Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 123 (35/2007)

25 września 2007

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

POPIELARZ ODPOWIADA BORKOWSKIEMU

Samo ukrzyżowanie

Są ludzie potrafiący odważnie i rzetelnie ocenić swoje słabości, są też tchórze - ludzie małego formatu, dla których najważniejszy jest czas teraźniejszy, ludzie uciekający od odpowiedzialności, w przypadku zagrożeń szukający win wokół siebie, byle nie spojrzeć w lustro i dokonać uczciwej samooceny.

MARIUSZ POPIELARZ*

Ale do rzeczy. Tomek Borkowski udzielił ostatnio na stronach Waszego portalu długiego acz rozpaczliwego wywiadu. "Spowiedź trenera" jest jedynie utyskiwaniem nad swoim trudnym losem, polegającym nie na podejmowaniu trafnych i odważnych decyzji selekcjonerskich, a jedynie na zmaganiu się z nieczystymi siłami, stawianiu czoła zaklęciom typu "skuś baba na dziada", które docierają z diabelskiego pokoju 1. piętra. Jeden przeciw wszystkim.

To ma być trener? Zwykła baba, która nie potrafi przyznać się do swoich słabości i tłumaczy je ciężkim losem.

Tomek w swojej wypowiedzi w nikogo imiennie praktycznie nie uderza, jedynie wskazuje na mnie, jako na kogoś, kto mu pokrzyżował jakieś plany. W wypowiedzi sili się na szczerość, a zataja świadomie prawdziwą prawdę. Nie ja go po meczu z Ruchem poniżałem biciem przy całej drużynie, nie ja w niego rzucałem kamieniami i plułem po meczach z Turkiem i Piastem. Dlaczego po raz pierwszy w historii gdańskiego klubu trener Lechii na własnym stadionie musiał mieć ochronę osobistą, która odprowadzała go do szatni? Chyba nie ze względu na mnie?

Dzisiaj zadaję sobie pytanie, dlaczego tak usilnie nalegałem na jego głównego prześladowcę, żeby nie "robił siary", gdyż "liściowanie" trenera zniża nasz klub do miana prowincjonalnego. Tłumaczyłem że słabe wyniki "Borka" w Lechii to nie jego wina. To wina tych, co go w tej roli utrzymywali, nawet wówczas, gdy na przełomie kwietnia i maja w siedmiu kolejnych meczach nie potrafił wygrać. Wówczas, gdy trwonił niepowtarzalną szansę łatwego awansu czterech II-ligowców, remisując bezbramkowo ze Śląskiem, KSZO i przegrywając 0:2 na własnym boisku z Opolem.

Przed laty, kiedy Borek zaczynał trenerkę w III-ligowej Lechii/Polonii, wynagradzałem go z osobistych środków. Nikt nie miał wówczas tantiem w umierającym klubie, a Tomek jako jeden z nielicznych nie pracował za darmo. O tym już nie pamięta - nie musi, wszak należało mu się to jak psu micha.

Sam swego czasu przytakiwałem ciekawej idei trenera Lechii, który wysforował się spośród byłych graczy. Nie wyszło, tak samo z Marcinem Kaczmarkiem, jak i w tym roku ze wspomnianym "Borkiem". "Przyrody nie można oszukać", nie można jednak bez odpowiednich kwalifikacji pomijać poszczególnych szczebli kariery zawodowej. I niech "Borek" bzdur nie opowiada w tym wywiadzie o swoich "papierach", o otrzymanej licencji trenera II ligi. Tylko on i ja wiemy, na jakiej podstawie licencję otrzymał. Jak tworzył niezbędne dokumenty do otrzymania tej licencji w PZPN. Szczegółów nie będę ujawniał, bo nie chcę go pognębiać.

Nie tak dawno, po zakończonym latem tego roku sezonie, asystent trenera reprezentacji Polski - Bogusław Kaczmarek powiedział mi, że "Boru"ś nie jest w stanie podołać stawianym mu wymaganiom. "Panie, to poczciwina ale to wszystko go przerasta, jakie on ma doświadczenie? Nawet wiele nie grywał, w lidze nie powąchał nawet ławki, w II lidze grał okazjonalnie i to tylko w Lechii, która była w kryzysie. To nieporozumienie, nawet w juniorach, którzy zdobywali srebro, nie łapał się. To mały człowiek...". Wówczas te ostre ceny tłumaczyłem w jakimś stopniu żalem "Boba" do Borka o brak jego lojalności wobec Marcina, kiedy był zwalniany. Dzisiaj, szczególnie po tym "borkowym wywiadzie", myślę że stary wyga miał dużo racji.

No bo jak rozumieć jego bezustanne narzekania na stan murawy, szczególnie po porażkach, skoro za czasów jego trenerki drużyna trenowała na głównej płycie 4-5 razy w tygodniu. Dzisiaj trener z bagażem doświadczeń, gry na europejskich stadionach, tylko dwa razy w tygodniu eksploatuje główną płytę. A boisko trawiaste na stadionie GKS raptem w ciągu tygodnia stało się idealne. "Borek" nie chciał trenować tam, gdzie trenuje z piłkarzami Kubicki. Nowy trener na sztucznej płycie ma też zajęcia, a wyedukowany "Borek" stronił od tego miejsca. Nie będę się upierał, że stan naszej płyty jest idealny, ale pamiętam, że przez wiele lat był jeszcze gorszy. Do ideału daleko, bo brak trawiastych boisk w mieście, ale jest już lepiej. A już na wiosnę powinno być super, kiedy zakończy się budowa drugiego boiska trawiastego.

Mimo tego stanę jeszcze raz w obronie biednego "Borusia", który zapewne cierpi po utracie tak eksponowanej posady i zdaje sobie sprawę, że już nigdy nie poprowadzi żadnego II-ligowego zespołu. To mogło się mu zdarzyć tylko Lechii. Nie oczekujmy od "Borusia", że dokona obiektywnej analizy swoich trafnych i nietrafnych decyzji. On tych drugich nie dostrzega. To tak jak od dziecka oczekiwać wielowarstwowego myślenia.

Więcej zastrzeżeń mam do jego przełożonego, dyrektora klubu. Nie tylko uparte trwanie przy koncepcji trenera Borkowskiego, ale także za ten pełen rozpaczy wywiad naszego pupila, przypisuję jemu, jako głównemu odpowiedzialnemu zamieszania. Do dziś widzę pełne smutku oczy Błażeja bezpośrednio po meczu z Motorem, kiedy pytał nas: "Kto teraz doceni tą wielką robotę jaką Borek wykonał w Lechii, chyba nie uważacie, że wygrana z Motorem to zasługa nowego trenera?".

Borek musiał odejść i chwała Panu Bogu, że przynajmniej rozumiał to prezes. Inaczej dzisiaj wszystko stoczyłoby się po równi pochyłej w dół, zawodnicy graliby opieszale, pozbawieni odpowiedniej motywacji i fachowych rad, kibice ganialiby "Borka" po szatni. Zapobiegnięto czarnej tragedii przy Traugutta. Otrzymałem niesłuszne razy od Borka, który został wprowadzony przez Błażeja w błąd. Nie miałem nic wspólnego ze zmianą trenera, poza tym, że osobiście radziłem mu, aby się podał do dymisji już w maju, a on wówczas twierdził, "Panie Mariuszu, ja w ten zespół jeszcze wierzę". Za miesiąc już ten sam zespół przestał istnieć, rozgonił kolesiów ("Wojciech" i inni).

Prezes postąpił słusznie i pewno dzisiaj tak jak inni, zdaje sobie sprawę z błędu zaniechania w maju. Zapewne dzisiaj to my, a nie Sosnowiec gralibyśmy w ekstraklasie. Moja mała cegiełka - i to na prośbę zainteresowanego - to jedynie przekazanie komórkowych numerów telefonów do niektórych trenerów w Polsce.

Po erze trenerów - kolesi i średniaków - dzisiaj mamy w Lechii trenera z nazwiskiem po raz pierwszy od czasów Huberta Kostki. Trenera rozpoznawalnego w całej Polsce, tak jak jest rozpoznawalna gdańska Lechia.

Tomek ukrzyżował się sam, a jeżeli ktoś mu w tym pomógł, to nie ja, a ci, co na niego bezkrytycznie stawiali.

* Autor jest kierownikiem obiektu MOSiR przy ul. Traugutta. W przeszłości był m.in. dziennikarzem i działaczem Lechii.
Opinie (18)
Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.012