturach ekstraklasy. Właśnie z takim przesłaniem się pojawił pomysł zmiany prezesa.

- Na którymś kolejnym spotkaniu zarządu, były już prezes, Jarosław Czarniecki, po uprzednim odbyciu rozmowy ze mną, zaproponował moją kandydaturę na prezesa. I pomysł ten został zaakceptowany, kiedy potwierdziłem swoją gotowość do objęcia tej funkcji. Nie podjąłem decyzji od razu, gdyż uznałem, że muszę wcześniej porozmawiać z Pawłem Adamowiczem, z pracy u którego musiałbym zrezygnować. Chciałem być wobec niego fair i powiedziałem, że w przypadku mojej osoby jest to propozycja 50-lecia.

Jakie są twoje główne obowiązki jako prezesa klubu i czym będą się one różnić od tych, które pełnił prezes Czarniecki?

- Poza tymi funkcjami, które pełnił pan Czarniecki, czyli kwestiach organizacyjno-papierkowo-biurowe, to przede wszystkim chciałbym doprowadzić do pogłębienia współpracy z MOSiR-em, a dzięki kilkuletniej pracy w Mieście, doprowadzić do przeobrażenia stadionu przy ul. Traugutta. Oczywiście ciężko jest nagle zmienić wszystko w obiekcie, z którym przez wiele lat nic się nie robiło, ale chciałbym doprowadzić go przynajmniej do stanu, który pozwoli spełnić warunki licencyjne na I-ligę, a być może później zupełnie przebudować. Na tym chciałbym się skupić.

- Kolejne moje obowiązki, to praca nad tym, aby piłkarze zawsze mieli na czas wypłacane pieniądze, a sytuacja organizacyjna i finansowa była również stabilna. Czyli również praca nad przekształceniem klubu w spółkę akcyjną z jakimś podmiotem związanym z miastem i ewentualnie innymi, komercyjnymi.

Jesteś od dzieciństwa kibicem Lechii. Czy nie boisz się, że może to być przeszkodą w rzetelnej ocenie pracy trenera czy zespołu?

- Odpowiem trochę przewrotnie. Czuję się gdańszczaninem, jestem lokalnym patriotą, kocham moje miasto i pracując przez 4 lata w Urzędzie, a zajmowałem tam stanowiska kierownicze, nigdy nie miałem problemów z oceną sytuacji, zachowaniem dystansu do pewnych spraw i mogę śmiało - choć nieskromnie - powiedzieć, że po podejmowanych przeze mnie decyzjach w poprzednich firmach, nigdy nie było negatywnych konsekwencji. Myślę że doświadczenie, które mam z pracy w radiu czy ostatnio Urzędzie Miasta, przełożę na Lechię.

Jak w tej chwili wygląda kwestia zawiązania sportowej spółki akcyjnej?

- Mamy obietnicę ze strony miasta, że podmiot do wejścia w spółkę jest. Jesteśmy po rozmowach zarówno z Pawłem Adamowiczem, jak i przewodniczącym Rady Miasta, Bogdanem Oleszkiem. Pod koniec kwietnia będzie w klubie specjalna Komisja Kultury i Sportu poświęcona przede wszystkim zawiązaniu SSA. Radni muszą wiedzieć, jak wygląda sytuacja finansowo-organizacyjna klubu i muszą się z tymi sprawami zapoznać.

- Mamy też deklarację od dwóch-trzech podmiotów komercyjnych, które są bardziej zainteresowane wejściem w spółkę niż tylko i wyłącznie sponsoringiem. Przysłaliśmy im skrócony prospekt emisyjny Lechia Gdańsk SSA z wykropkowanymi miejscami, jeśli chodzi o udziały i akcje. Wysłaliśmy również zapytania do kilkunastu firm, które w grudniu wstępnie deklarowały chęć "wejścia" w Lechię. Kilka dni temu otrzymałem pierwszy, wstępny raport. Jestem dobrej myśli i chciałbym spokojnie do końca maja zamknąć tę sprawę, a w czerwcu skupić się wyłącznie na sprawach sportowych.

- Moją bolączką jest to, że do tej pory nikt tak naprawdę nie wie, ile zespołów będzie mogło awansować do ekstraklasy. Mówi się w kontekście afery korupcyjnej o Zagłębiu Sosnowiec, Polonia Bytom ma odjęte punkty, chociaż właściwie nie wiadomo czy decyzja się uprawomocni. Jest wiele niejasności, ale chciałbym się w czerwcu skupić na sprawach sportowych. W awans głęboko wierzę, ale nie daj panie Boże, będą baraże. To o kolejne 10 dni wydłuży "nerwówkę".

Czy jest już jakiś plan przystosowania stadionu do wymogów I-ligowych?

- Wspólnie z dyrektorami Jenkiem i Paszkowskim usilnie nad tym pracowaliśmy od stycznia. Muszę podkreślić znakomitą współpracę na tym polu. Ze strony Pawła Adamowicza i odpowiadającego za inwestycje w mieście, Marcina Szpaka, jest pełna wola i zrozumienie, jeśli chodzi o wszystkie aspekty związane z dostosowaniem stadionu.

Wola jest, a kiedy działanie?

- 26 kwietnia na sesji Rady Miasta będzie dyskusja o przyznaniu kilkunastu milionów złotych na prace związane ze stadionem. Trudno mi w tej chwili dokładnie oszacować tą sumę, gdyż ściągam z Poznania specyfikację przetargową i program funkcjonalno-użytkowy na oświetlenie, monitoring i podgrzewaną murawę. Tam będą wyliczone koszta. Do sesji, MOSiR musi przedstawić odpowiednie wnioski zawierające kwoty potrzebne, aby zdążyć z remontami. Głęboko wierzę, że dla dobra Lechii i gdańskiego futbolu, nasi radni zagłosują za przekazaniem pieniędzy.

Jeśli pod koniec kwietnia pieniądze zostaną przyznane, to dopiero wtedy można ogłosić przetargi? Czy można to zrobić wcześniej?

- Dopiero po 26 kwietnia, nie można tego zrobić szybciej. Nie chciałbym wchodzić w kompetencje pana Paszkowskiego, ale z tego, co mi wiadomo, przetargi mają być rozpisane na zasadzie "projektuj i buduj", co ograniczy czas rozstrzygnięcia i przyspieszy budowę.

Co będzie największą trudnością w przystosowywaniu obiektu do wymogów ekstraklasy?

- Oświetlenie, gdyż jego montaż musi być poprzedzony pracami geologicznymi, które odpowiedzą na pytania, w którym miejscu mogą stanąć słupy, jakie ma być ich nachylenie itd.

- Jest jeszcze jedna zagadka. Podczas spotkania z panem Szpakiem, dyrektor Paszkowski dostał sugestię, żeby ustawić modernizację tak, aby w wypadku rozpoczęcia generalnej przebudowy stadionu, żeby wszystko można było zdemontować, aby nic nie kolidowało. Po to, by później nie mógł się pojawić zarzut, że najpierw są wydawane środki, a później to się rozwala.

Czy wydaje ci się, że oświetlenie, które nie powstało przy Traugutta przez kilkadziesiąt lat, nagle powstanie w ciągu 50-60 dni?

- Nie wiem czy jest możliwe wykonanie tego do 1 lipca, gdzie generalnie będą się ważyły kwestie licencji w przypadku awansu naszej drużyny do ekstraklasy, ale wszystko powinno być gotowe do początku sierpnia. Jestem jednak urodzonym optymistą i wierzę, że rozmowy zabrnęły już tak daleko, że nie ma już odwrotu. Dobrze, że wszyscy mają świadomość, że musimy spełnić wszystkie wymogi, które niesie ze sobą awans do I ligi.

Bierzecie pod uwagę, że pierwsze mecze po awansie rozegracie na wyjeździe, bądź na stadionie w Gdyni?

- Nie. To w ogóle nie wchodzi rachubę. Chcemy ekstraklasy, ale tylko dla Gdańska.

- Nieraz, kiedy oglądam I ligę w Canal+, to mecze są rozgrywane o różnych godzinach, również za dnia, więc myślę że by się udało przekonać stację do lekkiego poślizgu w przypadku naszego oświetlenia.

Większość spółek, które sponsorują Lechię, jest powiązana z miastem? Uważasz tą zależność za coś dobrego?

- Uważam że fantastycznie jest, że Lechia ma przychylność władz miasta do tego, aby odbudowywać potęgę gdańskiego futbolu. 12 lat temu, kiedy była Lechia-Olimpia, w przerwie zimowej Lechia przygotowywała się do wiosny i nie wyjechała na obóz, bo nie było pieniędzy.

- Boisko przy Traugutta nie było odśnieżone, znaleziono kawałek murawy w jakimś parku przy rurach ciepłowniczych, gdzie Hubert Kostka prowadził trening. Przyjechała Straż Miejska i wlepiła mandat. I mnie wtedy jako kibica strasznie to bolało, bo uważam, że Lechia jest wizytówką tego miasta. Wizytówką jest Dwór Artusa, Neptun, Stocznia Gdańska. Tak samo wizytówką tego miasta jest Lechia. Nie bez kozery kibice mają flagę "My tworzymy historię". Tu rodziła się historia, opozycja demokratyczna.

- I dlatego cieszę się, że jest przychylność prezydenta Adamowicza do współpracy z Lechią. Po raz pierwszy w ostatnich latach zostały poczynione prace modernizacyjne tego stadionu. Wydatkowano na to ok. 13 mln zł. m.in. na szatnie pod trybuną, salkę konferencyjną itd. Szykują się kolejne modernizacje i remonty. Dzięki przychylności Ratusza, możemy liczyć na umowę promocyjno-handlową z miastem w wysokości 200 tys. zł. Dzięki miastu mamy sponsora tytularnego, który podpisał z nami umowę na 4 lata.

Czy nie za dużo tych spółek miejskich?

- Dzięki przychylności tych spółek mamy pewne firmy, które pomagają Lechii. Można powiedzieć, że zostały one zarażone Lechią. Syn prezesa ZKM-u już kopie piłkę w Lechii. W ZKM-ie jest fanklub, podobnie w Saur Neptun. Coraz więcej ludzi dzięki temu ciągnie do Lechii, ja się z tego cieszę. Jedynym "mankamentem" jest to, że te firmy nie są w stanie wydatkować takich środków jak sponsorzy tytularni Wisły Płock czy Legii Warszawa. Ale cieszmy się z tego co mamy, szukajmy dalej. Nie jest źle, wiążemy koniec z końcem, pracujemy cały czas, aby rozwijać się pod względem finansowym.

Co z umową z poprzednim sponsorem tytularnym, firmą GPEC? Były informacje, że miała zostać przedłużona.

- Trudno mi powiedzieć, być może po sezonie wrócimy do rozmów z tą firmą. Po 3 latach GPEC nie wyraził chęci dalszego sponsorowania drużyny.

Swego czasu, gdy Jacek Kurski został prezesem, odwiedził większość znaczących przedsiębiorstw na Pomorzu, aby włączyły się w sponsorowanie klubu. Nic z tego jednak nie wyszło. Jak to wygląda obecnie i dlaczego twoim zdaniem ciężko jest przekonać lokalny biznes do inwestowania w piłkę?

- Nie chciałbym się porównywać z Jackiem Kurskim. Generalnie od wiosny 2003, kiedy miasto wydatkowało pierwsze środki na drużynę seniorów, co 2-3 miesiące wysyłaliśmy kilkadziesiąt listów do firm pomorskich. Były to listy z prośbą o pomoc w odbudowie gdańskiego futbolu. W ostatnim okresie były to listy o treści: "gra w II lidze wymaga większych nakładów, miasto oraz dotychczasowe spółki nie są wstanie samodzielnie utrzymać zespołu na tym poziomie". Bardzo ciepłe listy, ale generalnie nie przekładają się one na pozyskiwanie sponsorów.

- Są tego różne przyczyny. Najczęściej takie, że w strategii firmy nie ma finansowania piłki nożnej. Z ust jednego ze sponsorów padło, że być może gdyby Lechia nazywała się Stoczniowiec. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak jest. Lotos woli Małysza, bo jest częściej w telewizji niż Lechia. Mam taką nadzieję, że jeśli uda nam się awansować do ekstraklasy i będą relacje z meczów w Canal Plus, TVN i TVN24 oraz mecze Pucharowe w Polsacie Sport, to głęboko wierzę, że uda się zaangażować do współpracy jakąś dużą firmę. Do Lotosu pukamy co jakiś czas, i już nie tylko jako klub, ale także prezydent Adamowicz kilka razy rozmawiał z szefostwem tej firmy. Na razie nie ma to przełożenia.

Wcześniej prezesami klubu bywali politycy: Kurski, Żubrys. Ty nie jesteś politykiem. Ale czy prezesura klubu nie będzie dla ciebie zamierzoną odskocznią do kariery politycznej?

- Gdybym chciał zaangażować się w politykę, to idealną odskocznią w którymś tam momencie byłby Urząd Miasta. Byłem w Urzędzie Miasta, pracowałem dla Gdańska i Pawła Adamowicza. Jestem daleki od działalności partyjnej. Moim marzeniem natomiast byłoby, żeby członkowie Stowarzyszenia mieli swoich reprezentantów w Radzie Miasta, aby mieli wpływ na podejmowane tam decyzje. Niewiele brakowało w 2002 roku, być może za kilka lat będzie można wrócić do tego pomysłu.

- Ja w perspektywie kilkunastu najbliższych miesięcy nie myślę o tym, aby startować w wyborach samorządowych. Dla mnie obecnie najważniejsze są inwestycje na Traugutta, być może dzięki pozytywnej decyzji w Cardiff, za 3 lata będziemy mieli stadiom na 40 tys. To byłoby idealne rozwiązanie, bo w myśl UEFA, przepisy, które będą obowiązywały od 2009 roku Gdańsk jest liczony jako aglomeracja łącznie z Sopotem i Pruszczem, czyli powyżej 0,5 mln mieszkańców. I jest wymóg, aby takie miasta posiadały stadion na minimum 30 tys. widzów, jeśli miałyby się tam odbywać imprezy pod rangą UEFA.

Pierwszą z twoich obietnic była deklaracja walki o ekstraklasę? Co się stanie, gdy ta obietnica nie zostanie spełniona? Podasz się do dymisji? Czy posypiesz głowę popiołem?

- Do czerwca jest jeszcze kawałek czasu. Za nami 6 spotkań, zdobyliśmy w tych spotkaniach 10 punktów, choć mogło być więcej. Musimy cały czas mieć ścisły kontakt z czołówką, bo kluczowych będzie 5 ostatnich spotkań, a nie 5 pierwszych. Głęboko wierzę, że uda nam się w tym roku awansować, więc jakby to pytanie straci na mocy.

- Jeśli będzie nadal aktualne, czyli w przypadku, gdy nie awansujemy, to trzeba będzie pracować na przyszły rok, nie wchodzi w grę podanie się do dymisji. Wszystko zależy od gry futbolistów i splotu różnych okoliczności. Z Jagiellonią były to szczęśliwe okoliczności, bo strzeliliśmy bramkę w końcówce. W meczu z Polonią nieszczęśliwe, gdyż Pawlakowi przytrafiła się kontuzja już na rozgrzewce.

Na czym opieraliście się, kiedy decydowaliście o celu postawionym drużynie, czyli awansu do ekstraklasy?

- W mojej ocenie, biorąc pod uwagę dorobek niektórych piłkarzy, zaangażowanie młodszych zawodników, cały skład oraz spotkania, które rozgrywaliśmy w rundzie jesiennej, ilość zdobytych punktów, później wycofanie Zawiszy Bydgoszcz... Byłoby grzechem nie spróbować. Nie chcieliśmy podchodzić asekuracyjnie, że gramy i zobaczymy co będzie po kilku meczach. Moim zdaniem drużyna powinna mieć jasno określony cel przed sezonem. Jesienią udało się zrealizować cel, czyli znaleźć się na miejscach 1-6. Potencjał ta drużyna ma i myślę, że nie raz w tym sezonie będziemy skakać do góry w geście tryumfu i zwycięstwa.

- Te wszystkie elementy i wspaniali kibice spowodowały, że należało przed drużyną postawić taki cel, aby po 20 latach znów w Gdańsku była I liga. Pokazaliśmy, że z Jagiellonią, która od początku deklarowała walkę o awans, potrafimy wygrać. Kilka razy udowodniliśmy, że potrafimy wygrywać na wyjazdach. Kluczowe mecze przed nami, trudny wyjazd do Bytomia. Musimy, jak wspomniałem, cały czas trzymać kontakt z czołówką. Mam nadzieję, że 2 czerwca po meczu z Ruchem będziemy mogli świętować awans.

Widać, że inaczej, w porównaniu do poprzedników zachowujesz się po meczach. Pozwalasz sobie gesty euforii np. na taniec radości z piłkarzami.

- Nie ukrywam, że mecze Lechii mocno przeżywam. Zresztą mam taką naturę. Byłem zaangażowany w wiele wydarzeń w Urzędzie Miasta i jeśli wszystko się potoczyło bez problemu, to dzieliłem swoją radość ze współpracownikami. Największy stres towarzyszył mi podczas organizowania obchodów 25-lecia powstania Solidarności.

- Gdy piłkarze się cieszą po zwycięstwie, to ja się cieszę z nimi. Jesteśmy jednym organizmem i tak samo będę okazywał swoją radość z każdym kibicem na stadionie, wyściskamy się. Będę się cieszył z "Cetnarem", bo zdobył dwie bramki, będę się cieszył z "Kalką", bo rozegrał fajny mecz i wrzucił kilka dobrych piłek.

Czy jako prezes będziesz schodził do szatni przed meczem lub w czasie przerwy, aby motywować zawodników?

- Myślę że to należy zostawić tylko i wyłącznie szkoleniowcom. Ja mogę jedynie pójść po meczu, aby ich uściskać lub powiedzieć, że głowa do góry panowie. Tak było po meczu z Polonią. Nigdy nie lubię rozmawiać na tzw. huki. Nigdy staram się nie krzyczeć, choć podczas mojej pracy w Urzędzie wielokrotnie się zdenerwowałem. Uważam że lepiej dotrzeć do ludzi spokojną rozmową i pokazać ewentualne braki lub błędy które popełniła.

- Wiele osób ma taką przypadłość, że jak ktoś krzyczy, to od razu jest odruch obronny, nie słucha. Spokojniejsza rozmowa powinna dać lepszy rezultat, tak było w Urzędzie i myślę, że tak będzie podczas mojej pracy w Lechii. Jarek Czarniecki był innym typem człowieka, ja też jestem innym. Przeżywam to inaczej. Pierwszy raz przyszedłem na mecz Lechii w 1979 roku i od tego czasu przez ponad 20 lat przeżywałem te mecze jako kibic. I nie ma powodu do wstydu, aby dalej te mecze tak przeżywać. Powiem krótko: jeśli Lechia przegrywa - mam zły humor.

Czy jako prezes sam będziesz podejmował decyzje, czy będziesz się konsultował z zarządem?

- Wszystkie decyzje podejmowane są kolegialnie i to zdaje egzamin już od wielu lat. Spotykamy się przynajmniej raz w tygodniu w gronie całego zarządu lub prezydium - prezes, wiceprezesi, dyrektor. Uważam, że burza mózgów jest zawsze lepsza niż autorytarna jedna decyzja. Czasami ktoś może nie mieć dystansu do pewnej sprawy, a może kilka osób widzi inaczej tą sprawę. Myślę, że dalej będzie się to odbywać tak jak do tej pory.

Jak ci się udało przekonać prezydenta Adamowicza do zainteresowania Lechią? Przed 2003 rokiem, gdy był prezydentem, a wcześniej przewodniczącym Rady Miasta, jakoś nie było widać u niego zainteresowania gdańskim klubem? Czy to zamierzone działania PR?

- Bardzo mi zależało, aby takie miasto, z takimi tradycjami jak Gdańsk miało też sport na odpowiednim poziomie. Oczywiście chciałbym, aby to było w każdej dyscyplinie, jak miało to miejsce kiedyś, kilkanaście lat temu. Najpierw była Lechia, potem jechaliśmy na Spójnię oraz na ręczną na Kołobrzeską. Czy na Wybrzeże na żużel czy także piłkę ręczną. I tak spędzało się sobotę, to był pewien rytuał.

- Najsilniej emocjonalnie byłem i jestem związany z Lechią. Starałem się przekonać, że w poprzedniej kadencji prezydent mocno zajmował się sprawami kultury, a w tej warto może mocniej zainteresować się sprawą sportu gdańskiego. Myślę że udało mi się zapalić prezydentowi tego bakcyla sportu. Mieliśmy z prezydentem takie spotkania-prasówki i zaczynaliśmy od pierwszej strony dzienników, a zaraz potem przechodziliśmy na końcowe, do działu sportowego. Zawsze prezydent Adamowicz prosił mnie o wyniki meczów Lechii.

- Dzięki temu, że udało się przekonać prezydenta i władze miasta do zainteresowania Lechią jesteśmy w tym miejscu. Bez wsparcia miasta to by się nie udało, bo żadnego klubu nie stać przykładowo na wyasygnowanie kilkunastu milionów złotych na doprowadzenie stadionu, aby spełniał wymogi licencyjne. Nie stać by było nas na instalację sztucznego oświetlenia czy podgrzewanej murawy.

Jak wygląda obecnie sprawa z dyrektorem sportowym? Jesienią było głośno w temacie Mirosława Trzeciaka.

- Temat ucichł, Trzeciak pracuje w Warszawie. Mam z nim stały kontakt, ostatnio nawet podczas meczu z Polonią się z nim widziałem. Niedługo będzie trzeba do tej sprawy wrócić, obecnie nie jest to dobry moment, aby powoływać dyrektora sportowego. Przypomnę, że Robert Sierpiński został szefem skautingu i tutaj mamy przegląd kandydatów do gry w Lechii z całego regionu.

- Sprawa dyrektora sportowego wróci, gdyż wraz z rozwojem organizacyjnym i sportowym taka osoba będzie bardzo potrzebna. To musi być człowiek z nazwiskiem, znakomicie obeznany w środowisku futbolowym. Były reprezentant Polski byłby idealny.

Czy po zawiązaniu spółki nadal zamierzasz być prezesem klubu, spółki? Czy będzie rozpisany konkurs na to stanowisko?

- Nie wiem jak to będzie, na ten temat jeszcze nie rozmawialiśmy. Ja jestem gotowy do podjęcia się tego wyzwania. Najpierw zawiążmy spółkę, a później będziemy rozmawiać o personaliach.

Jak wyglądają relacje klub - MOSiR w sprawie wykorzystania obiektów? Kiedyś były z tym problemy. Czy klub korzysta odpłatnie z obiektów?

- Grupy młodzieżowe korzystają z obiektów za symboliczną złotówkę. Natomiast mecz nas kosztuje ok. 600 zł. Współpraca układa się bardzo dobrze, nikt nie robi nam pod górę. W miarę możliwości możemy trenować na głównej płycie. Już niedługo będzie gotowe boisko ze sztuczną nawierzchnią i dzięki wstawiennictwu dyr. Paszkowskiego z MOSiR-u, ta nawierzchnia będzie na zdecydowanie wyższym poziomie, nie będzie to zwykła tania "szczotka".

- Będzie to nawierzchnia oznaczona dwoma gwiazdkami w rankingu FIFA. Bardziej przypominająca nawierzchnię naturalną. Już został rozstrzygnięty przetarg na budowę boiska trawiastego w miejscu "Sahary". Tamta murawa powstanie na przełomie sierpnia i września.

Jeszcze jeden problem nurtujący kibiców związany z pojemnością stadionu. Obecnie pojemność dopuszczona to 10 tys. widzów. Czy tą pojemność możecie zwiększać w czasie rundy czy dopiero po zakończeniu sezonu? Czy może w ogóle?

- Wszystko zależy od policji. Każdy mecz w I lidze wiąże się z przyjazdem kibiców przyjezdnych i wtedy muszą być na stadionie dwa sektory buforowe. Część wymaganej liczby krzesełek posiadamy i wspólnie z władzami MOSiR-u uzgodniliśmy, że w pierwszej kolejności lepiej zająć się usprawnieniem systemu dostępności, czyli wymianę bram, kołowrotków i płotu okalającego stadion.

- Myślę, że w I lidze pojemność zostanie zachowana. Myśleliśmy o wykorzystaniu miejsc między klatką, a trybuną krytą dla grup młodzieżowych. Ale to miejsce upodobała sobie telewizja na wozy transmisyjne oraz policja. Stadion nie jest z gumy. W pierwszej kolejności myślimy jednak o oświetleniu i podgrzewaniu murawy, a następnie o kolejnych udogodnieniach.

- Ważne jest także wejście i wyjścia na stadion, żeby było więcej bramek. Myślimy już o tym, aby od strony cerkwi zrobić dodatkowe bramki, aby nie było takiego zatoru jak podczas meczu z Janikowem. Przepraszamy, ale staramy się być lepsi każdego miesiąca i każdego dnia.

Jakie są twoje najmilsze wspomnienia z Lechią?

- Tych miłych wspomnień było sporo. Pamiętam awans od I ligi w 1984 roku, wygraliśmy z Zagłębiem Lubin 4:2, do dzisiaj widzę ten tłum na stadionie. Wieczorem oglądałem wiadomości sportowe, prowadził je Andrzej Szulc, komentator. I nagle odebrał w studiu telefon i przekazał wszystkim informację, że Lechia Gdańsk właśnie awansowała do I ligi.

- Wygrane derby z Arką 3:2, gdy przegrywaliśmy 1:2 i w ostatnich sekundach Błondek strzelił bramkę na 3:2. Miłym momentem były także czasy Lechii-Olimpii i nasza gra w ekstraklasie.

- A w ostatnim okresie to moment awansu do II ligi, że udało się wrócić po kilku latach gry w ligach podwórkowych na szczebel centralny. Oczywiście także Puchar Polski, który oglądałem w TVP. Juventus pamiętam jak przez mgłę, nie byłem na tym meczu, ojciec nie zabrał mnie na to spotkanie.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.030