lechia.gda.pl

Tygodnik lechia.gda.pl nr 142 (7/2008)
11 marca 2008


MŁYNARZ LECHII: O DOPINGU, OPRAWACH I KIBICACH

Będziemy walczyć o swoje

Dariusz z Chełmu, kibic Biało-Zielonych, został kilka miesięcy temu nowym młynarzem na stadionie Lechii. Wypełnił w ten sposób lukę powstałą po rezygnacji swojego poprzednika - Rywina. Z Dariem, zwycięzcą ostatniej edycji Ligi BetONów, rozmawialiśmy w sobotę o kibicach i ich problemach, jakości dopingu na Lechii oraz sposobach i planach na jego poprawę, oprawach, flagach, a także karach.

KAROL SZELOŻYŃSKI, AGNIESZKA BŁAŻYŃSKA
Gdańsk
adres: http://lechia.gda.pl/artykul/11888/
kontakt: lechia@lechia.gda.pl

Debiutowałem razem z Kubickim

Opowiedz jak to się stało, że zostałeś młynarzem na Lechii? Pamiętam, że mniej więcej w sierpniu 2007 był okres, kiedy brakowało osoby chętnej do poprowadzenia dopingu.

Dario: Po odejściu Rywina (poprzedni młynarz - przyp. red.) z meczu na mecz było coraz gorzej, jeśli chodzi o doping na stadionie. Należałem do grupki osób, której to się nie podobało, a zarazem bardzo chcieliśmy zrobić coś na plus. Pewnego dnia byłem tak zdenerwowany tą sytuacją, że stwierdziłem: trzeba coś z tym zrobić. Postanowiłem wówczas zorganizować spotkanie, na którym wyjaśnilibyśmy sobie parę kwestii, omówilibyśmy główne mankamenty.

- Podczas tego spotkania, samo z siebie wyszło, że zostałem wybrany na osobę, która będzie potrafiła prowadzić doping. Nikt inny nie chciał, a ja czułem się na siłach, więc podczas wrześniowego meczu z ŁKS-em Łomża po raz pierwszy zająłem się prowadzeniem dopingu na stadionie. Można powiedzieć, że debiutowałem razem z Dariuszem Kubickim, bo dla niego ten mecz także był debiutem, ale w innej roli. Doping prowadziłem wówczas z prostej. Chwilowe przeniesienie młyna w to miejsce było moją decyzją, gdyż potrzebowaliśmy rewolucji, aby zakończyć trwający dramat. Następnie była Warta Poznań itd.

Policzyłeś ile było spotkań, na których prowadziłeś doping?

- Nie liczę tego. We wrześniu, grając na sztucznej murawie na Lechii, zerwałem więzadła krzyżowe w kolanie. Przeszedłem w związku z tym dwie operacje i wciąż chodzę o kulach. Mimo to starałem się być na meczach i prowadzić doping. Na przykład na mecz pucharowy z Wisłą Płock przyjechał z Anglii mój brat i "wrzucił" mnie na gniazdo. (śmiech) Jakoś daję radę.

Czy uważasz, że jesteś odpowiednią osobą na tym stanowisku? Bo jak na młynarza jesteś dość młodą osobą i kilka lat młodszą choćby od swojego poprzednika. Czy sądzisz, że masz odpowiedni posłuch wśród kibiców zebranych w młynie?

- Uważam, że jestem jak najbardziej odpowiednią osobą. Póki co nie ma żadnych problemów, a jeśli będą, to postaram się je rozwiązać. Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony, ale idziemy cały czas do przodu i pracujemy nad dopingiem.

Stanęliśmy w martwym punkcie

Często w klubach młynarzem zostaje się na kilka i więcej lat. Czy również chciałbyś doprowadzić do sytuacji, aby na Lechii mówiło się "młynarz", a myślało "Dario"? Czy raczej chcesz pełnić tę rolę do czasu aż nie znajdzie się ktoś inny?

- Teraz już myślę, że zasiedliłem się na stałe. Gdyby na stadionie była inna osoba, która mogłaby prowadzić doping, to już by się znalazła. Rywin w ciągu paru lat zrobił naprawdę dobrą robotę, ale odszedł i stanęliśmy w martwym punkcie, była tragedia. Dorwałem się do tego i nie mam zamiaru nikomu odpuszczać, bo czuję się na siłach, aby pełnić tę rolę.

Mówiłeś, że nie jesteś zadowolony z jakości dopingu na Lechii. Jak w takim razie oceniasz jego jakość?

- Jeszcze niedawno doping był tragiczny. Teraz jest trochę lepiej, ale bardzo dużo nam brakuje do tego, aby atmosfera na stadionie była taka, na jaką Lechia zasługuje. Organizowane są spotkania w celu poprawy jakości dopingu, ale jak widać, zbyt dużo osób na nie nie przychodzi, co mnie bardzo martwi. Bo kiedy mamy poprawić jego jakość, jeśli nie na tego typu spotkaniach? Na meczach nie ma czasu, aby wprowadzić nowe przyśpiewki czy poprawić mankamenty, które nas drażnią. Jeszcze raz zapraszam do przychodzenia na treningi dopingu.

Z czego według ciebie wynikało to, że doping na stadionie był tak tragiczny?

- Z braku chęci. Wielu ludzi z różnych względów odwróciło się od młyna, wolą usiąść na łuku. Ja próbuję ściągnąć ich z powrotem pod zegar, bo to jednak my reprezentujemy Lechię. Powoli wszystko wraca na właściwy tor, ale jest jeszcze bardzo, bardzo daleko. Czeka nas wiele lat pracy.

Dużo osób nie chce przychodzić pod zegar również dlatego, że często w głównej części tego sektora dominują dzieci czy lansujące się przed kolegami tzw. różowe landrynki.

- Tak. Większość tych osób z racji wieku z pewnością będzie przyszłością dopingu na tym stadionie. Ale na dzień dzisiejszy nie mogą jeszcze stanowić o sile młyna. O niej powinni stanowić starsi wyjadacze. Młodzi jak najbardziej, ale powinni przyglądać się z boku.

Sam często widzę, że na środku sektora pod zegarem siedzą właśnie młodzi, a ci starsi, znający wiele pięknych i obecnie praktycznie piosenek, muszą stać gdzieś z boku. A powinno być przecież dokładnie odwrotnie.

- Powiem wam tak: jestem na to strasznie uczulony. Wrzuciłbym do gazu, że tak brzydko powiem, wytępiłbym te wszystkie "pokemony". Nie wiem po prostu, co się dzieje.

Pamiętam, że jeszcze kiedy Rywin prowadził doping, to tuż przed meczem patrzał kto jest obecny na sektorze i pokazywał, gdzie kto ma stać, gdzie dany rząd ma się przesunąć.

- Zgadza się. Robert robił wspaniałą robotę. Od wiosny również mam zamiar ustawiać i przemieszczać ludzi w ramach młyna.

Czy z meczu na mecz widzisz jakiś progres w jakości dopingu? Czy po prostu atmosfera jest uzależniona od jakości przeciwnika czy obecności kibiców gości?

- Jest na Lechii elita, grupka ludzi, którzy chodzą na mecze, ale motywują się ze względu na przeciwnika. Ja chciałbym stworzyć taki stereotyp, że będziemy dopingować Lechię, a nie rywala. Że bez względu na przyjazd kibiców gości czy tego, jacy piłkarze pojawiają się na murawie, Traugutta i cały Wrzeszcz będą tętnić życiem.

Chęci poszły się walić

Nie wiem czy podzielasz moją opinię, ale mnie osobiście jako kibica Lechii, bardzo denerwuje sposób, w jaki śpiewa się nasz hymn.

- Chciałem uniknąć tego pytania, ale nie ma się co oszukiwać. Muszę przyznać, że dużo ludzi po prostu nie zna hymnu. Nie zna melodii, przyspiesza.

Dokładnie o to mi chodzi. Mam wrażenie, że większość kibiców śpiewa go tak jak Lech, który to przecież "zapożyczył" tę pieśń od Lechii, a nie odwrotnie. Poznaniacy w swoim wykonaniu pozbawili ją charakterystycznie wydłużonych wyrazów "my" i "wierzymy", przez co straciła ona cały swój klimat. Czy robisz coś, aby tę sytuację poprawić?

- Będę nad tym pracował, bo hymn jest po prostu źle śpiewany. Nie dość, że przyspieszany, to jeszcze źle melodyjnie. Takie kwestie możemy jednak poprawić tylko na spotkaniach. Wiadomo, że jak na trening dopingu przyjdzie 30 osób, które nauczą się śpiewać hymn poprawnie, to może będzie lepiej, ale 10 tysięcy ludzi na stadionie nie przekrzyczymy.

Na początku meczu na pewno. Ale często hymn śpiewany jest w trakcie meczu, kiedy reszta stadionu milczy. Wtedy są możliwości, aby zaśpiewać go poprawnie i aby cały stadion usłyszał jak powinien brzmieć.

- Z początku starałem się w jakiś sposób ręką tonować melodię. Inna sprawa, że kiedy zaczynamy śpiewać hymn przy wyjściu piłkarzy i ja rozpocznę go słowami "O nasz", to część stadionu odpowiada tymi samymi słowami, a część od razu przechodzi do słów "my wierzymy". Tymczasem poprawny hymn bazuje na tym, że to ja zaczynam słowami "o nasz", cały stadion odpowiada i dopiero zaczyna śpiewać "my wierzymy". Już na samym początku "rozjeżdża" się cała synchronizacja, bo każda część stadionu próbuje albo dogonić inną część i przyspiesza, albo stara się poczekać aż inne sektory ich "dogonią". Każdy śpiewa wówczas co innego. No niestety, nie widzę tutaj innego rozwiązania niż treningi dopingu.

Nie oszukujmy się - większość kibiców jednak nigdy na spotkaniu dopingowym się nie pojawi. To raczej osoby z młyna muszą starać się, aby "nauczyć stadion" śpiewania hymnu.

- Na pewno tak. Przed derbami czy wcześniej przed meczem z Górnikiem, robiliśmy spotkania, na których widziałem po około 100 osób. I to one stanowiły wówczas elitę w młynie. Teraz jednak wygląda to tak, jakby chęci poszły "się walić", bo na spotkania przychodzi dużo mniej kibiców.

- Kończąc temat hymnu - mam już wstępne pomysły, jak poprawić jego wykonanie przez kibiców Lechii. Wiem, że to będzie bardzo trudne, ale mam zamiar wprowadzić gesty, bo nie mogę cały mecz "jechać" na głosie. Chociaż zgaduję, że one się u nas nie przyjmą, bo jesteśmy takimi, a nie innymi kibicami i mamy taką dziwną mentalność. Ale na pewno spróbujemy i będziemy walczyć o swoje.

Poprawić wszystkie mankamenty

Czy treningi dopingu, które były organizowane już w poprzedniej rundzie, teraz w zimę również kilka się odbyło, przynoszą rezultaty? Czy ze spotkania na spotkanie jest coraz lepiej, czy nie do końca, bo na treningi przychodzą te osoby, które i tak znają już teksty i melodie piosenek?

- Na pewno treningi coś nam dają. Choćby to, że rekreacyjnie spotyka się grupa osób i sobie pośpiewa. Jednak te spotkania mają inny cel - poprawy jakości dopingu przy większej ilości osób. Niestety w tej kwestii nic nie zrobię, publikujemy informacje o spotkaniach i staramy się jak możemy, aby odzew był jak największy. Myślę, że jeśli zainteresowanie nimi byłoby większe, to jesteśmy w stanie poprawić wszystkie mankamenty przy wykonywaniu klubowych pieśni. Jednak nawet na chwilę obecną jak najbardziej widzę sens organizowania takich spotkań.

Jednak jak widzę, choćby tego spotkania (obok na trybunie krytej odbywał się właśnie jeden z treningów dopingu - przyp. red.) nie prowadzisz osobiście.

- Zgadza się. Od meczu z Wisłą Płock pracuję głównie nad swoim zdrowiem. Nie byłem w stanie prowadzić treningów dopingu, często nawet mnie na nich nie było. Nie wiedziałem, co się tutaj wówczas działo i nie byłem w stanie być za to odpowiedzialny. Dostawałem tylko telefony z ilością obecnych osób. Mam nadzieję, że już od kwietnia sam zacznę wszystko prowadzić. Od meczu z Wisłą pałeczkę w prowadzeniu spotkań dopingowych przejęli ode mnie kumple i nie mam do nich zastrzeżeń. Ważne, że chcą.

Jeśli już rozmawiamy o tym, co może poprawić doping, to nie można nie poruszyć kwestii nagłośnienia. Pamiętam, że choćby na meczu z Widzewem w 2005 r. kibice sami zorganizowali nagłośnienie, które wydatnie pomogło podnieść jakość dopingu.

- Z tego co wiem, to obecnie nagłośnienie, do którego dostęp będzie miał młynarz, będzie zmieniane i nie będzie obejmowało całego stadionu, a jedynie łuk od strony zegara. Reszta stadionu będzie się dopasowywała do nas. Wszystko organizuje klub, a szczególnie pomógł nam prezes Turnowiecki. Jesienią mieliśmy do dyspozycji nagłośnienie choćby na spotkaniach z Górnikiem czy z Arką. Z tego co wiem, to na wiosnę będziemy mieli je do dyspozycji już na każdym meczu. Jednak w Polsce niczego nie możemy być pewni.

Czy nagłośnienie łuku na wiosnę będzie już wasze własne, niezależne od tego, do którego dostęp ma meczowy spiker, czy nadal będzie obowiązywał układ ze spikerem zawodów, aby sobie wzajemnie nie przeszkadzać?

- Podczas rozmowy z prezesem klubu, dowiedzieliśmy się, że głośniki najpierw będą wynajmowane, a potem je zakupi jako klub. Nie wiem, jak sytuacja w tej sprawie wygląda obecnie, bo są inne osoby, które działają na tym polu.

We wspomnianym przeze mnie spotkaniu z Widzewem kibice sami zorganizowali sobie niezależne nagłośnienie, przynieśli sprzęt, przykleili do ogrodzenia stadionu głośniki. Czy takie uniezależnienie się od klubu jest na dzisiaj niewykonalne?

- Staramy się współpracować z klubem i pomoc z nagłośnieniem, które mieliśmy do dyspozycji jesienią, była nam bardzo na rękę. Na razie nasza współpraca układa się dobrze i niech tak zostanie. Wiem, że nagłośnienie na wiosnę będzie do naszej dyspozycji, ale nie jestem w stanie powiedzieć, na jakich zasadach.

Lwy nam pomogą

Inna sprawa - bęben i megafon. Tak podstawowe atrybuty, a były spotkania, na których ich brakowało.

- Zgadza się. Mieliśmy duże problemy ze "szczekaczką". Nie wiem czy dysponujemy wadliwym sprzętem, czy co, ale są takie momenty w meczu, kiedy muszę korzystać wyłącznie ze swojego głosu, co jest dla mnie bardzo męczące. A wiele było takich spotkań, kiedy ani razu nie miałem przy sobie megafonu.

- Co do bębna. W tej kwestii bardzo dobrą robotę robi Limak, z którym siedzimy razem na gnieździe. Chłopak męczy ten bęben i bardzo ładnie mu to wychodzi. Niedawno była jakaś zbiórka i teraz zakupił nowy egzemplarz, który będzie z nami w Gliwicach (rozmawialiśmy w sobotę - przyp. red.). Bęben na pewno będzie obecny na każdym wiosennym meczu Lechii w Gdańsku.

Z jakości dopingu, na jakich meczach byłeś najbardziej zadowolony, a na jakich najmniej?

- Nie byłem na żadnym meczu zadowolony, bo wciąż brakuje nam bardzo dużo do elity. A właśnie chcemy zrobić na Lechii elitę, jeśli chodzi o doping w Polsce. Były mecze słabsze i lepsze, wiadomo. Dobrze czułem się na Górniku Zabrze, a oprócz tego jeszcze na derbach i Wiśle Płock. Nie mogę powiedzieć, że byłem dumny, ale podczas tych spotkań zobaczyłem, że jest nadzieja. Z kolei za nic nie mogę zdecydować, które spotkanie było najsłabsze.

Kolejna kwestia - oprawy spotkań. Ty się nimi bezpośrednio nie zajmujesz, ale musisz wiedzieć, co jest grane, bo - używając terminologii piłkarskiej - gracie do jednej bramki.

- Oprawy jesienią nie były może na najwyższym poziomie, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że jestem z ich poziomu niezadowolony. Były one takie, na jakie pozwalały fundusze, którymi dysponowali Greengosi. Gdyby były większe nakłady finansowe, to wiadomo, że opraw również byłoby więcej i byłyby tworzone z większym rozmachem. Teraz powstało nowe stowarzyszenie - Lwy Północy i inaczej ma to wyglądać, bo będziemy przez nich wspomagani finansowo. Dzięki temu, że będziemy robić wszystko razem, to efekt będzie lepszy. Do tej pory ludzie wychodzili z założenia, że nie ma po co wrzucać do puszki.

Zgadzam się, ale postaw się w roli takiego kibica, który przychodzi na mecz z rodziną i widzi dziewczyny, które stoją z puszką i zbierają do niej pieniądze na oprawy. On nie wie, co to jest grupa Greengos, która w dodatku kiedyś nazywała się Greengos88 czy wcześniej Ultras Lechia. Dla takiego kibica, który mógłby was wspomóc na pewno ważna jest wiarygodność takiej grupy.

- Dlatego właśnie cieszymy się, że będziemy współpracować ze stowarzyszeniem Lwy Północy, które jest zdecydowanie bardziej kojarzone w kręgach kibiców. W dodatku ma ono bardzo duży rozgłos medialny. Jestem przekonany, że teraz będzie to wyglądało zupełnie inaczej, co przełoży się na lepszą jakość opraw.

Jakie nowe elementy opraw są przewidziane na wiosnę? Wiadomo, że jest tak oczekiwane sztuczne oświetlenie, są latarnie, które również można wykorzystać do zawieszenia płócien, bo taki pomysł pojawił się na forum.

- Pomysły są i to różne. Wiem, że na mecz z Wisłą Płock są już podjęte prace. Ja w nich jednak nie uczestniczę z powodu mojego zdrowia i jak na razie nie mam na to wpływu. Czas pokaże, co będzie zorganizowane. Wierzę, że będzie to coś fajnego, co przyciągnie kibiców.

Zdecydowanie za mało sprzeciwu

Jak to jest z racami? Czy one w końcu są zabronione, czy nie są? Czy są jakieś kary, czy nie ma?

- Pomysł PZPN-u jest według mnie bardzo... zły, żeby nie powiedzieć mocniejszego słowa. Piłka nożna jest dla kibiców, piłkarze grają dla kibiców, klub ma pieniądze z kibiców, bez kibiców nie ma sportu. Race poprawiają widowiska. Działamy bardziej we wschodniej części Europy, gdzie race na meczach są odpalane.

- Polskiej piłce potrzebne jest to, aby cały kraj żył tym sportem, a nie do końca tak jest. Nie ma ani poziomu sportowego, a teraz obniżany jest także poziom na trybunach. Wszędzie w Polsce jest problem, aby wnieść race na stadion. A nawet jak się wniesie i odpali, to później klub musi opłacać kary finansowe.

Jeśli już mówimy o zakazach, to wiemy, że w ostatniej rundzie PZPN rozpoczął nowy "show" pt. zakazane flagi.

- PZPN wymyśla coraz to większe bzdury dotyczące flag, które wiszą na płocie stadionu. To my w latach 80. walczyliśmy z komuną i próby odbierania nam prawa wyrażania swoich poglądów są nietrafne.

Nie uważasz, że w Polsce jest za mało stanowczego sprzeciwu ze strony kibiców? Widać jak na dłoni, że PZPN krok po kroku dąży do tego, aby na trybunach siedzieli tylko kibice z popcornem w ręku?

- Jest zdecydowanie za mało sprzeciwu. Za 20 lat, kiedy już piłkarsko nie będziemy pół wieku za Europą, będzie za późno, aby wtedy próbować protestować. Na Lechii na pewno staramy się z tym walczyć. Kiedyś kazano nam zdjąć flagę, to została przewieszona przez ekipę odpowiedzialną za flagi w inne miejsce. A w meczu z GKS-em Katowice były problemy z faną Malborka, która ostatecznie nie została zdjęta. I niech tak pozostanie.

Jeszcze o flagach. Czy według ciebie na płocie podczas meczów nie wisi zbyt mało fan? Lechia ma tyle pięknych płócien, a często płot świeci pustkami, zwłaszcza od połowy prostej i dalej w stronę sektora gości.

- Nie mam zastrzeżeń do ilości flag, które wiszą u nas na płocie. Wiadomo, że zawsze może być lepiej. Podoba mi się klimat, jaki jest na Wiśle, gdzie przez część meczu wiszą jedne flagi, za chwile są w ich miejsce wieszane inne i bezustannie cały płot jest oflagowany, ale myślę, że nasza akcja z Władcami Północy na derbach nie była wcale gorsza.

A co z flagami na wyjazdach? Kiedyś ciężko było znaleźć jakąkolwiek flagę. Czy teraz to się zmieni?

- Na wyjazdach jest inaczej, zwłaszcza, że jedziemy w Polskę. Ale myślę, że od tej rundy będzie inaczej i sytuacja zmieni się diametralnie. Na pewno nie będzie tak, że nie jeździmy z faną, bo boimy się ją stracić.

Powiedz na koniec, jakie masz plany na wiosnę pod względem dopingu?

- Na pewno cały czas chcemy walczyć o poprawę jakości dopingu poprzez treningi. Jest nowe stowarzyszenie, które liczę, że wydatnie nam pomoże. Dobrze idzie naszym piłkarzom, wierzę, że będzie awans, przyjadą lepsze zespoły, jest okres, kiedy chodzi się na Lechię, są mecze po 8, 9 i 10 tysięcy widzów.

Nie boisz się tego, że po awansie na stadion przyjdą jeszcze większe tłumy kibiców, którzy nie znają klubowych pieśni? Że jeśli podczas tej wiosny nie wyrobi się "kręgosłupa" dla dopingu, to po awansie będzie już o to zbyt ciężko?

- Tak i cały czas będziemy z tym walczyć. Nie mówię w żadnym razie, że po awansie do I ligi, wszystko będzie już zrobione, a wszystkie plany - zrealizowane. Tak na pewno nie będzie. Na całym świecie jest tak, że po awansie na stadion przychodzą tzw. pikniki. To ważne, bo wtedy obiekt jest pełny. Ale ja wierzę, że z czasem tacy kibice zmienią się w tych prawdziwych, którzy chodzą na mecze bez patrzenia na to, z kim akurat gra Lechia czy jaką rangę mają dane rozgrywki.




Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
POWRÓT