Gdańsk: piątek, 13 czerwca 2025

Tygodnik lechia.gda.pl nr 137 (2/2008)

15 stycznia 2008

Treść artykułu
 |   |   |   |   | 

BARTOSZ JURKOWSKI DLA LECHIA.GDA.PL

Emerytura? Nie ma takiej opcji!

Ponad 200 meczów rozegranych w ekstraklasie, występy w reprezentacjach Polski U-16, U-18 i U-21, a swego czasu rozmowy prowadzone na temat przejścia do Wisły Kraków i Legii Warszawa. To dorobek Bartosza Jurkowskiego, który właśnie zasilił drugoligową Lechię Gdańsk.

MICHAŁ KORNIAHO
Gdańsk

Dla piłkarza z taką przeszłością występy w II lidze w wieku 33 lat raczej nie są spełnienie marzeń. Bartek, dziś powinieneś walczyć o miejsce w reprezentacji Polski, a nie w składzie zespołu zaplecza ekstraklasy.

- W tym wieku to może nie, ale rzeczywiście miałem marzenia żeby zagrać w reprezentacji. Życie potoczyło się jednak inaczej i nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć to z godnością i pokorą. A czy po tylu meczach w ekstraklasie spodziewałem się, że będę dziś grał w II lidze? Na pewno nie, choć nie uważam, że to jakaś ujma. A jeśli nie udało mi się spełnić jako reprezentant kraju, to może uda mi się spełnić w przyszłości jako szkoleniowiec. A w Lechii jest spora grupa zawodników, która może będzie chciała skorzystać z mojego piłkarskiego doświadczenia, a ja będę starał się im jak najwięcej przekazać. Może to jest jakiś mój cel w życiu, o którym kiedyś nie byłem przekonany. Miałem jeszcze szanse grać dalej w pierwszej lidze, ale zaufałem ludziom, którym nie powinienem zaufać. Sam sobie jestem winien.

O spotkaniu ludzi, którym niepotrzebnie zaufałeś słyszeliśmy już wcześniej. Brzmi to jednak dość tajemniczo. Co dokładnie wydarzyło się przez ostatnie pół roku w Białymstoku? Czyżby w grę weszły względy pozasportowe?

- Ciężko mi powiedzieć, jakie względy wchodziły tu w grę. Ja dużo wczesniej byłem umówiony na grę w Jagiellonii, rozmawiałem też z trenerem Andrzejem Płatkiem, który był bardzo zainteresowany moją grą w Białymstoku. A kiedy okno transferowe miało się już ku końcowi okazało się nagle, że jestem już niepotrzebny. Mogłem wziąć już wcześniej zaliczkę w postaci podpisania umowy. To był mój błąd, że tego nie zrobiłem. Ale to tylko pokazało mi, jak trzeba postępować w życiu i że kredyt zaufania trzeba mieć mimo wszystko na wodzy. Ale ja do nikogo nie mam pretensji. Mam pretensje tylko i wyłącznie do siebie.

Początek twojej kariery zapowiadał, że możesz zostać wielkim piłkarzem. Jednak ranga klubów do jakich później trafiłeś - Wisła Płock, czy Górnik Łęczna - nie powala na kolana. Ostatecznie ustabilizowałeś chyba swój poziom na pograniczu ekstraklasy i drugiej ligi. Możliwości masz chyba jednak większe?

- Rzeczywiście, to prawda. W którymś momencie moja kariera poszła nie w tym kierunku co trzeba. Może to było spowodowane jakąś asekuracją i tak chyba na to trzeba spojrzeć. Bo rzeczywiście w okresie mojej gry w Stomilu Olsztyn pojawiła się oferta z Wisły Kraków. Aczkolwiek była mało konkretna finansowo i to zaważyło, że nie zdecydowałem się na przejście. Jeśli chodzi o Wisłę Płock, to nie do końca bym się zgodził, że to był tylko średniak ligowy. Obecnie rzeczywiście tak jest, jednak w momencie kiedy ja tam przechodziłem, to klub pod względem finansowym, ekonomicznym i pod względem infrastruktury stał na najwyższym polskim poziomie. I z ta myślą tam szedłem. Wisła Płock nie była może wielką marką, ale organizacyjnie był to klub na naprawdę wysokim poziomie. Sportowo jednak nie układało się najlepiej. Wisła zaczęła osiągać dopiero wysoki poziom, kiedy mi się już kończył kontrakt. Wtedy doszliśmy do finały Pucharu Polski, w którym przegraliśmy z Wisłą Kraków. Po tym sezonie przeszedłem już do Górnika Łęczna.

Dlaczego wybrałeś właśnie Górnik Łęczna?

- Ze względu na trenera, który tam pracował - Bogusława Kaczmarka. Wcześniej pracowałem z nim już dwukrotnie w Stomilu Olsztyn, znałem jego dobre i złe strony. Wiedziałem też, czego będzie ode mnie oczekiwał. To była po prostu propozycja, której nie mogłem odrzucić. Uważam zresztą, że okres gry w Łęcznej był najlepszym w mojej przygodzie z piłką ze sportowego punktu widzenia. Może Górnik rzeczywiście nie zalicza się do krajowej czołówki, ale trzeba pamiętać, że w tabeli rundy wiosennej, kiedy tam trafiłem, ten zespół uplasował się na trzecim miejscu w ekstraklasie. To o czymś musiało świadczyć.

W wywiadach otwarcie mówisz, że jeśli nie wywalczysz miejsca w składzie Lechii, to nic się nie stanie. Opowiadasz, że będziesz starał się pomóc swoim doświadczeniem młodym piłkarzom, że w przyszłości zostaniesz trenerem. Czy to nie jest taka zasłona dymna przed faktem, że może przyszedłeś tu już na piłkarską emeryturę i tak na prawdę myślisz już powoli o zakończeniu kariery, a nie o sukcesach piłkarskich?

- O rozwinięciu kariery nie może być mowy, bo ja już rozwinąłem ją dużo, dużo wcześniej. A jeśli chodzi o piłkarską emeryturę - nie ma takiej opcji. W ekstraklasie grają zawodnicy starsi ode mnie nawet o 3 lata, jak Świerczewski, czy Hajto. U nas jest też "Manek", który jest starszy ode mnie i wcale nie myśli o zakończeniu przygody z piłką. Po drugie, jeśli nawet chciałbym kończyć karierę, to nie przy takim trenerze, jakim jest pan Kubicki. Powód jest prozaiczny. U niego nie ma czasu na odpoczynek, nie ma czasu na zabawę. U trenera Kubickiego nie można być nawet w wieku przedemerytalnym. U niego jest ostra robta, czy to się komuś podoba, czy nie.

- Pytasz o asekurację w moich stwierdzeniach co do wywalczenia miejsca w składzie Lechii. Mówię tak, ponieważ nie jestem żadnym wirtuozem polskiej piłki. Ja nie zabezpieczam się w ten sposób przed tym, jeśli mi coś nie wyjdzie. Po prostu nie mam patentu na mądrość, nikt też nie ma tu pewnego miejsca w pierwszym składzie. Nawet, jeśli zaprosił mnie do klubu sam trener. Zwłaszcza, że to trener Kubicki, u którego nigdy nie grały nazwiska, ale tylko ci, co są w najlepszej formie. Doświadczenie zaś mam spore i mogę się nim podzielić z młodszymi kolegami. Mam jakąś wiedzę i wcale nie chcę jej zabierać do grobu. Bo i po co.

Czy poza ofertą z Lechii otrzymałeś jakieś propozycje z innych klubów? Może jakieś z ekstraklasy?

- Tak, były dwie z pierwszej ligi. Ale nie dość, że były mało konkretne, to jeszcze od klubów walczących o utrzymanie się w lidze. Ja zaś wychodzę z założenia, że lepiej jest walczyć o awans do pierwszej ligi, niż bronić się przed spadkiem z niej. Dostałem też bardzo ciekawą propozycję z klubu, z którym niedawno się rozstałem, czyli z Górnika Łęczna. Tam rozmowy były już bardzo poważne. Jednak w momencie kiedy dostałem propozycję od trenera Kubickiego, zdecydowałem się grać w Lechii o wyższe cele. Trenera Kubickiego znałem już wcześniej, wiedziałem na co mogę liczyć, czego on ode mnie oczekuje. A to było dla mnie najważniejsze.

Z trenerem Kubickim miałeś już jednak różne doświadczenia, nie zawsze było wam po drodze. Nie przeszło ci przez myśl, że szkoda nerwów na ponowną pracę u jego boku?

- Nie, nic takiego nie przyszło mi do głowy. Ja znam trenera Kubickiego i wiem, że to co działo się w Górniku to też było efektem mojego twardego charakteru. Ja tam byłem piłkarzem, on trenerem i to on decydował. A ja powinienem chyba inaczej na niektóre sprawy reagować. Uważam jednak, że cała sprawa została za bardzo wyolbrzymiona. Pewnie, były między nami jakieś różnice zdań, jednak jeśli już dochodziło między nami do starć, to zawsze w kulturalny sposób. Nikt nigdy nikogo nie obraził. Ja popełniłem jednak parę błędów, z których musiałem wyciągnąć wnioski. Miałem na to czas przez ostatnie pół roku nie grania w piłkę. Teraz mentalnie jestem już dojrzalszym piłkarzem i człowiekiem.

To znaczy, że nie ma się co obawiać kolejnych twoich spięć z trenerami? W Wiśle Płock z trenerem Wdowczykiem też nie darzyliście się chyba przyjaźnią.

- Tak, to prawda. Teraz potrafię się już bardziej zdystansować do różnych decyzji szkoleniowców. Choć człowiek nie zawsze potrafi przewidzieć swoją reakcję w sytuacjach stresowych. Bardzo się jednak cieszę, że pan Kubicki, który wcale nie musiał proponować mi współpracy, zaproponował mi ją. Wniosek chyba z tego taki, że poza tym, że mam twardy charakter, to jestem - mam przynajmniej taką nadzieję - dobrym piłkarzem. Bo chyba tylko względy czysto sportowe zadecydowały o tym, że sprowadzono mnie tutaj. Dlatego tym bardziej to doceniam. Bo niejednokrotnie powtarzałem, że jeśli mi ktoś zaufa, to ja odpłacę się mu tym samym. Tak jest teraz i tak było zawsze. W przypadku trenera Wdowczyka w Wiśle Płock, to nie on mnie sprowadził do tego klubu i nie on był przekonany o moich umiejętnościach. Stąd nie układało się wszystko po mojej myśli. Jednak teraz już wiem, że piłkarz jest od grania, a nie od dyskutowania, czy trener ma robić tak, czy inaczej. Ja wyznaje taką zasadę. Nigdy w żadnym klubie nie krytykowałem zawodników ze swojej drużyny, czy z drużyny przeciwnej. Teraz, kiedy zrobiłem papiery trenerskie postanowiłem sobie, że nigdy nie skrytykuję już pracy żadnego szkoleniowca. Najbardziej odpowiada mi klimat angielski, gdzie trenerzy w ogóle siebie nie krytykują i mają do siebie wielki szacunek. I o to w tym wszystkim chodzi.

Jesteś nowym piłkarzem Lechii, więc potrafisz spojrzeć na zespół w miarę obiektywnie. Masz też taki charakter, że walisz zawsze prosto z mostu, nie owijasz w bawełnę. Powiedz zatem wprost, jak oceniasz szanse awansu Lechii do ekstraklasy w tym roku?

- Na pewno runda wiosenna będzie o wiele trudniejsza niż jesienna. To trzeba sobie powiedzieć bez ogródek. Bo nie jest tak, że jak się jest na trzecim miejscu na półmetku sezonu, to można mówić już same ochy i achy, same superlatywy i że jest się już jedną nogą w pierwszej lidze. Nie ma tak kolorowo. Wszyscy się zbroją. Nawet drużyny, które nie są w pierwszej trójce, jak Polonia Warszawa, też bardzo się wzmacnia. Więc nie będzie łatwo. To co tutaj zauważyłem w Lechii i co zresztą trener powtarzał wcześniej, to że drużyna jest dość mocno zmobilizowana i skonsolidowana i za wielu wzmocnień nie potrzeba. Na pewno przyda się jakaś świeża krew do poprawienia rywalizacji w zespole, ale wywijać składu do góry nogami w ogóle nie potrzeba. I bardzo dobrze. Bo tak się buduje kolektyw, tak się buduje zespół. To jest proces wymagający nie miesiąca, nie dwóch, ale jest to proces wieloletni. Tutaj widać jakąś myśl przewodnią i o to chodzi. A czy można powiedzieć, że jesteśmy blisko awansu? Droga jest jeszcze daleka. Są tu jednak ludzie do tej walki przygotowani, ale nie jako jednostki, lecz jako cały zespół.

Grałeś kiedyś w Gdańsku na stadionie Lechii? Znasz tutejszą publiczność? Jest dość wymagająca, a niekiedy i skrajnie reagująca.

- To normalne, dla mnie to żadna nowość. Takie jest prawo kibica. Jednemu się coś podoba, innemu co innego. A epitety lecące z trybun? Piłkarz ma się skupić na tym co się dzieje na boisku, a nie na trybunach. Fachowcem do oceny piłkarza jest tak na prawdę trener, a nie kibice. Wiem tylko tyle, że tutejsza publiczność jest liczna i żywiołowa. Miałem przyjemność grać przy Traugutta tylko raz i to nie o punkty ligowe. Byłem jednym z zaproszonych na benefis trenera Kaczmarka. Więc może po trosze liznąłem tutejszej atmosfery.

Masz w swoim życiorysie m.in. pracę w roli współkomentatora meczu w telewizji. Większy stres jest na boisku, czy przed mikrofonem?

- Nie ukrywam, że początki były dla mnie dość... galaretowate. Trochę nerwów było. Jednak od trzeciego spotkania, jakie miałem przyjemność komentować - to było akurat w TVP - czułem się już pewniej, bardziej wiedziałem jak ubierać pewne sytuacje w słowa.

Przed rundą wiosenną, oprócz ofert z klubów pikarskich miałeś też ofertę właśnie z telewizji. Czemu jej nie przyjąłeś?

- Bo dla mnie jeszcze jest za wcześnie, żeby kończyć przygodę z piłką. Specjalnie poświęciłem listopad i grudzień, żeby móc wrócić jeszcze do futbolu i w jakiś stopniu nadrobiłem zaległości. Pewnie, że nie całkowicie, bo trenując indywidualnie po prostu się nie dało. Ale teraz rozpoczynam ciężką pracę i chcę wrócić do takiego poziomu, jaki prezentowałem, gdy kończyłem grę w Łęcznej.

Twoja druga miłość, poza piłką nożną, to zespół Metallica. Od dawna jesteś jej wiernym fanem. Czy ta sympatia wciąż jest taka, jak przed laty?

- Oczywiście. Byłem już w sumie na trzech koncertach tego zespołu, a w maju wybieram się na czwarty do Chorzowa. Mam nadzieję, że znów dostanę wejściówkę na backstage i będę mógł z członkami zespołu po raz trzeci porozmawiać. A nawet, jeśli miałbym być wśród tłumu, to będę szczęśliwy.

A liga nie przeszkodzi w tym, aby wybrać się na koncert?

- Z tego co wiem, to liga kończy się 24 maja, a koncert jest 28, więc nie powinno być problemu. Panowie z zarządu klubu powiedzieli mi nawet, że ponoć trener Kaczmarek, kiedy był tu złożyć życzenia świąteczne, to przekazał im, że w ciągu roku muszą dać mi dwa terminy wolne, bo są dwa koncerty. Zatem moja miłość do Metalliki była, jest i będzie. I nic tego nie zmieni, nawet ich słaba płyta.

Metallica to twoje jedyna muzyczna miłość?

- Jeśli chodzi o sympatię, dzięki której posiadam przeszło 100 płyt danego zespołu, to taką nie dażę żadnego innego zespołu. Natomiast w ogóle bardzo lubię muzykę za wyjątkiem przytupajek typu disco-polo. Nie toleruję czegoś takiego, pomimo, że wywodzę się ze stolicy tego gatunki muzyki. Lubię jednak różne inne gatunki. Człowiek, kiedy dorośleje, otwiera się na coraz szerszą gamę rodzajów muzyki. Mówię tu na przykład o blues'ie czy o swingu. Często sobie z żoną słuchamy takich melodii wieczorami, kiedy dzieci już idą spać. Taka muzyka relaksuje i jak mówi przysłowie, łagodzi obyczaje. Coś w tym jest.

Wymieniliście już z Pawłem Pęczakiem poglądy na temat muzyki? On też ma sporą płytotekę w swojej kolekcji.

- Prawdę mówiąc jeszcze z nim na ten temat nie rozmawiałem. Dopiero teraz dowiaduję się, że też jest on miłośnikiem muzyki. Na pewno podyskutuję sobie z nim na ten temat. Nie wiem jak jest u niego z gitarą. Ja jestem miłośnikiem tego instrumentu. Sam jestem posiadaczem gitary elektrycznej, wraz ze wzmacniaczem i od czasu do czasu brzdąkam sobie do relaksu. Na razie jednak muszę skupić się na czym innym, niż na rozmowach z Pękim o muzyce. Teraz najważniejsze są treningi i to wcale nie lekkie.

Chciałbyś powiedzieć coś kibicom Lechii?

- Tak. Chciałbym życzyć im wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Dużo zdrowia, szczęścia, a także cierpliwości na stadionie i wyrozumiałości. Życzę wszystkim lechistom, żeby spełniło się życzenie nas wszystkich - awansu Lechii do ekstraklasy.

Ludzie Lechii
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2025. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.029