Od razu należy wyjaśnić, iż niniejszy felieton obejmuje jedynie przedsezonowe obozy, ewentualnie tournee, nie zaś wyjazdy na pojedyncze mecze. Tych ostatnich było tak wiele, że należy im się osobny tekst. Obejmowały one swym zasięgiem głównie ościenne kraje dawnego obozu socjalistycznego. Natomiast w kwestii obozów Lechia ma "w dorobku" wszechstronniejsze, aczkolwiek z punktu widzenia dzisiejszego turysty, niezbyt imponujące doświadczenia.
Do 1973 r. włodarze klubu z Traugutta nie zdobyli się ani razu na zorganizowanie piłkarzom zagranicznego zgrupowania. Jeśli Biało-Zieloni przekraczali granicę kraju, to jedynie w przypadku zaproszenia na konkretny mecz. Natomiast obozów na obczyźnie nie praktykowano. Miało to podstawy zarówno ekonomiczne - Lechia wszak nigdy do krezusów nie należała, jak i ideowe - wobec powszechnej biedy, zgodnie z ówczesnymi komentarzami w prasie, najlepszą opcją przygotowań było korzystanie z własnych obiektów. Przełom nastąpił 35 lat temu, kiedy niejako w nagrodę za utrzymanie się beniaminka w II lidze, zorganizowano lechistom blisko dwutygodniowe zgrupowanie w bułgarskim Soczi. Jako, że przebywali tam w pierwszej połowie lipca, to Puszkarz i spółka powrócili do kraju opaleni. W trakcie pobytu trenowano i... odpoczywano. Lechia nie rozegrała wówczas żadnego sparingu.
Na kolejne zagraniczne przygotowania nasi piłkarze czekali trzy lata. Opłacało się czekać, bowiem w czasie tej międzysezonowej przerwy lechiści trenowali głównie za granicą! Pod koniec czerwca, po przegranej po raz trzeci z rzędu walce o awans do ekstraklasy, przebywali w NRD. Ponownie zastosowano wariant "treningowo-wypoczynkowy". Natomiast nie lada, jak na ówczesne realia, gratką okazało się drugie zgrupowanie. W dniach 13 - 20 lipca 1976 r. Biało-Zieloni przebywali w Szwecji. Zespół szkolony przez trenera Mariana Geszke rozegrał tam dwa sparingi. W obu górą była nasza drużyna: z Bodo Glimt (Norwegia) 2:1 po golach Zdzisława Puszkarza i Bogusława Kaczmarka i z ABK Hudiksvall (Szwecja) 2:0- strzelcy bramek: Janusz Makowski i Zdzisław Puszkarz.
Na kolejne zagraniczne wojaże czekali gracze Lechii siedem lat. Był rok 1983, w klubie po wielu latach niepowodzeń odnotowano nareszcie Sukces: zdobycie Pucharu Polski oraz wywalczony w efektownym stylu awans do II ligi. Niejako w nagrodę wysłano piłkarzy na zgrupowanie na Węgry. Tam w ciągu 12 dni spokojnie przygotowywali się oni do ligowego sezonu oraz do zmagań w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów. Właśnie przebywając nad Balatonem trener Jerzy Jastrzębowski i jego współpracownicy usłyszeli w radio, iż los zetknął ich ze słynnym Juventusem! Na Węgrzech sparingów nie rozgrywano. Na te czas przyszedł w kraju oraz w trakcie... drugiego zagranicznego "wypadu". Ten miał miejsce już w czasie rozpoczętego sezonu. Na inaugurację II ligi Lechia zremisowała ze Stilonem Gorzów 1:1 i... pojechała do Włoch. Możliwe było to na skutek dwutygodniowej przerwy w rozgrywkach ligowych, która przeznaczono na gry o krajowy puchar. Cały pobyt gdańszczan w słonecznej Italii zorganizował Janusz Strzelecki - manager polskiego pochodzenia znany opinii publicznej jako "Johny River". W trakcie obozu (10 - 20.08.1983) Lechia rozegrała aż cztery mecze kontrolne. W pierwszym z nich przeciwko zespołowi Forte del Marmi, występującemu na co dzień we włoskim odpowiedniku naszej klasy okręgowej, zdobywcy Pucharu Polski triumfowali 7:2, a gole zdobyli: Jerzy Kruszczyński i Aleksander Cybulski po 2 oraz Jacek Grembocki, Dariusz Wojtowicz i Marek Kowalczyk po 1. Następnie naprzeciw gdańszczan stanęła III ligowa La Spezia. Także tym razem nasza drużyna była lepsza wygrywając w stosunku 4:1. Co ciekawe, w tym meczu, trafiali tylko nowo pozyskani gracze: Kruszczyński - 2, Cybulski - 1 i Maciej Kamiński - 1. Kolejny rywal był najsilniejszym z czwórki zakontraktowanych przez Strzeleckiego. W meczu rozegranym w Szwajcarii tamtejszy pierwszoligowiec - FC Lugano wygrał 3:1, choć do przerwy prowadziła Lechia po trafieniu "Kruchego". W ostatnim meczu Lechia zremisowała z III ligową Biella 3:3 - hat-trick Jerzego Kruszczyńskiego. Ten ostatni mecz obejrzało około 4 tysiące widzów, w tym cała kadra Juventusu. Także lechiści byli widzami na jednym ze sparingów "Juve". Niewątpliwie wydarzeniem pobytu we Włoszech była też wizyta piłkarzy, trenerów i działaczy naszego klubu w Castel Gandolfo - letniej rezydencji Papieża Jana Pawła II, gdzie członkowie ekipy byli osobiście przyjęci przez Głowę Kościoła. Wracając do domu Lechia niejako z marszu zagrała ligowy mecz w Opolu, gdzie zmiotła z boiska Odrę 3:0.
Biorąc pod uwagę 63-letnią historię klubu "dorobek" zagranicznych zgrupowań Lechii wygląda nadzwyczaj ubogo. Oceniając to, trzeba wziąć jednak pod uwagę uwarunkowania polityczne ("zimna wojna") oraz ekonomiczne (zacofana gospodarka) jakie towarzyszyły naszemu klubowi przez ponad 40 lat. Teraz, gdy żyjemy już w innej Polsce, a odradzająca się Lechia systematycznie pnie się w górę w hierarchii krajowego futbolu, poprawienie tego bilansu jest obowiązkowe! Nie chodzi tu o zachwyt nad jednorazowym wyjazdem do Turcji. Jeśli Lechia ma w przyszłości stanowić o sile polskiej piłki klubowej, to musimy się powoli przyzwyczajać do jednego lub dwóch takich zgrupowań rocznie. Czego wszystkim, którym dobro Lechii Gdańsk leży na sercu życzę...!