To, że Lechii Gdańsk kibicują tysiące ludzi z Grodu nad Motławą, a także okolicznych miejscowości wiadomo nie od dzisiaj. Jednak jeszcze 12 lat temu (czasy Lechii/Olimpii), kiedy to ostatni raz trybuny stadionu przy Traugutta wypełniały się w całości, nie obowiązywały jeszcze tak surowe wytyczne co do pojemności stadionu, przy której można przeprowadzić imprezę masową. Wówczas obecność kilkunastu tysięcy kibiców na meczach z Legią, czy Widzewem nie stanowiła większego problemu. Następne lata przynosiły z kolei coraz gorsze wyniki zespołów grających na tym obiekcie (zdegradowana Lechia/Olimpia, później Lechia-Polonia), z czym w parze szła coraz niższa frekwencja na stadionie. Aż wreszcie przyszedł rok 2001. Wtedy odrodziła się prawdziwa Lechia Gdańsk, na której mecze już od startu w A-klasie aż po dziś dzień przychodziło więcej ludzi, niż na spotkania innych zespołów z tych samych lig.
Pierwsze rekordy frekwencji, oczywiście jak na daną klasę rozgrywkową odrodzona Lechia biła od samego początku. Gdzie indziej niż w Gdańsku mecze A-klasowe oglądała bowiem ponadtysiącosobowa publiczność? Kolejne lata, po kolejnych awansach przynosiły kolejne sukcesy po względem ilości fanów Biało-Zielonych na trybunach. W sezonie 2003/2004 mecz IV ligi Lechia Gdańsk – Cartusia Kartuzy obejrzało 3500 widzów. Tyle samo fanów zasiadło na meczu Pucharu Polski ze Szczakowianką Jaworzno w 2004 r. W tym samym roku, tylko że już w III lidze mecze Lechii z Toruńskim KP oraz Kotwicą Kołobrzeg oglądało już po 6000 fanów. To frekwencja, której mogłyby pozazdrościć nawet niektóre zespoły ekstraklasy! Mecze drugoligowe przyniosły kolejną zwyżkę pod tym względem. Jednak dopiero od rundy wiosennej 2008 organizatorzy meczów przy Traugutta zaczęli mieć z tym poważny problem.
Pierwsze dwa spotkania Lechii w Gdańsku pokazały, że chętnych do ich obejrzenia jest więcej, niż mogą pomieścić osób trybuny stadionu, czyli 10 tysięcy. To sytuacja, z którą chyba jeszcze nigdy w Gdańsku się nie spotkano.
To, że przy okazji meczów Lechii z Wisłą Płock i Polonią Warszawa po raz pierwszy w historii miała miejsce sytuacja, kiedy na trybunach T29 zabrakło wolnych miejsc, wcale nie oznacza, że frekwencja publiczności zaczęła bić na nich rekordy wszechczasów. Przecież w latach 80. ubiegłego stulecia na Lechię przychodziło po około 20 tysięcy ludzi, a w szczytowym momencie – na meczu z Juventusem w 1983 r. na Traugutta pojawiło się, według różnych wersji, około 30-40 tysięcy kibiców. Co zatem się stało, że dziś mecze Lechii „u siebie” może oglądać na żywo zaledwie około 1/3 część osób, w porównaniu z frekwencją sprzed 25 lat?
Powodów jest kilka. Przede wszystkim obecnie funkcjonują dużo bardziej rygorystyczne ograniczenia dopuszczalnej ilości osób, mogących obejrzeć mecz, ze względów bezpieczeństwa. Dodatkowo spora część stadionu zostaje wyłączona z użytku w celu utworzenia sektorów buforowych po obu stronach sektora dla kibiców gości. Wreszcie po trzecie, ponad połowa trybun jest już zaopatrzona plastikowymi fotelikami, które pomieszczą mniejszą ilość osób, niż drewniane ławki, na których można się ścisnąć jak przysłowiowe sardynki w puszce - a takie jeszcze do niedawna pokrywały całość trybun.
Czy zatem zmuszeni jesteśmy czekać na wybudowanie Baltic Areny, żeby móc obejrzeć mecz Lechii w Gdańsku przy widowni liczącej więcej niż 10, góra 11 tysięcy fanów? Niekoniecznie.
- Jesteśmy po wstępnych rozmowach z władzami MOSiR i będziemy składać wniosek o zwiększenie pojemności stadionu podczas meczów Lechii - mówi dyrektor klubu, Błażej Jenek. - W tym celu trzeba by było przesunąć sektor gości, a także pomniejszyć sektory buforowe. Da się to zrobić. Z tym, że najistotniejsza będzie zmiana dojścia do sektora gości.
I właśnie w tym tkwi cały problem mocno ograniczonej pojemności T29. Do sektora kibiców przyjezdnych jedyne dojście ciągnie się przez całą szerokość trybun – niemal od wysokości Alei Gwiazd, prawie aż do wysokości trybuny krytej. Stąd przymus wyłączenia z użytku całej przestrzeni trybun, znajdującej się właśnie pod tą alejką. I choć szerokie sektory świecące pustkami podczas meczów aż proszą się, by je wykorzystać, ze względów bezpieczeństwa nie jest to możliwe.
Planowana zmiana dojścia na stadion dla kibiców gości może jednak nieco zmienić ten obrazek. Nowy chodnik miałby być o wiele krótszy i znajdowałby się w okolicy stacji transformatorowych. To oznaczałoby, że nie „pokrywałby” się on z trybunami stadionu, dzięki czemu można by było zwęzić sektory buforowe do wymaganego minimum. To pozwoliłoby na przeznaczenie około 2000 dodatkowych miejsc dla fanów Lechii. Te plany zostaną jednak zrealizowane nie wcześniej niż po zakończeniu obecnego sezonu.
A jeśli pojemność stadionu już dziś byłaby większa o te 2000 miejsc, to czy niektórzy kibice nie musieliby obejść się smakiem i wrócić do domów, bo zabrakło dla nich wejściówek, jak to miało miejsce przed meczem z Wisłą Płock?
- Szacujemy, że na mecz z Wisłą Płock nie weszło ok. 250 – 300 osób, dla których zabrakło biletów - mówi Jenek. Wniosek zatem jest prosty. Na chwilę obecną 12-tysięczny stadion byłby jeszcze wystarczający. Jednak zapewne nie na długo, bo mecze Biało-Zielonych w ekstraklasie będzie chciało obejrzeć już o wiele więcej sympatyków piłki nożnej.
- Dlatego nie prowadzimy działań marketingowych mających na celu zwiększenie frekwencji na stadionie. Nie mielibyśmy bowiem już gdzie pomieścić więcej osób, niż jest teraz, a jedynie ponieślibyśmy koszty - przyznaje dyrektor Lechii.
Na koniec trochę statystyki. O ile w ostatnich latach, kiedy Lechia grała w niższych ligach stadion przy Traugutta gromadził najwięcej kibiców spośród wszystkich obiektów klubów, które rywalizowały z gdańszczanami w rozgrywkach ligowych, o tyle na zapleczu ekstraklasy pod względem frekwencji Biało-Zieloni nie są już na szczycie.
Rozegranych w tym sezonie 12 meczów na T29 obejrzało 75000 kibiców. Daje to średnią 6250 osób na mecz. Byłaby ona znacznie gorsza, gdyby nie dwa ostatnie spotkania - z Wisłą i Polonią, które obejrzało w sumie prawie 22000 osób. Lechia pod względem frekwencji jest jak na razie na 2. miejscu. Lideruje Arka Gdynia, której 11 meczów obejrzało w tym sezonie 80000 kibiców, co daje średnią 7272 osoby na mecz. W czołowej trójce II ligi jest jeszcze GKS Katowice. Jego 12 spotkań obejrzało 65000 widzów, co daje średnio 5416 kibiców na mecz. Niewiele mniejszą widownię ma jeszcze beniaminek ligi GKS Jastrzębie. Tam na mecze przychodzi średnio 5154 fanów (56700 w 11 meczach). O wiele niższą frekwencję ma o dziwo lider drugoligowej tabeli Piast Gliwice. Tam jej 10 meczów obejrzało zaledwie 33000 kibiców (średnio 3300 na mecz). To jednak i tak tłumy w porównaniu z najsłabszym pod względem frekwencji w lidze Kmitą Zabierzów. 12 meczów zespołu z Małopolski obejrzało w sumie zaledwie 7000 osób. Daje to wyjątkowo niską średnią 583 osób na mecz.
Jak więc widać, nie tylko piłkarze Lechii są w czołówce zaplecza ekstraklasy, ale również ich kibice. Wydaje się, że jeśli ci pierwsi będą dalej grać tak jak ostatnio i piłkarska ekstraklasa będzie coraz bliżej Gdańska, to i pod względem frekwencji na trybunach Lechia nie będzie miała większych problemów z uplasowaniem się w czołówce ligi. A patrząc jeszcze na to z kim rywalizacja pod tym względem miałaby się toczyć, aż ciśnie się na usta: walczymy o mistrzostwo!