lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 104 (16/2007)
15 maja 2007


DARIUSZ ŁOŻYŃSKI DLA LECHIA.GDA.PL

Jedyny junior u Michniewicza

"Wiedziałem, że na mecze w Gdańsku przychodzi bardzo dużo ludzi, którzy są całym sercem za Lechią, ale po tym jak zagrałem praktycznie pierwszy mecz w życiu przed taką publicznością, ze Śląskiem, to było naprawdę niesamowite. W tym klubie publiczność to chyba numer jeden" - mówi dla lechia.gda.pl 25-letni lewy obrońca Lechii, Dariusz Łożyński.

KAROL SZELOŻYŃSKI, PAWEŁ DOCZYK
Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11676/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Dariusz Łożyński został sprowadzony do Lechii zimą z III-ligowej Warty Poznań. Jest jedynym piłkarzem, który przeszedł zorganizowane przez trenerów Lechii testy dla wyróżniających się zawodników z niższym lig i podpisał kontrakt z gdańskim klubem. Trener Borkowski chciał w ten sposób zwiększyć rywalizację na słabo obsadzonej pozycji lewego obrońcy, gdyż w zespole biało-zielonych gra tam praktycznie tylko Rafał Kosznik.

Z naszym rozmówcą spotkaliśmy się w niedzielę, zaraz po spotkaniu z Miedzią Legnica. Darek opowiedział nam o swojej dotychczasowej przygodzie z Lechią, o tym jak to się stało, że gra dziś w gdańskim zespole, o swoim nieudanym podejściu do gry w I lidze, o grze w innych trzecioligowych klubach, a także o tym, jak wywalczył z rezerwami Amiki Wronki awans do II ligi, ale jego zespół nie mógł tam zagrać z powodów regulaminowych.

W czwartek wygrana z Piastem, w niedzielę z Miedzią. Czy to już odrodzenie, koniec kryzysu?

Dariusz Łożyński: Na pewno ostatnie zwycięstwa dobrze nam zrobiły - całej drużynie, ale również kibicom. Myślę że powoli dochodzimy do siebie po ostatnich nieudanych spotkaniach i będzie coraz lepiej.

Nie zagrałeś w ostatnich spotkaniach przez kontuzję. Co to za uraz i kiedy będziesz znowu do dyspozycji trenera?

- W zeszłym tygodniu wystąpiłem 60 minut w meczu rezerw. Miałem naciągnięty przywodziciel. Przez ostatni tydzień doszedłem jednak do siebie. W niedzielę znowu zagrałem w rezerwach 60 minut i od poniedziałku jestem do dyspozycji trenera. Na mecz z Łomżą będę już brany pod uwagę przy ustalaniu kadry meczowej.

Zagrałeś w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec i zawiniłeś przy pierwszej straconej bramce. A w dodatku twój zmiennik, Rafał Kosznik, zaprezentował się dobrze. Myślisz że na razie straciłeś miejsce w składzie?

- Wyglądało to tak, że dostałem piłkę z boku, nie pamiętam od kogo, straciłem ją chcąc zagrać do Sławka Wojciechowskiego. Przeciwnik przejął futbolówkę, zagrał w moją stronę, nie przerwaliśmy w tym momencie akcji, poszła wrzutka i padł gol.

- Cały czas jest ciężko wywalczyć miejsce w składzie. Mamy wyrównany zespół, jest dwudziestu paru chłopaków, na każdą pozycję są bardzo dobrzy dublerzy. Na pewno ciężko będzie wygryźć Rafała ze składu po meczach z Piastem czy Miedzią, ale nie zamierzam się poddać.

Grałeś w rezerwach Amiki, ale w sezonie 2003/04 znalazłeś się w szerokiej kadrze pierwszoligowego zespołu z Wronek. Nie zagrałeś jednak żadnego spotkania w I lidze. Dlaczego?

- Nie wiem dlaczego tak to wyszło. Faktycznie byłem przez rok do dyspozycji trenera Stefana Majewskiego. Łapałem się na mecze, ale niestety nie udało się zadebiutować. Nie wiem, tak po prostu wyszło.

Byłeś słabszy od innych czy trener stawiał na tych, którzy nie zawodzili?

- Drużyna Amiki wyglądała wtedy bardzo dobrze. Po pierwszych dziewięciu kolejkach mieliśmy lidera, także trener Majewski praktycznie w ogóle nie zmieniał zawodników. Grali też piłkarze bardziej doświadczeni, bo mieliśmy pod tym względem naprawdę mocny zespół. Jedyne co mogłem powiedzieć to, że stałem przy linii bocznej, miałem wejść, ale się nie udało. Po prostu Amica grała bardzo dobrze.

W lutym 2004 roku wyjechałeś z Amicą Wronki na obóz do Hiszpanii, gdzie miała kształtować się podstawowa jedenastka zespołu na rundę wiosenną. To tam przegrałeś rywalizację o miejsce w składzie?

- Tak jak mówiłem wcześniej - mieliśmy we Wronkach bardzo mocny zespół. Grali tu tacy gracze jak Dembiński, Bartczak czy Dziewicki. Zawodnicy, którzy grają dzisiaj w I lidze i wyżej, czyli za granicą. Naprawdę ciężko było się przebić do kadry Amiki, ale bardzo się cieszę, że pojechałem na zgrupowanie do Hiszpanii. Przy starszych piłkarzach nabrałem doświadczenia. To był mój jak dotąd jedyny obóz zagraniczny.

Byłeś tam zabrany bardziej po to, aby nabrać doświadczenia niż walczyć o skład?

- Byłem brany pod uwagę, aby grać w sparingach. Jeśli wyglądałoby to zdecydowanie lepiej niż wtedy, kiedy grają starsi piłkarze, to na pewno trener dałby mi szansę. Niestety tak nie wyszło.

Mówisz, że w Amice grało wielu doświadczonych zawodników, od których można było się wiele nauczyć. Od kogo nauczyłeś się najwięcej?

- Było tam wielu bardzo dobrych piłkarzy, począwszy od Jacka Ziobera, Furtoka, Bartosza Bosackiego, był też Jacek Dembiński, Marek Bajor. Można by tak długo wymieniać. Na pewno gra z takimi zawodnikami uczy spokoju gry, przeglądu pola, bo ci ludzie są bardzo doświadczeni, a więc spokojnie grają piłką i dużo widzą. Tego można się od nauczyć i myślę, że mi po części też trochę to dało.

Jak w takim razie wspominasz okres gry w Amice?

- Wspominam go naprawdę bardzo dobrze. Jako jedyny piłkarz Amiki wywodzę się z Wronek. Były tam bardzo dobrze warunki. Mieliśmy wszystko co chcieliśmy: i boiska i odnowę biologiczną, przygotowania siłowe. Z tego co wiem, to teraz z bazy treningowej Amiki ma korzystać kadra Polski, ma podpisać jakieś kontrakty. Bardzo dobrze to wszystko wyglądało, bardzo dobrze się czułem we Wronkach. Niestety po jakimś czasie trzeba odejść i odszedłem do Warty.

Dlaczego zdecydowałeś się opuścić Wronki i wiosną sezonu 2005/06 przeszedłeś do Warty Poznań, gdzie rozegrałeś dwie rundy?

- Wyglądało to tak, że ostatni sezon wróciłem w Amice to był mój powrót po kontuzji, zerwaniu więzadeł krzyżowych. Wyleciałem z kadry pierwszego zespołu i grałem w III-ligowych rezerwach. Fakt, że występowałem zawsze w pierwszym składzie, ale niestety trzeba było coś zmienić. Zadzwonił do mnie trener Warty, Jarosław Araszkiewicz, i spytał mnie czy nie chcę dograć rozgrywek do czerwca, a od czerwca grać o awans do II ligi. Skorzystałem z jego propozycji.

- Tak czy inaczej, później, w czerwcu, nastąpiła fuzja Amiki z Lechem, także i tak 3/4 zespołu nie gra dziś w nowej drużynie Lecha.

Myślisz, że również nie załapałbyś się na umowę z KKS-em Lech Poznań?

- Myślę że tak. Połączono przecież zespoły i z Poznania i z Wronek, także bardzo ciężko było się załapać. Z rezerw praktycznie nikt tam się nie dostał.

Jak wspominasz zakończoną zimą, roczną przygodę z Wartą Poznań?

- Bardzo dobrze. Warta, jak na III ligę, jest bardzo dobrze przygotowana i pod względem finansowym i organizacyjnym. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, także same plusy.

Arek Miklosik powiedział nam niedawno, że wielu młodych chłopaków grających w Warcie chodziło również na mecze Lecha Poznań. Tobie też się to zdarzało?

- Tak. Pewnie że zdarzało się, że byliśmy kilka razy na spotkaniach Lecha. Bierze się to stąd, że to jedyny pierwszoligowy klub w Poznaniu, a gdzieś na mecze trzeba chodzić. Zresztą ostatnio w ekstraklasie idzie im bardzo dobrze. Bardzo chcieliśmy zrobić, aby Warta awansowała do II ligi, aby Poznań miał zespoły w obu klasach rozgrywkowych. Zobaczymy jeszcze co z tego będzie.

Warta to taki klub, który co roku gra o awans, a zawsze czegoś brakuje do końcowego sukcesu.

- Warta to taka drużyna, która przegrywa, bądź zawodzi, z drużynami z dolnej części tabeli. Kiedy tam byłem, to też przegraliśmy kilka takich spotkań. Ostatnio jednak moim byłym kolegom idzie dobrze, wygrali kilka meczów, a do końca ligi zostało pięć kolejek. Wszystko może się zdarzyć. Mam nadzieję, że załapią się na baraże, bardzo im tego życzę.

Zimą trenerzy Lechii zaprosili na testy grupę piłkarzy z niższych lig. Jesteś jednym z czwórki graczy, którzy podczas ich trwania przekonali do swoich umiejętności sztab szkoleniowy. Jednak jedynie z tobą zdecydowano się podpisać kontrakt. Podbudowało cię to, że z pewnej grupy piłkarzy wybrano właśnie ciebie?

- Na pewno czułem się lepiej niż pozostali zawodnicy. Wyglądało to w ten sposób, że do trenera Warty Poznań przyszło zapytanie o zawodnika z lewą nogą, o obrońcę. Pan Araszkiewicz przekazał mi informację i pojechałem ja. Było ciężko, bo zaproszono około 20 chłopaków. Pierwsze testy wypadły dobrze, testy medyczne - z tego co wiem - bardzo dobrze. Pojechaliśmy na obóz do Cetniewa i tam, po rozmowach z trenerem i załatwieniu wszystkich spraw wiążących mnie z Wartą, podpisałem kontrakt i jestem zadowolony z tej decyzji.

Oprócz oferty z Lechii miałeś także jakieś inne propozycje?

- Nie. Nawet nie wiem czy szansę na grę w Lechii można nazwać propozycją. To były testy, które udało mi się pomyślnie przejść.

Czy zaproszenie na testy było dla ciebie ważną szansą i chciałeś zrobić wszystko, aby ją wykorzystać, wyrwać się z III ligi?

- Na pewno. Nie ma w ogóle co porównywać II ligi do III, bo na szczeblu centralnym jest zdecydowanie wyższy poziom. Lechia jest też zespołem, który po pierwszej rundzie zajmował szóste miejsce. Wyglądało to bardzo dobrze, gdańszczanie wygrali dużo spotkań, dobrze się prezentowali. Takie testy w Lechii, to na pewno wyróżnienie.

Z tego co czytałem to w Warcie występowałeś głównie na pozycji prawego obrońcy.

- Nie, to jest błąd. Kiedy przyszedłem na testy do Lechii, to wszystkie gazety i źródła podawały, że grałem na prawej obronie. To jest bzdura, bo zawsze występowałem albo w środku 4-osobowego bloku obronnego, albo po lewej stronie. Moją wiodącą nogą jest lewa.

Czy to, że w Lechii rywalizujesz na raczej deficytowej pozycji lewego obrońcy miało też jakieś wpływ na podjęcie przez ciebie decyzji o przejściu do gdańskiego zespołu? Wiadomo, że kiedy rywalizuje się tylko z jednym piłkarzem, w twoim wypadku z Rafałem Kosznikiem, to łatwiej wywalczyć miejsce w składzie.

- Nie, bo tak naprawdę idąc tutaj nie wiedziałem kto rywalizuje na tej pozycji, kto gra lewą nogą. Jedynie niektórych kojarzyłem z nazwisk. Jest jeszcze Paweł Żuk, który operuje lewą nogą i myślę, że on też dochodzi do naszej rywalizacji. Na pewno nie szedłem tutaj bojąc się jakiejś rywalizacji, bo to nie miałoby sensu.

No tak, ale chyba masz trochę łatwiej niż inni piłkarze, bo kiedy nie ma Rafała albo coś mu się stanie, to już wtedy grasz?

- To znaczy faktycznie jest nas dwóch. Paweł Żuk miał kontuzję i wypadł z kadry. Teraz wróci także myślę, że rywalizacja się zwiększy i będzie nas trzech. Z tego co wiem to Paweł jest w Lechii od początku, więc z pewnością dostanie szansę. Na pewno jest konkurencja, nie jest tak, że na treningach można słabo wypaść. Po prostu trzeba się cały czas starać i pokazywać trenerowi, że to ja zasługuję na grę, bo w innym przypadku nie będę grał.

Czy obawiałeś się czegoś przed przyjściem do Lechii?

- Na pewno obawiałem się aklimatyzacji, bo wiadomo, że jest tutaj kilku doświadczonych zawodników. Ja jestem z Poznania, a wiadomo jakie są relacje na linii Gdańsk - Poznań. Bałem się aklimatyzacji, ale wypadło to naprawdę świetnie. Znałem kilku zawodników, którzy wcześniej grali z mną w Amice, czyli Dominik Sobański czy Paweł Pęczak. Dzięki nim bardzo dobrze zaaklimatyzowałem się w drużynie.

Co zaskoczyło cię na plus, a co na minus, kiedy przychodziłeś do Gdańska?

- Na plus zaskoczyła mnie publiczność. Wiedziałem, że przychodzi tutaj bardzo dużo ludzi i są całym sercem za Lechią, ale po tym jak zagrałem praktycznie pierwszy mecz w życiu przed taką publicznością, ze Śląskiem, to było naprawdę niesamowite. W tym klubie publiczność to chyba numer jeden. Na minus zaskoczyły mnie korki i dojazdy na treningi.

Wszyscy piłkarze jako minus wymieniają bazę treningową.

- Wiadomo, że nie ma co porównywać bazy treningowej Lechii, która obecnie będzie przebudowywana, do tej z Wronek czy Grodziska. Tam jest I liga oraz inne pieniądze i inaczej to wygląda. Myślę że miasto i EURO 2012, które będą w Polsce sprawią, że wszystko się poprawi.

Występ z Śląskiem to był twój pierwszy występ przed tak dużą publicznością?

- Tak to był mój pierwszy występ. Oczywiście byłem jeszcze na meczu Legii z Amiką. Tam też było około 13 tys. kibiców oraz wspaniała atmosfera, ale pierwszy występ na boisku był właśnie ze Śląskiem.

Jak minęły twoje pierwsze dni w Gdańsku i jak przyjęli cię nowi koledzy?

- Na początku, jak przyjeżdżałem na testy, mieszkałem z Pawłem Buzałą. On także po części wprowadził mnie w drużynę. Przebywałem z nim, a także z młodymi chłopakami, jak z Pawłem Żukiem, Rolandem Kazubowskim, Rafałem Kosznikiem oraz Damianem Trzebińskim. Jest to praktycznie młodzież, razem się trzymaliśmy, także wszystko było OK - wprowadzenie do szatni czy na treningach nie czułem się jakoś specjalnie pomijany. Wszystko było dobrze.

Twój transfer z Warty do Lechii, został załatwiony dość szybko bez żadnych komplikacji. Miałeś jakieś obawy, że kluby mogą się nie dogadać?

- Zanim wyjechałem na obóz z Lechią, dyrektor oraz trener Warty przekazali mi, że nie będą sprawiali żadnego kłopotu, ani nie będą mi przeszkadzać w dalszej karierze. Także chodziło o to czy Lechia będzie mnie chciała oraz, czy będą chcieli za mnie zapłacić jakieś tam pieniądze. Z tego co wiem, dyrektor Warty nie miał żadnych przeciwwskazań i dlatego tak dobrze się wszystko potoczyło.

Warta, pozbywając się ciebie, miała piłkarza na twoje miejsce?

- W Warcie też był tylko jeden lewonożny obrońca - Przemek Matuszewski, także myślę, że teraz on gra na lewej obronie. Z tego co wiem, doszło teraz dwóch środkowych obrońców, także tam też ma kto grać.

Wraz z Miklosikiem, Sobańskim, Fechnerem oraz Buzałą stanowicie małą kolonię graczy mających za sobą występy w klubach z Wielkopolski. Rzeczywiście trzymacie się razem bądź któryś z tych graczy jest twoim bliższym kolegą w zespole?

- Nie. W drużynie wszyscy trzymają się razem, nie ma żadnych podzielonych grup pomiędzy starszymi a młodszymi. Jeżeli chodzi o nas i o to, że jesteśmy z Wielkopolski, to każdy z nas pamięta, iż wywodzimy się z jakiejś tam części Polski. Na pewno przez niektóre słowa czy gesty wiemy, że jesteśmy z tego samego regionu i inaczej na siebie patrzymy.

Swój debiut w Lechii zaliczyłeś w wyjazdowym meczu z Podbeskidziem. Jak myślisz, czy wynikło to z problemów kadrowych czy może trener Borkowski wolał, abyś nie debiutował przed wymagającą publicznością w Gdańsku?

- Jeżeli chodzi o mój debiut, to chyba nie chodziło o to żebym zadebiutował u siebie czy na wyjeździe. Rafał Kosznik miał kontuzję i na lewej stronie grał Sebastian Fechner. Ja byłem po kontuzji i trener pytał czy jestem zdrowy na sto procent, bo wracałem od razu po kontuzji, miałem problemy z mięśniami. Pojechałem do Podbeskidzia jako dziewiętnasty i myślałem, że nie będę nawet w "18" meczowej, ale okazało się, że byłem, trener dał mi szansę i chyba się udało.

Grałeś w III lidze, teraz grasz w II. Czy twoim zdaniem jest duża różnica pomiędzy tymi ligami?

- Według mnie tak. W drugiej lidze gra się szybciej, agresywniej i więcej trzeba biegać. Poziom III ligi można podzielić na dwie części: na drużyny utrzymujące się w tej lidze oraz na te, które chcą awansować do II ligi. W II lidze natomiast każda drużyna, jaka przyjedzie do nas na Lechię, obojętnie czy jest to czołówka, czy spadek, to naprawdę są to zacięte mecze i tym się różnią oba poziomy rozgrywkowe.

Nie miałeś obaw przed przeskokiem między II a III ligą?

- Nie. Na pewno było to dla mnie jakieś wyzwanie, ale nie miałem obaw. Od początku bardzo dobrze czułem się w Gdańsku. Myślę że rozegrałem sporo meczów w III lidze, z Amiką Wronki awansowaliśmy do II ligi, ale nie mogliśmy wejść, bo chodziło to, że Amica nie może mieć drużyn w I i II lidze. Także nie miałem jakichś większych obaw.

Liczyłeś kiedyś, ile spotkań w III lidze rozegrałeś?

- Nie, nigdy tego nie liczyłem, ale myślę, że sto występów by się uzbierało. Debiut w III lidze miałem za trenera Czesława Michniewicza, także praktycznie on wprowadził mnie w drugą drużynę, gdzie grałem wszystkie mecze jako jedyny junior. Zdobyliśmy pierwsze miejsce w III lidze.

Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką?

- Przygoda z piłką zaczęła się od Wronek, gdzie występowałem w trampkarzach w wieku 13 lat. Były oczywiście zapisy i jako dzieciak poszedłem na trening. Na początku grałem w trampkarzach starszych ze starszym rocznikiem, ponieważ jeszcze nie było utworzonego mojego rocznika. I tak to się potoczyło dalej.

Kto był twoim pierwszym trenerem i któremu najwięcej zawdzięczasz?

- Pierwszym trenerem, u którego grałem, był pan Widlarczyk, następnie był to Roman Kabaciński, któremu dużo zawdzięczam, bo to on prowadził mnie cały czas w juniorach. Następnie był trener Michniewicz, z którym grałem w rezerwach, Jurek Szatałow prowadzący przez chwilę Jagiellonię Białystok. Później byli to Maciej Skorża, Lesław Ćmikiewicz, Stefan Majewski, Jarosław Araszkiewicz, a obecnie są nimi trener Borkowski i Tomasz Kafarski.

Jak na tak młodego piłkarza, to miałeś już do czynienia ze znanymi trenerskimi osobistościami.

- Na pewno. Trener Michniewicz na początku uczył się swojego fachu w rezerwach. Teraz jest jednym z najlepszych trenerów w naszej lidze. Maciej Skorża, który był drugim trenerem w reprezentacji, a teraz trenuje Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski, a wcześniej prowadził zespół z Wronek. Na pewno są to znane nazwiska i można się od nich wiele nauczyć.

Jakie jest twoje hobby poza piłką nożną?

- Na pewno komputer, który służy mi do rozrywki i nauki. Wiadomo - internet itd.

Masz piłkarza oraz klub, któremu kibicujesz?

- Ulubiony piłkarz to Fabio Cannavaro i Carles Puyol. Drużyna to na pewno FC Barcelona.

Oglądasz mecze tej drużyny?

- Tak. Staram się oglądać mecze ligi hiszpańskiej czy Barcelony, jeżeli oczywiście trafię to staram się znaleźć czas i obejrzeć.

Czy wzorujesz się na kimś z polskiej ligi?

- Na pewno są tacy zawodnicy, ale lewych obrońców jest w Polsce mało. Natomiast są zawodnicy, którzy już pokończyli swoje kariery, jak Marek Bajor czy Jacek Zieliński i to byli zawodnicy na których można było się wzorować.

Trener Borkowski mówi, że stara się wpajać swoim piłkarzom, aby nie interesowali się szczególnie miejscem w tabeli, stratami punktowymi, a jedynie patrzyli na siebie. Czy rzeczywiście biorąc do ręki gazetę czy przeglądając internet, nie przyglądacie się dokładnie tabeli, nie patrzycie, na co są jeszcze szanse?

- Na pewno każdy z nas przychodząc do domu analizuje tabelę i wyniki poprzednich spotkań. Natomiast jeżeli przychodzimy przed meczem do szatni, nie patrzymy na inne zespoły i nie kalkulujemy. Staramy się każdy mecz wygrać.

Przed wami wyjazd do Łomży, która miała bardzo udany początek rundy, ale ostatnio tylu punktów nie zdobywa. Czeka was ciężka przeprawa czy wierzycie w swoje umiejętności i pojedziecie po trzy punkty jak po swoje?

- Na pewno będzie ciężko. Chociażby nasz mecz z KSZO pokazał, że każdy zespół walczy do końca. Jedziemy tam po trzy punkty, bo nie mamy żadnych innych planów. Wiemy, że w Łomży czeka nas niezwykle ciężki mecz, ale jedziemy po zwycięstwo.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT