Niespełna 20-letni Peta zasilił szeregi Lechii na zasadzie półrocznego wypożyczenia z opcją transferu definitywnego. Przyjście byłego już napastnika IV-ligowego Bałtyku do Gdańska, było pierwszym letnim transferem Biało-Zielonych. Piłkarz był już na testach w Lechii zimą, ale doznał kontuzji podczas zimowego obozu i ostatecznie nie przeszedł do gdańskiego klubu. Gracza odnalazł klubowy skaut, Robert Sierpiński.
Nie jesteś szczególnie znaną kibicom Lechii postacią. Powiedz co jest twoją najmocniejszą stroną, w jaki sposób zdobywasz najczęściej bramki?
Aleksander Peta: Jestem zawodnikiem raczej szybkościowym i to jest moim atutem. Większość bramek wypracowuję sobie sam i nie robi mi różnicy czy strzelam prawą, czy lewą nogą. Jeśli chodzi o strzały głową, to staram się nad tym elementem pracować.
W Lechii zostałeś sprowadzony jako pierwszy latem. Twoje wypożyczenie będzie trwało pół roku. Co chcesz osiągnąć przez ten okres i co będzie zimą?
- Wiem, że muszę wykonać dużo pracy, aby przebić się do składu. Chciałbym dostawać u trenera jak najwięcej szans pokazania się. Zobaczymy co będzie po pół roku. Jeśli się sprawdzę, to na pewno umowa ze mną zostanie przedłużona.
Trenujesz z pierwszą drużyną, z nią też pojechałbyś na obóz, ale wyeliminowała cię kontuzja. Liczysz, że wywalczysz sobie miejsce przynajmniej w meczowej "18", aby mieć szanse na II-ligowy debiut? Czy raczej już trener powiedział ci, że będziesz miał udowodnić swoją przydatność w rezerwach?
- Jeszcze o tym dokładnie z trenerem nie rozmawiałem. Mam nadzieję, że zdążę szybko dojść do siebie i pojechać na obóz do Wronek. Wtedy odbędę ze szkoleniowcem taką rozmowę. Uważam że stać mnie na wywalczenie sobie przynajmniej miejsca w kadrze.
Co możesz powiedzieć kibicom, którzy twierdzą, że Lechia powinna ściągnąć z Bałtyku Jakuba Kaszubę, który zdobył dużo więcej bramek od ciebie?
- Ciężko mi coś na ten temat mówić. Kuba strzelił naprawdę dużo goli, ale nie były to takie bramki, które sobie sam wywalczył. Ja sam wielokrotnie mu asystowałem. On jest łowcą goli, a ja zawodnikiem bardziej kreatywnym. Końcówkę sezonu grałem również w roli prawego pomocnika i wtedy więcej dogrywałem. Nie jestem typowym snajperem i często wolę dograć piłkę niż strzelać. Stąd zdobyłem tylko 12 bramek.
Według strony internetowej Bałtyku zdobyłeś 11 goli w 55 meczach w tym klubie.
- 12, bo jedno trafienie zanotowałem w pucharze Polski. Miałem jednak więcej asyst. A te 55 meczów to też naciągana ilość, bo zacząłem grać w seniorach Bałtyku w wieku 15 lat i moje pierwsze występy, za trenera Mirosława Zimnego, to były 10-minutowe epizody i końcówki.
Jakie masz oczekiwania związane z grą w Lechii i cele na najbliższe pół roku?
- Nie wiem jakie mogę mieć oczekiwania. Przede wszystkim chciałbym grać, bo jestem takim zawodnikiem, że wiem, że bym sobie poradził. Ale ciężko mi coś mówić, bo na dzień dzisiejszy jestem w trudnej sytuacji. Przez kontuzję nie pojechałem na pierwszy obóz i wiem, że jeśli pojadę na kolejny, to będę musiał tam wszystko nadrobić. A mój cel? Chciałbym grać w II lidze i pokazać się kibicom.
22-letni napastnik wykupiony definitywnie z Widzewa Łódź. Jak na razie jest to najpoważniejsze wzmocnienie Lechii przed nowym sezonem. Piłkarz zagrał w minionym sezonie w 29 meczach, w których zdobył 8 goli. Zaliczył również 10 meczów w ekstraklasie, jednak nie zdołał ani razu pokonać bramkarza rywali. Prawdopodobnie to on będzie pełnił w Lechii bardzo ważną dla gry ofensywnej rolę "dziesiątki", czyli rozgrywającego, cofniętego napastnika.
Spośród graczy sprowadzonych do tej pory przez Lechię, to z tobą kibice wiążą największe nadzieje. Nie boisz się tej presji?
Andrzej Rybski: Presja jest, ale w ostatnim czasie potrafiłem sobie z nią radzić. Ciężko stwierdzić, co będzie w przyszłości, bo życie pisze różne scenariusze. Tak naprawdę podczas meczów okaże się, czy sprostałem wymaganiom. Ostatnio byłem ze swojej formy zadowolony, więc jeśli ją podtrzymam, to sądzę, że podołam oczekiwaniom.
Drużyny, w których ostatnio grałeś (Polonia Bytom, ŁKS Łomża i Górnik Polkowice) nigdy nie wywiozły z Gdańska kompletu punktów, jednak do swojej postawy chyba nie mogłeś mieć pretensji?
- Mecz zawsze rozpatruje się na dwa sposoby: troszkę indywidualnie i zespołowo. Każdy zawsze myśli trochę o sobie, ale liczy się przede wszystkim interes drużyny. Wiadomo, że jeśli przegra się mecz, to niedosyt pozostawał bardzo duży. Ale rzeczywiście, moja gra w Gdańsku nie wyglądała aż tak źle.
Liczysz, że nadal będziesz prezentował się przy Traugutta tak dobrze, jak zapamiętali cię kibice Lechii w meczu z Górnikiem Polkowice? Wtedy delikatnie mówiąc ośmieszałeś obrońców Gdańszczan.
- Jest wiele elementów, które mają wpływ na moją dyspozycję. Jeśli dobrze przepracuję okres przygotowawczy, będę dobrze przygotowany, to sam potrafię cieszyć się piłką i sprawia mi to dużą radość. Zawsze są jakieś wahania formy, ale liczę, że w Lechii będę prezentował się tak dobrze, jak w Polkowicach.
Oprócz oferty z Lechii miałeś także jakąś inną, którą rozważałeś? Co spowodowało wybór tej z Gdańska?
- Sam byłem zaskoczony, ale miałem bardzo dużo ofert. Były prowadzone inne rozmowy, ale determinacja działaczy Lechii Gdańsk, forma i sposób rozmów, które były prowadzone na bardzo wysokim poziomie i podobały mi się, sprawiły, że zdecydowałem się na Lechię i jestem z tego bardzo zadowolony.
- Jestem jeszcze w takim wieku, że kwestie finansowe nie są u mnie na pierwszym planie. Bardzo ważne było dla mnie samo to, że Lechia porozumiała się z Widzewem w sprawie kwoty odstępnego. Chciałem związać się z klubem na dłużej, a Lechia jest bardzo dobrym zespołem z bardzo dobrą atmosferą wokół klubu.
Trener Borkowski chce ściągać do zespołu graczy charakternych. Czy można o tobie mówić jak o właśnie takim zawodniku, który nie odstawi nogi i będzie walczył przez 90 minut?
- Rzeczywiście jestem tak nastawiony. Walczę do ostatniej minuty mimo nienajlepszych warunków fizycznych. Wkładam w grę dużo serca i staram się pomagać drużynie, bo powiem szczerze, że zawsze zależy mi na jej dobru. Niekoniecznie charakter musi być zawsze pokazany poprzez wślizgi czy nietypową walkę.
Czy już wiesz, jaką rolę w zespole przewidział dla ciebie trener? Jakie miejsce na boisku przewiduje dla ciebie trener lub w którym sam czujesz się najlepiej?
- Ostatnio pełniłem rolę cofniętego napastnika, rozgrywającego, przyjmującego wiele piłek, o zadaniach ofensywnych. Najlepiej czuję się na tej pozycji i widzę po treningach, że mniej więcej na tą pozycję będę przymierzany.
Do tej pory grałeś w drużynach, które nie walczyły o awans. Teraz to się zapewne zmieni. Czego oczekujesz po grze w Lechii i czego kibice mogą oczekiwać od ciebie?
- Już z Widzewem walczyłem o awans. W Polkowicach także mieliśmy ciche nadzieje, ale niestety ich nie spełniliśmy. Czego ja oczekuję? Chciałbym, abyśmy dobrze prezentowali się jako zespół. Wiadomo jednak, że na miesiąc przed ligą ciężko wymyślać jakieś historie. Zacznie się sezon, sami się sprawdzimy i okaże się, jak to będzie. Z kolei ode mnie kibice mogą oczekiwać tego samego, co ja od siebie, czyli dobrej gry, która pomoże Lechii zdobywać jak najwięcej punktów i podnieść jakość gry.
Jak twoje wrażenia po pierwszych dniach w Lechii?
- Bardzo dobre. Wszystko jest tutaj profesjonalne. Podejście do treningu, do wszystkiego. Powoli wszystkich poznaję i każdy kolejny dzień jest dla mnie owocny.
Sprowadzenie Speichlera było dla kibiców niemałym zaskoczeniem. Piłkarz niemal całe piłkarskie życie spędził w Białymstoku. Teraz skończył mu się kontrakt, a Lechia wykorzystała tę okazję i podpisała z nim półtoraroczną umowę. Co ciekawe, jedynie to nazwisko spośród dotychczasowych nowych graczy Biało-Zielonych nie ujrzało światła dziennego jeszcze w fazie negocjacji. Czy piłkarz przerwie ostatnio złą passę graczy, którzy zamieniali "Jagę" na Lechię?
Przychodzisz do Lechii z Jagiellonii, w której jednak nie grałeś ostatnio wiele. Zwłaszcza mało w ostatnich sezonach było pełnych meczów. Z czego to wynikało?
Robert Speichler: Nie wiem. Może trenerzy, którzy prowadzili Jagiellonię, tak bardzo mi nie ufali, bo w pierwszej rundzie miałem sporo asyst, kilka strzelonych bramek. Jestem wychowankiem "Jagi", a przecież powinno się stawiać na takich graczy, ale w Białymstoku nie jest do końca tak, jak powinno być. Oczywiście, że chciałem grać więcej. Wtedy mógłbym prezentować wyższy poziom. Wiadomo, że gdy mniej się występuje, to forma trochę spada.
Nie boisz się, że możesz nie sprawdzić się w Lechii, jak miało to miejsce w przypadku Mariusza Dzienisa i Łukasza Kubika, którzy również przychodzili z "Jagi"?
- Na razie o tym nie myślę. Zobaczymy podczas ligi. Chcę dobrze przygotować się do sezonu i zobaczymy. Mamy dobrych sparingpartnerów, więc wszystko się okaże.
Co możesz obiecać kibicom jeśli chodzi o swoją grę, zaangażowanie? Czego mogą się po tobie spodziewać?
- (śmiech) Nie chcę nic obiecywać, bo wiadomo, że boisko zweryfikuje moje możliwości. Nie będę nic obiecywał, bo później mogą powstać jakieś niezrozumiałe sytuacje. Będę grał jak najlepiej umiem. Związałem się z Lechią półtorarocznym kontraktem i będę chciał udowodnić na boisku, że należy mi się miejsce w pierwszym składzie. Chciałbym z Lechią osiągnąć to, co z Jagiellonią, chociaż tam wiele nie grałem, czyli awans do ekstraklasy.
Zostałeś sprowadzony do Lechii jako środkowy pomocnik. Lepiej czujesz się grając tego bardziej wysuniętego gracza, mającego więcej zadań ofensywnych i kreowania gry, czy raczej cofniętego, defensywnego pomocnika?
- Nie sprawia mi to różnicy. Mogę grać jako ofensywny, mogę grać jako defensywny pomocnik. Możemy grać jako dwóch środkowych defensywnych pomocników, możemy grać trójką w środku pola. Póki co, trener nie mówił mi, na jakiej pozycji będzie mnie wystawiał. Coś powinno się wyjaśnić podczas sparingu z Legią, wtedy zapewne nastąpi pierwsza przymiarka do składu.
Czego oczekujesz po grze w Gdańsku i jaki jest twój cel na okres półtora roku, który miałbyś tu spędzić według kontraktu?
- Chcę grać jak najlepiej. Jeśli gra będzie dobra, to i wyniki zespołu będą lepsze. Każdy dołoży swoją cegiełkę i kibice będą zadowoleni z rezultatów.
Jak wrażenia po pierwszych dniach w nowym klubie?
- Trochę dziwnie. Praktycznie całe życie byłem związany z Białymstokiem i wyjeżdżać stamtąd było nietypowym przeżyciem. Ale jest w porządku.