Ostatnio Lechia nie zwykła przegrywać, jest niepokonana od 9 spotkań. Co zrobili Tomasz Kafarski, a później Dariusz Kubicki, że z dnia na dzień odmienili wyniki? A może to zasługa Tomasz Borkowskiego, który przygotowywał zespół i do końca powtarzał, że ta drużyna "odpali"?
- Ciężko mi coś na ten temat powiedzieć. Nie będę się wypowiadał na temat pracy trenera Borkowskiego. Widocznie temu zespołowi potrzebna była nowa miotła. Cieszę się, że mamy tak dobrą passę, że nie przegrywamy przed tak ważnym meczem, jaki czeka nas w środę.
W sobotę odbył się mecz Lecha z Legią. Kapitan "Kolejorza" Piotr Reiss mówił, że musiał edukować zagranicznych kolegów z zespołu, czym jest dla poznaniaków konfrontacja z Legią. W Lechii tego problemu nie ma i chyba każdy wie, jak ważne są derby dla fanów z całego Trójmiasta?
- Myślę, że każdy zdaje sobie sprawę z tego, jaki to jest mecz. Dla mnie i dla Krzysia Brede jest to na pewno szczególne spotkanie, ponieważ obaj jesteśmy stąd. Jestem jednak przekonany, że nikogo w drużynie nie trzeba szczególnie motywować. Przyjdzie dużo kibiców, będzie wspaniała atmosfera, dobry mecz i oby zwycięstwo.
Czym dla ciebie są mecze pomiędzy Lechią a Arką?
- Są to bardzo szczególne konfrontacje dla każdego, kto jest z Gdańska i tu się wychował. Już w juniorach, w trampkarzach, kiedy grało się przeciwko Arce czy Bałtykowi, wpajano nam, że to szczególne mecze. I tak jest do dzisiaj.
Kiedyś w wywiadzie dla naszego serwisu powiedziałeś, że przejście do Arki to twój największy błąd. Pod jakim względem było to błędne posunięcie?
- Patrząc z perspektywy czasu, to dziś bym tak nie postąpił. Wtedy chciałem wrócić na wybrzeże, miałem tutaj rodzinę, chciałem grać. Dostałem propozycję z Arki, wróciłem do Trójmiasta, może trochę za bardzo od strony północy, ale skończyło się to dla mnie dobrze, gdyż potem wróciłem tutaj, gdzie się wychowałem. Z IV ligi awansowaliśmy, następnie z III, potem przez dwa lata spokojne utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. Co roku notowaliśmy progres i z tego się cieszę.
Jak przyjęli cię kibice i piłkarze w Arce Gdynia?
- Nie przychodziłem do Arki bezpośrednio z Lechii, ale z Bełchatowa, więc to była trochę inna sytuacja. Myślę, że swoim zaangażowaniem, wolą walki, pracą na treningach, przekonałem kolegów i kibiców do siebie i pokazałem, że nie przyszedłem do Gdyni robić pod górkę, a grać w piłkę. Zawodowy piłkarz musi się z tym liczyć - że raz gra tu, a raz tam. Nie zawsze występuje się tam, gdzie się chce. Czasami trzeba zrobić krok w bok, aby ukierunkować swoją karierę.
A reakcje kibiców Lechii po powrocie z Arki?
- Bardziej odczułem powrót z Arki do Gdańska. Było kilka nieprzyjemnych chwil, ale tak, jak tam - swoją grą, zaangażowaniem, walką na treningach - przekonywałem wszystkich do siebie. Byłem cztery lata kapitanem Lechii, wygrałem ośmiokrotnie wybory do pełnienia tej funkcji. Myślę więc, że zdobyłem w Gdańsku zaufanie ludzi i za to im dziękuję.
Jak wspominasz atmosferę wokół derbów?
- To jest niezapomniane przeżycie. Tym bardziej z perspektywy boiska, kiedy się na nim gra. Jest dużo ludzi, wspaniała oprawa, doping. Oby tylko tak było w środę. My jako piłkarze nie chcemy, aby na trybunach działo się coś nieprzyjemnego. Chcemy grać dla publiczności, a wiadomo, że każdy incydent powoduje zamknięcie stadionu lub inne niepotrzebne kary. Chcemy grać dla kibiców, chcemy by przychodziło ich jak najwięcej. W lidze idzie nam dobrze, więc tylko wspaniałym dopingiem fani mogą nam pomóc. A my postaramy się zrobić wszystko, aby wygrać z Arką.
Na czym twoim zdaniem polega wyjątkowość spotkań Lechii z Arką?
- Ciężko powiedzieć. W Polsce jest tylko kilka takich spotkań, m.in. Cracovii z Wisłą, Lecha z Legią. Nawet mecze na Śląsku nie wywołują takiego "boomu" w Polsce, a emocjonują głównie kibiców w regionie. O naszym meczu, mimo że jest niestety tylko drugo-, a nie pierwszoligowy, mówi cała Polska, wszyscy czekają na rozstrzygnięcie. Jest to coś specyficznego. Trzeba być z tego miasta i to przeżyć.
Transmisję na żywo zaplanowała TVP Sport, a niedawno pojawiła się także informacja o chęci pokazania spotkania przez Polsat. Nie wiadomo ile w tym jest prawdy, ale dla was piłkarzy to chyba fajna sprawa, że nie tylko jedna, ale dwie telewizje chcą pokazać mecz w całej Polsce?
- Kiedy wychodzi się na boisko to nie myśli się o tym, czy jesteśmy na "Jedynce", "Dwójce", "Trójce" czy Polsacie. To staje się mało ważne. Trzeba wyjść i wygrywać każdy mecz. A w takim spotkaniu jak z Arką, na pewno można się pokazać, ale tacy piłkarze jak ja - pochodzący stąd - graliby za darmo.
Czy jakikolwiek wpływ na waszą dyspozycję boiskową może mieć ostatni incydent z zatrzymaniem Dariusza Kubickiego? Rozmawialiście później o tym w szatni?
- Mogę się wypowiadać tylko na tematy sportowe. Nas w szatni kompletnie to całe zamieszanie nie interesuje. Jakieś luźne rozmowy między nami na pewno były, ale myślę, że nie ma to żadnego wpływu na naszą postawę. Trener był z nami od soboty i nasze zaangażowanie w trening było takie samo, jak wtedy, kiedy przyszedł do nas po raz pierwszy w któryś poniedziałek. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i chcemy wygrywać dla Gdańska.
W tym sezonie zagrałeś trzy razy po kilka lub kilkanaście minut i żadnego z tych spotkań Biało-Zieloni nie wygrali. Widzisz szansę na występ w środę skoro nie zagrałeś w 9 ostatnich spotkaniach?
- Ciężko mi coś powiedzieć. Cieszę się, że po perypetiach zdrowotnych, które miałem w tej rundzie, a które nigdy wcześniej mi się nie zdarzały, schodzę od kilkunastu treningów bez żadnego bólu, jestem zdrowy, pracuję na 100% i to jest dla mnie najważniejsze. A to, czy mnie trener będzie widział, czy nie, okaże się w środę. W sobotę zostałem powołany do "20" na mecz z "Gieksą", ale do "18" jeszcze się nie załapałem. Niezależnie czy przed nami mecz z Łomżą, GKS-em Katowice czy Arką, ja wychodzę na trening i robię wszystko na sto procent. Decyzja trenera, na którą nie mam żadnego wpływu.
Arka ma I-ligowy budżet, ale pieniądze nie grają i gdynianie także przegrywają mecze w II lidze. Kto twoim zdaniem będzie faworytem środowego meczu?
- To jest szczególne spotkanie. Moim zdaniem nie ma swojego faworyta. Nie wiem czy Arka jeszcze nas bije na głowę budżetem, czy nie, bo wiemy, że w Lechii zaczyna się robić coraz lepiej. Pieniądze nie grają. Wychodzi 22 gości, grają naprzeciwko siebie, słabsza kość pęka, twardziele wygrywają i tak będzie w środę.
W ilu meczach derbowych grałeś?
- Ciężko mi sobie przypomnieć. Bodajże w trzech. Potem wyjechałem w Polskę, była przerwa i aż tak nie przywiązywałem do tego wagi. Któreś z tych trzech spotkań mogę też mylić z meczem z Bałtykiem. Na pewno grałem na Lechii ostatnie w ostatnich derbach, zakończonych wynikiem 0-0. One także były niezapomniane, głównie przez zachowanie kibiców z Gdyni i z Gdańska, którzy rzucali race, sędzia chciał przerwać mecz, a myśmy stanęli wokoło niego i prosiliśmy go, by tego nie robił, że my chcemy grać. Dokończyliśmy spotkanie, skończyło się bezbramkowo, jak to często w derbach bywa.
Które ze spotkań derbowych pamiętasz najlepiej?
- Ostatnie derby, bo w tym spotkaniu grałem od początku i miałem jakiś większy udział. Wcześniej bodajże wchodziłem jako zmiennik.
Utkwił ci w pamięci jakiś incydent bądź śmieszna sytuacja, która miała miejsce podczas derbów?
- Grając w Bełchatowie byłem jako widz na derbach w Gdyni. Wtedy zdarzyło po raz pierwszy w Polsce, że policja użyła broni gładkolufowej. To był szok dla wszystkich. Nie był to jednak wesoły incydent.
Kiedyś podczas derbów kibice Lechii wpuścili na boisko pewne zwierzę. Pamiętasz tę sytuację?
- Byłem wtedy małym chłopcem i nie pamiętam tego zdarzenia. Znam je tylko z opowieści.
Chciałbyś spróbować przewidzieć rezultat derbów?
- Nie ważne czy wygramy 6-5, 5-0 czy 1-0. Najważniejsze żebyśmy wygrali, bo jest to szczególny mecz dla gdańszczan, ale również dla chłopaków z naszej szatni. Ci chłopcy, którzy wyjdą w środę na boisko, na pewno rozumieją jak ważne będzie to wydarzenie dla kibiców.
Szkoda, że ostatnio na boisku rzadko kiedy pojawia się jakiś wychowanek Lechii.
- To jest problem naszego klubu. Czasami sami się śmiejemy, że mamy mniej gdańszczan w "18" niż Chelsea ma Anglików, jak kiedyś wszyscy im zarzucali. Trudno, piłka podąża w tym kierunku lub może coś zostało zaniedbane w przeszłości. Jest kilku chłopaków, którzy się dobijają, ale czy będą grali? Muszą walczyć na treningach.