Lechiści jako zespół II-ligowy rozpoczęli rozgrywki od I rundy, w której zmierzyć musieli się w wyjazdowym spotkaniu z Jarotą. Wygrali je pewnie, bo aż 4:1 i awansowali do kolejnego etapu, 1/16 finału Pucharu Polski.
Tam na ich drodze stanął pierwszy poważny rywal - I-ligowy Górnik Zabrze. Jednak to gdańszczanie byli gospodarzami spotkania, dzięki czemu istniała nadzieja, że Lechii uda się sprawić niemałą niespodziankę swoim kibicom. Tak też się stało. Po 90 minutach gry na stadionie przy ul. Traugutta było 1:1. Lechiści tę konfrontację mieli szanse zakończyć już w dogrywce, kiedy to w 95 minucie spotkania drugą bramkę tego popołudnia zdobył Paweł Buzała i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Jednak trzy minuty później, reprezentant Polski, Tomasz Zahorski, doprowadził do wyrównania. W karnych lepsi okazali się piłkarze z Gdańska, którzy wywalczyli awans do 1/8 finału PP.
Tu po raz kolejny szczęście uśmiechnęło się do Biało-Zielonych. Nie dość, że znowu byli gospodarzami meczu, tym razem w ramach 1/8 finału rozgrywek, to na dodatek ich rywalem miała być II-ligowa Wisła Płock, która do tej pory spisuje się poniżej oczekiwań. Lechiści łatwo poradzili sobie ze spadkowiczem z I ligi, ponieważ płotczanie wracali do domu z bagażem pięciu bramek przy zaledwie jednej strzelonej.
Kolejne losowanie odnośnie par 1/4 finału Pucharu Polski wyłoniło kolejnego rywala dla Lechii. Tym razem Biało-Zieloni pierwszy mecz mieli rozegrać na wyjeździe, zaś rewanżowy na swoim boisku. Jednak najbliższy przeciwnik, z którym mieli zmierzyć się gdańscy piłkarze, przerósł chyba oczekiwania wszystkich kibiców. Miała to być ”sławna” Legia Warszawa...
Lechiści w Warszawie ulegli gospodarzom 0:1 po błędzie w defensywie jednego z obrońców po stałym fragmencie gry. - Legia miała bardzo dużą przewagę, szczególnie w drugiej połowie, lecz nie stworzyła zbyt wielu klarownych sytuacji. Szkoda, że dostaliśmy bramkę ze stałego fragmentu gry. Kasperkiewicz nie upilnował Wawrzyniaka w polu karnym i Legia zdobyła swojego jedynego gola w tym meczu - mówił po pierwszym spotkaniu kapitan zespołu, Jacek Manuszewski.
Minimalna porażka w Warszawie nie przesądzała o awansie stołecznego klubu. Kibice, jak i sami piłkarze widzieli szansę na wyeliminowanie Legii i sprawienie niemałej niespodzianki. - Chcemy udowodnić sobie i kibicom, że możemy tutaj wygrać i awansować mimo, że pierwszy mecz zakończył się porażką. Koncentrujemy się na tym, żeby zagrać dobrze i wygrać z Legią - mówił na łamach naszego serwisu dzień przed meczem rewanżowym pomocnik, Łukasz Trałka.
Mecz rewanżowy, pomimo iż był rozgrywany w środę i przy okropnej pogodzie, przyciągnął na stadion we Wrzeszczu pełen komplet, 11 tysięcy widzów. I nie ma się co dziwić, gdyż taki rywal w Gdańsku nie trafia się w ostatnich latach zbyt często. Jednak to właśnie ta ”sławna” Legia narobiła ”smaczku” ekstraklasy, w której po awansie Biało-Zielonych, takie ”święto” przydarzałoby się co tydzień, raz przy Traugutta, raz na wyjeździe.
Licznie zgromadzeni fani oraz przewaga własnego boiska nie wystarczyła jednak na wicelidera I ligi. Legioniści wygrali również w Gdańsku wygrali 1:0 i awansowali do kolejnego etapu rozgrywek Pucharu Polski.
Piłkarze Lechii w minioną środę na pewno jednak nikogo swoją postawą nie zawiedli. Walczyli, starali się, a pamiętać należy też, że obie drużyny dzieli spora przepaść, przede wszystkim finansowa.
- Graliśmy na maksa. Tu nikt nie odstawiał nogi, czego dowodem są żółte kartki w konsekwencji wślizgów, czy ostrej gry spowodowanej naszym zaangażowaniem, ambicją. Nikt nie wyszedł na mecz z Legią z nastawieniem lekceważącym rozgrywki Pucharu Polski. Jestem przekonany, że każdy z chłopaków włożył w ten mecz 100% zdrowia, serca. Po prostu nie udało się wygrać - po drugim spotkaniu z Legią mówił Maciej Rogalski.