Gdańsk: wtorek, 3 października 2023

Tygodnik lechia.gda.pl nr 110 (22/2007)

26 czerwca 2007

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

TOMASZ BORKOWSKI DLA LECHIA.GDA.PL

W tej karuzeli nie ma sentymentów

"Wiem, że słowa >>Lechia na dwie kolejki przed końcem biła się o ekstraklasę<< brzmią nijak w stosunku do oczekiwań kibiców. I nieważne, że rok temu na tym etapie zespół dopiero zapewnił sobie utrzymanie. Mam jeszcze rok by się wykazać i będę chciał udowodnić wielu malkontentom, że pracą można jeszcze wiele zwojować. Tylko w ten sposób mogę zdobyć autorytet" - mówi dla lechia.gda.pl trener Lechii.

KAROL SZELOŻYŃSKI, MATEUSZ JASZTAL
Gdańsk

W środę seniorzy Lechii rozpoczynają przygotowania do nowego sezonu, a wciąż nie ustaje krytyka trenera Tomasz Borkowskiego za braku awansu w poprzednim. Spotkaliśmy się ze szkoleniowcem Lechii w poniedziałek, aby podsumować miniony sezon, zastanowić się, czego zabrakło do awansu, a także porozmawiać o głównym temacie sezonu ogórkowego, czyli o transferach - tych udanych, nieudanych, jak i zawodnikach, którymi klub dopiero się interesuje oraz piłkarzach, których próbuje, bądź próbował, zatrzymać w Gdańsku.

Dodatkowo zapytaliśmy trenera Lechii o plany obozów i sparingów w okresie przygotowawczym, co sobie obiecuje po nowym sezonie, a także o derby Trójmiasta. Wyjaśniliśmy również niektóre opinie o Tomaszu Borkowskim zamieszczone na forum serwisu. Szkoleniowiec odniósł się do części zarzutów dotyczących jego osoby oraz wyjaśnił plotkę, która głosi, że starsi piłkarze Lechii nie chcieli awansować do ekstraklasy.

W mistrzostwach Polski juniorzy przegrali rywalizację z Hutnikiem Kraków. Czym jest dla pana ta porażka?

Tomasz Borkowski: Na pewno jest to bolesna porażka, tym bardziej że w tej drużynie występuje sporo moich podopiecznych. Oglądając dwa mecze, bo pofatygowałem się również na mecz do Krakowa, jednoznacznie można stwierdzić, że sporą sztuką było przegrać ten dwumecz. Okazało się, że zwycięstwo w bardzo słabej lidze pomorskiej nie wystarczy, aby powalczyć w Polsce.

- Zaskakującym jest dla mnie fakt, że zawodnicy ocierający się o kadrę pierwszego zespołu zawiedli. Więcej spodziewałem się po Hirszu, Pietrowskim, Wojtkiewiczu, Dębowskim czy Osłowskim. Oni powinni brylować na tle przeciętnego zespołu Hutnika.

- Jedynym usprawiedliwieniem takiego scenariusza może być to, że pomni sytuacji sprzed lat, kiedy to zespół trenera Małolepszego zdobył mistrzostwo Polski, nie dał nam korzyści w postaci zaistnienia tych chłopców w piłce seniorskiej.

- Dlatego w tym roku zmieniliśmy politykę względem juniorów. Zespół który odpadł w rywalizacji Hutnikiem oparty był o zawodników o rok młodszych, po za tym uznaliśmy iż stosowniej będzie ograć Pietronia, Kawę czy Lodę w zespołach trzecioligowych. Dlatego trener Jędrzejczak nie mógł ich brać pod uwagę. Liczę że zdobyte tam doświadczenie zaprocentuje i któregoś z nich dołączę do kadry drugoligowej.

- Porażkę w mistrzostwach Polski rozpatrywałbym w trzech aspektach. W aspekcie sportowym nie mieliśmy prawa przegrać z taką drużyną jak Hutnik. Po drugie, poszliśmy inną drogą chcąc, aby jak najwięcej zawodników trafiło do seniorskiej drużyny. Trzecia sprawa to postawa zawodników, którzy ocierali się o drugą ligę. To daje sporo do myślenia.

Czy zostanie rozegrany sparing dla kandydatów do gry w Lechii z niższych lig i graczy wypożyczonych?

- Taki test-mecz zostanie rozegrany w czwartek, 28 czerwca. Pole do popisu będzie miał nasz skaut Robert Sierpiński. Zaproszeni zostaną gracze z doświadczeniem trzecioligowym, jak nasi zawodnicy wracający z wypożyczeń w tym Krzysztof Rusinek. Mocno liczę, że część z nich dołączy do szerokiej kadry.

Jak pan sobie wyobraża system 16+8? Kto będzie w grupie młodzieżowej? Patrząc na poprzedni sezon, wydaje się, że jedynie Pietrowski prezentuje odpowiedni poziom.

- Dlatego też jestem tak zdruzgotany postawą juniorów w meczu z Hutnikiem. W tej ósemce mają się znaleźć gracze do 21 lat. W związku z tym chcę przejrzeć wszystkie grupy juniorskie Lechii, jak i ściągnąć kilku zawodników z Polski, głównie takich na dorobku, jak chociażby Peta. Chcemy, aby ten zespół był ciągle perspektywiczny, dlatego nie pominę żadnego rokującego nadzieję zawodnika.

Zapowiadane było stawianie na młodzież, a Pietrowski zagrał jeszcze mniej niż w rundzie jesiennej, Hirsz niewiele więcej niż jesienią, a Wojtkiewicz zadebiutował tylko w ostatnim meczu bez znaczenia. Czy jest to poniekąd przyznanie racji Marcinowi Kaczmarkowi, że w Lechii nie ma zdolnej młodzieży?

- U mnie naprawdę duże szanse grania, pokazania się, mają młodzieżowcy. Lecz powiedzmy sobie jasno: ja nie mogę wystawić zawodnika słabszego. Wszystko zależy od aktualnej formy i umiejętności. Zarówno Pietrowski jak i Hirsz, byli po prostu słabsi, dlatego grali mniej. W jakiś sposób wprowadziło się ich do zespołu, co nie znaczy, że będą mieli łatwiej.

- Z pewnością przed nimi jeszcze sporo pracy, jednak w żaden sposób nie zgodzę się, że nie mamy zdolnej młodzieży. Trzeba jej czasu. Różnica poziomu między grą w juniorach a piłką seniorską jest ogromna. Szwankują tu zdecydowanie umiejętności techniczno-taktyczne. Wierzę jednak, że praca z tymi chłopcami zaowocuje i będą oni stanowić o sile zespołu Lechii.

Wracając jeszcze do poprzedniego sezonu. Czego zabrakło do awansu? Dłuższej ławki rezerwowych, bardziej wyrównanych zmienników?

- Myślę, że przede wszystkim stabilizacji składu. Jak nie kontuzje, to kartki. Te kontuzje to jakieś fatum, które wisiało nad nami. Nie mogłem się spodziewać, że po jednym treningu, jeszcze podczas przerwy zimowej, wypadnie bardzo ważne ogniwo w postaci Karola Piątka, że Damian Trzebiński, solidny obrońca, jak na nasze warunki, złamie sobie szczękę, że Mariusz Pawlak wypadnie ze składu, kiedy będzie nam najbardziej potrzebny, czy Cetnarowicz będzie miał problemy z sercem. To wybijało nas z rytmu. W tak ważnym meczu np. jak z Polonią musieliśmy sobie radzić bez trzech podstawowych obrońców. Praktycznie w każdym meczu graliśmy w innym ustawieniu, w innej konfiguracji.

- Przegraliśmy ligę jednak przede wszystkim w meczach u siebie z KSZO Ostrowiec, Śląskiem Wrocław i Odrą Opole. Myślę, że to były kluczowe momenty. Również psychicznie piłkarze nie udźwignęli ciężaru gry o pierwszą ligę.

- Jeszcze zwróciłbym uwagę na jedną rzecz. W pierwszej rundzie graliśmy z kontry, byliśmy do tego predysponowani. Wiosną Lechia była zmuszona w każdym meczu, z wyjątkiem tego z Ruchem Chorzów, prowadzić grę. I w tym momencie zabrakło mi piłkarzy bardziej kreatywnych, którzy potrafiliby wziąć ciężar gry na swoje barki. Dlatego by myśleć o progresji musimy szukać wzmocnień. Oczekiwałem też więcej sportowej złości. Poprzeczka wisiała wysoko, ale była i ta marchewka w nagrodę - spore premie za awans.

Nie myślicie o zatrudnieniu psychologa?

- Praktycznie od początku współpracowaliśmy z psychologiem dr Krawczyńskim z gdańskiego AWF. Piłkarze byli dobrze motywowani w trakcie mikrocyklu tygodniowego, jak i przed samym meczem.

Który z piłkarzy najbardziej zawiódł w poprzedniej rundzie?

- Najłatwiej jest kogoś oczernić. Nie pozwolę sobie na ocenę i zrzucenie odpowiedzialności na jednego zawodnika. Myślę że zawiedliśmy jako zespół. Jednak w porównaniu do poprzedniego sezonu, Lechia zdobyła 10 punktów więcej, strzeliła też 20 bramek więcej i przesunęła się o 5 lokat do góry. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ta progresja w żaden sposób nie może być zadowalająca, bo nie awansowaliśmy, ale jednak pokazuje, że jesteśmy w stanie z tym zespołem, przy dobrych posunięciach kadrowych, wiele jeszcze zwojować.

Przypuśćmy, że Lechia awansowałaby do I ligi z 5. miejsca, gdyby oczywiście dawało ono awans. Czy w takim wypadku również pożegnalibyście się z tymi samymi osobami?

- Myślę że z kilkoma na pewno. Potrzeba przebudowy tego zespołu była naprawdę koniczna. Trudno było żegnąć się np. z Fechnerem i Trzebińskim. Są to chłopcy naprawdę chętni do pracy, ale ich poziom sportowy nie gwarantuje, że w przyszłym sezonie podskoczymy o kolejne kilka pozycji. Następni to ci, którzy nie spełnili oczekiwań w momencie, kiedy byli najbardziej potrzebni, tacy jak Szulik czy Wojciechowski.

Czy nie martwią Pana tak liczne odejścia? Zrezygnowano z 9 zawodników, Pawlak wybrał Warszawę, a niewiadomo co będzie z Pęczakiem. Przerwa letnia jest dość krótka. Czy nie będzie problemów ze zgraniem zespołu?

- Myślę że nie. Zarząd zaakceptował moje warunki przygotowań. Dwa obozy, bardzo mocne sparingi. Przypomnę: Legia Warszawa, ŁKS Łódź czy Wisła Płock itd. Czas na zgranie będzie. Pozbyliśmy się zawodników doświadczonych, ale przede wszystkim średnich, którzy rozszerzali naszą kadrę, ale gwarantowali poziom co najwyżej do 8-10 miejsca.

W niedawnej debacie Dziennika Bałtyckiego padło zdanie Bogusława Kaczmarka: "Tomek, ty nie miałeś drużyny i nie masz. Byłem na pięciu meczach Lechii i widziałem jedynie 11 biegających po boisku koszulek".

- Cieszę się, że mogę się u was o tym wypowiedzieć, bo inne media mi to uniemożliwiły. Jeżeli mogę, skwituję tę całą debatę tak: na pewno w pewien sposób zdała swój egzamin. Podobało mi się, że byli tam przedstawiciele policji, dyskutowano z kibicami, co zrobić by poprawić zabezpieczenia meczów i uniknąć incydentów ze spotkania z Ruchem. To na pewno na plus.

- Postawienie naprzeciwko mnie tak wielkiego autorytetu, jakim jest trener Kaczmarek - jak najbardziej tak. Liczyłem, że podyskutujemy bardziej na sprawy sportowe, ale mam prawo nie zgodzić się z pewnymi rzeczami. Trener Kaczmarek wypowiedział się, że widział pięć meczów, w których Lechia nie grała nic, że z takimi zawodnikami jak Cetnarowicz, o nadwadze dobrych kilku kilogramów, czy kulawym Pawlakiem on nie widzi przyszłości. Nie pozwolę tak nazywać piłkarzy. Liczyłem na bardziej merytoryczną dyskusję.

- Z pozytywnych kwestii to na pewno reakcja kibiców. Spotkałem się z konstruktywną krytyką i na takie pytania bardzo chętnie odpowiadam. Natomiast skandalem było posadzenie w pierwszym rzędzie dwóch ludzi nie mających pojęcia o futbolu. Jeden z nich przyznał się, że napisał list do prezydenta Adamowicza, opierając się o kilkutysięczny głos kibiców. Z tego co pamiętam list był anonimem. Bardzo podobała mi się reakcja jednego z fanów, który przyznał, że żadna z grup kibicowskich nie podpisała się pod tym pismem i jakim prawem ten człowiek reprezentował kibiców.

- Nota bene był to człowiek, który po pierwszych trzech kolejkach niejako "wturlał" się do szatni, twierdząc, że jestem bardzo dobrym trenerem i potrzeba mi wsparcia finansowego. Delikatnie mówiąc wyprosiłem go z szatni, informując, że dyrekcja jest kawałek dalej i ona zajmuje się sprawami finansów klubu. To było naprawdę żałosne, że w takiej debacie, tych dwóch panów mogło usiąść w pierwszym rzędzie. Debata zdała swój egzamin jeśli chodzi o policję, urzędników i kibiców, jednak zarzuty tych dwóch panów i trenera Kaczmarka nie muszą do mnie trafiać. Jak już mówiłem, liczyłem na większą merytorykę.

Stwierdzenie o "11 koszulkach" było na pewno przesadzone, ale jednak mówił pan przed sezonem, że grę Lechii będzie można opisać jednym słowem: "charakter". Jednak zwłaszcza na wiosnę było wiele takich spotkań, gdzie większość piłkarzy nie walczyła. Nie było widać, że traktują grę w Lechii jako nobilitację.

- O to mam największy żal. Nie mogę się pogodzić, że w niektórych meczach zabrakło sportowej złości, woli walki. Zwracałem uwagę swoim podopiecznym w Warszawie, że piłkarzy Polonii pod koniec spotkania łapały skurcze. Inne zespoły przewyższały nas jak ja to mówię: "pruciem się do samego końca". Planujemy ściągnąć graczy z charakterem, którzy podejmą rękawice w trudnych sytuacjach wtedy, kiedy nie idzie, kiedy dokuczy mi uraz, czy jestem przeziębiony. Takich którzy poświęcą się dla zespołu i kibica który przychodzi ich oglądać.

Dlaczego Dziengielewicz i Kazubowski nie dostali szansy nawet wtedy, gdy Lechia przez siedem meczów nie mogła strzelić bramki? Dlaczego Dziengielewicz w całej rundzie nie zagrał nawet 30 minut? Czy to nie fikcja, że wyróżniający się zawodnicy rezerw mają szansę na występy w pierwszej drużynie?

- Nie, to nie jest fikcja. Akurat w tych przypadkach przepaść w umiejętnościach była ogromna. Roland Kazubowski wyróżniał się przed sezonem i aż serce rosło jak strzelał bramki w sparingach. Jednak z czasem bladł. Oglądałem niemal wszystkie mecze rezerw i muszę przyznać, że na jego tle wyróżniali się młodzi zawodnicy jak Osłowski czy Wojtkiewicz. Nie miałem podstaw, aby wystawić go w pierwszym składzie. Bardzo cenię sobie jego decyzję, że zostaje w Lechii i chce walczyć o miejsce w składzie. Nie przekreślam go w kontekście przyszłego sezonu.

- Co do Dziengielewicza, to nastrzelał on dużo bramek w rezerwach i chwała mu za to, jednak widząc go w codziennych treningach, ma on spore braki jeśli chodzi o przygotowanie techniczne. Mamy lepszych piłkarzy. Myślę że Łukaszowi przydałoby się ogranie na poziomie trzecioligowym.

Co się stało choćby z Rafałem Kosznikiem? Wiosną była jego trzecią rundą w Lechii, ale pierwszą, w której - moim zdaniem - zanotował regres formy. Po pierwszy roku spędzonym w Lechii wydawało się, że jest coraz pewniejszy w defensywie i coraz bardziej pomocny w ataku. Wiosną jednak ani tak często nie włączał się do ofensywy, a dodatkowo popełnił trochę błędów w tyłach.

- Rafał jest piłkarzem, od którego trzeba już wymagać wiele. Rzeczywiście miał pewien przestój. Graliśmy słabiej w obronie, grał słabiej Kosznik. Jednak oceniając jego przydatność do zespołu to uważam, że była to jedna z naszych jaśniejszych postaci. Jest to zawodnik bardzo perspektywiczny i w przyszłości będzie filarem naszej obrony.

W poprzedniej rundzie wielu piłkarzom nie starczyło sił na rozegranie 90 minut, wyglądali słabo pod względem fizycznym i kondycyjnym. Nieprofesjonalne podejście do zawodu piłkarzy czy błąd w przygotowaniach?

- Absolutnie nie zgodzę się z żadną z tych wersji. Myślę, że na tym poziomie nie ma mowy o braku profesjonalizmu wśród piłkarzy. Co to przygotowań nie mam sobie nic do zarzucenia. Uważam że bardzo dobrze pracowaliśmy ten okres i było to wielokrotnie kontrolowane. Kiedy przechodziliśmy kryzys przeprowadziliśmy badanie kwasu mlekowego we krwi.

- Badania jednoznacznie wskazywały, że żaden zawodnik nie był przetrenowany. Nie upatrywałbym tutaj przyczyn naszej słabszej postawy. Problemy mogły być jedynie w przypadku kontuzjowanych zawodników. Dlatego też zabiegam o zatrudnienie człowieka odpowiedzialnego za odpowiednie przygotowanie rekonwalescentów.

W poprzedniej rundzie stałe fragmenty gry nie były mocną stroną Lechii. Mimo, że w składzie Biało-Zielonych znajdują się i dobrzy egzekutorzy (jak np. Miklosik, który zaliczył sporo asyst w Zawiszy S.A) i gracze dobrze grający głową (Cetnarowicz). Chyba trochę zaniedbano tę kwestię. Czy jest jakiś pomysł, aby poprawić ten element gry?

- Jak najbardziej. Pracowaliśmy sporo nad tym elementem gry i mając taki potencjał, jak w przypadku Miklosika czy Wojciechowskiego, trzeba wymagać więcej. Na pewno w tej kwestii jest dużo do poprawy. Wykonawcy byli, schematy rozegrań zapewniam, że też, a bramki ze stałych fragmentów jednak nie padały. Temu elementowi gry trzeba poświęcić naprawdę dużo czasu. Znajdziemy nowych wykonawców i egzekutorów. Zapewniam.

Słyszałem plotkę, a wiadomo, że w każdej z nich jest ziarnko prawdy, że starsi piłkarze Lechii kłócili się z młodszymi o to, że ci pierwsi nie chcieli awansu, bo przecież mają ciepłe i dobrze opłacane posady w II lidze. Teraz odmładzacie zespół niejako potwierdzając tę plotkę.

- Nigdy nie spodziewałbym się i nie podejrzewał, że takie coś ma miejsce. W ogóle nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Ja tym ludziom zaufałem i nie dzieliłem ich na starszych i młodszych. Oceniałem ich jako kolektyw, zespół który, jak to wszędzie, ma starszych i młodszych piłkarzy, którym przyświeca jasny cel: grać i wygrywać dla Lechii.

Weryfikowaliście w jakiś sposób tę pogłoskę?

- Oczywiście. Wiem od kogo to wyszło. Porozmawialiśmy sobie na forum szatni i wyjaśniliśmy pewne kwestie. Śmiem twierdzić, że te zarzuty okazały się tylko prowokacją. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś w tym klubie nawet licząc się z tym, że może posadę stracić, nie chciał awansować.

Podobnie, jak teraz Lechia, zrobił dwa lata temu Widzew Łódź. Oni również mieli w kadrze wielu doświadczonych graczy, a po przegranych barażach o ekstraklasę, odmłodzili zespół. Następnie w cuglach wygrali II ligę. Chcecie też iść tą drogą?

- Liczę na to. Mam nadzieję, że odmłodzony, przebudowany zespół będzie ekipą charakterną. Chciałbym zbudować kolektyw przede wszystkim pod względem mentalnościowym. Trudno równac nam się z takimi potentatami finansowymi jak Polonia, Arka czy Wisła Płock, ale walczyć, bić się o swoje, nikt nam nie zabroni, dlatego tak ważny jest dobór piłkarzy, którzy nie tylko myślą o kasie i ciepłych posadkach, ale chcą w Gdańsku stworzyć charakterny, ambitny zespół, walczący o zaszczytne cele. Wiedzących, dla kogo grają i świadomych wyzwań.

Kto będzie takim Bartłomiejem Grzelakiem w Lechii? Takim piłkarzem, który będzie stanowił dużą wartość w ofensywie. Pozbyliście się Cetnarowicza, który już wypowiada się jako piłkarz Odry, więc chyba jego temat jest już zamknięty?

- Z tego co wiem to na podziałek i wtorek jest umówiony na rozmowy. Nie może się jeszcze wypowiadać jako piłkarz Odry, bo jeszcze ważny kontrakt z Lechią, który trzeba by rozwiązać.

- Powiem szczerze, że Piotr bardzo mnie zaskoczył. Wydaje mi się, że u mnie "odpalił". Przypomnę - przy okazji, że rozmawiamy o transferach i ludziach, których ściągnęliśmy - że "Cetnar" przez pół roku nie mógł się wstrzelić. Okazało się, że po rundzie u Borkowskiego "odpalił" i strzelał bramki na zawołanie. Byłem na rozmowie działaczy z Piotrem. Klub przedstawił mu chęć wypełnienia kontraktu i wiem doskonale, że gdyby pokazał dobrą formę, to przedłużylibyśmy z nim umowę o co najmniej rok.

- Zaskoczył nas stwierdzeniem, że w takim razie ma inne rozwiązanie. Proponuje rozwiązania kontraktu i chce zmienić klub. Wyciągnął największe armaty, jakie można było. Byłem pewien, że ma oferty z klubów z I-ligowych i czuje się tak mocny. Próbowałem mu uświadomić, że w wieku 34 lat klub nie może podpisać z nim 3-letniej umowy. Myślałem że tak doświadczony piłkarz jak Piotr po prostu to zrozumie. Cały czas liczę, że znajdziemy jakiś kompromisi będę mógł niego korzystać. Rozumiem jego zasługi, kilkanaście goli, chociaż pewnie mógł strzelić jeszcze kilka, ale niech on też twardo stąpa po ziemi.

- Jeżeli nie będzie Piotra to będzie musiał na jego miejsce przyjść inny napastnik. Na pewno w tej chwili w Lechii takiej osoby jeszcze nie ma. Myślę że będzie i będzie to dobry piłkarz. Jeśli uda nam się go ściągnąć, to dla kibiców będzie to duże zaskoczenie, a dla zespołu - duże wzmocnienie.

Nie jest dla pana zaskoczeniem odejście Mariusza Pawlaka, wychowanka Lechii, do rywala w walce o awans? Jak się pan o tym dowiedział? Liczył pan na zatrzymanie wszystkich graczy.

- Byłem bardzo zaskoczony. Decydując się na pozbycie 9 piłkarzy, miałem na myśli zastąpienie ich lepszymi graczami, ale nie stawiając już nic więcej po stronie strat. Mariusz zadzwonił i poinformował mnie, że właśnie jest w Warszawie i podpisał właśnie kontrakt z Polonią. Postawił nas przed faktem dokonanym.

- Sprawa jest dla mnie jasna i nie doszukuję się żadnych innych podtekstów. Dostał propozycję, na jaką było nas stać, a Polonia zaoferowała mu dwa, trzy razy więcej. Widocznie na koniec swojej kariery chce lepiej zarobkować. Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.

- Szkoda, bo w klubie bardzo na niego liczono - jako zawodnika i jako wychowanka. Jako człowieka, który mógłby się z klubem związać na przyszłość - pracując przy klubie czy będąc trenerem. Pokazał nam jednak, że w tej karuzeli nie ma żadnych sentymentów. Nawet przy naszych wychowankach. Nie mam do niego żalu, ale liczyłem, że zostanie u nas do końca i pomoże w walce o awans.

- Nie ma ludzi niezastąpionych i musimy szukać dla niego następcy. Już szukamy. Musimy Mariusza w jakiś sposób zastąpić. Na pewno bolesne jest to, że trafił do Polonii. Zespołu, który jasno określa swoje chęci awansu.

Na jakich pozycjach szukacie wzmocnień?

- Jest to podyktowane także odpowiedzią Pęczaka. Czekamy na jego decyzję. Na pewno szukamy człowieka do środka obrony - za Trzebińskiego. Chciałbym bardzo dobrego stopera z inklinacjami do gry w środku. Jednego defensywnego pomocnika - za Pawlaka. Do tego napastnik i dwaj skrzydłowi. To był mój priorytet, pięciu zawodników.

Na ile prawdziwe są spekulacje o Misanie, Mrvaljeviciu i Rybskim? Z pewnością wszyscy byliby dużym wzmocnieniem.

- Spekulacje są prawdziwe, prezes podał te nazwiska do wiadomości publicznej. Taki piłkarz jak Rybski bardzo by się nam przydał. Może on grać z przodu lub przed napastnikami. Bardzo korzystnie zaprezentował się w meczach przeciwko nam, grając w Polonii Bytom i ostatnio w Polkowicach.

- Misan to perspektywiczny, bramkostrzelny zawodnik. Interesowałem się nim już zimą, ale plany pokrzyżowała kontuzja barku.

- Z kolei Mrvalejvić to ciekawa kandydatura, jedna z kilku. W mojej hierarchii byli gracze znajdujący się wyżej, ale on też jest solidną firmą. Oglądałem go w Unii Janikowo, wcześniej w Zawiszy. Nie ma co ukrywać - przyjeżdża do nas w czwartek na testy medyczne. Trzeba go dobrze przebadać, sprawdzić jak jest przygotowany, jak jego motoryka. Jest duża szansa, że może nas zasilić. Jest jeszcze kilka kandydatur, może nawet ciekawszych i myślę, że więcej będzie można powiedzieć już za kilka dni.

Ma pan w zanadrzu ciekawsze nazwiska niż te?

- Myślę że tak. Myślę że są ciekawsze, znane. Ale na rynku rywalizacja jest dosyć mocna, jest parę klubów, które lustrują nasze wszelkie ruchy i ceny są wtedy strasznie podbijane. Za kilka dni będzie można przedstawić większą część kadry zespołu. Liczę się z tym, że przed samą ligą, wzorem poprzednich rund, dołączy do nas jakiś piłkarz, z którego nie będę mógł skorzystać na obozie. Ale na pewno z jakimś szkieletem, zmontowaną ekipą, będę mógł wyjechać w sobotę na pierwszy obóz. Liczę że na dniach uda się zakontraktować kilku graczy.

Słyszy się, że chcecie ściągnąć jednego gracza z pierwszej ligi. Czy chodzi o Marka Zieńczuka? Wisła negocjuje powrót Kamila Kosowskiego, ale czy Zieńczuk nie jest jeszcze zbyt drogim graczem dla Lechii?

- Jeszcze troszeczkę za wcześnie. Spotkałem się z Markiem w Zabierzowie, był obserwować nasz mecz z Kmitą. Rozmawialiśmy trochę. Marek to charakterny facet. Powiedział, że z przyjemnością skończyłby tutaj karierę. Jestem pewien, że kiedyś trafi do Lechii i będziemy mogli podziwiać jego grę. Ale ma jeszcze do wiele do udowodnienia i walki o wyższe laury. Lechia na pewno tak, ale jeszcze nie teraz. Nie stać nas w tej chwili na takiego piłkarza. Wierzę, że jeszcze obrośniemy w siłę i za kilka lat będziemy ściągać i takich graczy.

To w takim razie ten gracz z I ligi na jakiej gra pozycji? Bo było powiedziane, że szukacie jednego gracza z ekstraklasy i drugiego z przeszłością I-ligową.

- Różnych. Na razie nie mogę uchylić rąbka tajemnicy, bo konkurencja niesamowicie czuwa. Chociażby po zachowaniu Polonii Warszawa, która bardzo skrzętnie obserwuje wszystkie nasze ruchy. Olek Peta, który doszedł do nas. W pierwszym tygodniu rozmawiał z nami, a w drugim już porozmawiał z Polonią. Trzeba być bardzo uważnym. Proponuję wstrzymać się jeszcze kilka dni i nazwiska się pojawią.

Ich obserwacja ruchów Lechii wynika z obecności w Warszawie Grembockiego?

- Sam sobie odpowiedziałeś na pytanie, także więcej nie będę nic mówił.

Jak przebiegają rozmowy z Pawłem Pęczakiem o jego pozostaniu w Lechii?

- Co tu dużo ukrywać - Paweł chce zarabiać więcej. Z tego co wiem ma konkretne propozycje z GKS-u Katowice i Pogoni Szczecin. Uważam że przedstawiliśmy mu bardzo konkretną ofertę jak na nasze warunki. Bardzo liczę, że u nas zostanie, ale ma inne propozycje i chce zarabiać sporo jak na nasze realia. Musimy zdawać sobie sprawę, że mamy też swoje progi i budżet. W weekend miał przemyśleć wszelkie "za" i "przeciw".

Kto odpowiada za transfery Szałęgi i Łożyńskiego?

- No kto może odpowiadać? Ja. Łożyński był człowiekiem z test-meczu. Wtedy odbywało się to na trochę innej zasadzie niż teraz, bo nie było skauta, który w jakiś sposób wszystko organizował. Myślę że Robert wykaże się swoją pracą i już niedługo zobaczę gro niezłych zawodników.

- Darek Łożyński był zawodnikiem Amiki Wronki, gdzie przeszedł każdy szczebel szkolenia, był dobrze przygotowany taktycznie i technicznie. Nie mogłem się jednak spodziewać, że będzie nazwany jedną wielką kontuzją. Bo praktycznie pomógł nam w jednym meczu, ze Śląskiem Wrocław, a gdzie indziej praktycznie nie mogłem skorzystać z jego usług. Nie mogę trzymać kolejne pół roku licząc, że będzie wkońcu zdrowy. Ściągnąłem go i się z niego wycofałem, bo nie rokuje nadziei jeśli chodzi o swoją kontuzjogenność.

- Natomiast Szałęga - pęknięta kość stopy, za pół roku znowu. To przeszkadzało mu w utrzymaniu odpowiedniej dyspozycji. Nie chciałem forsować przywileju, że ściągam zawodnika i od razu należy mu się miejsce. W pewnym momencie przegrał rywalizację i szkoda tylko, że kiedy zaczął wracać do gry po urazie, rokował nadzieje na lepszą grę, m.in. dobra zmiana w Zabierzowie, to przytrafił mu się kolejny paskudny uraz tej samej stopy. Wierzę, że zacznie z nami przygotowania. Wierzcie mi, że jest to naprawdę dobry piłkarz. Wierzę mocno, że jeszcze się pokaże, ominie go pech i udowodni swą przydatność.

Klub chce zatrudnić dyrektora sportowego. Czy odczytuje to pan jako sygnał, że jednak działacze nie są do końca zadowoleni z transferów, że zbyt dużo było nieudanych ruchów?

- Nie do końca zgodzę się, że transfery były nieudane. Mieliśmy w zeszłym sezonie Siklicia, który przyjechał tutaj "tańczyć", mieliśmy Kubika, którego często i gęsto można było spotkać nie tam, gdzie się powinno. W tym sezonie można uznać, że słabiej spisuje się Rogalski, że nie wypalili Szałęga i Łożyński, ale Pawlak i Miklosik byli wiodącymi postaciami w zespole.

- Na pewno zatrudnienie dyrektora sportowego w klubie jest niezbędne. Taki człowiek musi być znany i szanowany w światku piłkarskim, mający lepszy kontakt z menedżerami, bo nie oszukujmy się - teraz to się tak odbywa. Miałby być gwarantem tego, że trafią do nas zawodnicy sprawdzeni, o uznawanej już na rynku marce. Tacy, którzy będą mieli większy wpływ na zespół. Uważam, że chcąc zatrudnić taką osobę, klub obrał bardzo dobry kierunek.

Mateusz Bąk ma kontrakt z Lechią ważny jeszcze przez rok. Czyli już zimą będzie mógł podpisać umowę z dowolnym klubem i zapewne można się spodziewać, że zażąda od klubu sporych pieniędzy za przedłużenie kontraktu. Widząc jak topornie za każdym razem idą działaczom negocjacje przy przedłużaniu umów, można się spodziewać, że to ostatni okres "Bączka" w Lechii?

- Mateusz ma spore zasługi dla Lechii. Szkoda, że przytrafiła mu się kontuzja i wypadł nam na jakiś czas ze składu. Mogę ocenić dyspozycję Bąka jako równą.

- Natomiast co do jego oczekiwań. Powiem tak: jak na jego wiek i na to, że jest z nami od samego początku, klub przedstawił mu bardzo dobre warunki finansowe. Warunki z górnej półki w Lechii. Rozumiem że Mateusz chce w przyszłości być zawodnikiem I-ligowym, ale w jego wypowiedziach brakuje jasnego określenia, że chce wiązać z nami swoją przyszłość.

- Podchodzę do tego tak: Bąk ma jeszcze rok ważny kontrakt i na pewno do bramki wstawię zawsze piłkarza lepszego. Nie będzie na pewno tak, że ściągniemy do nas bramkarza i będę Mateuszowi rzucał kłody pod nogi tylko dlatego, że nie chce się z nami związać na kolejne lata.

- Ale jeśli mamy budować zespół perspektywiczny to muszę wiedzieć czy za rok będę miał w szeregach Bąka czy nie. Będę przyglądał się jego postawie sportowej. Na pewno sprawiedliwie go ocenię i będę zabiegał o to, aby został w klubie. Ale wszystko w granicach rozsądku. Jest to młody chłopak i jeszcze przyjdzie pora, aby zarobić wielkie pieniądze. Cały czas wpajam mu, że będzie te pieniądze zarabiał tutaj.

- Czemu ma od nas odejść kolejny zawodnik i to za darmo? Wierzę, że w tym roku wydarzy się dużo i Mateusz zrozumie, że jego pozostanie w Lechii to obopólna korzyść. I on jest potrzebny nam i my jemu.

Kto zastąpi Dominika Sobańskiego? Jakie są szanse, że będzie to Paweł Kapsa? Czy to Dariusz Gładyś wybierze sobie nowego golkipera?

- Nawiążę jeszcze do wypowiedzi Darka dla waszego serwisu, że to on sobie wybiera, kto stoi w bramce. Byłem zażenowany, Darek może ze mną konsultować pewne kwestie, ale personalnie tylko ja decyduję, kto wybiega na boisko. Tak było też w przypadku powrotu "Bączka" do bramki, podobnie ma się kwestia wyboru następcy Dominika.

Macie już wybranego kandydata, z którym rozmawiacie i w każdej chwili może podpisać kontrakt?

- Tak. Myślę że to jest bardzo ciekawa kandydatura. Chłopak z bardzo dobrego zespołu, perspektywiczny, bo w tym kierunku idzie nasza polityka. Ten kandydat jest w podobnym wieku co Bąk i jest żądny bronienia, bo w obecnej drużynie siedział na ławce. Mateusz musi mieć jakiegoś groźnego konkurenta i liczę, że bardzo mocno zostanie mu podniesiona poprzeczka.

Nie miał pan pretensji do zarządu, że wcześniej nie rozpoczął rozmów z najlepszymi piłkarzami, jak Pawlak czy Pęczak?

- Pierwsze ruchy robiliśmy bardzo szybko, jeśli chodzi o oczyszczanie drużyny, jej przemeblowanie. Czy można było z nimi szybciej rozmawiać? Myślę że nikt nie spodziewał się tego, że Mariusz i Paweł nie będą chcieli z Lechią przedłużyć kontraktów. Dla mnie było jasną sprawą, że będę miał ich do dyspozycji.

Jaki pana zdaniem został zbudowany trzon drużyny na kolejny sezon i podjęcie kolejnej próby wejścia do ekstraklasy?

- Jest kilku piłkarzy, na których trzeba się opierać i którzy mają duże szanse bycia podstawowymi graczami. Mam tu na myśli Kosznika, Bąka, Manuszewskiego. Jest Wiśniewski, Miklosik, Piątek. Nie skreślałbym Maćka Kalkowskiego, który jest coraz starszy, ale łatwo się nie podda, mimo, że jasno określiłem, że na jego pozycje szukamy dobrych piłkarzy. W oparciu o tych ludzi będziemy budowali zespół i myślę, że będzie to ciekawa mieszanka. Jednak nikt przed sezonem nie da im pewnego miejsca, muszą na nie solidnie zapracować.

W środę rozpoczynacie przygotowania do nowego sezonu. Czego się pan po nim spodziewa? Można oczekiwać kolejnego progresu jeśli chodzi o jakość gry, zdobyte punkty? Bo trudno oczekiwać progresu jeśli chodzi o miejsce w tabeli, bo nie wiadomo ile punktów będą zdobywali rywale.

- Progresja musi być. Wiem, że rozliczycie mnie z progresji po rundzie jesiennej w sposób bitny. Liczę na to, że jakość gry przełoży się na zdobywanie punktów. Liczę na to, że podniesienie jakości gry sprawi, że będziemy w stanie być jeszcze wyżej w tabeli. Zarząd jeszcze nie przedstawił mi celów na najbliższą rundę. Jest to oczywiście uwarunkowane tym, jacy ludzie do nas dojdą.

- Mam nadzieję, że przyjdą do nas dobrzy piłkarze i podniesiemy poziom sportowy. Nie chciałbym żeby to było na takiej zasadzie, że mamy jedynie przetrwać w lidze i ograć młodych ludzi. Pozbyłem się piłkarzy takich, a nie innych, bo uznałem, że na te pozycje potrzebni są gracze lepsi.

W przygotowaniach do rundy jesiennej będziecie używać komputera jeszcze więcej niż zimą?

- Każdy trener musi się rozwijać. Nic nie uwłacza temu, że swoją odprawę przedstawialiśmy w sposób multimedialny i przemyślany wcześniej, hasłowy, wyświetlany piłkarzom przed meczem. Tak wyglądała odprawa podzielona na aspekt motywacji taktyki i stałych fragmentów gry. Komputer przydaje się też przy omawianiu i analizie gry przeciwnika, jak i przedstawieniu pilkarzom tego, co ich za kilkadziesiąt minut czeka na treningu. Nie przeceniam jednak komputera. Jestem trenerem, nie informatykiem. Jest on jednak często pomocny.

- Rozmawiałem z Czesławem Michniewiczem, spotkaliśmy się przed jednym meczem na stadionie Śląskim. Naprawdę jeszcze dużo nam brakuje w stosunku do tego, do ilu rzeczy on używa komputera. Chcąc się rozwijać muszę też dbać, abyśmy my, jako trenerzy, stale podnosili swoje kwalifikacje i czerpali z nowinek jak najwięcej, idąc z rozwojem techniki.

Na forum internetowym pojawiło się coraz więcej pana przeciwników, którzy twierdzą, że Lechię powinien trenować bardziej doświadczony szkoleniowiec. Czyta pan te opinie? Jak się do nich odnosi?

- Pamiętam jakie były reakcje, kiedy zatrudniano trenera Borkowskiego. Pukano się w głowę, mówiono, że nie ma możliwości, aby wywalczyć szóste miejsce. Jestem na tyle samokrytyczny, wziąłem pewne rzeczy na siebie, jeśli chodzi o finisz rozgrywek, że na pewno muszę się uderzyć w pierś i wziąć na siebie odpowiedzialność. Wydaje mi się, że jako trener rozwinąłem się i miniony rok dał mi dużo.

- Bardzo wzmocniła mnie decyzja zarządu o podpisaniu ze mną kontraktu na następny rok. Wielka sprawa. Tym bardziej, że zostało to dokonane w okresie, kiedy Lechii nie szło. Pokazało mi to w sposób jasny, że ktoś dogłębnie obserwuje moją pracę i zaangażowanie. Nie tylko w meczach, ale też na treningach.

- Będę chciał teraz iść ku górze. Dyplom trenera I klasy, jak i licencja, którą uzyskałem nie spowolni mnie, będę się rozwijał. Wspólnie z Tomkiem Kafarskim ubiegać się będziemy o licencje UEFA PRO. To plan na ten rok.

- Sportowo przypomnę jeszcze, że rok temu na dwie kolejki przed końcem Lechia przypieczętowała utrzymanie bez baraży. W tym sezonie, w tym samym okresie, Lechia dopiero straciła szanse na awans. Szkoda, bo do końca bardzo w niego wierzyłem, chyba jako jeden z nielicznych.

- Wiem, że słowa, że Lechia na dwie kolejki przed końcem biła się o ekstraklasę, brzmią nijak w stosunku do oczekiwań kibiców, ale jest progresja. Klub widzi dalszą możliwość rozwoju mojego i zespołu. Praca trenera nie jest łatwa. Jestem już bardzo uodporniony i wiem, że poklepywacze po plecach najchętniej za rogiem włożyliby mi nóż w plecy. Mam jeszcze rok by się wykazać i będę chciał udowodnić wielu malkontentom, że pracą można jeszcze wiele zwojować.

- Pytano mnie o to, jaki mam autorytet w drużynie. Mogę go zdobyć tylko przez swoją pracę i zaangażowanie. Piłkarze muszą zobaczyć, że pracujemy tak, jak powinniśmy. Myślę że w tym roku tym się wykazałem. Mam już swoje spojrzenie na zawodników, na zespół i to musi procentować. Upatruję w tym tylko plusy.

Pojawił się też zarzut, że nowi piłkarze nie chcą przychodzić do Lechii, bo mając do wyboru podobne pieniądze w innych klubach, wybiorą pracę u szkoleniowca, który ma większe doświadczenie.

- Jestem zdziwiony takimi opiniami, bo wiem kto to mówił. Nie uważam, że miałem jakiś problem z zawodnikami doświadczonymi, bo rozmawiałem z nimi dosyć często i kilku z nich określiło się, że pójdzie za mną w ogień. Generalnie miałem z chłopakami dobry kontakt. To, że kilku z nich nie było zadowolonych z pozycji w drużynie wynikało z tego, że u mnie nie ma nic za darmo. Jestem pełen podziwu dla dokonań Sławka Wojciechowskiego, ale czemu on miałby mieć pewne rzeczy podane na tacy?

Chodzi o problemy i konflikt z Wojciechowskim?

- Nie, ja nie mówię, że akurat z nim były problemy. Oceniam go tylko sportowo. Nie będę polemizował z nim w prasie. Pewnie mógłbym wytknąć mu kilka rzeczy, w jaki sposób się zachował np. że mi nie podał ręki itp.

- Na każdym kroku próbował podważać mój autorytet. Nie będę tego teraz rozwijał, ale oceniałem go pod względem sportowym. Jeżeli był w formie, to wychodził na boisko, jeśli nie był, to siadał na ławce. Jeśli mu się to nie podobało i miał jakieś dąsy, to już jest jego sprawa. Nie mogę rozczulać się nad "Wojciechem", bo mam dwudziestukilku ludzi i każdego z nich starałem się traktować tak samo. Sławek jest takim człowiekiem, że ma swoje spojrzenie na futbol i nie mam zamiaru się z nim kłócić, bo nie o to chodzi. Absolutnie dementuję pogłoski o tym, że nie miałem porozumienia ze starszymi zawodnikami.

Jak pan sam oceni swój debiutancki sezon w roli trenera seniorów? 5. miejsce w II lidze to chyba niezłe osiągnięcie? Sprawdzał pan z ciekawości albo pamięta jak debiutowali inni trenerzy w tej klasie rozgrywkowej?

- Nie sprawdzałem. Jestem człowiekiem, który zawsze zaczyna od siebie. Są fale krytyki, znosiłem je bardzo ciężko dlatego, że krytyka była oparta o fakty. A najważniejszym faktem była niewyobrażalna szansa awansu, której nie wykorzystaliśmy. Do tej pory nie mogę jeszcze dojść do siebie po meczu z Ruchem. Mogłem w jakiś sposób przejść do historii. Jakby Lechia była w I lidze i wprowadziłby ją w swoim debiucie Borkowski, to byłoby wielkie osiągnięcie. Boli mnie, że zaprzepaściłem tak wielką szansę.

- Jednak nie można przekreślać wszystkiego. Nie zrealizowałem celu, ale myślę, że widoczne są pewne fakty. Np. 20 strzelonych bramek więcej. Są malkontenci, którzy twierdzą, że Lechia grała jednym napastnikiem, ale jednak zdobyła dużo więcej bramek, zdobyła 10 punktów więcej, przywiozła większą ilość "oczek" z wyjazdów. Pojawiły się na trybunach tłumy kibiców, którym chce podziękować za to, że byli i tak dopisywali. Nie jestem zadowolony z finiszu rozgrywek, ale widać jakiś progres i myśl budowy tego zespołu.

Czy może pan teraz powiedzieć, jakie popełnił błędy w pracy trenerskiej, których już dziś by nie powtórzył?

- Błędów nie robi ten, kto nic nie robi. Żałuję na pewno, że w trudnych momentach dla zespołu, kiedy posypał się nam skład, nie potrafiłem wykrzesać więcej z ludzi, których miałem. Fakt, że byli to tylko zmiennicy, ale jednak wcześniej mówiłem, że mam bardzo wyrównaną kadrę. Okazało się, że u niektórych zawodników pewnego poziomu się nie przeskoczy.

- Przeanalizowałem również cały nasz mikrocykl treningowy, obciążenia, szukając przyczyn fali kontuzji, która miała miejsce. Konsultowałem to z dr Jastrzębskim z AWF, co się mogło stać. Nie mogło się wydarzyć nic. Nie widzę tutaj jakichś pomyłek.

Wiadomo już, że w nadchodzącym sezonie kibice obejrzą derby z Arką Gdynia. Arka będzie miała bardzo duży budżet i cały pierwszoligowy skład, ale z drugiej strony derby rządzą się swoimi prawami. Nikt z gdańszczan nie wyobraża sobie, aby Lechia miała zejść pokonana w meczu z Arką w Gdańsku.

- Szkoda, że nie są to derby w I lidze. Ale i tak już mi przychodzi adrenalina. Miałem okazję zagrać w kilku takich meczach, wśród tylu ludzi na kibicach. Na pewno będzie to wielkie święto, już żyję tym meczem. Co do możliwości obu ekip. Wiadomo jakie ma Arka, jaki ma budżet, ale myślę, że pieniądze nie grają na boisku.

- Kibice Lechii nazywani są nieraz "kibicami bez flag", chociaż ja tych płócien widziałem zawsze pełno, ale przynajmniej mają honor. Wierzę, że moi piłkarze zaprezentują się podobnie - może bez wielkich nazwisk, ale z ambicjami i wolą gry o zwycięstwo.

- Jestem pewny, że ci ludzie, którzy będą reprezentować nasze barwy, staną na wysokości zadania i w tak istotnym meczu dadzą z siebie wszystko. Wtedy zarobki piłkarzy gdyńskiej Arki nie będą miały wpływu na wynik sportowy. Czasami, aby zagrać w takim meczu żyje się 20-30 lat. Nie widzę innej możliwości niż wyjść i bić się o zwycięstwo.

Opinie (2)
Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2023. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.280