Gdańsk: piątek, 29 września 2023

Tygodnik lechia.gda.pl nr 114 (26/2007)

24 lipca 2007

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

"KIERO" I "MASER" RELACJONUJĄ OBÓZ WE WRONKACH

Płacę i wymagam

"Żadnych ciekawostek, tu się nic nie dzieje. Standardowy obóz. Miejscowi nie przyszli, nie nabili nas" - niechętnie zaczął opowiadać o zgrupowaniu Biało-Zielonych kierownik drużyny, Piotr Żuk. Postaraliśmy się jednak wyciągnąć kilka ciekawostek z pobytu gdańskiej drużyny we Wronkach. Pomógł nam w tym również masażysta ekipy - Paweł Gołaszewski.

KAROL SZELOŻYŃSKI, PD
Wronki

- Praca, praca, ciężka praca, sparingi, odnowy i tak w kółko. Ja robię sobie hobbystycznie zdjęcia. Nic ciekawego się nie dzieje - przekonywał nas "Kiero". - Niepotrzebnie tutaj przyjechałem. Chyba jedynie po to, aby pobawić się w fotografa. Wszystko odbywa się bez mojego udziału. Godziny są zarezerwowane i wszystko się toczy samo. Dla mnie taki obóz jest idealny, a praca skończyła się już przed wyjazdem z Gdańska - kontynuuje Żuk.

- Obóz we Wronkach to jeden z najbardziej nudnych obozów, na których ostatnio byliśmy. Wynika to z tego, że tu jest profesjonalna obsługa. Niczego nie trzeba pilnować. Jak coś się zaplanowało przed obozem, to nie trzeba o tym pamiętać, bo na pewno zostanie w stu procentach zrealizowane - opowiadał nam kierownik Lechii.

Przechodzący obok trener bramkarzy, Dariusz Gładyś, również potwierdził, że na obozie we Wronkach nie dzieje się nic wartego uwagi. - Dlaczego to taki nieciekawy obóz? Może na tym to polega, żeby wszystko było poukładane i zorganizowane, bez improwizacji? - zastanawiał się Piotr Żuk.

Bez partyzantki

Piłkarze zamieszkali w klimatyzowanym trzygwiazdkowym hotelu Olympic we Wronkach. Dokładnie tam, gdzie organizowane są przedmeczowe zgrupowania reprezentacji Polski. Do kompleksu hotelowego należały także, znajdujące się obok nowocześnie wyglądającego budynku, boiska trawiaste. Wszystkie w bardzo dobrym stanie - zieloniutkie i równiutkie. Cały czas ktoś o nie dbał - coś poprawiał, wyrównywał, doglądał, regularnie były także koszone i nawadniane. Po powrocie do Gdańska zawodnicy z pewnością niejednokrotnie wzdychali na myśl o wronieckiej bazie.

Piłkarze i trenerzy zachwycali się także świetnie wyposażoną hotelową siłownią i pomieszczeniami do masaży oraz odnowy biologicznej, a także bardzo dobrą kuchnią. - Warunki praktycznie ligowe, jak byśmy byli na obozie za granicą - zgodnie twierdzili lechiści. Gdańszczanie mieli wyłącznie do swojej dyspozycji całe pierwsze piętro budynku. Wszyscy zostali rozlokowani w dwuosobowych pokojach. Każdy zamieszkał z tym, z kim chciał, nie było z góry narzuconego podziału.

Na parterze hotelu znajdował się między innymi bar, a także galeria trofeów wywalczonych przez Amikę Wronki. Gdzieniegdzie widać było sporych rozmiarów emblematy polskiej reprezentacji. Na pierwszym piętrze, które zajmowała ekipa Lechii, była także restauracja, gdzie w każdej chwili można było przyjść zjeść, napić się, bądź nawet zamówić coś do pokoju. Co ciekawe, kiedy piłkarze wracali z treningu, na szklanym stole w korytarzu pojawiały się sporych rozmiarów tace z najrozmaitszymi owocami. Wszystko zorganizowane w myśl zasady "płacę i wymagam", gdyż doba hotelowa w Olympicu kosztowała od 220 do 400 zł za pokój.

- Jedyną atrakcją tego zgrupowania był wieczór kultury francuskiej, który odbył się w sobotę. Wystąpił tam m.in. zespół grający muzykę francuską - mówił kierownik. - Celtycką - włączył się Dariusz Gładyś. - Bretońską - nie zgodził się Piotr Żuk. - Celtycką, przecież ta kobieta wszystko o tym mówiła - nie dawał za wygraną trener bramkarzy. - Oni nie grali muzyki celtyckiej, ale dobra, niech tam będzie, że tak - ustąpił Żuk. - W każdym razie przyszło także wielu ludzi z zewnątrz. Był to praktycznie jedyny, bardzo miły przerywnik, w trakcie obozu.

- Jak było na pierwszym obozie, w Solcu? Tam piłkarze mieli więcej zajęć siłowych. Były oczywiście też zajęcia z piłką. Z futbolówką też można zrobić bardzo mocny trening siłowy. Obsługa w ośrodku była również bardzo dobra, ale tam byliśmy sami. Jakieś rozrywki? Oglądaliśmy tam wspólnie mecz Polska - Brazylia w Mistrzostwach Świata U-20. Tylko to spotkanie oglądaliśmy na obozach wspólnie, bo reszta leciała zbyt późno - tłumaczy "Kiero".

- Wracając do Wronek. Gdy tu przyjechaliśmy, na miejscu była już Wisła Płock, więc niektóre terminy treningów kolidowały. Ale nie było to nigdy problemem. Od razu, jak przyjechaliśmy na miejsce, ustaliłem z kierownikiem Wisły godziny treningów. On przedstawił swój plan i w ciągu minuty doszliśmy do porozumienia, jeśli chodzi o godziny zajęć. Bez żadnych problemów - mówi Piotr Żuk.

- Później dojechała kolejna drużyna i trzeba było trochę zmienić godziny. Ale to też nie było problemem. Oni przesunęli swoje zajęcia o pół godziny, my przesunęliśmy swoje i się pogodziliśmy - wyjaśnił kierownik Lechii.

- Czy były ograniczenia godzinowe na korzystanie z boisk? Mieliśmy ustalone, że korzystamy z nich dwa razy dziennie po 90 minut. Ale na to nikt nie patrzył czy jest to sto minut, czy sześćdziesiąt - kontynuuje.

- Wszystko ustalałem już na dwa miesiące przed obozami. Tego nie wolno robić na ostatnią chwilę, bo gdzie się nie pojedzie, to nie będzie miejsc. Wstępnie "zaklepuje się" wtedy także sparingpartnerów. Potem, na miesiąc lub trzy tygodnie przed meczem, dogrywa się szczegóły - godzinę, kolory koszulek i strojów. Nie może być partyzantki - za poważna sprawa - dodał Żuk.

Karmieni po królewsku

- Każdy dzień wygląda podobnie. Rano pobudka, ale nie ma wspólnego budzenia. Generalnie każdy wstaje, kiedy chce. Mamy codziennych dyżurnych, którzy muszą przypilnować, aby cały sprzęt znalazł się na boisku, aby były tam napoje, muszą też sprawdzić czy piłki są napompowane, czy wszystko jest czyste i porządnie wygląda, ale do ich obowiązków nie należy pilnowanie, aby wszyscy byli obudzeni - opowiada nam Paweł Gołaszewski, masażysta Lechii.

- O godz. 7.50 jest rozbieganie z Robertem Dominiakiem - trenerem przygotowania fizycznego i odnowy biologicznej. Na początku uczestniczyli w nim wszyscy, później już tylko część graczy. W zależności od tego, kto jak wyglądał kondycyjnie, czy dołączył wcześniej, czy później. Na przykład Maciej Kalkowski dołączył pod koniec obozu, bo wcześniej miał problemy z przywodzicielem i nie mógł trenować razem z zespołem. Ostatecznie nie było go ani w Solcu, ani przez większą część obozu we Wronkach - mówi "Maser".

- Po rozbieganiu piłkarze dostawali chwilę przerwy, potem kąpiel i śniadanie. Jeśli chodzi o menu to generalnie podawano dużo ryb, soków, makaronów i warzyw. Po śniadaniu przerwa do godziny 11. Mniej więcej wtedy zaczynają się zajęcia. W zależności od tego, co ustalą trenerzy, piłkarze mają trening taktyczny, strzelecki, grę "w dziadka", siatkonogę lub inne elementy gry w piłkę nożną. Decyzja trenerów uzależniona jest od tego czy dzień wcześniej był mecz, czy następnego dnia ma być mecz. Przeważnie dzień przed meczem są lżejsze treningi, np. strzeleckie - kontynuuje.

- Po treningu o godz. 11 była chwila przerwy na kąpiel i odpoczynek, a około 14-15 - obiad. Obiady bardzo fajne, karmią nas wybornie, po królewsku - przyznał Paweł Gołaszewski.

- Po obiedzie przerwa, czas na przetrawienie posiłku i przynajmniej godzinny odpoczynek, który jest obowiązkowy. Później, zależnie od tego czy na następny dzień jest mecz lub od tego, który to dzień obozu, zawodnicy mieli kolejny trening. Tylko w pierwszych dniach zgrupowania były po trzy treningi dziennie, pod koniec już po dwa lub nawet jeszcze mniej - tłumaczył.

- Ten drugi trening odbywał się mniej więcej o 16.30-17. Po nim odpoczynek, kolacja i wieczorem odnowa biologiczna. Na początku obozu, kiedy trenowaliśmy trzy razy dziennie, kolacja była dopiero o godzinie 21, a przedtem była odnowa biologiczna. Pod koniec obozu ostatni posiłek jedliśmy ok. 19, a odnowa była o godz. 20. Po kolacji zawsze trzeba było czekać około 40 minut zanim pójdzie się na odnowę - mówi.

- O 23 zawodnicy mieli obowiązek być w łóżkach i odpoczywać. Wcześniej jednak, jeśli ktoś chciał lub potrzebował, mógł udać się do mnie na masaże, bo mamy w hotelu specjalistyczną salę przeznaczoną do tego. Niektórym graczom robiłem także okłady z lodu na kostki. Wynikało to ze zmęczenia zawodników, które nakładało się po wielodniowych ciężkich treningach - wyjaśnił "Maser".

- Jeśli w danym dniu miał być sparing to w rozkładzie dnia następowały zmiany. Nie odbywało się poranne rozbieganie. Trochę inne, lżejsze, menu było podawane na śniadanie. Po sparingu nie było już również drugiego treningu - wyjaśnił.

- W sobotę zamiast kolacji był grill. Siedzieliśmy na tarasie z widokiem na płytę boiska i sobie grillowaliśmy. Później oglądaliśmy wspólnie mecz polskich siatkarzy z Brazylią, a na koniec odbył się wieczór kultury francuskiej - wspomina.

- W niedzielę rano odbył się lekki trening, a wieczorem kolacja i odnowa. Większych zajęć nie było i dlatego w ten dzień większość zawodników na różne sposoby korzystała z wolnego czasu. Niektórzy odwiedzili rodzinę. Muszą być jakieś lżejsze dni, aby podtrzymać morale w drużynie. Nie można cały czas trzymać graczy w reżimie treningowym - tłumaczył "Maser".

- Z ciekawostek: sztab trenerski spotykał się z zawodnikami po śniadaniu lub po obiedzie na kawę. Wszyscy wspólnie siedzieliśmy i dyskutowaliśmy o tym, jak będzie wyglądał danego dnia trening. Natomiast wieczorem trenerzy siadali razem i ustalali, jak będzie wyglądał następny dzień, co będzie robione, ilu zawodników jest zdrowych. Monitorowanie tego ostatniego należało do mnie i Roberta Dominiaka, ale głównie jednak do niego - przyznał.

- Uważam, że zawodnicy solidnie przepracowali obóz. We wszystko włożyli dużo wysiłku i pracy. Na szczęście obyło się bez większych urazów. Na wyniki tej pracy trzeba będzie jednak poczekać do początku sierpnia - zakończył Paweł Gołaszewski.

Zgrupowanie dzień po dniu

Niedziela, dzień 1.: Przyjazd do Wronek, przygotowania do sparingu z Lechem Poznań, mecz kontrolny (odbył się na równiutkiej głównej płycie miejscowego obiektu), odnowa biologiczna.

Poniedziałek, dzień 2.: Dwa treningi (rano i popołudniu), wieczorem odnowa biologiczna.

Wtorek, dzień 3.: Dwa treningi (rano i popołudniu), odnowy biologicznej nie było ze względu na sparing z Wisłą Płock, który odbył się nazajutrz.

Środa, dzień 4.: Przed południem rozruch, o godz. 18 mecz kontrolny z Wisłą, wieczorem odnowa biologiczna.

Czwartek, dzień 5.: Dwa treningi (rano i popołudniu), wieczorem odnowa biologiczna.

Piątek, dzień 6.: Dwa treningi (rano i popołudniu), odnowy biologicznej nie było ze względu na sparing z ŁKS-em Łódź, który odbył się nazajutrz.

Sobota, dzień 7.: Sparing z ŁKS-em, wieczorem rozrywka w postaci wieczoru kultury francuskiej, który odbył się w hotelu.

Niedziela, dzień 8.: Rano lekki trening, wieczorem kolacja i odnowa biologiczna. Zawodnicy dostali trochę wolnego czasu.

Poniedziałek, dzień 9.: Dwa treningi (o godz. 10 i 20), wieczorem odnowa biologiczna.

Wtorek, dzień 10.: Sparing z młodzieżową drużyną Dyskobolii Grodzisk Wlkp., po południu odnowa biologiczna zamiast planowanego treningu (zmiana ze względu na anormalne warunki pogodowe, w jakich odbył się mecz).

Środa, dzień 11.: Sparing z Wartą (godz. 10.30), po południu obiad, pakowanie rzeczy do autokaru i powrót do Gdańska.


Zobacz również zdjęcia z obozu Lechii we Wronkach: Sparing z Wartą, Sparing z Dyskobolią, Wieczorny trening, Poranny trening.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2023. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.031