Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024

Tygodnik lechia.gda.pl nr 125 (37/2007)

9 października 2007

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

DERBOWE SPOTKANIA LECHII Z ARKĄ

Zdobycie górki

W historii trójmiejskiego futbolu rozgrywanych było wiele pojedynków derbowych, jednak spotkania pomiędzy Arką i Lechią biją pozostałe na głowę, przede wszystkim ze względu na atmosferę panującą na trybunach. Co ciekawe, nigdy nie było derbów między tymi drużynami w ekstraklasie. Tak się bowiem ułożyło, że kiedy jeden klub przeżywał rozkwit, drugi akurat dołował i odwrotnie.

"TO MY KIBICE"

Spotkania następowały głównie na drugoligowym froncie, kiedy jedni lecieli w dół, a drudzy pieli się ostro w górę, co nie pozostawało bez wpływu na ilość fanatyków obu drużyn na poszczególnych spotkaniach. Dwadzieścia meczów Arki z Lechią odbyło się w II lidze, a w III lidze meczów tych rozegrano sześć (wliczamy w to pojedynki Arki z III-ligową Lechią za czasów I-ligowej Lechii/Olimpii w sezonie 95/96).

Pierwsze wielkie derby Trójmiasta rozegrano 2 września 1964 roku na stadionie Lechii. W obecności 15 000 widzów gospodarze pokonali gości 2:1. Biało-zielona drużyna była wówczas bardziej utytułowana od rywali, miała za sobą 12 sezonów w ekstraklasie, a od 1962 roku występowała w II lidze. Arka natomiast mogła pochwalić się zaledwie dwoma sezonami w II lidze w swojej historii.

Do końca lat 60-tych derby odbyły się jeszcze 7 razy. W Gdańsku obserwowało je od 10 do 18 tysięcy widzów, zaś w Gdyni od 6 do 12 tysięcy. Były to czasy, gdy ruch chuligański praktycznie jeszcze nie istniał, a na meczach kibice obu drużyn mogli czuć się bezpiecznie, nawet w towarzystwie fanów przeciwnej drużyny. Zwyczajowo rozgrywano wówczas - dziś nie do pomyślenia - częste sparingi pomiędzy najpopularniejszymi zespołami Gdańska i Gdyni. W 1970 roku Arka rozgrywała nawet jeden z meczów Pucharu Polski na wypełnionym po brzegi stadionie Lechii, a gdańscy kibice pomagali w dopingu dla... Żółto-Niebieskich. Stare czasy i obecnie nie ma szans, aby się powtórzyły.

W latach 70. derby odbywały się 6 razy. W sezonie 72/73 było jeszcze spokojnie. Natomiast przy okazji derbów jesienią '73 na stadionie Arki doszło do pierwszych awantur, kiedy to słowne utarczki wśród widowni z obu miast przerodziły się w późniejszą bijatykę. Klimat pomiędzy fanami obu klubów zaostrzyły także niektóre transfery, ponieważ obie strony podbierały sobie nawzajem różnymi podstępami najlepszych piłkarzy. Najwięcej zamieszania było wokół transferu Andrzeja Szarmacha, którego Arka sprzątnęła Lechii spod przysłowiowego nosa.

Na rewanżowym meczu w Gdańsku wiosną `74 pojawiło się aż 35 000 widzów. Arka w tymże sezonie po raz pierwszy w historii wywalczyła awans do ekstraklasy, którą zresztą po roku opuściła. W sezonie 75/76 oba kluby ponownie spotkały się na drugoligowym froncie. Tym razem smaczku derbom dodawał fakt, że oba zespoły rywalizowały ze sobą o powrót w szeregi pierwszoligowców. Nic więc dziwnego, że jesienny mecz w Gdańsku obserwowało 30 000 ludzi, a wiosenny w Gdyni 15 000. Ostatecznie to piłkarze Arki wywalczyli awans, wyprzedzając w tabeli Biało-Zielonych o 3 punkty. Od tej pory trwał okres sukcesów piłkarskich gdynian - 5 lat ekstraklasy, zdobycie Pucharu Polski w 1979 roku. Spowodowało to rozkwit i konsolidację życia kibicowskiego w Gdyni. W Gdańsku ruch ten zakwitł już kilka lat wcześniej. Niestety obie drużyny grały przez kilka lat w różnych klasach rozgrywkowych, co wykluczało szanse na kolejne derby. Pozostało tylko czekać...

Aż przyszedł rok '83, kiedy Lechia po awansie do II ligi i zdobyciu Pucharu Polski była na przysłowiowej fali, a Arka po kilku latach gry w ekstraklasie dryfowała do III ligi. Na jesienny mecz do Gdańska przyjechała skromna grupa Żółto-Niebieskich, której nie było stać na zorganizowany doping. W 22-tysięcznym tłumie widzów wyglądali marnie.

Zupełnie inny przebieg miało spotkanie rewanżowe. Za walczącą wtedy o awans do ekstraklasy Lechią pojechało do Gdyni 15 000 kibiców! Stanowili oni aż 3/4 dwudziestotysięcznej publiki!! Nic więc dziwnego, że tego dnia to gdańszczanie czuli się na Ejsmonda jak u siebie. Pierwsza grupa lechistów, która przyjechała na stadion po krótkiej awanturze pod kasami, zaczęła od razu przemieszczać się w stronę tzw. "górki", czyli sektora największych fanatyków Arki. Ci przeczuwając szturm na swoje miejsca rozpoczęli przygotowania obronne. W momencie gdy około 500 lechistów rzuciło się do ataku, posypał się grad kamieni i elementy trybun oraz płotu. Pierwszy szturm został więc odparty.

Za chwilę w jeszcze większej sile Lechia ruszyła ponownie, tym razem jednak z dwóch stron. Po kilkuminutowej walce Arka całkowicie została wyparta poza własny stadion! Za kilka minut na "górce" siedziało już kilka tysięcy ludzi. Do dzisiaj niektórzy kibice wspominają, że "górka" nigdy nie był tak Żółto-Niebieska, jak tego dnia Biało-Zielona. W trakcie meczu dochodziło kilkakrotnie do prób odbicia sektora, ale za każdym razem w pobliskim lasku za koroną stadionu wygrywała Lechia. Tego dnia po zwycięstwie 4:1 nastąpił spadek Arki w trzecioligową otchłań i jednocześnie praktycznie przypieczętowano awans Lechii do I ligi. Dlatego też, wśród wielu kibiców Lechii panuje przekonanie, że był to najbardziej udany mecz w historii klubu.

Na kolejną "świętą wojnę" w Trójmieście trzeba było czekać aż do sezonu 92/93!!! Ponownie obydwa czołowe trójmiejskie kluby spotkały się w II lidze. Pierwszy mecz rozegrany został w Gdańsku, oglądało go 10 000 ludzi, w tym 2800 kibiców gości. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego zaatakowana została kilkunastoosobowa grupka arkowców, których mało skutecznie broniła straż miejska. "Dobry doping i niezła frekwencja ze strony Lechii to jedno co zapadło w pamięci. Drugie to fakt, że kibice Arki wchodzili na stadion przez prawie godzinę, aż do końca pierwszej połowy, by w drugiej zaprezentować meksykańską falę w dość małym sektorze, co wzbudziło wśród nas zabawne reakcje" - tak relacjonują ten mecz Lechiści.

Jednak Arkowcy tego dnia prezentowali się świetnie, pomimo niekorzystnego wyniku przez cały mecz głośno dopingowali swoją drużynę i wyglądali na bardzo zgraną ekipę, co mogło dziwić, biorąc pod uwagę marazm, w którym pogrążeni byli od kilku lat. Na trybunach pojawili się o dziwo także kibice Bałtyku, w liczbie 30 osób. Najpierw próbowali usiąść po stronie gospodarzy ale po szybkim ataku i interwencji policji przeniesieni zostali na miejsca przylegające do sektora gości, po czym... zaczęli wspierać ich dopingiem.

Rewanż w Gdyni to 9000 widzów, w tym 3000 gdańszczan (w ich sektorze uprzednio zdemontowano ławki, w obawie przed użyciem ich do walki). Mecz stał pod znakiem kilkunastominutowego przekrzykiwania się na nazwy klubów, w efekcie kontynuacji jednej z przyśpiewek. Wypadło to bardzo imponująco, zwłaszcza w retransmisji telewizyjnej. Arkowcy spalili manekina w barwach Lechii. I tym razem na trybunach pojawiło się 25 fanów Bałtyku, których momentalnie oddzieliła policja. 800 policjantów i oddziały antyterrorystyczne zapobiegły poważniejszym awanturom na stadionie (nie licząc szturmu Lechii na bramy, zakończonego użyciem polewaczki), natomiast po zakończeniu spotkania wracający na dworzec lechiści urządzili gigantyczną demolkę, którą dobrze oddaje cytat z zina "Szalikowcy" nr 2: "Wskakiwano na samochody stojące na ulicach, kopiąc karoserię i wybijając szyby. Kilkadziesiąt szyb w pobliskich blokach i domkach jednorodzinnych również zostało powybijanych. Dwie kolejki SKM, którymi wracała Lechia, nadają się tylko na złomowisko".

Jesień '93 to derby na Arce, które oglądało 6000 ludzi, w tym 2200 "przyjezdnych". Według innych danych (zin "Ultrasi" nr 1) widzów na stadionie było 5000, w tym 2,5 tysiąca w młynie gospodarzy i tylko 1000 Lechistów. Derby te generalnie należały do spokojnych, choć po meczu doszło do awantury Arki z policją eskortującą Lechię na dworzec, a później na stacji do obrzucania przyjezdnych kamieniami.

Ciekawszy mecz odbył się w rundzie wiosennej w Gdańsku. Dwukrotnie był on przerywany. Pierwszy raz ze względu na rzucone przez gości race (po wyrównującej bramce). Grupka Arkowców wbiegła na murawę. Ruszyła do ataku Lechia, próbując jednocześnie zerwać flagę Arki "Gdańsk" (bezskutecznie). Doszło do ostrego spięcia. Drugi raz mecz przerwany został w efekcie kilkunastominutowej awantury fanów Lechii z policją, która użyła m.in. polewaczek i gazów łzawiących. Większa część walk odbywała się na bocznym boisku, a zakończyła się odbiciem sektora przez kibiców. Prowadzenie Biało-Zielonych nieco ostudziło emocje na trybunach i spotkanie dokończone zostało bez kolejnych zakłóceń. Frekwencja na tym meczu to 8000 ludzi, w tym 2000 z Gdyni.

W rundzie jesiennej 94/95 derby odbyły się na Ejsmonda, było na nich obecnych 6000 widzów (z Gdańska 2000). Nic poważniejszego się nie wydarzyło. I tym razem ciekawiej było na wiosennym rewanżu w Gdańsku, na który udało się 1500 Arkowców (w sumie na stadionie 8000 ludzi). Fani Biało-Zielonych odpalili kilkanaście rac, goście odpowiedzieli... sześćdziesięcioma, które w dodatku poleciały na murawę. Mecz został przerwany. W tym momencie w tumanach dymu zerwane gościom zostały ich dwie największe z wywieszonych tego dnia flagi, w tym wzbudzająca dużo emocji fana z napisem "Gdańsk". Jak wspominają Lechiści, podobno była wycięta z transparentu Rafinerii Gdańsk, wieszanego na zawodach motocrossowych w Gdyni.

Kolejny sezon 95/96 był bardzo specyficzny w historii trójmiejskiego sportu. Zarówno Arka, jak i Lechia, znalazły się w III lidze, lecz nieoczekiwanie doszło do fuzji gdańskiego klubu z poznańską Olimpią. W efekcie w I lidze pojawił się dziwny twór o nazwie Lechia/Olimpia Gdańsk, który fani Biało-Zielonych zaakceptowali jako "swoją" Lechię. Ta kontrowersyjna decyzja odbija im się czkawką do dziś, jednak fakt faktem, że III-ligowa Lechia została wówczas zaniedbana przez kibiców, zaś tą I-ligowa, fuzyjną, dopingowały kilkunastotysięczne tłumy. W wyniku tych zawirowań III-ligowe derby w tymże sezonie wypadły najsłabiej od lat.

Jesienią na Ejsmonda lechistów zameldowało się tylko 250 (głównie młoda ekipa). Arkowcy do tychże derbów podeszli znacznie bardziej poważnie. Górka była pełna jak zawsze, odpalono kilka świec dymnych i race. Żółto-Niebiescy obrzucili się wzajemnie z lechistami kamieniami, po czym rozkręcili dym z policją. Poradzili sobie z nimi dopiero antyterroryści, przeganiając Górkę do tego stopnia, że kibole zrywali się do lasu za płotem.

Wiosną nastąpił najdziwniejszy pojedynek. Jego gospodarzem była Lechia, lecz mecz rozegrano w Gdyni, i co najważniejsze, kibice Lechii na tymże spotkaniu nie pojawili się! Powodem absencji Biało-Zielonych było rozgrywane o tej samej porze w Gdańsku spotkanie Lechia/Olimpia - Zagłębie Lubin (na którym zresztą oprócz fanów Zagłębia było też 70 Arkowców). Fani Arki na derbach mieli normalny młyn, wspomagany przez kiboli Gwardii, Cracovii i Lecha.

Serial derbowy kończą emocjonujące spotkania na III-ligowym froncie w sezonie 97/98. Na pierwszy mecz na stadion Arki nie mogli pojechać wszyscy chętni z Gdańska, gdyż działacze gdyńskiego klubu ograniczyli ilość biletów przeznaczonych dla gości. Ostatecznie na sektorze gości zasiadło 1200 lechistów, zaś w sumie ten trzecioligowy pojedynek obserwowało 5000 widzów (kiboli Arki ok. 2500). Na płocie debiutuje flaga "Władcy Północy".

Już na początku meczu fani Żółto-Niebieskich odpalili kilkadziesiąt rac, a chwilę później piłkarze Arki zdobywają bramkę. Po wyrównującym golu dla Lechii z jej sektora na murawę poleciały race, a także kamienie na trybunę krytą, w kierunku twórców idiotycznej decyzji ograniczającej liczbę fanów z Gdańska. Porządkowi odrzucili race w sektor, przez co trochę nadpalona została flaga "Ultras Lechia". W dymnym zamieszaniu kibic Gwardii Koszalin próbował zerwać flagę przyjezdnym, lecz bez rezultatu. Mecz zakończył się zwycięstwem Lechii 1:2.

Porażka na tyle rozsierdziła kibiców gospodarzy, że na kilka minut przed końcem spotkania w kilkaset osób ruszyli oni przez murawę w kierunku sektora gości. Prym wiedli tutaj chuligani Cracovii (wszyscy w kominiarkach w barwach klubowych). Atak został odparty przez brygadę antyterrorystyczną, która po raz pierwszy w historii polskich rozgrywek piłkarskich użyła przeciw kibicom strzelb na gumowe kule - dobrze dziś znanych "shotgunów". Próba zaatakowania sektora gości została ponowiona za koroną stadionu, ale również zakończyła się fiaskiem. Trzeci szturm Arkowcy przypuścili na dworcu kolejki SKM, ale tym razem skutecznie interweniował konny oddział gdyńskiej straży miejskiej. Trochę dymili także lechiści, których musiała uspokajać polewaczka.

Po meczu policja szalała, znęcając się nad wracającymi do domów i na dworzec arkowcami i ich ziomalami. Swoją "zabawę" mundurowi kręcili kamerą video. Taśmę VHS zdobyli później kibice Arki, odkupując ją od jednego z policjantów, który sprzedał swoich kolegów za przysłowiowe "30 srebrników". Kaseta następnie trafiła do ogólnopolskiej telewizji, pokazując społeczeństwu metody działania trójmiejskiej prewencji. Ta spektakularna akcja fanów Arki spowodowała pociągnięcie kilku funkcjonariuszy do odpowiedzialności karnej.

Wiosenny rewanż był również ciekawym widowiskiem. Interesująco wyglądał stadion, gdzie za obiema bramkami siedzieli szalikowcy (po ok. 2000 z każdej ze stron), a oprócz nich mecz oglądało jeszcze tylko około tysiąc osób pod dachem trybuny głównej. Reszta sektorów była prawie pusta. Prezentacja była okazała. Arka odpaliła 25 rac, zaś Lechia 5 rac i pomarańczową świecę dymną. Gdańszczanie mieli też biało-zielone baloniki. Gospodarze puścili z dymem dużą ilość szalików Arki, w odpowiedzi goście swoje zdobyczne barwy pocięli i rzucili na murawę.

Bezbramkowy remis na boisku niemal wykluczał awans Lechii do II ligi. Wskutek tego za trybunami i w parku okalającym obiekty gdańskiego klubu rozgorzały po zakończeniu spotkania ostre walki. W pewnym momencie grupę policjantów z dwóch stron atakowali kibice, napierani z zewnątrz przez kolejne oddziały mundurowych. Lechistów rozpędziły dopiero polewaczki i strzały z broni gładkolufowej, jednak awantura trwała na tyle długo, że goście byli trzymani na stadionie prawie dwie godziny.

Mimo, że jak widać kosa pomiędzy Arką i Lechią trwała w najlepsze, ekipy te potrafiły dogadać się między sobą jak żadni inni lokalni rywale w Polsce. Na towarzyski mecz reprezentacji Trójmiasta z Werderem Brema, rozegrany z okazji 1000-lecia Gdańska (lipiec '97) podpisali jednodniowy układ o nieagresji, który został dotrzymany! Dostało się natomiast od połączonych sił Lechii i Arki grupce fanów Bałtyku, którzy także pojawili się na tym meczu (rozgrywanym na stadionie Lechii). Drugim dowodem na bardzo cywilizowaną (jak na polskie warunki) kosę, była pierwsza w kraju honorowa walka umawiana, która odbyła się w Sopocie w styczniu '99. Wróćmy jednak do derbowej historii...

Po pamiętnym sezonie 97/98 nadeszły czasy kolejnej fuzji Lechii, tym razem z gdańską Polonią, w efekcie czego nowy gdański twór przez trzy sezony gościł w II lidze. Fani Lechii tylko częściowo zaakceptowali nową drużynę, a później, jak wiadomo, postanowili dopingować zupełnie nową, odrodzoną Lechię na boiskach A klasy. Z tych powodów derbów z Arką już więcej nie było (na III-ligowych rezerwach Polonii/Lechii gdańszczanie nie pojawiali się), a na kolejne potyczki między "betonami" i "śledziami" też trzeba będzie niestety poczekać, gdyż obecnie kluby dzielą aż trzy klasy rozgrywkowe. Z drugiej strony dzięki temu derby te nie spowszednieją nie tylko trójmiejskim kibicom.

Należy dodać, ze do specyfiki derbów należy tradycyjna zbiórka Lechistów na sopockim "monciaku" oraz masa okolicznościowych przyśpiewek, a także specjalnie przygotowywane flagi z podtekstami, lalki z sex-shopu w barwach przeciwnika, nekrologi na murach typu "Niedziela godz. 12, przyjdź na pogrzeb Lechii". Arkę na każdym z takich meczów wpiera sporo przedstawicieli licznych zgód. Wcześniej Zawiszy Bydgoszcz, Górnika Zabrze, Korony Kielce, Odry Opole czy GKS Tychy, później Lecha i Cracovii, a stale Zagłębia Lubin, Polonii Warszawa, Górnika Wałbrzych, Polonii Bytom i Gwardii Koszalin.

Tekst pochodzi z miesięcznika "To My Kibice". Autorzy: Ultras Lechia oraz "J".

Opinie (6)
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.015